Franz Kafka. Proces Marek Pieczara 7,5
ocenił(a) na 54 lata temu Nie pamiętam czy przeczytałem "Proces" jako lekturę za szkolnych lat, ale jeśli tak, to jestem pewien, że niewiele z tej lektury wyniosłem. Jak czytało mi się to w dojrzałym wieku?
Zanim przejdę do własnej interpretacji treści, muszę powiedzieć coś o jej formie. Początek był ciekawy, zachęcał do czytania, jednak środek wymęczył mnie tak bardzo, że ledwo miałem siły na ostatnie (a przecież najważniejsze) sceny w książce. Dramat środka kręci się wokół bezradności Józefa K. – ja rozumiem, że trzeba było ją przedstawić i dać wyraz jej mocy, no ale błagam – nie tak, aby odebrać moc czytelnikowi! Bezradność głównego bohatera można było pokazać krócej i dobitniej, co skróciłoby książkę o co najmniej połowę – i być może pozwoliłoby to większej liczbie czytelników ją przeczytać, a nawet zinterpretować (zamiast natychmiastowo odkładać z wytchnieniem).
Względem znaczenia, nie uważam, aby interpretacja "pod autora" była jedyną słuszną. Taki mam pogląd na sztukę i tym się w jej odbiorze kieruję. Zastanawiałem się nad tym, czy aby scena w katedrze nie jest kluczem do zrozumienia, metaforą, która wyjawi mi prawdę. Ale nie... w zasadzie to tylko alegoria, inny przykład "procesu". Potwierdza się to, jeśli zwrócimy uwagę na oba zakończenia. Jaki więc morał mogę wyciągnąć z tej książki? Że nie dana będzie nam wiedza i sprawiedliwość, mimo usilnych starań? Na to wygląda. Czy więc warto o to zabiegać? Z „procesu” wynika, że nie – że szkoda na to czasu (zwrócić trzeba uwagę na negatywne zakończenie tak historii K., jak i wieśniaka).
Jak więc ocenić książkę, która mi się dłużyła i z której przesłaniem się nie zgadzam? Doceniam język, ganię lanie wody, przyklaskuję idei niesienia morały poprzez powieść, lecz wyśmiewam jego treść.