... ale podobała mi się okładka :)
Autorka, po studiach kreatywnego pisania, wyraźnie zastosowała się do zasad tworzenia powieści z suspensem.
Książka dobrze się zaczyna.
Szyta jest nieco grubymi nićmi i karykaturalną czcionką, ale to bohaterka stanowi dla mnie problem. Nadine od początku jest zdystansowana do wszystkich wokół, nie lubi chyba nawet samej siebie, więc bardzo trudno jest nam do niej dotrzeć i ją zaakceptować.
Drugi problem to ważny punkt czyli rozwiązanie.
Autorka pędzi do końca, skacze przez poprzeczki, w dosyć nierealnym czasie i warunkach wykonuje serię kuriozalnych czynności. No nie! Trudno mi polecić tę książkę bardziej wymagającym czytelnikom.
Nadine Walsh postanawia wyprawić garden party na cześć swojej matki, która jest popularną pisarką. Imprezę przerywa jednak przerażajace odkrycie - trup znaleziony w piwnicy. Ale kim jest ofiara? Dlaczego nie żyje? Kim jest sprawca i jakie tajemnice skrywa rodzina Nadine? Od tego właśnie zaczyna się cała historia...
Nadine jest osobą perfekcyjnie zorganizowaną. Skrupulatnie trzyma się listy zadań do zrobienia i dba, by nic nie pokrzyżowało jej planów w przygotowaniach do przyjęcia, jednak tym razem nic nie idzie po jej myśli, a ją dręczą powracające wspomnienia tragedii, która wydarzyła się dokładnie trzydzieści lat wcześniej. Jak na złość, tuż przed przyjęciem na jaw wychodzą skrywane latami sekrety i kłamstwa, kotłujące się w jej rodzinie.
Jaka to była świetna lektura! 🖤
Wciągnęła mnie już od pierwszej strony, choć akcja toczy się powoli i równomiernie, od poranka, przez południe aż do wieczoru, kiedy zaczyna się przyjęcie. Ten podział na trzy części to jedyna rzecz, która nie przypadła mi do gustu, bo wolę zdecydowanie krótsze rozdziały, jednak z całą pewnością nie jest tu nudno, jak można by się spodziewać po dość krótkim czasie akcji, bo w końcu ile rzeczy może wydarzyć się w ciągu jednego dnia?
Amy Stuart szybko przekonuje nas, że wystarczająco, by zrobić z tego naprawdę dobrą książkę!