cytaty z książki "Ortodoksja"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Nie zmieniamy rzeczywistości tak, aby ją dopasować do naszych ideałów. Zmieniamy ideały: to o wiele łatwiejsze.
Radość, która dla pogan stanowiła rzecz niewielką i jawną, jest największą tajemnicą chrześcijan. Zamykając ten chaotyczny ton moich rozważań, otwieram raz jeszcze niewielką książeczkę, z której chrześcijaństwo wzięło swój początek. I znów napełnia mnie przeczucie, że oto znalazłem potwierdzenie moich myśli. Ogromna postać wypełniające Ewangelię przewyższa w tym względzie, jak i w każdym innym, wszystkich myślicieli, którzy kiedykolwiek uważali się za wielkich. Jego patos był naturalny, niemal zdawkowy. Zarówno starożytni, jak i współcześni stoicy byli dumni z ukrywania łez. On zaś nigdy nie ukrywał łez; pozwalał im pojawiać się na odsłoniętej twarzy z powodu różnych codziennych zdarzeń, na przykład na widok rodzinnego miasta. A jednak i On coś ukrywał. Uroczyści nadludzie i imperialni dyplomaci są dumni z tego, że potrafią ukryć swój gniew. On zaś nigdy nie ukrywał gniewu. Zrzucał stoły z frontowych schodów świątyni i pytał ludzi, jak mogą uniknąć potępienia w piekle. Ale przecież coś ukrywał. Z całym szacunkiem muszę powiedzieć, że w tej wstrząsającej Osobowości dostrzegam cechę, którą trzeba nazwać nieśmiałością. Było, coś co skrywał przed wszystkimi, gdy szedł na górę się modlić. Było coś, co ukrywał, nagle milknąc lub pospiesznie odchodząc. Bóg, chodząc po ziemi, nie mógł nam okazać tego, co całkowicie nas przerastało; czasem podejrzewam, że tym czymś był Jego śmiech.
..., dziwactwa wydają się dziwne tylko ludziom normalnym. Dziwactwa nie są dziwne dla dziwaków. Dlatego też normalni ludzie bawią się znacznie lepiej od dziwaków, którzy zawsze narzekają na monotonię życia.
Najbardziej światowi ludzie nigdy nie rozumieją świata; polegają całkowicie na kilku cynicznych powiedzeniach, które nie mają nic wspólnego z prawdą. Pamiętam, jak kiedyś przechadzałem się z dobrze prosperującym wydawcą. Wygłosił on uwagę już przedtem często przeze mnie słyszaną - jest ona nieomal mottem współczesnego świata. Usłyszałem ją wtedy o jeden raz za dużo i nagle zdałem sobie sprawę, że nie ma w niej ani krzty prawdy. Wydawca powiedział mianowicie o kimś: "Ten człowiek da sobie radę. On wierzy w siebie". I pamiętam, że gdy podniosłem głowę, aby go lepiej słyszeć, kątem oka dostrzegłem omnibus z napisem "Hanwell" (szpital dla psychicznie chorych w pobliżu Londynu). Powiedziałem mu:"Chce pan, żebym panu powiedział, gdzie są ci, którzy najbardziej w siebie wierzą? Mogę panu powiedzieć. Znam ludzi, których wiara w siebie jest jeszcze bardziej kolosalna niż wiara Napoleona czy Cezara. Wiem, gdzie błyszczy nieruchoma gwiazda pewności i sukcesu. Mogę zaprowadzić pana przed tron Nadczłowieka. Bo ci, którzy wierzą w siebie najbardziej, są w zakładach dla umysłowo chorych".
Rozmyślania prowadzone w odosobnieniu i pysze czynią w końcu z człowieka idiotę.
[Ale] współczesny buntownik jest sceptykiem i nie potrafi niczemu całkowicie zaufać. Niczemu nie jest wierny, dlatego tez nie może być prawdziwym rewolucjonistą. Fakt, że wątpi we wszystko, staje się dla niego ogromną przeszkodą w momencie, gdy próbuje potępić cokolwiek. Każde potępienie bowiem zakłada istnienie jakieś doktryny moralnej, a współczesny rewolucjonista wątpi nie tylko w instytucję, którą potępia, ale także w doktrynę, zgodnie z którą dokonuje potępienia. Pisze zatem jedną książkę, w której skarży się, że imperialistyczny ucisk znieważa czystość kobiety, a potem pisze nastepną (o problemie płci), w której sam dopuszcza się podobnej zniewagi. (...) Jako polityk krzyczy, że wojna jest marnowaniem życia ludzkiego, a później jako filozof stwierdza, że życie ludzkie jest marnowaniem czasu. Rosyjski pesymista może potępić policjanta za zabicie chłopa, a następnie udowodnić na podstawie najwznioślejszych zasad filozoficznych, że chłop ten powinien był zabić się sam. (...) Nazywa flagę państwową błazeńsim insygnium, a potem oskarża agresorów Polski lub Irlandii za to, że odbierają tym krajom owo błazeńskie insygnium. Człowiek wywodzący się ze szkoły filozoficznej idzie najpierw na wiec polityczny, gdzie narzeka, że dzicy są traktowani jak zwirzęta, a następnie bierze parasol i kapelusz i idzie na sympozjum naukowe, gdzie udowadnia, że praktycznie rzecz biorąc, dzicy są zwierzętami. Krótko mówiąc, współczesny rewolucjonista, jako wieczny sceptyk, cały czas trudzi się przy podważaniu własncyh sądów. Pisząc książkę o polityce, atakuje ludzi za to, że tratują moralność; natomiast w książce o etyce atakuje moralność za to, że tratuje ludzi. Dlatego współczesny buntownik przestał właściwie nadawać się do jakiegokolwiek buntu. Buntując się przeciwko wszystkiemu, utracił prawo, by buntować się przeciwko czemukolwiek.
Wyglądało nie tyle na to, że chrześcijaństwo jest tak złe, iż można w nim znaleźć wszystkie wady, ale że każdy kij jest wystarczająco dobry, by nim uderzyć w chrześcijaństwo. Czym jest - pytałem znowu - ta zadziwiająca rzecz, której ludzie tak bardzo starają się zaprzeczyć, że nie zważając na nic przeczą sami sobie?
Codziennie można usłyszeć, jak ktoś usprawiedliwia się, że oczywiście jego pogląd nie musi być tym właściwym. Oczywiście, jego pogląd musi być tym właściwym; inaczej nie byłby jego poglądem. Jesteśmy na dobrej drodze do wyhodowania rasy ludzi umysłowo zbyt skromnych, aby wierzyć w tabliczkę mnożenia.
Och, przyznaję, że masz swoje racje, że znasz je na pamięć i że jedne fakty pasują do innych, tak jak mówisz. Przyznaję, że twoje wywody wyjaśniają wiele spraw, ale jakże wielu spraw nie bierzesz w ogóle pod uwagę! Czy na świecie rzeczywiście nie ma innych historii poza twoją i czy wszyscy ludzie zajmują się tylko twoimi sprawami? Przypuśćmy, że szczegóły zgadzają się z tym, co mówisz: być może ten człowiek, który cię zauważył, zrobił to z przebiegłości, a policjant tylko dlatego zapytał cię o nazwisko, że doskonale widział, kim jesteś. Ale pomyśl, o ile byłbyś szczęśliwszy, gdybyś wiedział, że oni tak naprawdę wcale o ciebie nie dbają! Jak przestronny stałby się świat, gdybyś ty sam trochę się zmniejszył, gdybyś potrafił patrzeć na innych ludzi ze zwyczajną ciekawością i zadowoleniem, gdybyś mógł zobaczyć ich takimi, jakimi są, kiedy przechadzają się w swoim słonecznym samolubstwie i męskiej obojętności! Zacząłbyś się nimi interesować, bo oni nie interesowaliby się tobą. Wyrwałbyś się z tego tandetnego teatrzyku, w którym grana jest w kółko twoja własna sztuka, i znalazłbyś się nagle pod rozległym niebem, na ulicy pełnej najwspanialszych nieznajomych.
...ludzie, których patriotyzm jest uzależniony od historii, dopuszczają do tego, by ze względów patriotycznych tę historię fałszować.
Często mówi się na przykład: "To co było słuszne w jednej epoce, nie musi być słuszne w innej". Twierdzenie to jest całkiem rozsądne, jeśli miałoby oznaczać, że istnieje pewien stały cel i że osiąga się go pewnymi metodami w jednym okresie, a innymi - w innych. Jeśli na przykład kobiety chcą być eleganckie, to raz muszą w tym celu przybrać na wadzę, a kiedy indziej schudnąć. Nie można jednak powiedzieć, że będzie lepiej, jeśli, przestaną dążyć do elegancji, a zapragną być podłużne. Jeśli zmienia się normę, to jak można mówić o ulepszeniu czegokolwiek, skoro ulepszenie zakłada istnienie stałej normy? Nietzsche zapoczątkował bezsensowny pogląd, według którego ludzie kiedyś uważali za dobre to, co my dzisiaj uważamy za złe; gdyby tak było, nie moglibyśmy mówić o tym, że ich przewyższamy ani nawet, że dorastamy im do pięt. Jak można prześcignąć kogoś, kto idzie w przeciwnym kierunku? Nie można się zastanawiać, czy jeden naród osiągnął większy sukces w dążeniu do nieszczęścia, niż drugi w dążeniu do szczęścia. Równie dobrze można by się zastanawiać, czy Milton był bardziej purytański niż świnia jest gruba.
Chrześcijanin jest dumny ze złożoności swojej wiary, tak jak naukowcy są dumni ze złożoności nauki. Dowodzi to bowiem, jak wielu dokonano już odkryć.
Nie można sobie wyobrazić bardziej przeciwstawnych ideałów niż chrześcijański święty w gotyckiej katedrze i buddyjski święty w chińskiej świątyni. Przeciwieństwa łatwo dostrzec na każdym kroku, ale chyba najkrócej można się wyrazić następująco: buddyjski święty zawsze ma oczy zamknięte, podczas gdy święty chrześcijański ma oczy bardzo szeroko otwarte. Ciało buddyjskiego świętego jest gładkie i harmonijne, ale jego powieki są ciężkie i sklejone snem. Ciało średniowiecznego świętego jest dziko wyniszczone do kości, ale jego oczy są przerażająco żywe.
Jeżeli za symbol zarówno rozumowania, jak i szaleństwa przyjęliśmy okrąg, możemy równie dobrze przyjąć krzyż jako symbol zarówno tajemnicy, jak i zdrowia. Buddyzm porusza się dośrodkowo, chrześcijaństwo - odśrodkowo; chrześcijaństwo wyrywa się na zewnątrz. Okrąg jest bowiem doskonały i nieskończony w swej naturze, jest on jednak zawsze skończonych rozmiarów; nie może, pozostając sobą, zmniejszyć się albo zwiększyć. Natomiast krzyż, mimo że jego centrum stanowi konflikt i sprzeczność, może wydłużać swe ramiona w nieskończoność, pozostając sobą. Środkiem krzyża jest paradoks, dlatego też może on rosnąć, a przy tym się nie zmieniać. Poruszając się po okręgu powracamy w to samo miejsce i zostajemy w nim zamknięci. Krzyż natomiast otwiera swoje ramiona na cztery wiatry; jest on drogowskazem dla swobodnych wędrowców.
Człowiek musi na tyle wierzyć w siebie, aby pragnąć przygód, oraz na tyle wątpić w siebie, aby móc z nich czerpać przyjemność.
Gdybym na przykład musiał uczciwie określić charakter Bernarda Shawa, nie mógłbym tego zrobić dokładniej niż stwierdziwszy, że jest to człowiek o wielkim sercu, które niestety nie znajduje się na właściwym miejscu.
Ludzie najpierw otaczali czcią jakieś miejsce, a następnie czynili je sławnym. Rzymu nie pokochano ze względu na jego wielkość; stał się wielki, ponieważ go kochano.
Męczennik to ktoś, kogo tak bardzo obchodzi coś poza nim, że zapomina o własnym życiu. Natomiast samobójca to ktoś, kogo tak mało obchodzi cokolwiek poza nim.
Im więcej zastanawiałem się nad chrześcijaństwem, tym bardziej odkrywałem, że nie tylko ustanawia ono pewien ład, ale czyni to głównie po to, by móc wypuścić na wolność wszystko, co dobre.
Jak długo wizja nieba podlega ciągłym zmianą, tak długo ziemia pozostanie dokładnie taka jaka była.
Stwierdzenie, że nasze myśli odnoszą się w jakikolwiek sposób do rzeczywistości, jest aktem wiary. Jeśli jest się sceptykiem, trzeba sobie wcześniej czy później zadać pytanie: "Dlaczego cokolwiek miałoby być słuszne? Dlaczego poprawne rozumowanie nie miałoby wprowadzać w błąd tak samo jak błędne? Czy oba nie są tylko procesami w mózgu zdezorientowanej małpy?".
Ogólnie rzecz biorąc można powiedzieć, że wolnomyślicielstwo jest najlepszym zabezpieczeniem przed pełną wolnością. Przeprowadzanie na modłę modernistyczną umysłu niewolnika jest najlepszym sposobem na to, by nie dopuścić do wyzwolenia jego samego. Naucz go zastanawiać się nad tym, czy rzeczywiście chce być wolny, a nigdy się nie wyzwoli.
Ewolucjonizm nauczył ludzi myśleć, że jeśli oddalą się coraz bardziej od stadium małpy, to coraz bliżej zbliżą się do stadium anioła. Można jednak przestać być małpą i zamiast stać się aniołem, całkiem zwyczajnie pójść do diabła.
Rozmyślania prowadzone w odosobnieniu i pysze czynią w końcu z człowieka idiotę. Kto nie chce pozwolić na to, by zmiękło jego serce, doprowadzi się ostatecznie do rozmiękczenia mózgu.
W swych dociekaniach człowiek dotarł do granic ludzkiej myśli, uderzył w nie i rozbił sobie głowę.
Być może nasza skromna tragedia spodobała się tak bardzo bogom, którzy podziwiają ją ze swoich gwiezdnych galerii, że na zakończenie każdego ludzkiego dramatu człowiek jest raz po raz wywoływany przed kurtynę.
Miłość dokądś podąża, a im gorliwiej to czyni, tym mniej jest ślepa.
Życie (z punktu widzenia wiary) przypomina powieść w odcinkach, kończy się bowiem obietnicą (czy też groźbą): "ciąg dalszy nastąpi".
Tajemnicą mistycyzmu jest to, że człowiek może zrozumieć wszystko za pomocą tego czego nie rozumie.
Dopóki istnieje misterium, istnieje także zdrowie, jeśli zniszczymy misterium, wywołamy chorobę. Zwykły, szary człowiek zawsze był przy zdrowych zmysłach, bo taki człowiek zawsze był mistykiem.
Dopuszczał istnienie półmroku. Jedną nogą stał twardo na ziemi, a drugą błądził w krainie czarów. Zawsze pozwalał sobie na to, by wątpić w swoich bogów, ale (inaczej niż dzisiejszy agnostyk) pozwalał sobie także na to, by w nich wierzyć. Zawsze bardziej dbał o prawdę niż o spójność wywodów. Jeśli napotykał dwie prawdy, które wydawały mu się wzajemnie sprzeczne, godził się na nie, a tym samym na sprzeczność między nimi. Jego duchowe widzenie zawsze było stereoskopowe, zupełnie jak ludzki wzrok: widział dwa obrazy naraz, ale dzięki temu widział znacznie lepiej. Dlatego zawsze wierzył, że istnieje coś takiego jak przeznaczenie, ale z drugiej strony - coś takiego jak wolna wola. Dlatego wierzył także, że dzieci rzeczywiście są znakiem królestwa niebieskiego, ale tym niemniej powinny być posłuszne królom tej ziemi. Podziwiał młodzieńca za to, że jest młody i starca za to, że nie jest. Właśnie taka równowaga pozornych sprzeczności stanowiła o pogodzie ducha i prężności umysłu zdrowego człowieka. Tajemnicą mistycyzmu jest to, że człowiek może zrozumieć wszystko za pomocą tego, czego nie rozumie. Chorobliwy logik stara się wszystko wyjaśnić, a udaje mu się jedynie wszystko zaciemnić. Determinista wykłada bardzo jasno swoją teorię przyczynowości, a potem odkrywa, że nie może powiedzieć do służącej „jeśli wola”. Chrześcijanin godzi się, aby wolna wola pozostała uświęconą tajemnicą, ale dzięki temu jego stosunki ze służącą nabierają jasności i przejrzystości kryształu.