Świat staje na głowie, czyli o książce bez liter i długopisie bez wkładu! Seria „Czytaj z Albikiem”
Czytaj z Albikiem to koncepcja edukacyjna skierowana do dzieci w różnym wieku. To nie tylko obrazkowe książeczki, ale również słowniki, atlasy, gry i puzzle. A także książki z prawdziwym, mówiącym długopisem!
O prawdziwych „objawieniach” na rynku wydawniczo-papierniczym usłyszałam kiedyś w metrze. Jedna mamusia zachwalała drugiej mamusi wynalazek iście z piekła rodem, jak mi się wówczas zdawało.
„Serio, ktoś wydał książkę bez liter?– próbowałam to sobie zobrazować, choć moja wyobraźnia w tym momencie wyjątkowo nie była skora do współpracy. – Jeszcze tylko wprowadźmy zeszyty bez kartek, a na efekty takiej edukacji nie będziemy musieli zbyt długo czekać…”– skwitowałam sarkastycznie pod nosem.
Bo rzeczywiście, w dobie heroicznej walki o każdą czytelniczą duszę, kiedy wydawcy dwoją się i troją, by zapewnić wymierającemu gatunkowi miłośników słowa pisanego ucztę intelektualną na najwyższym poziomie, w jakiejś mądrej głowie zakiełkował pomysł „napisania” książki obrazkowej dla dzieciaków, które już swobodnie potrafią łączyć litery w słowa? No na coś takiego to rzeczywiście musiała wpaść jakaś tęga głowa…
Traf chciał, że dwa lata temu podczas Warszawskich Targów Książki przechodziłam obok stoiska wydawcy tego „wiekopomnego dzieła”. Ku mojemu zdziwieniu w międzyczasie kolekcja „książek bez liter” wyraźnie się rozrosła: na regale wdzięczyło się już kilka okazałych grzbiecików…
– Skoro tak, to chyba ktoś to kupuje… – zachodziłam w głowę.
Jednak nie byłabym sobą, gdybym przepuściła okazję do zgłębienia zjawiska, które zwyczajnie się nie w niej nie mieściło. Wtedy jeszcze naiwnie wierzyłam, że „książka bez liter” to ostatnia z serii najdziwniejszych rzeczy, o jakich dotychczas miałam okazję usłyszeć…
Stałam tak przez chwilę, wpatrując się w ambitnie brzmiące tytuły: „Ciało człowieka”, „Świat zwierząt”, „Język angielski”, „Atlas świata”, kiedy podeszła do mnie przedstawicielka wydawnictwa i zaoferowała pomoc w wyborze interesującej mnie pozycji.
– Moja sześcioletnia chrześniaczka jest właśnie na etapie nauki czytania i…szukam dla niej ciekawych książek do poczytania… takich dostosowanych do wieku… i możliwości… – zełgałam, bo nawet nie dopuszczałam do siebie myśli, bym akurat w tym miejscu znalazła dla niejcoś interesującego.
– Oj, to muszę panią rozczarować: nasze książki można wykorzystać do wszystkiego oprócz… nauki czytania – wyznała z rozbrajającą szczerością.
„Ha! I tu cię mam! – pomyślałam, a na mojej twarzy na ułamek sekundy zagościł szelmowski uśmiech.– W dodatku ten pożal się Boże wydawca nawet nie próbuje ukryć tego, że król jest nagi!”.Doprawdy, tego było już za wiele! Postanowiłam tak długo wiercić tej biednej dziewczynie dziurę w brzuchu, aż dowiem się, o co w tym wszystkim chodzi! Tym bardziej, że w stoisku robiło się coraz tłoczniej od klientów…
Dziewczyna zakręciła się na jednej nodze, po czym szybko wróciła, taszcząc w jednej ręce okazałą twardostronicową książkę, a w drugiej coś, co na pierwszy rzut oka przypominało ogromny zabawkowy długopis.
– Wie pani, tylko że moja chrześniaczka powoli już wyrasta z zabawek, stąd ten długopis to zupełnie nietrafiony pomysł… – próbowałam ją powstrzymać, marząc już tylko o jak najszybszym oddaleniu się.
– Proszę mi zaufać: może i ten długopis przypomina zabawkę, ale jego moc jest dużo większa – rzuciła. – On jako jedyny potrafi czytać nasze książki. Zresztą proszę spojrzeć…
Po czym otworzyła książkę, przyłożyła długopis do pierwszego lepszego elementu okazałej, pełnej szczegółów ilustracji, a on zaczął mówić: z podziałem na głosy, jak w dobrym słuchowisku, dużo i na temat. Mnie dla odmiany zabrakło słów. „Taka duża, a nie wie, że nigdy nie należy oceniać książki po okładce!” – grzmiał głos z tyłu mojej oszołomionej z wrażenia głowy.
Dzieciaki, które spacerowały z rodzicami główną aleją, podbiegały kolejno i rozdziawiały buzie. A „długopis bez wkładu” z bananowym uśmiechem nadawał jak najęty za każdym razem, gdy zbliżył się do ilustracji. Tłumek za plecami napierał, a my testowaliśmy, dowiadując się po drodze ciekawostek, jakich nie powstydziłyby się tuzy najpopularniejszych polskich teleturniejów. Dzieciaki z wypiekami na twarzy dopowiadały, co jeszcze wiedzą na dany temat, po czym przechodziliśmy do kolejnej warstwy informacji zakodowanych w tej niezwykłej skarbnicy wiedzy… Tak, bo ona była dokładnie jak ogr: miała warstwy. Podążając tym tropem, ja – oczytana kobieta w średnim wieku, której wydawało się, że niewiele już w życiu może ją zaskoczyć – przypominałam ciekawego świata smosiołka, owoc miłości Osła i Smoczycy ze „Shreka”.
Na koniec, kiedy byliśmy już prawie pewni, że na tym koniec „czytania” rozkładówki, długopis wkręcił nas w sympatyczny quiz oparty na zdobytej właśnie wiedzy, w którym nie było możliwości przegrania. Bo nawet jeśli podczas przepytywania okazywało się, że komuś coś uleciało z pamięci, wystarczyło szybko wrócić do konkretnej ikonki i przypomnieć sobie, co trzeba, po czym udzielić bezbłędnej odpowiedzi.
Nie pytajcie nawet, co było dalej…
Zaczęło się niewinnie: targi opuściłam z zestawem książka + mówiący długopis „Atlas świata”. Całość w średniej cenie, bez odchyleń w jedną ani w drugą stronę. Wręczyłam w prezencie chrześniaczce, po czym bardzo szybko nadszedł feedback.
– Ciociu, ten Albik jest superhiperprześwietny! – zapiszczała do słuchawki.
No i od tego momentu nie było już przebacz. Szczęście w nieszczęściu, że nie muszę się głowić przy różnych okazjach, które laleczki z reklam TV kolekcjonuje akurat Natalka, ani dla odmiany trafiać z podarunkami jak kulą w płot. Cena samych książek (zestaw z długopisem kupuje się za pierwszym razem, a potem tylko dokupuje książki, zaś w długopis – jak na pendrive’a – wgrywa nagrania wprost ze strony internetowej wydawcy) nie odbiega właściwie od cen tradycyjnych książek bez „warstw”. Wydawca w dobrym tempie uzupełnia portfolio o kolejne grzbiety dla dzieci w naprawdę różnym wieku i na różnym etapie rozwoju. Natalka każdą nową książkę „zaczytuje” na amen. A ja wypatruję z niecierpliwością zapowiedzianego „Słownika języka niemieckiego”, bo angielski moja chrześniaczka zdążyła już wykuć na blachę.
Mogłabym tak jeszcze długo, ale teraz to Wasza kolej.
Drogowskazy dla zainteresowanych.
Seria: „Czytaj z Albikiem”
Wydawca: Albi Polska
Gdzie znaleźć pełną ofertę? https://albipolska.pl/czytaj-z-albikiem
Psst! Jak już zdecydujecie się na zakup, to polecam zaczajenie się na superpromocje, które co jakiś czas organizuje wydawca.
Mama Aga
Artykuł sponsorowany
komentarze [2]
Proszę, jak już wstawiacie artykuły sponsorowane, to niech one będą na poziomie. Tekst sztuczny i jeszcze to zaskoczenie, że są książki bez liter....
A Albika lubię i to bardzo :)