cytaty z książek autora "Krzysztof Jacek Hinz"
Za oknem wyłaniają się z oparów gęstej mgły majestatyczne mogoty - kopiaste, stromościenne pagóry, powstałe ze skał wapiennych. Należą do pasma górskiego Sierra de los Órganos. Ich czubki są różowe od wschodzącego słońca. To jedno z tych magicznych miejsc na świecie, które trzeba zobaczyć - i można umierać. Mogoty leżą często w znacznej odległości od siebie w całej krasowej dolinie Viñales w zachodniej części wyspy. W swoich wnętrzach kryją wyżłobione przez wodę jaskinie. (...)
Za oknem piętrzą się imponujące mogoty, które mają ponad sto milionów lat.
Tak, Viñales to piękne miejsce do umierania.
Na wyspie nic się przecież nie działo bez wiedzy Naczelnego Wodza. To on decydował o losie wszystkich jej mieszkańców i o tym, kto jest wrogiem rewolucji.
Wyspa ogranicza przestrzeń życiową. Trzeba sobie tę przestrzeń wygospodarować w ściśle określonych ramach, bo dookoła jest tylko morze. Nie ma pogranicza, nie ma kresów, jest jedynie linia brzegowa, za którą kończy się świat. Skazuje to na samotność, ale równocześnie wzmacnia poczucie wspólnoty.
Kubańczycy nie czują się jednak skrępowani rozmiarami swojego kraju. Wprost przeciwnie, mówią o nim z dumą: La Mayor de las Antillas (największa wyspa Antyli).
Mieszkańcowi kraju kontynentalnego trudno zrozumieć, jak można żyć na skrawku ziemi, który w najszerszym miejscu ma nie więcej niż dwieście kilometrów. Ale Kubańczyk się nad tym nie zastanawia, bo dla niego wyspa, zwana niegdyś Perłą Antyli, jest centrum kosmosu.
W odległych już czasach studenckich zastanawiałem się, jak to możliwe, że "sexy rewolucja" z początkowego okresu, której ikonami byli młodzi, przystojni brodacze, uwiodła zachodnią lewicę. Robiły na mnie wrażenie mocarstwowe ambicje Naczelnego Wodza i złudzenia, którymi karmiła się wyspa. Z perspektywy sądzę, że tamte doświadczenia pomagają zrozumieć, dlaczego ten mały kraj karaibski od ponad pół wieku zaprząta uwagę światowej opinii publicznej.
Rok 1969 władze kubańskie nazwały Rokiem Wielkiego Wysiłku. Trwały przygotowania do niezwykłego czynu gospodarczego: rekordowej kampanii cukrowniczej, o której Fidel marzył już od kilku lat. Kuba miała jeszcze całkiem niezłą infrastrukturę przemysłu cukrowniczego z czasów przedrewolucyjnych. Castro zapowiedział największe przedsięwzięcie gospodarcze rewolucji - Rok Dziesięciu Milionów Ton. Sam podniósł poprzeczkę produkcji, mimo że specjaliści ostrzegali go wcześniej, że kubański przemysł cukrowniczy nie jest do tego przygotowany.
Castro już wiedział, że rewolucyjne zaklęcia są tylko opium dla mas. (...) Fidel Castro po mistrzowsku potrafił przekuć porażkę w zwycięstwo. Doskonale posługiwał się argumentem, że prawdziwy rewolucjonista ma prawo do błędów, i sam wyznaczał granice tych błędów. Stało się to trwałym elementem retoryki Naczelnego Wodza.
Chłonąłem Hawanę.
W nocy buchała mdłą słodyczą tropików i zmysłowością kobiet, a w dzień obezwładniała spowolnionym rytmem życia, przerywanym jedynie przez pędzących na enerdowskich motocyklach wojskowych.
Mogliśmy pić do woli chińską czarną herbatę dostępną w aptekach w charakterze lekarstwa. Według współmieszkańców [akademika] był to znak, że coś z nami jest nie w porządku.
Rytm życia w dwudziestopiętrowym akademiku przy ulicy Dwunastej i nadbrzeżnym bulwarze, zwanym Maleconem, wyznaczały zabiegi o zdobycie wody, która nie chciała płynąć z kranów. W tropiku, gdzie po każdym wyjściu na ulicę człowiek jest spocony, było to nieznośne. Musieliśmy nauczyć się kąpać w dwóch litrach wody, ale tak, żeby jej nie stracić, bo potrzebna była jeszcze do spłukania muszli klozetowej.
Uniwersytet mieści się w dzielnicy Vedado, na wzgórzu zwanym dzisiaj Uniwersyteckim. Pamięta czasy patriotycznych wystąpień i krwawych zamieszek studenckich, stał się uniwersytetem rewolucjonistów - z konieczności i z potrzeby. Prowadzą do niego długie i szerokie schody z osiemdziesięcioma ośmioma stopniami.
Budynki zaprojektowane z myślą o kolejnych pokoleniach Kubańczyków pełniły w coraz większym stopniu funkcję tymczasowych przystani. Tych zatrzymujących się w Hawanie na krótko można też było spotkać w hotelu Habana Libre (dawnym Hiltonie), który przez kilka miesięcy był kwaterą główną zwycięskich rewolucjonistów z Fidelem Castro i Ernestem Che Guevarą na czele. Tymczasowość i siermiężność rozwiązań stały się znakiem firmowym miasta, które podupadało w tempie proporcjonalnym do niekontrolowanego napływu ludności z głębi kraju.
Edificio Fosca to trzydziestodziewięciopiętrowy budynek w kształcie otwartej książki. Kiedy został oddany do użytku w 1956 roku, wzbudził powszechny zachwyt i zainicjował erę budowy w Hawanie drapaczy chmur. Był to wówczas jeden z najwyższych na świecie budynków z betonu. Kubańscy architekci i inżynierowie zaprojektowali go dla pracowników krajowej rozgłośni radiowej i telewizyjnej CMQ. Czterysta apartamentów, pięćset miejsc parkingowych w podziemiach, restauracje, biura, teatr oraz centrum handlowe, a na trzydziestym trzecim piętrze bar La Torre z widokiem na Hawanę. Projekt budynku był zgodny z ideami Le Corbusiera, by w obrębie miasta tworzyć autonomiczne kompleksy mieszkaniowe.
Mieszkania i długie korytarze na piętrach zostały tak zaprojektowane, że zawsze czuje się w nich powiew oceanu, łagodzący duchotę tropikalnego upału. I to właściwie wszystko, co pozostało z czasów świetności. Nieremontowany wieżowiec stopniowo podupadał, często nie dochodziła do niego woda, stawały windy.
Nić powiązań rodzinno-sąsiedzkich obejmują całą wyspę, wszyscy się znają, jeżeli nawet nie bezpośrednio, to przecież zawsze można znaleźć wspólnych znajomych, wystarczy zagadnąć: "Słuchaj, kochanie, chyba jesteś z Oriente, tak jak..." - a dalej jakoś pójdzie. Jedno wielkie Macondo, jak w "Stu latach samotności" Marqueza.
Podupadał również hotel Nacional położony na skalistym wzgórzu górującym nad Maleconem. Ten potężny budynek w stylu art déco, który Alejo Carpentier ochrzcił mianem zaczarowanego zamku, gościł przed rewolucją Winstona Churchilla i Franka Sinatrę. To tutaj wygnany z USA Lucky Luciano zwołał w 1946 szczyt gangsterów, a później otworzył kasyno i klub nocny.
Inna legenda mafii - Meyer Lansky, który urodził się w Grodnie jako Majer Suchowliński - wybudowała w spółce z Batistą hotel Riviera, w tamtych czasach największy na świecie hotel-kasyno. Ustępował splendorem tylko Las Vegas. Lansky uchodził za specjalistę od prania brudnych pieniędzy. Na mapie gangsterów znajdował się także hotel Sevilla w Starej Hawanie, gdzie całe szóste piętro wynajmował otoczony ochroniarzami Al Capone, który w czasach prohibicji przejął kontrolę nad kontrabandą alkoholu z Kuby do USA.
Już kilka miesięcy po zwycięstwie rewolucji w hotelu Nacional zatrzymał się zafascynowany brodatymi rewolucjonistami Jean-Paul Sartre wraz z Simone de Beauvoir i tutaj pisał swój reportaż o Kubie "Huragan nad cukrem". Obserwując dobrze jeszcze utrzymane hotele w Vedado, nie ukrywał, że podobają mu się wieżowce, choć tylko wtedy, kiedy ogląda się je z osobna, bo wszystkie razem dają "bezład kształtów i kolorów". Oczyma wyobraźni widział, jak "rewolucja tworzy własną architekturę, która będzie piękna; wyprowadzi z ziemi swoje własne miasta". Z godną pochwały wstrzemięźliwością cieszył się hotelowym apartamentem, dobrze schłodzonym dzięki klimatyzacji. Rozkoszując się "zimnym powietrzem bogaczy", obserwował przez okno spoconych przechodniów wolno poruszających się w tropikalnym upale jak w gęstej mazi. Być może rewolucja miała być lekiem na ten moralny dyskomfort.
Wielu babalaos, czyli kapłanów santerii, uzyskało uprzywilejowaną pozycję dzięki powiązaniom z władzami. Za słone opłaty w dolarach zaczęli dopuszczać do udziału w rytualnych obrzędach zagranicznych turystów, na których największe wrażenie wywoływała ekstaza uczestników rytuałów i krew tryskająca z zarzynanych kogutów. Część dochodów wpływała do pustej kasy państwowej.
Trzeba było wszystko dobrze odczytać, żeby wybrać właściwą drogę i pokierować swoim losem. Pomóc mogły orisza - bóstwa z panteonu wierzeń afrokubańskich, należących do kultu zwanego santeria lub Regla Ocha. To jeden z najbardziej rozpowszechnionych i zakorzenionych na Kubie kultów. Wywodzi się z afrykańskiej kultury Jorubów. (...)
Wierzenia afrykańskie, które docierały na Kubę od szesnastego wieku wraz z niewolnikami, wymieszały się z religią katolicką i z czasem objęły swoim zasięgiem niemal wszystkie grupy społecznie niezależnie od statusu ekonomicznego czy koloru skóry. Efektem synkretyzmu religijnego było utożsamianie bóstw kultów afrykańskich z katolickimi świętymi.
Białe Wymię (...) była dumą władz i bohaterką wielu reportaży. Kubańska poczta wydała znaczek z jej wizerunkiem.
W 1982 roku Ubre Blanca biła kolejne rekordy udoju. Władze odnotowały, że w ciągu jednej tylko doby udało się z niej ściągnąć 109,5 litra mleka (niemal dziesięć wiader), czyli ponad cztery razy więcej niż dawały średnio udoje jednej krowy w większości krajów z dobrze rozwiniętym rolnictwem. Stanowiło to wówczas absolutny rekord. Białe Wymię trafiła do "Księgi rekordów Guinnessa", zostawiając w pokonanym polu czempionkę amerykańską z "mizernym" wynikiem osiemdziesięciu litrów. Fidel Castro pokazywał krowę wielu zaciekawionym nią oficjalnym delegacjom z bratnich krajów.
Ale trzy lata później Białe Wymię padła w niewyjaśnionych okolicznościach. "Granma" poświęciła jej całą stronę pożegnalną, jak przystało w celu uczczenia bohaterki rewolucji. Zmumifikowana Ubre Blanca została zamknięta w szklanej gablocie z utrzymywaną stałą temperaturą, i wyeksponowana w holu Krajowego Ośrodka Weterynarii, kilkanaście kilometrów od Hawany. W Nueva Gerona, mieście "rodzinnym" Białego Wymienia, władze uczciły pamięć bohaterki pomnikiem z marmuru.
Fidel jest megalomanem i demagogiem przepojonym kultem męskości i obsesyjną troską o własny wizerunek. W odróżnieniu od Raula nigdy nie był komunistą, marksizm-leninizm wykorzystał do swoich politycznych celów, a chodziło mu zawsze o jedno: umocnienie swojej władzy. To typowy latynoski caudillo (watażka), apodyktyczny, nieznoszący krytyki i odmiennych poglądów, bezwzględny wobec potencjalnych rywali.
Propagandyści Fidela Castro byli mistrzami manipulacji. Władze cały czas pisały historię na nowo dostosowując ją do aktualnego stanowiska Naczelnego Wodza. Nawet wygłaszane przez niego przemówienia bywały modyfikowane w wersji publikowanej przez "Granmę". To samo dotyczyło zdjęć. Najlepszym przykładem jest znana fotografia Castro wjeżdżającego triumfalnie do Hawany 8 stycznia 1959 roku. W wersji oryginalnej Fidelowi towarzyszyło dwóch równie popularnych i ważnych komendantów rewolucji: Camilo Cienfuegos i Huber Matos. Jednakże Castro uznał Matosa za zdrajcę i został on całkowicie wymazany z kart historii Kuby. Matos znikł ze wszystkich kubańskich reprodukcji słynnego zdjęcia, podobnie jak Lew Trocki w Związku Radzieckim. W publikowanych na wyspie tekstach historycznych nie wspomina się ani słowem o komendancie tak zwanej dziewiątej kolumny, który razem z Fidelem wjechał do stolicy.
Misję aresztowania Matosa Fidel Castro zlecił Camilowi Cienfuegosowi, który był jednym z najbardziej popularnych rewolucjonistów, a jednocześnie przyjacielem komendanta z prowincji Camagüey. (...) Cienfuegos nie wrócił już nigdy do Hawany. Zginął w niewyjaśnionych okolicznościach w katastrofie lotniczej w drodze powrotnej z Camagüey. Podobnie jak on, w tajemniczych okolicznościach zginęło również wielu innych przywódców rewolucji, którzy mogliby konkurować z Fidelem o wpływy lub władzę. Pozostali zostali uwięzieni i skazani na infamię jako zdrajcy. Tylko tym, którzy zniknęli bez śladu, Naczelny Wódz przyznał miejsce w panteonie rewolucyjnych bohaterów.
(...) fascynuje mnie w Hawanie tunel pod Zatoką Hawańską o długości siedmiuset trzydziestu trzech metrów. Jego użyteczność nie zmalała od czasu oddania go do użytku w połowie 1958 roku i nadal jest pomnikiem osiągnięcia technologicznego z przeszłości. Przecinający zatokę na głębokości od dwunastu do czternastu metrów podwodny tunel, wybudowany we współpracy z francuskim przedsiębiorstwem ma cztery pasy ruchu - po dwa w każdą stronę, odpowiednie zabezpieczenia przed przypływami morza (dwa potężne zbiorniki wodne z szybkimi pompami), wentylację, oświetlenie, linię telefoniczną z automatyczną centralką i zabezpieczenie przed pożarami. Zaprojektowany przez kubańskiego inżyniera system gigantycznych rur ze wzmocnionego betonu pozwala wytrzymać napór tysięcy ton wody. Tunel pod zatoką był fragmentem tak zwanego Traktu Monumentalnego, przecinającego miasto z zachodu na wschód. Hawana mogła się już poszczycić trzema podwodnymi tunelami wybudowanymi z wykorzystaniem najnowocześniejszych technologii. Ale kiedy można było ruszyć z budową Hawany Wschodniej, do miasta wkroczyli rewolucjoniści. Nastał czas improwizacji.
Naturalne granice położonej nad Atlantykiem Hawany stanowią od północy Cieśnina Florydzka, a od wschodu Zatoka Hawańska z wąskim wejściem strzeżonym przez dwie fortece położone na przeciwległych brzegach. Zagęszczające się coraz bardziej w rejonie starówki miasto rozwijało się głównie w kierunku południowym i zachodnim. W pierwszych dekadach dwudziestego wieku znajdująca się obecnie w centrum Hawany hotelowa dzielnica Vedado stanowiła właściwie zachodnie obrzeże miasta. Dalej na południowy zachód, za rzeką Almendares, znajdował się Miramar, wówczas ekskluzywne przedmieście w stylu amerykańskim, dzisiaj niezbyt odległa od centrum prestiżowa dzielnica z rezydencjami dyplomatów. O ile mosty i dwa tunele - Linea i Calzada - wybudowane pod rzeką w latach pięćdziesiątych dwudziestego wieku umożliwiały ekspansję miasta na zachód, o tyle na wschodzie przeszkodę w komunikacji z krajem stanowiła Zatoka Hawańska. Trzeba było nadkładać wąskimi drogami ponad dwadzieścia kilometrów, żeby ją objechać. Wreszcie w 1955 roku władze postanowiły wybudować tunel w ramach urbanistycznego projektu rozwoju miasta w kierunku wschodnim. Na drugim brzegu zaplanowano budowę nowego miasta - Habana del Este (Hawana Wschodnia), które docelowo miało liczyć dwieście tysięcy mieszkańców i rozciągać się aż do plaż w Santa María del Mar. Był to nowatorski projekt stworzenia satelickiej aglomeracji na obrzeżach już istniejącej.
Hawana była wówczas jednym z najbardziej imponujących i najciekawszym pod względem architektonicznym miast Ameryki Łacińskiej ze sztandarowymi przykładami stylów art nouveau, art déco i eklektycznego. Ponad dziewiędziesięciometrowej wysokości Kapitol, zaprojektowany na wzór waszyngtońskiego, był najwyższym budynkiem w mieście, kiedy został oddany do użytku w 1929 roku.
Wpływy amerykański widać na każdym kroku, nie tylko architektoniczne i inżynieryjne, ale również urbanistyczne. W budowanych w pierwszych dekadach dwudziestego wieku dzielnicach, takich jak Vedado czy Miramar, ulice na ogół przecinają się pod kątem prostym. Oznaczone są cyframi (arabskie i rzymskie w przypadku większych arterii) bądź kolejnymi literami alfabetu. Z kolei w Starej Hawanie, wywodzącej się z czasów kolonialnych, dominują wpływy hiszpańskie. Ulice mają swoje nazwy własne i bardziej nieregularne kształty, a zabudowa powstała wokół pięciu dużych placów, do których dochodzą główne ulice.
O zatoczce Cojímar usłyszał cały świat już w 1945 roku, kiedy kilka kilometrów od brzegu sześciu rybaków upolowało harpunami Wielkiego Białego Rekina. Był to największy biały rekin, jakiego do tej pory sfotografowano. Ważył ponad trzy tony i miał ponad sześć metrów długości. Potwór był większy od kutra. Świat obiegło zdjęcie zamieszczone w „Le Monde”. Francuski dziennik określił go mianem potwora z Cojímar.
W osiedlu Cojímar położonym naprzeciwko Alamaru, po drugiej stronie zatoczki, można było w latach siedemdziesiątych odnaleźć jeszcze ślady urokliwej niegdyś wioski rybackiej. Tyle że zarówno morze ze swoją zawartością, jak i kutry stały się własnością państwa. Nie dało się już zjeść ryby w Cojímar.
Inaczej było za czasów Ernesta Hemingwaya. Pisarz często cumował tu swój jacht „Pilar” i stąd wypływał ze swoim szyprem Gregoriem Fuentesem na połowy marlina. W barze La Terraza (niegdyś Las Arecas) Hemingway poznał rybaka - Anselma Hernandeza. Być może opowieści Anselma oraz sensacja, jaką wywołał połów Potwora z Cojímar, zainspirowały Hemingwaya do napisania „Starego człowieka i morza”. A kapitan Gregorio Fuentes był najprawdopodobniej pierwowzorem Santiago.
W Cojímar dojrzewały pomysły Hemingwaya na kilka książek. Stąd wracał do swojej posiadłości Finca Vigía (Ranczo Obserwacyjne) w San Francisco de Paula, kilkanaście kilometrów od Hawany. Po drodze, na hawańskiej starówce, zahaczał często o wykwintną restaurację El Floridita na rogu ulic Obispo i Monserrate i kultowy bar La Bodeguita del Medio przy ulicy Empedrado, gdzie wypijał ulubione drinki daiquiri i mojito.
(...) coraz częściej rozchodziły się wieści o śmiałkach zwanych balseros, którzy pod osłoną nocy odbijali na prymitywnych tratwach od brzegu osiedla Cojímar, by pokonać dziewięćdziesiąt mil dzielących Hawanę od Key West. Wielu z nich ginęło w odmętach oceanu, stając się żerem dla rekinów. Tych, których wyłapywała kubańska straż przybrzeżna, zamykano w więzieniach. Tylko co trzeciemu uciekinierowi udawało się dotrzeć do brzegów Florydy.