Projekt Berserker Vladimír Šlechta 5,8
ocenił(a) na 313 lata temu Ponownie w moje ręce trafiła książka o świecie po wojnie atomowej. I znów bez zachwytów. Mogło być dobrze, nawet bardzo dobrze, a wyszło średnio na jeża. Tak pospolicie i niemrawo. Ale zacznę od początku.
„Projekt Berserker” Vladimira Šlechty to książka nad wymiar dziwna. Opowiada ona o mężczyźnie, który z zawodu jest negocjatorem. Przez pewne zdarzenie zostaje uznany za człowieka-legendę, co wykorzystuje nad wyraz często no i zazwyczaj, niestety tutaj książka traci na wiarygodności i na suspensie, otrzymując to, co chce. Mężczyzną tym jest Gouvernet Fink, dla kolegów Gowery, a przyjaciół Zięba, szkoda, że jeszcze nie wymyślił jak pies ma go nazywać… Historia jest dość banalna, ot Gowery jak wszystkim wiadomo, jest niezłym zabijaką, ponieważ legenda, którą obrósł opowiada, że w napadzie szału zabił około 100 wojaków. Niemożliwe? No bez żartów, w tej książce wszystko jest możliwe. Bohater przeżyje wszystko, gdy wokół niego będą ginąć ludzie, ten tylko powie „szkoda” i tyle jego pamięci po zmarłych kompanach. Zięba, więc zostaje wynajęty, aby uratować córkę z rąk szmuglerów, którzy jak okazuje się prowadzą dziwne badania.
Całość okraszona jest całkiem przyzwoitą otoczką świata po drugiej energetycznej, czyli wojnie atomowej, która przyniosła nie tylko śmierć, ale liczne epidemie. Wojna ta nie wybija wszystkich ludzi, a całość powoli wraca do życia. Ludzie tylko cofnęli się w czasie do XIX wieku, chodź posługują się karabinami maszynowymi, przeplatając ataki łukiem, kuszą, bądź mieczami. Noszą plastikowe zbroje, przez co jest to bardzo niezwykłe, bo wytwarzają plastik, a nie mają na tyle energii, żeby stworzyć benzynę, albo jakikolwiek rodzaj napędzający pojazdy. Powraca też ustrój feudalny, a demokracja zanika.
Wszystko to było by pięknie gdyby autor bardziej przyłożył się do opisania świata, w jakim żyją bohaterowie, niż na przedziwnych ich wyczynach. Starał się opisać ekonomię w przyszłości Czech, ale niestety to tylko konspekt, w którym nie widać potencjału. Gdyby tylko pan Šlechta rozwinął pomysł mogło wyjść bardzo dobrze, nie tracąc przy tym na akcji.
Polecam tę książkę osobom, które nie poszukują zbyt wybujałych historii, a czystej dobrej akcji z ciekawymi momentami, w których naprawdę można się zaczytać. Na koniec dodam tylko, że zakończenie ratuje książkę. Ale czy tonąc w wzburzonym morzu pomoże nam źle wykorzystane koło ratunkowe?