Skończyłam To, z mieszanymi uczuciami. Wątki obyczajowe czytało się momentami naprawdę nieźle, kupuję te opisy amerykańskiego miasteczka z lat 50., zwłaszcza jeśli chodzi o rasizm, homofobię i rodzinne patologie. Jest tu tego naprawdę dużo, ale ponieważ obserwujemy wydarzenia głównie z perspektywy dzieciaków, próbujących odnaleźć się w tym miejscu, nie czułam aż takiego przytłoczenia. Problemem jest natomiast długość książki, wielowątkowość i częste rozdrabnianie się autora. Pojawia się wiele opisów epizodycznych sytuacji które nie mają na nic wpływu. Rozumiem, że miało to ukazać Derry z perspektywy innych mieszkańców, ale mnie to zwyczajnie nudziło. Motyw przeplatania się dwóch linii czasowych w teorii działa, ale przez to wleczenie się fabuły, często traciłam wątek, zwłaszcza przy dłuższych przerwach między rozdziałami. Warstwa horrorowa, o dziwo, też wypada blado. Pennywise to fantastyczny antagonista, okrutny ale momentami przy tym autentycznie zabawny. Niestety, zamiast niego często pojawiają się zupełnie nieciekawe osobliwości - prehistoryczny ptak, wilkołak, mumia, pająk... No zupełnie to na mnie nie działało, już patologie dziejące się w domach rodzinnych bohaterów wywoływały we mnie większe ciarki. Szkoda, książka momentami wydaje się dobra, ale w trakcie czytania zaczyna stopniowo coraz bardziej męczyć, przez co do finału się raczej brnie, niż dąży. Myślę, że spokojnie dałoby radę wyciąć z tej książki dobrych kilkaset stron i tylko by na tym fakcie zyskała.
Jeszcze jedna rzecz o której trzeba wspomnieć - absolutnie najgorsze emocje wywołała we mnie wiadoma scena seksu. Szokująco zła i niepotrzebna, dziwna, jakby wyrwana z jakiegoś taniego erotyka. Nawet jej umiejscowienie jest bezsensowne. Dzieciaki pokonały wreszcie morderczego klauna, ale gubią się w kanale i nie potrafią z niego wyjść, dlatego 11-letnia dziewczynka stwierdza, że aby scementować ich siłę przyjaźni, odda się kolegom (a tak de facto to praktycznie zmusi ich do seksu). I jeszcze te niezręczne opisy, że myśli w trakcie o ptakach i wiośnie i że coś jest małe i w sumie za bardzo nie chcą tego robić JEZUS MARYJA CZŁOWIEKU CZEMU MI CHCESZ WKŁADAĆ TAKIE RZECZY DO GŁOWY! Przysięgam, Kingowi się skojarzyło "robić to" z tytułowym To które wymyślił, nie widzę innej logiki. Absurdalne, bezcelowe, niekomfortowe, wręcz obrzydliwe. Wyjaśnienie autora było takie, że miało to być dla bohaterów symboliczne pożegnanie z dzieciństwem. No nie wiem, czy samo zwalczenie demona przeszłości nie byłoby tutaj wystarczającą metaforą? Zwłaszcza, że o wszystkim zapominają o tym na ~26 lat a potem i tak mają beznadziejne związki lub inne dorosłe problemy. A skoro logiki nie ma, wpływu na fabułę też, a jako przenośnia jest co najwyżej kompletnie z dupy... Tak, wytwór chorego umysłu, nie ma innego wytłumaczenia. Ciężko uwierzyć, że taka scena znajduje się w mainstreamowej, żeby nie powiedzieć kultowej, powieści.
Skończyłam To, z mieszanymi uczuciami. Wątki obyczajowe czytało się momentami naprawdę nieźle, kupuję te opisy amerykańskiego miasteczka z lat 50., zwłaszcza jeśli chodzi o rasizm, homofobię i rodzinne patologie. Jest tu tego naprawdę dużo, ale ponieważ obserwujemy wydarzenia głównie z per...
Rozwiń
Zwiń