Trzy wdowy Cate Quinn 7,0
Jestem tym typem człowieka, który patrzy na tytuł i na okładkę - to co z tyłu bardzo często pomijam przed zakupem książki, ponieważ bardzo często trafiają tam rzeczy, które, moim zdaniem, dobrze nie oddają książki, a nawet mnie od niej odrzucają (co mogę stwierdzić nawet po przeczytaniu książki). Dlatego też patrząc po tym, co było na froncie "Trzy wdowy", byłam naprawdę zaciekawiona. Niestety, już podczas pierwszych rozdziałów książki zostałam sprowadzona na ziemię...
Zaadresuję słonia w pokoju, ponieważ to informacja, od której się nie ucieknie - książka jest o mormonach. Czy to coś złego? Nie, absolutnie nie. Jednak dla mnie, prostego simpeltona, określenia w stylu "typowa mormonka" nie mówiły mi kompletnie nic. Przez co w wielu momentach książki, kiedy autorka założyła, że każdy będzie wiedział o co chodzi, ja czułam się skonfundowana, ponieważ książka nie zawiera wielu opisów. Nie idzie łatwo załapać z czasem, o co rzeczywiście chodzi, a przynajmniej nie z całą pewnością. To samo tyczy się Utah, w którym dzieje się akcja, kiedy coś jest określane jako typowe dla tego miejsca i jakby... Ucinane? Coś w stylu "a kto wie ten wie". Te dwa spore aspekty sprawiły, że przez większość książki czułam, że to nie jest pozycja dla mnie, skoro nie znałam dobrze tych dwóch zagadnień.
Przyczepie się też do tego, co nie podobało mi się w jednej z pierwszych książek, które przeczytałam w tym roku, czyli "Ukochane dziecko". Nie tylko nie podoba, ale wręcz odrzuca mnie, kiedy "rozdział" aka perspektywa danej postaci kończy się tylko po to, żeby od następnej strony zaczynała się ona znowu. Wybija to totalnie z rytmu, jest bez sensu i nie wygląda dobrze.
A skoro mowa o rzeczach bez sensu - nie wiem, czy to kwestia tłumaczenia czy stylu pisania autorki, ale co wydarzenia, których doświadczamy, są raz pisane w czasie teraźniejszym, a raz przeszłym, co strasznie miesza. Chociaż to i tak nic w pornwnaiu z tym, kiedy nagle postać z książki zaczyna zwracać się do czytelnika... Po pewnym czasie już tak słabe to było, że czułam nieodpartą potrzebę odłożenia książki, nagrania wiadomości głosowej z narzekaniem do przyjaciółki i dopiero kiedy to zrobiłam, mogłam wrócić do czytania.
+ to już totalnie wina tłumaczy - niektóre określenia były tak niedopasowane do wpychania ich w myśli Rachel, że bardziej się nie dało pokazać, że w ogóle nie czytali tego, co tłumaczą i odwalają jedynie Google tłumacz na książce.
Jeśli zaś chodzi o samą fabułę to jakichś większych zastrzeżeń nie mam. Nie jest to jakaś górnolotna literatura. Ot taki... Ok? Bez rewelacji plottwiściak na dwa wieczory. Albo jeden przy naprawdę szybkim czytaniu.
Od razu zaznaczę - plottwiściak nie znaczy, że były dobre albo nie do przewidzenia. Po prostu było ich trochę w historii, przez co człowiek, a przynjamniej ja, był wciągnięty.