cytaty z książek autora "Dorothy Rowe"
Tajemnica życia polega na tym, że nie ma żadnej tajemnicy.
Depresja jest więzieniem, które człowiek buduje sam dla siebie i właśnie dlatego może sam otworzyć drzwi i uwolnić się z więzienia.
Gwyneth Lewis - kąpiąc się w deszczu: radosna książka o depresji.
Depresja może być wspaniałym przyjacielem. Mówi, że sposób, w jaki przeżywaliśmy życie do tej pory, jest nie do zniesienia, jest nie dla nas. Poza tym powoli uczy żyć w sposób, który jest dla nich o wiele lepszy. Jeśli ktoś jej nie słucha, depresja powraca, by zadać tym razem jeszcze cięższy cios, i dzieje się tak dopóty, dopóki w końcu nie uda jej się przekazać swojej wiadomości.
Niektórzy ludzie próbują robić wrażenie dobrych, odmawiając sobie najbardziej podstawowych potrzeb, natomiast inni próbują zwalczyć swoje poczucie słabości i niższości, nabywając jak najwięcej dóbr.
Jeśli doświadczasz siebie jako złej osoby, możesz zacząć czuć, że nie masz prawa istnieć, stąpać po tej planecie, oddychać tym samym powietrzem co inni. Możesz więc albo zniknąć, albo zrobić coś, co usprawiedliwi twoją egzystencję. Co możesz zrobić? Możesz się opiekować innymi. Możesz być potrzebny. Jeśli czujesz, że twój partner i dzieci odrzuciliby cię, gdyby tylko odkryli, jak zły naprawdę jesteś, możesz ich otoczyć (i kontrolować) tak wielkim, kochającym poświęceniem, że tylko ludzie o wiele gorsi od ciebie mogliby mieć śmiałość cię odrzucić. Jeśli uważasz, że jako dziecko byłeś pozbawiony troski pełnej miłości, możesz próbować zadośćuczynić temu, troszcząc się o innych (ofiary podobne do ciebie) w sposób, w jaki sam życzyłbyś sobie tego. Dlatego możesz się poświęcić swojej rodzinie i dawać im więcej troski i uwagi, niż kiedykolwiek mogliby potrzebować czy chcieć. Możesz także zawstydzić swoją rodzinę i przyjaciół i ukazać ich w złym świetle, ujawniając, jacy z nich samolubni, lubiący sobie dogadzać ludzie, samemu
poświęcając się jakiejś dobrej sprawie.
Dla świata był żołnierzem
A dla mnie całym światem.
Żal po utracie dzieciństwa powoduje lęk przed dorosłością.
Depresja nie jest wadą genetyczną ani tajemniczą chorobą, która dopada człowieka. Jest czymś co ludzie sami dla siebie budują, a ponieważ sami tę budowlę tworzą, sami mogą ją zburzyć.
Myliłam chaos z kreatywnością.
Niektórzy rodzice wierzą, że wychowanie dziecka powinno przygotować je do dorosłego życia w brutalnym świecie, tak więc dzieci nie powinny być „psute” przez spełnianie ich zachcianek i rozpieszczanie. Nieraz rodzice życzą sobie, żeby dzieci były ich dumą, i chociaż je kochają, dzieci nigdy tego nie odczują, gdyż rodzice przez cały czas próbują zmusić je, by były takie, jakimi oni chcą je widzieć. Inni rodzice kochają swoje dzieci, ale są tak bardzo zajęci własnymi zmartwieniami i potrzebami, że dzieci nigdy nie doznają ciepła rodzicielskiej miłości. Jakikolwiek jest powód, każ- de dziecko prędzej czy później zacznie cierpieć i musi sobie wyjaśnić, dlaczego tak się dzieje. Czy to jego wina, czy rodziców? A co, jeśli rodziców? Jeśli wina leży po stronie rodziców, będzie to oznaczać, że ludzie, od których zależy jego bezpieczeństwo, nie opiekują się nim właściwie. Ta myśl przeraża dziecko, gdyż wie ono, że samo nie będzie w stanie się sobą zaopiekować. Jedynym sposobem rozwiązania tego dylematu jest ponowne zdefiniowanie sytuacji przez dziecko. Decyduje ono wówczas, że jest złe i słusznie karane przez swoich dobrych rodziców. Amerykański autor kreskówek, Jules Feiffer, ukazał ten proces rozumowania w kreskówce o małej dziewczynce, która mówi sama do siebie: „Wierzyłam, że byłam dobrą dziewczynką, dopóki nie zgubiłam swojej lalki i nie dowiedziałam się, że tak naprawdę lalka nie zaginęła. Moja starsza siostra ją ukradła. Poza tym moja mama powiedziała mi, że zabiera mnie do zoo, tylko że to nie było zoo, lecz dentysta. W ten właśnie sposób zorientowałam się, że nie byłam dobra. Bo gdybym była dobra, dlaczego wszyscy chcieliby mnie ukarać?
Tak więc, by zachować obraz swoich rodziców jako ludzi dobrych, poświęciłeś swoją dobroć, i ten pierwszy akt poświęcenia zrodził miliony kolejnych. Nawet dziś nie śmiesz brać pod uwagę możliwości, że twoi rodzice byli mniej niż doskonali i że wyrządzili ci krzywdę. Już sama myśl o tak złych rzeczach na temat rodziców ukazuje, jak złą jesteś osobą. Próbujesz zapomnieć o bólu przeszłości, czasami odcinając się od swojego dzieciństwa tak całkowicie, że - na ile pamiętasz - życie zaczęło się, gdy miałeś szesnaście lub siedemnaście lat. Jednak pewne rzeczy trudno zapomnieć, jak na przykład lania, które otrzymałeś od ojca czy nauczyciela. Nie potrafisz zapomnieć tego bólu fizycznego, lecz możesz coś z nim zrobić, wiedząc, że ból ten został ci zadany przez osobę, która powinna była się tobą opiekować. Możesz się chronić przed wspomnieniem tego drugiego bólu, decydując, że to w porządku, iż byłeś bity. Nie tylko zasługiwałeś na karę z powodu swojej niegodziwości, ale również osoba, która cię uderzyła, czyniła ci dobro.
Jeśli ktoś nie umie być empatyczny wobec siebie, nie potrafi też wzbudzić w sobie empatii wobec innych.
Jeśli nie będą umieli zapłakać nas sobą z czasów, kiedy byli dziećmi, pozostaną w depresji. Trwanie w depresji jest w końcowym rozrachunku odmową odbycia żałoby po dziecku, którym człowiek niegdyś był, i po nieodwracalnych stratach, które poniósł. Aby jednak móc odbyć żałobę, człowiek musi być w stanie spojrzeć na swoich rodziców oczami dorosłego. Dorośli obserwują w krytyczny sposób, jednakże ty nie śmiesz krytykować własnych rodziców.
Jesli postrzegasz siebie jako osobę słabą i zawsze wymagającą ochrony, to nie musisz przejmować za siebie odpowiedzialności. Możesz winić innych, jeśli coś ci się wżyciu nie uda. Jeśli będziesz na tyle niemądry, by dostrzec u siebie jakąś umiejętność, będziesz zobligowany do podejmowania prób jej wykorzystania czy dążenia do osiągnięcia czegoś, a tym samym do podjęcia ryzyka porażki. Możesz uniknąć tego niebezpieczeństwa, postrzegając siebie jako osobę bez jakichkolwiek umiejętności. Jeśli chcesz zacho- wać odrobinę dumy, możesz sobie powiedzieć, że mógłbyś być najlepszy, ale jesteś osobą, która przyciąga nieszczęścia lub zazdrość i mściwość innych ludzi.
Tam, gdzie pojawiają się inni ludzie, często jesteśmy nieświadomi własnej ignorancji. Możemy zdawać sobie sprawę z tego, że nie wiemy wiele na temat jądrowej czy gry w szachy, ale możemy zupełnie nie mieć świadomości, że myśli lub uczucia osoby, która dzieli z nami łóżko lub dała nam życie, są dla nas całkowitą tajemnicą. Jednym z procesów zachodzących podczas terapii jest stopniowe odkrywanie przez klienta, jak naprawdę mało wie o swoich uko- chanych najbliższych. Jedną z metod pomocnych w tym procesie jest pisanie „skryptów”. Wykorzystałam ją w pracy z pewną kobietą, która z powodu strachu przed innymi ludźmi nie mogła wychodzić z domu, gdyż zbyt lękała się postawić nogę za próg bez towarzystwa. Jej mąż przywoził ją do mnie, kiedy tylko mógł, a czasami kobieta po prostu do mnie dzwoniła. W rozmowie bez przerwy skarżyła się na swojego małżonka - że był niewrażliwy, roszczeniowy, wiecznie poirytowany na nią i dzieci, niezdolny zrozumieć jej cierpienia, że wychodził wieczorami na drinka, zostawiając ją samą w domu, że siedział pod pantoflem matki itd. Nie wątpiłam, że jej mąż nie był aniołem, ale z nielicznych informacji na temat jego dzieciństwa, rodziny i pracy wywnioskowałam, że żył w znacznym napięciu. Próby skłonienia klientki, aby spojrzała na daną sytuację jego oczami, prowadziły do tego, że albo zmieniała temat na taki, który ją
znacznie bardziej interesował, albo obwiniała mnie o stronniczość (opowiadanie się po stronie męża).
Ponieważ lubiła pisać i do tej pory zdążyła już stworzyć długą autobiografię, zasugerowałam, żeby napisała skrypt opisujący życie jej męża. Miał on przyjąć formę autobiografii, w której jej mąż opowie swoją własną historię i opisze swoje nastawienia i uczucia. Klientka bardzo zapaliła się do tego projektu, lecz przy następnej wizycie przyznała, że zadania nie wykonała. Kiedy próbowała pisać, zdała sobie sprawę, że choć znała główne wydarzenia z życia męża, nic nie wiedziała o jego postawach i uczuciach. Nie wiedziała, jak się czuł w związku z chorobą matki czy zwolnieniem z pierwszej pracy, czy nawet co czuł do niej. Tak bardzo była zaabsorbowana swoimi zmartwieniami, ze nie poświęcała czasu, by zrozumieć męża, a teraz, gdy podjęła taką próbę, nie wiedziała, od czego zacząć?
Kolejną korzyścią lękania się, nienawiści i zazdrości, skierowanej wobec innych jest możliwość traktowania ich jako źródła wszystkich swoich niedoli. W ten oto sposób możesz wytłumaczyć, że jesteś, jaki jesteś, z powodu swojego dzieciństwa, rodziny czy społeczeństwa i nic na to nie możesz poradzić. Pozwala ci to uniknąć odpowiedzialności za dokonanie zmiany sytuacji, w której się znalazłeś. Podjąłbyś jakieś kroki, ale oni są przeciwko tobie.
Nienawiść jest prosta. Miłość, prawdziwa miłość jest znacznie bardziej skomplikowana. Problem z miłością polega na tym, że jest nierozerwalnie związana z wolnością. Miłość jest spontaniczna. Nie możemy kochać na życzenie. Nie
możemy nakazać komuś, żeby nas kochał. Psychoanalitycy mogą powiedzieć, że człowiek kogoś kocha, gdyż osoba ta przypomina mu jego matkę, a behawioryści mawiają, że kochamy pewne osoby, gdyż jesteśmy uwarunkowani uważać je za pozytywne wzmocnienie dla siebie. Jest nieco prawdy w tym, co mówią psychoanalitycy i behawioryści, ale wszyscy wiemy, że tajemnica i cud miłości polegają na tym, iż miłości nie można nakazać; może ona być tylko dana z własnej woli. Nie mogę cię kochać, ponieważ czuję, że powinnam, czy dlatego, że ty byś tego chciał. Przywiązanie, jakie czujemy do ludzi, którzy obdarowują nas w nadziei, że ich pokochamy, nazywamy „miłością interesowną" i wiemy, że to nie jest prawdziwe uczucie.
Niektórzy dorośli myślą, że kochają swoich rodziców, ale lęk przed rodzicami dawno już spowodował zanik miłości. To, co czują do swoich rodziców, jest jedynie poczuciem winy i samotną tęsknotą za kochającym i akceptującym rodzicem, którego nigdy nie mieli. Namiętność odczuwana wobec kogoś, kto spełnia nasze najgłębsze potrzeby i niesie obietnicę zrealizowania naszych najskrytszych fantazji, często jest nazywana miłością, miłością romantyczną, ale tego rodzaju namiętność ma więcej wspólnego z posiadaniem niż prawdziwą miłością. Jeśli prawdziwie nie pokochamy obiektu swoich uczuć, to gdy obiekt ten przestanie spełniać nasze potrzeby i wymagania, jak to się często dzieje z upływem czasu, pozostaniemy w związku z obcą nam osobą, która w najlepszym wypadku nas nudzi, w najgorszym odstręcza. W tym punkcie zwrotnym małżeństwa się rozpadają lub zamieniają w rutynę chłodnego obcowania znajomych, którzy są zmuszeni dzielić ze sobą dom.
Umiejętności żartowania i przyjmowania żartów na swój temat, przekomarzania się i bycia obiektem przekomarzania uczymy się w swoich rodzinach jako małe dzieci. Osoba, która wzrasta w rodzinie, w której nie ma żartów i wszystko jest traktowane bardzo poważnie, ma duże trudności z rozróżnieniem, czy inni mówią poważnie, czy żartują. W żartach można powiedzieć jak najbardziej obraźliwe i oburzające rzeczy i jednocześnie wszystkie żarty niosą ziarno prawdy, więc jeśli ktoś nie potrafi odróżnić żartu od poważnego komentarza, często może się poczuć zraniony, zagubiony i obrażony przez innych ludzi. Oczywiście, jeśli ktoś zna się na żartach, ale uważa, że żartować z kogoś znaczy nie szanować go i nie lubić, to żarty na swój temat odczyta jako zniewagę.
Chalky zaczął mieć problemy, kiedy z nauczyciela awansował na zastępcę dyrektora. Jak wielu ludzi najbardziej pragnął być lubiany. Nie zdawał sobie sprawy, że jeśli ktoś za życiową zasadę przyjął sobie „zadowalać wszystkich przez cały czas” i nigdy „nikogo nie urażać ani nie okazywać poirytowania”, lecz zawsze chcieć odgrywać rolę „rozjemcy”, nie powinien przyjmować stanowiska, na którym konieczny jest silny autorytet i umiejętność podejmowa- nia decyzji. Na żadnym stanowisku wymagającym autorytetu nie można uniknąć krytyki i należy się liczyć z tym, że nie da się nikogo nie urazić. Niekiedy ludzie, nie chcąc nikogo obrazić i pragnąc uniknąć krytyki, odmawiają przyjęcia stanowiska („Zawsze zgadzam się z tym, czego chce mój mąż”, „Rób, co uważasz za stosowne, kochanie”), ale dla osoby, która zamierza wszystko robić perfekcyjnie i mieć doskonałe osiągnięcia, takie wyjście jest sprzeczne z potrzebą usprawiedliwienia swojego istnienia. Można się wówczas znaleźć w trudnym położeniu - chcesz wygrać, a jednocześnie przepuszczasz przed siebie wszystkich zawodników.
Jeden z problemów, jakie napotykamy, starając się nigdy nikogo nie urazić, polega na tym, że łapiemy się na robieniu czegoś, czego naprawdę nie chcemy robić.
Zamiast nauczyć dziecko, jak może sobie radzić ze swoją frustracją i wykorzystywać gniew produktywnie, żądają, by dziecko powstrzymywało reakcję która dla człowieka jest tak naturalna jak oddychanie. Czasami dziecko samo decyduje, że gniew jest zły, lecz nie dla tego, że zabrania mu się okazywania tej emocji, ale dlatego, że gniew otaczających je ludzi jest tak gwałtowny i niekontrolowany, że dziecko żyje w ciągłym strachu. Dzieci wychowujące się w domach, w których wszyscy są wciąż zagniewani lub nikt nie gniewa się na nikogo, dorastają, wierząc że gniew jest zły. W konsekwencji nie potrafią żyć ani ze swoim, ani z niczyim gniewem.
Większość osób twierdzi, że nigdy nie wpada w gniew. Nieważne, z jak trudnymi lub zachowującymi się prowoka-
cyjnie ludźmi mają do czynienia, nieważne, z jaką siłą ich pragnienia są tłumione, oni nigdy się nie złoszczą. Zawsze są spokojni i uśmiechnięci. Oprócz oczywiście chwil, kiedy cierpią na straszliwe migreny, które zwykle ich nachodzą po wizycie u matki, czy kiedy wrzód na żołądku się odzywa rano w dzień comiesięcznej konferencji w pracy, czy kiedy utkną w korku i zaczynają się trząść tak bardzo, że trudno im dalej prowadzić samochód, gdy kolumna pojazdów już ruszy. Jednak nie lubią się skarżyć na to wszystko w domu lub pracy, ponieważ nie chcą denerwować swojej rodziny czy nie chcą, by ktoś w pracy myślał, że nie wykonują perfekcyjnie swoich zadań. Wiedzą, że ludzie chętnie krytykują innych, a jedną z rzeczy, która dotyka ich do żywego, jest krytyka.
Większość osób twierdzi, że nigdy nie wpada w gniew. Nieważne, z jak trudnymi lub zachowującymi się prowokacyjnie ludźmi mają do czynienia, nieważne, z jaką siłą ich pragnienia są tłumione, oni nigdy się nie złoszczą. Zawsze są spokojni i uśmiechnięci. Oprócz oczywiście chwil, kiedy cierpią na straszliwe migreny, które zwykle ich nachodzą po wizycie u matki, czy kiedy wrzód na żołądku się odzywa rano w dzień comiesięcznej konferencji w pracy, czy kiedy utkną w korku i zaczynają się trząść tak bardzo, że trudno im dalej prowadzić samochód, gdy kolumna pojazdów już ruszy. Jednak nie lubią się skarżyć na to wszystko w domu lub pracy, ponieważ nie chcą denerwować swojej rodziny czy nie chcą, by ktoś w pracy myślał, że nie wykonują perfekcyjnie swoich zadań. Wiedzą, że ludzie chętnie krytykują innych, a jedną z rzeczy, która dotyka ich do żywego, jest krytyka.
Kiedy małe dzieci zapadają na depresję, nie zachowują się zwykle w sposób typowy dla dorosłych. Nie stają się apatyczne i ponure. Zwykle stają się, jak to określają dorośli, niegrzeczne. Jeśli zamiast zrozumienia i pomocy otrzymują za swoje zachowanie karę, utwierdza się w nich poczucie bycia z gruntu złym.
Aby obronić się przed unicestwieniem, człowiek desperacko poszukuje wytłumaczenia. Jeśli sobie powiemy, że katastrofa zdarzyła się przypadkowo, jeszcze zwiększamy swój strach, gdyż czujemy się bezradni wobec przyszłych katastrof, którym nie możemy zapobiec. Jeśli sobie powiemy, że nieszczęście zostało na nas ściągnięte przez zaniedbanie innej osoby lub jej wrogość przeciw nam skierowaną, to takie wyjaśnienie również zwiększa nasz strach, gdyż może się nam przydarzyć coś jeszcze gorszego. Tak więc dokonujemy najpopularniejszego wyboru, czyli za zaistniała katastrofę obwiniamy samych siebie. Błędnie zakładamy, że biorąc odpowiedzialność za katastrofę, możemy sprawować nad nią jakąś kontrolę. Co więcej, czujemy, że przejmowanie winy jest cnotliwym aktem. Tak więc musimy sobie powiedzieć: „Gdybym był naprawdę dobry, ta tragedia by mnie nie dotknęła”.
Philip Toynbee rozpoczął opowieść o swoim dzieciństwie opisem sposobu, w jaki postrzegał swój świat i samego siebie, będąc małym chłopcem. Ta percepcja była zestawem osądów, inaczej mówiąc zestawem idei. Niemniej małe dzieci i większość dorosłych przyjmuje percepcję siebie i swojego świata nie jako zestaw idei, lecz jako wierną reprezentację rzeczywistości. Kiedy więc ich sytuacja ulega zmianię, nie potrafią sobie zwyczajnie powiedzieć: „Muszę zmienić swoje idee”, ale ogarnia ich strach i brak poczucia bezpieczeństwa.
Wraz ze starym i oczywistym błędem posiadania łączy się subtelniejszy błąd dotyczący osiągnięć. „Chcę mieć tę książkę już przeczytaną; i tym samym wchłonąć ją w siebie...”, „Chcę mieć już ogród zrobiony; chcę mieć tę książkę napisaną...” W rzeczywistości jest to pragnienie posiadania W innej formie; jeszcze jeden karb na drążku za kolejnego zabitego Indianina... Zachłanne chwytanie przyszłości.
Uczymy się, bardzo gruntownie identyfikować samych siebie za pomocą konwencjonalnego poglądu na „własne Ja”. Konwencjonalne Ja lub „osoba” złożona jest głównie z wybranych wspomnień i zaczyna się od chwili narodzin. Wedle tej konwencji nie jestem po prostu tym, co teraz robię, jestem także tym, co już zrobiłem, a moja konwencjonalnie zredagowana wersja przeszłości stworzona jest, by wyglądać jak jeszcze bardziej rzeczywiste niż to, czym jestem w chwili obecnej, ponieważ to, kim jestem, zdaje się tak ulotne i nieuchwytne, ale to, kim byłem, jest utrwalone i ostateczne oraz stanowi solidną podstawę pozwalającą przewidzieć, kim będę w przyszłości, tak więc bardziej jestem identyfikowalny z tym, co było i już nie istnieje, niż z tym, co rzeczywiście jest!
Jednak istnieją pewne korzyści postrzegania swojej przeszłości i przyszłości w negatywnych barwach. Możemy zawsze unikać odpowiedzialności za swoje działania w teraźniejszości, winą obarczając przeszłość — rodziców, szkołę, warunki społeczne, dziedzictwo genetyczne. „Nic na to
nie poradzę, że jestem, jaka jestem” jest wspaniałą wymówką, gdy ktoś zachowuje się niewłaściwie. Jakże łatwo jest zamienić przyczynę w wymówkę, utrzymywać, że krzywdy przeszłości w oczywisty sposób oznaczają skrzywdzoną teraźniejszość i przyszłość i że nie trzeba podejmować żadnego wysiłku, by zmienić ten stan rzeczy. Nawet jeśli nie chcemy tłumaczyć swojego złego zachowania w taki sposób, możemy się pogrążyć w przeszłości, by uniknąć wyzwań teraźniejszości i przyszłości. Możemy być tak przerażeni dorosłością, że zdecydujemy się na zawsze pozostać dziećmi; możemy tak być zaabsorbowani matką z czasów naszego dzieciństwa, że będziemy ignorować potrzeby starej kobie-
ty, jaką się stała. Możemy również tak się pogrążyć w tęsknocie za wczesnymi latami naszych dzieci, że możemy zacząć ignorować problemy, z którymi próbują sobie radzić w dorosłości. Łatwiej jest się skupić na problemach przeszłości, ponieważ w tym zakresie zawsze jesteśmy ekspertami. To kłopoty dnia obecnego są wciąż nowe i różne. Rozwiązywanie ich wymaga elastyczności i kreatywności. Lepiej więc trzymać się tego, co już znamy.
Jeśli chodzi o przyszłość, to zawsze lepiej jest przepowiedzieć katastrofę niż sukces, ponieważ istnieje większe prawdopodobieństwo, że będziemy mieli rację, gdyż na ogół łatwiej jest rujnować niż budować. Co do porażki zawsze można mieć pewność i choć nie będziesz zadowolony, będziesz przynajmniej pewny swego.
Nie jest tak, że nigdy nie byłeś w stanie ponownie ocenić, przedefiniować i pozwolić odejść wciąż cię niepokojącym wydarzeniom z przeszłości, ale nie potrafiłeś przedefiniować siebie w relacji do tych wydarzeń. Dawno zdecydowałeś, że jesteś złą osobą, a kolejne bolesne wydarzenia tylko to potwierdzały. W rzeczywistości pamiętasz tylko złe rzeczy na swój temat, a w chwili, gdy ktoś ci przypomni, że coś zrobiłeś dobrze, momentalnie udowadniasz swoją nieporadność i zło, mówiąc: „Powinienem był zrobić to lepiej”. Co ciekawe, to, co nazywamy Ja lub ,,moja osoba”, złożone jest nieomal całkowicie ze wspomnień, tak więc aby mieć poczucie tożsamości, należy wciąż być świadomym przeszłości.
Niektórzy ludzie wierzą, że powinni się czuć tak samo winni z powodu swoich myśli, jak czynów (jak gdyby myślenie o szorowaniu podłogi w kuchni mogło się równać z wyszorowaniem jej, a myślenie o przekazaniu pieniędzy
dla organizacji charytatywnej było tym samym co rzeczywiste złożenie datku).
Nie postrzegamy rzeczy takimi jakie są ale takimi, jacy sami jesteśmy.
Gdyby tylko ta osoba zdała sobie sprawę, że jeśli ktoś się złości w jej obecności czy nawet gniewa się na nią, nie znaczy to, że jej nie lubi.
Kiedy byliśmy mali, byliśmy słabi; pozostawaliśmy całkowicie w mocy innych ludzi, a kiedy ludzie ci wykorzystywali swoją siłę, by nas ranić, zawstydzać i ośmieszać, zrobiliśmy wszystko, co bezsilni ludzie robią w obliczu zagrożenia całkowitym zniszczeniem i unicestwieniem przez wrogów. Zaprzysięgliśmy zemstę.
Zaprzysięglimy nigdy nie przebaczyć.
Korzyści płynące z postrzegania siebie jako osoby z gruntu złej mogą oślepić człowieka na fakt, że opinie, które żywi na swój temat, tworzą podstawę oceny wszystkiego innego w otaczającym go świecie oraz podstawę każdej podejmowanej przez niego decyzji.
Jak jednak można kochać i być kochanym, będąc pewnym, że jest się niegodziwym, z gruntu złym, nieakceptowalnym dla siebie i innych? Może i jesteś w stanie kochać drugiego człowieka, ale kiedy on odwzajemnia twoją miłość, wiesz, że na nią nie zasługujesz, i wiesz, że prędzej czy później ci, którzy cię kochają, odkryją, jaki jesteś, i cię odrzucą. Czasami napięcie spowodowane czekaniem na odrzucenie jest tak wielkie, że sam odrzucasz swoich bliskich lub zachowujesz się w niewłaściwy sposób, by zmusić ich, aby cię odrzucili. Ból odrzucenia jest lepszy niż niepokój spowodowany czekaniem.