cytaty z książek autora " Skarlet Albert"
My podróżujemy po kraju Orfeusza i przyglądamy mu się z uwagą. Mijają lata i nie przestaje on nas zaskakiwać. Rodzinne więzy łączą nas z Macedonią i Grecją, i kiedy przemieszczamy się z miejsca na miejsce, porównania nasuwają się same. Te trzy państwa są jak trzy siostry. Te same przyzwyczajenia, mentalność, podobny gust. Tak jak ludzkie istoty nie są identyczne, ale nie ma wątpliwości, że są rodzeństwem.
A w „bałkańskim kociołku” życie wre, choć toczy się wolniej, niż gdzie indziej. Europejskość miesza się z orientem, a przeszłość nie zamierza całkowicie ustąpić miejsca teraźniejszości.
Po tych słowach niewidzialna siła pchnęła wirujący stolik we wskazanym kierunku. Kiedy już było wiadomo, że kontakt z duchami został nawiązany, każdy po kolei prosił o przywołanie bliskiej osoby, z którą chciał się spotkać. – Jest – cichym głosem dama-medium potwierdzała przybycie wezwanego.
Padło pierwsze pytanie. Stolik lekko przechylił się w jedną stronę i po chwili, oparł się nóżkami o podłogę. I jeszcze raz lekko uniósł się…
Puk – puk – rozległo się w kompletnej ciszy.
Na kamiennym parterze leży wykonane z drzewa piętro i chociaż jest to architektura bardzo charakterystyczna dla regionu, tu wygląda trochę niesamowicie. Budowla wyrasta z pionowej ściany góry i solidna zdaje się tylko jej podstawa. Drewniane piętro sprawia wrażenie tak kruchego i lekkiego, jakby za chwilę miało pofrunąć razem z silniejszym podmuchem wiatru.
Każde tutejsze miasto ma swoją duszę, którą najczęściej odkrywamy i zaczynamy rozumieć w jego najstarszej dzielnicy.
Przystajemy na cztery godziny w bardzo specjalnym Plovdiv. Możemy tu pójść na koncert w antycznym teatrze, przymknąć oczy i poczuć klimat jaki był tu przed prawie dwoma tysiącami lat, kiedy to na tych samych ławeczkach siedzieli Trakowie i Rzymianie.
Pęknięta góra.
Wśród mieszkańców okolic Kyrdżali, krąży przekazywana z pokolenia na pokolenie historia pękniętej góry*. Bohaterka opowieści znajduje się w pobliżu wsi Kazatsite i Vodenicharsko.
Wszystko wydarzyło się pod koniec XIX wieku, nocą, w czasie burzy i bardzo intensywnych opadów deszczu. W promieniu kilku kilometrów, było słychać wielki huk wydobywający się z wnętrza szczytu. Grzmotom towarzyszył ogień. Na skutek ruchów tektonicznych, góra rozdwoiła się, a część wsi Kazatsite, znalazła się na szczycie.
Miasto jest stolicą pachnącej Doliny Róż, położonej nad rzekami Striama i Tundża.
Według legendy, Belona o niezwykłej urodzie skradła serce Martowi, trackiemu bogu wiosny, męstwa i nowego życia. Była ona kobietą delikatną, ale nie słabą. W czasie wesela podarowano jej wianuszek z róż. Belona nie chciała być symbolem piękna i subtelności. Nazwała się boginią wojny i wianuszek zrzuciła w dół. Kiedy dotknął ziemi, w całej dolinie u podnóża gór Hemus, zakwitły tysiące pięknych kwiatów. Zbiera się je na przełomie maja i czerwca, wyłącznie przed wschodem słońca, kiedy na płatkach są jeszcze krople rosy.
Już od wczesnych godzin rannych, przy akompaniamencie najlepszych muzyków, wije się wśród pagórków bałkańskie horo. Z rozdartym sercem, z kwiatem w dłoni, przy ciągnących się dźwiękach, tańczą smutni tancerze swój powolny taniec dla zmarłych.
Kiedy przedstawiciele społeczności ustalili, że źródła w zasadzie będą zaopatrywać willową dzielnicę dygnitarzy, spędzających lato w uroczym zakątku, wykrzyknęli:
- Nie! Nie oddamy im naszej wody!
Bałkańska krew zawrzała.
Przy wjeździe do wsi zaczęły powstawać barykady z kamieni i drzewa. Kilkuset gotowych do walki mieszkańców wyposażonych w kosy i widły, zajęło stanowiska. (...)
Pewnego dnia kościelne dzwony nerwowo zawołały:
- Bim! bam! Nadchodzą!
- Ruszajcie na barykady!
W malowniczym miasteczku obejrzeliśmy 1300 letni dąb „Drzewo Słonia”, pod którym modlono się o deszcz. Zobaczyliśmy cerkiew istniejącą tu od XVI wieku (ze ścianami grubymi na metr - jak w twierdzy), pospacerowaliśmy wąskimi uliczkami i postanowiliśmy poznać okolice. Oczywiście z nadzieją w głębi duszy, że jeśli nie tym słynnym błękitnym płomieniem, to w jakiś inny, zrozumiały sposób, odezwie się do nas ukryty skarb Traka, Turka albo hajduka.
Tuż za wsią kontynuujemy podróż w czasie. Tym razem cofamy się o 2400 lat. W klimat epoki wprowadzają uliczne malowidła (Street Art 3D). Kondukt żałobny doprowadza nas do wspaniałego grobowca, który został odkryty przypadkowo.
W pobliżu znajduje się wykuty w skale klasztor. (...) W 1937 roku zamieszkał w nim mnich Haji Hrisant. To on przywrócił klasztor do życia.
Rodopy posiadają niezwykłą moc, która powoduje, że każdy kto był tu raz, chce wrócić, odkrywać na nowo ich piękno. My poddajemy się temu czarowi ilekroć jesteśmy w pobliżu. Wiele tu jeszcze niewydeptanych, kuszących ścieżek.
W Polsce - mało znana. Na Bałkanach - każdy wie kim była. Przed jej domem ustawiały się kilometrowe kolejki ludzi chorych, poszukujących zaginionych bliskich i chcących znać swoją przyszłość.(...)
Baba Vanga mawiała:
O ziołach: Pamiętajcie, na każdą chorobę jest zioło, ale każdy z nas powinien się leczyć ziołami, które rosną w jego okolicy.
I jedno i drugie podążało za katem i kapłanem. Ona – spokojna, on blady, ze łzami spływającymi po wychudzonych policzkach.
Przechodząc obok męża stojącego z pętlą zawieszoną na szyi, Maria zatrzymała się i na pożegnanie, mocno ścisnęła jego rękę.
– Przebaczam – powiedziała po cichu.
Niezależnie od tego jak „rozumomiar” działał, nie wypadało nie śledzić doniesień o tym, co się nosi. I o najnowsze informacje nie było trudno. Obok wiadomości ze świata, panowie czytali i te inne, nie mniej ważne: „Faworyty pod brodą i wąsy jeszcze są w modzie”.
– Ooch! – oddychali z ulgą niektórzy.
„Fraki (fumee de Londres) śliwkowe i ciemno-granatowe są w modzie, czarne mało już się noszą, a granatowe wcale nie w użyciu.”
– Eech! – jęknął niejeden elegant.
Przed malutkim budynkiem, przy kilku stolikach, pod białymi parasolami, siedziało niewiele osób. Otaczały nas zarośnięte lasem szczyty. Słońce raziło w oczy. Byliśmy rozleniwieni. Minęło kilka minut i nagle poczuliśmy dotyk wiatru. Najpierw zakołysał delikatnie parasolami, po czym zrobił gwałtowny obrót wokół własnej osi. Zanim zdążyłam cokolwiek pomyśleć, wzbił się tuman kurzu, a razem z nim kawiarnia pofrunęła do góry.
Gdzieś w podtekście słyszę „Nasze życie nie jest szare”. Po raz kolejny upewniam się, że zawsze warto łapać dobre chwile, malutkie elementy, z których buduje się szczęście. Są one jak grosiki, składające się na fortunę. Na Bałkanach się je docenia.
Z biegiem czasu wszystko się zmienia, ale zmienia się bardzo z pozoru, niż w rzeczywistości, metamorfozie ulega bardziej forma, niż grunt rzeczy.
Miłość bywa głucha i ślepa, i chociaż ludzie wiedzą o tym fakcie od wieków, nikomu nie udało się znaleźć skutecznego lekarstwa przywracającego jej słuch i wzrok. Są jednak tacy, którzy wiedzą jak wywołać tę nieuleczalną chorobę serca.
Usłyszeć na swój temat: - Ach! Co za szyk! – to wielka radość dla każdej damy. Usłyszeć te same słowa przypadkiem, wypowiedziane szeptem, podczas rozmowy innych dam – to komplement, którego wartości nie da się oszacować.
P o w i a d a j ą (twierdzi Mucha):
Że: jeżeli sąsiadowi wydarzy się nieszczęście, głosi sąsiad życzliwy, to kara Boża! Jeżeli zaś nadarzy mu się szczęśliwy jaki interes, powiedzą: to tylko wypadek! Ślepy traf losu!
Wszystkie cywilizacje, na wszystkich kontynentach stosowały zioła. (...) Zielarki i zielarze często bywali czarownikami, którzy przepowiadali przyszłość, mogli rzucić lub zdjąć zły urok. Umieli przygotować cudowny eliksir, amulet.
Tracka księżniczka Rodopa i jej ukochany przybrali imiona Bogów: Hery i Zeusa. Ta wielka zuchwałość musiała być ukarana. Ona - została zamieniona w piękny łańcuch górski, nazwany od jej imienia Rodopy. On - stał się pasmem Hemus. Na wieki rozdzieliła ich płynąca między nimi rzeka Hebros.
Jednemu z mnichów, nocą, objawiła się Święta Bogurodzica i poleciła dać ikonie specjalne miejsce, z którego będzie mogła widzieć serca wchodzących do domu bożego. Nakazała też, każdego roku, w drugi dzień Wielkanocy, zanosić ikonę do miejsca, do którego przybyła. I tak, do dnia dzisiejszego, mnisi spełniają wolę Świętej Bogurodzicy.
W Bułgarii każda pora dnia jest odpowiednia, żeby napić się kawy. Musi być bardzo mocna, podana w malutkiej filiżance. Jako, że pija się jej dużo, gotowa, jest dostępna „co krok”.
Urodzona w XIX wieku Anna Fischer-Dückelmann, pytającym: - Jak zapewnić sobie długowieczność? - odpowiadała: „Wystarczającem doprowadzaniem soli odżywczych i obfitem spożywaniem owocu. Obydwa tworzą zdrowe soki, silne kości, dobre trawienie, są więc wartościowym czynnikiem utrzymania zdrowia. Przypominamy podania o sędziwych pustelnikach, pędzących w lasach spokojne życie korzonkami i jagodami, którzy mimo to dożyli późnego wieku i zmarli bez choroby spokojną śmiercią. Cóż sprawiło im te zalety: zdrowie, długowieczność i łatwą śmierć? Sposób ich życia, ich pożywienie.
Ładna cera, odprężone ciało i zadbane włosy każdemu zapewniają dobry nastrój. Dzięki stosowaniu „domowych” kosmetyków zawierających zioła, możemy uzyskać zaskakująco pozytywny efekt. Co dwa, trzy dni, warto podarować sobie pół godzinki na odżywczą maseczkę czy relaksującą kąpiel. Nasza skóra i włosy na pewno odwdzięczą się nam pięknym wyglądem.
Melisa to greckie imię, które wg mitologii nosiła nimfa, zamieniona w roślinę o cytrynowym zapachu.
Zioło jest stosowane od czasów starożytnych do dziś. Po tym jak odkryto lecznicze właściwości melisy, wierzono, że jest skuteczna na prawie wszystkie choroby. Produkowano z niej nalewki, dodawano do potraw, napojów, do kąpieli. Była lekarstwem mającym poprawiać nastrój. Wierzono, że ma też magiczne właściwości.
W średniowieczu dodawano do wina zmiażdżone liście na uspokojenie emocji i wspomaganie układu trawiennego.
Babcie stosowały melisę, żeby obniżyć ciśnienie, pozbyć się szumu w uszach.
Dama to dobre maniery, wdzięk i doskonałe kreacje, zgodne z trendami mody.