Szpieg czasu Marcelo Figueras 6,7
ocenił(a) na 712 lata temu Po notce wydawcy z okładki i kilku pierwszych stronach książki, przeczytanych pospiesznie w księgarni, spodziewałam się czegoś w rodzaju fabuły filmu „Siedem” czy „Anioły i demony”. Oto fikcyjna Republika Trynidadu. Po latach krwawej dyktatury wojskowej sprawowanej przez Pretorianów panuje w niej demokracja. Historia książki rozpoczyna się w dniu, gdy jeden z generałów zostaje odnaleziony martwy w swoim ogrodzie. Kilka dni później znalezione jest ciało drugiego z nich. Sprawa zostaje powierzona Van Uppowi – niegdyś błyskotliwemu detektywowi, który jednak wskutek załamania nerwowego leczył się psychiatrycznie. To on na miejscach zbrodni odnajduje nawiązania do Biblii.
Ale policyjne dochodzenie to dla autora tylko pretekst, żeby poruszyć kwestie polityczne, społeczne, filozoficzne i religijne.
„Kto właściwie jest dziś bardziej obłąkany? Ja czy ci ludzie, którzy chodzą po ulicach, udając, że nic się nie stało i że przeszłość ich nie dotyczy?” To pytanie Van Upp zadaje Norze, podległej mu policjantce. Pretoriańska przeszłość Trynidadu i jej wpływ na obecne życie mieszkańców tego kraju to ważny element opowiadanej czytelnikowi historii. Pisarz przedstawia postawę dawnych katów i ofiar, ich radzenie sobie z przeszłością. To powieść rozliczeniowa. Opisując okres rządów Pretorianów autor opierał się na danych z raportu na temat funkcjonowania terroru wojskowego w Argentynie w latach 1976-1983.
W rozmowach bohaterów pojawia się także problem, jak Bóg mógł pozwolić na to, co się wydarzyło. W książce znajdują się odwołania do doktryn gnostycznych i ich koncepcji świata stworzonego nie przez Boga, a przez bóstwo, z którego ułomnej natury wynika niedoskonałość świata. „If God is God, he's not good. If Gos is good, he's not God” - nieprzypadkowo tym cytatem z Archibalda MacLeisha, J.B., Marcelo Figuares rozpoczął część trzecią książki. Filozoficzno-religijny wątek książki był dla mnie szczególnie ciekawy. Nigdy nie interesowałam się gnostycyzmem, a książka zmotywowała mnie, żeby chociaż przeczytać o założeniach tego ruchu. Brak przygotowania i brak skłonności do - nazwijmy to kolokwialnie – "filozofowania" wpłynęły jednak na mój odbiór książki w tej warstwie.
W książce pojawia się ponadto wątek twórczości Szekspira, której miłośnikiem jest Van Upp. Moja znajomość dzieł tego pisarza nie jest wystarczająca, by podjąć zabawę z autorem, ale na pewno wielu czytelników doceni nawiązania do dramatów szekspirowskich.
Styl autora jest prosty, oszczędny. Książkę czyta się szybko także dlatego, że rozdziały są bardzo krótkie – zazwyczaj zajmują dwie do czterech stron. Swoista oszczędność autora jest widoczna nawet w tym, że nie wszystkie postaci występujące w książce otrzymały imiona i nazwiska - część z nich występuje pod literami np. X, Y.
To z pewnością ciekawa lektura. Wątek kryminalny książki był wciągający i - w przeciwieństwie do Van Uppa - ja potrzebowałam sporo czasu, żeby odkryć, kto jest sprawcą zbrodni. Sięgając po książkę nie należy jednak oczekiwać tylko kryminału, bo zbrodnia i szukanie winnego nie były w tej historii najważniejsze.