cytaty z książek autora "Andrzej Szczeklik"
lekcja z ks.Tischnerem:
„Józek..spytał dzieci, takich pięcio-, sześciolatków: „Jak myślicie, co się Panu Bogu najlepiej udało?”. A taka śliczna, malutka dziewczynka, jasnowłosa, niebieskie oczy, wyrywa się, podnosi rękę i mówi: „Ja”. Genialne. Ale to trzeba było jego sposobu prowadzenia tych lekcji”.
Bo jest w nas muzyka. Zaczyna się z życiem, pierwszym uderzeniem serca. I z życiem się kończy. W zapisie nutowym - dwa tony, dwie pauzy o różnej długości. Tony nieco głuche: "bam, pam; bam, pam" U dziecka czasami ponadto niewinny ton trzeci. Dla dorosłego to zwiastun zła.
Kult sukcesu nakazuje być wiecznie młodym i zdrowym. Świat kultury masowej nie akceptuje bólu ani cierpienia. Brzydzi się nimi. Po wylansowaniu bezstresowej edukacji, przystąpiono do pełnego "egzorcyzmowania bólu ze świata".
Humboldt był przekonany, że za bogactwem świata roślin kryją się wzorce, formy podstawowe. Szukał ich, wydobywał na jaw i nawet określił ich
liczbę na szesnaście. Były dla niego niby powracające wątki muzyczne, na których gatunki i rodziny roślin wygrywały wariacje.
...są serca zbyt dobre, by pozwolić im umrzeć
Patriotyzm - ale o tym lepiej nie pisać, bo to słowo od kilkunastu lat u nas wyszydzane.
Paracelsus głosił, iż ciało nasze to laboratorium alchemiczne. Mieszka w nas mały alchemik, archeus, który oddziela w pokarmach to, co nas żywi, od tego, co bezużyteczne, a nawet szkodliwe. To była operująca w nas alchemiczna moc. Bo wszak "nie musimy jeść włosów, by wyrosła nam broda". I nie byłby sam alchemikiem najwyższych lotów, jeśliby w przemianie chleba w ciało nie dostrzegał znaku boskiego. Gdy jednak archeus sie mylił, rozwijała się choroba. Mikrokosmos przestawał być odbiciem makrokosmosu, nie współbrzmiał z nim w harmonii. W muzykę świata, łączącą wszystko z wszystkim w jedną symfonię, wdzierał sie dysonans.
Zmienia się wizja szpitala. Jeśliby oczyścić to słowo ze wszystkich nalotów i nawarstwień, jakie na nim przez wieki osiadły, to zostałby pierwowzór, abstrakcja: wydzielona, uzdrowicielska przestrzeń, w której chory spotyka się z lekarzem. To miejsc gościnne, ma to w swej nazwie (łac. hospitalitas - gościna). Mówiąc żartobliwie, szpital to wyłom w teorii Darwina, świat przyjazny, wyrosły z altruizmu, pozbawiony wrogości. Czy można więc winić lekarza, że iż w takim świecie niekiedy przetrzymuje chorego? Tak naprawdę po to, by zwolnić na chwilę tempo, złapać oddech.
Chore serce przestaje bić miarowo, w takt metronomu. Słychać potknięcia, jak w tańcu; to extasy-stole. W innej piersi serce w jeden dzień przyspiesza jak burza, a w drugi - wyhamowuje aż do omdlenia. Tak daje znać o swej chorobie skupisko komórek, które dyktuje cały rytm - rozrusznik, peace-maker. Kiedy indziej wiodący rytm zanika; nastaje chaos. To migotanie przedsionków, w którym żaden czas skurczu serca nie jest taki sam.
I można śmiało powiedzieć, iż podczas gdy w skali wszechświata żyjemy w czasie po Wielkim Wybuchu (Big Bang), to na naszej planecie czas znaczy eksplozja medycyny.
Światopogląd szamanów różny jest od obrazu świata czarowników i zaklinaczy, którzy próbują przeganiać złe duchy z chorych. Tylko szaman szedł za chorym tam, dokąd inni nie wyobrażali sobie nawet, że iść można. Wyrwany z rzeczywistości przez muzykę i halucynogeny, w ekstatycznym uniesieniu ruszał za duszą chorego do "tamtego świata". Wznosił się na jego kolejne poziomy, a dotarłszy do miejsca właściwego, składał dary i z duszą wracał na ziemię. Ten mit o człowieku udającym się samotnie w zaświaty, by odzyskać duszę chorego, pozostaje piękną osnową medycyny.