cytaty z książki "Pola Londynu"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Przespał się z nią raz i tylko raz: zrobiła to po to, by mu pokazać za czym będzie wiecznie tęsknił.
Nadal wierzę, że miłość posiada moc sprowadzenia osoby ukochanej, przyciągnięcia jej do nas. Wystarczy wysłać kilka słów przez pół planety, a sprowadzą nam osobę ukochaną. Ale ja nawet nie próbuję już do niej dzwonić. Miłość we mnie przegrała. Została podkopana przez coś innego.
Dla niego chmury zawsze stanowiły kwintesencję wszystkiego, czego można zasadnie oczekiwać od tej planety; wzruszały go bardziej niż obrazy, bardziej niż fascynujące morza. (...) Martwe chmury utrudniały miłość. Wzmagały w nas jednak to pragnienie i potrzebę: miłości. Wzmagały przymus, by ją posiąść.
Ożeń się młodo, a melancholia najdzie cię po trzydziestce, kiedy dopadną cię nie wykorzystane szanse.
Dlaczego to robił? Podobnie jak wszyscy, Guy nie trawił złych wiadomości z wielkiego świata. Podobnie jak wszyscy nałykał się horrorów, dzień w dzień, przy śniadaniu, aż do przesytu, aż zgłupiał do cna i zaczął zostawiać codzienną gazetę nie tkniętą. Ekspansja myśli, rewolucja środków przekazu: no cóż, przyszła kontrakcja i kontrrewolucja. I nikt nie chciał wiedzieć...
Witała radośnie, wręcz entuzjastycznie, śmierć właściwie wszystkoego. To tworzyło towarzystwo. Oznaczało, że nie jest zupełnie sama. Zwiędły kwiat, niepokorna mętność martwej wody opuszczającej opornie dzban. Zdechły samochód na wpół obłupiony na poboczu, postrzelony, stuknięty, skasowany, zbity z tropu. Martwa chmura. Śmierć Powieści. Śmierć Animizmu, Śmierć Realności Naiwnej, Śmierć Dowodu z Zamysłu, a (zwłaszcza) Śmierć Zasady Najmniejszego Zdzwienia. Śmierć Planety. Śmierć Boga. Śmierć Miłości. Tworzyły Towarzystwo.
Na przykład śmierć fizyki. Fizyka umarła dosłownie wczoraj. Biedna fizyka. Może pięćdziesiąt osób na świecie rozumiało fizykę w pełni, ale dokonała żywota, u progu millenium. Reszta to już wymiotki. Reszta to już kondukt.
Aura podminowania i pozorów. Karnawałowa maska. Obejrzała fotosy na ścianach niczym historyk sztuki w galerii. Włosy i ramiona jakby pomrukiwały w nadwrażliwej reakcji na mój wzrok. Nawet maczugowate łydki, skulone pod kwiecistym deseniem jej sukni, zdawały się wiedzieć, kiedy na nie patrzę. Jezu: ten imponujący rozwój umysłu, ta rewolucja środków przekazu. Wszystko zapewne można przetrwać; lecz Analiese po prostu nie załapała. Umysł się nie rozwija. Pozostaje ten sam. Tylko wypełniają go inne rzeczy. W książce miała swoje znaczenie. W namacalnej rzeczywistości była bez sensu: kompletna strata czasu. Choć może niezupełnie. W namacalnej rzeczywistości łamała człowiekowi serce, tak jak wszystkie istoty ludzkie. Przyglądałem jej się, ja, starszy mężczyzna, przegrany w sztuce i miłości. Grube łydki. Drogie ciało.
Keith pracował jako o s z u s t. Stoi sobie więc na rogu ulicy z kilkoma kumplami, z kilkoma o s z u s t a m i po fachu; wszyscy śmieją się i pokasłują (zawsze muszą pokasływać), zabijają ręce na rozgrzewkę; wyglądają jak straszne ptaszyska... Kiedy miał dobry dzień wstawał wcześnie rano i tyrał od świtu do nocy, zapuszczając się w świat, między ludzi, żeby ich oszukiwać. Keith nabierał ludzi na usługi przewozowe limuzyną na lotniskach i dworcach kolejowych; nabierał ludzi na podrabiane perfumy i wody kolońskie na straganach ulicznych przy Oxford Street i Bishopsgate (jego dwie główne marki to Skandal i Bezwstyd); nabierał ludzi na niepornograficzną pornografię na zapleczu prowizorycznych sklepików (...). Nie miał tego, co czyni z człowieka mordercę, w każdym razie nie na własność. Brak mu było ofiary morderstwa.
Jeżeli się nie mylę to Montherlant powiedział, że szczęście pisze się na biało: nie widać go na papierze. Wiemy to wszyscy. List z zagranicznym znaczkiem, przynoszący wiadomości o dobrej pogodzie, smacznym jedzeniu i wygodnych noclegach nie sprawia nawet w połowie tyle frajdy przy czytaniu ani pisaniu, co list zawierający informacje o kiepskich kwaterach, biegunce i mżawce. Komu poza Tołstojem udało się rozbujać szczęście na kartach książki?
- Wie pan, mieszkanie samemu - powiedziała dzisiaj - to nic złego, ja sobie chwalę. - Monarsza Incarnacion mieszka sama. Jej mąż nie żyje. Ma dwoje dorosłych dzieci. Mieszkają w Kanadzie. Ona przyjechała tutaj. Oni pojechali tam. - Ma swoje dobre strony. Jak się mieszka samemu, robi się wszystko kiedy się chce. A nie kiedy ktoś chce. Tylko kiedy samemu się chce.
- To prawda, Incarnacion.
- Człowiek chce się wykąpać. To się kąpie. Człowiek chce coś zjeść. To je. Nikt mu nie musi podpowiadać. Wedle woli. Człowieka bierze senność, chce się położyć do łóżka. To idzie do łóżka. Nie pyta się. Chce sobie pooglądać telewizję. No to dobra! Ogląda sobie telewizję. Wszystko zależy od niego. Ma ochotę na kawę. No to pije. Chce sobie sprzątnąć kuchnię. To sprząta kuchnię. Albo na przykład chce posłuchać radia. To słucha radia.
Tak, to samo można powiedzieć o wszystkich samotnych przedsięwzięciach. Tyle że na każde dwadzieścia plusów mieszkania samemu, wypada dwadzieścia minusów mieszkania samemu, bo nikogo nie ma w pobliżu i w ogóle.
Ta kobieta ma niewiarygodnego narratora. Mnóstwo ludzi na ulicy ma niewiarygodnych narratorów.
Charakter to przeznaczenie, a Nicola znała swoje przeznaczenie.
Rzecz w tym, że jak Nicola, wstrząśnięta, stwierdziła zaraz na wstępie (z góry wiedziałam, powiedziała sobie w duchu), zanikła w nim zdolność do miłości. A właściwie nigdy jej w sobie nie miał. Keith nie zabiłby z miłości. Nie przeszedłby z miłości na drugą stronę ulicy ani nie skręciłby samochodem w bok.
Charakter to przeznaczenie. Keith nasłuchał się od różnych sędziów, dziewczyn i kuratorów, że ma "słaby charakter", i z lubością się do tego przyznawał. Czyżby to jednak znaczyło, że czeka go słabe przeznaczenie?...
Natomiast czas uwija się przy swojej odwiecznej robocie, żeby wszyscy wyglądali, i czuli się jak gówno. Złapaliście? Natomiast czas uwija się przy swojej odwiecznej robocie, żeby wszyscy wyglądali, i czuli się jak gówno.