rozwiń zwiń

O tym, co duszy najbliższe. Wywiad z Martą Matyszczak i psem Guciem

LubimyCzytać LubimyCzytać
20.06.2017

Tajemnicza śmierć Marianny Biel, czyli pierwszy z serii „Kryminał pod psem”, to pełna humoru powieść o detektywie Szymonie Solańskim, który razem z przygarniętym ze schroniska kundelkiem prowadzi śledztwo w sprawie śmierci emerytowanej aktorki. O książce rozmawiamy z autorką, Martą Matyszczak, która od kilku lat pisze o kryminałach na portalu Kawiarenka Kryminalna, oraz z psem Guciem – pierwowzorem książkowego bohatera. 

O tym, co duszy najbliższe. Wywiad z Martą Matyszczak i psem Guciem

W piwnicy chorzowskiego familoka zostają znalezione zwłoki Marianny Biel, dawnej gwiazdy miejscowego teatru. Choć aktorka mieszkała w tym miejscu od lat, nikt z lokatorów nie zauważył jej zniknięcia. Policja lekceważy sprawę i szybko dochodzi do wniosku, że to nieszczęśliwy wypadek. Tylko Szymon Solański, zwolniony z pracy policjant, jest przekonany, że mogło to być morderstwo. W śledztwie wspiera go Gucio, przygarnięty ze schroniska kundelek.

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Dolnośląskiego pod patronatem lubimyczytać.pl.

 

Tajemnicza śmierć Marianny Biel” to chyba pierwszy polski kryminał, którego pełnoprawnym bohaterem jest pies. Skąd wziął się taki pomysł? Czy marzeniem Gucia było odciśnięcie psiej łapy na kartach polskiej literatury?

Marta: Najlepiej pisze się o tym, co się zna i kocha. Ja jestem pełnym sercem psiarą, od zawsze w domu mieliśmy jakiegoś czworonoga, a od ponad jedenastu lat towarzyszy mi Gucio, którego przygarnęłam z chorzowskiego schroniska dla bezdomnych zwierząt. Dlatego też postanowiłam opisać go w książce. Pies niby nie potrafi mówić, ale wystarczy, że spojrzy tymi swoimi załzawionymi ślepiami, a już dokładnie wiadomo, co chce przekazać. Z tego powodu przelanie głosu Gucia na papier wcale nie było takie trudne. Poza tym któż może mieć lepszy nos do tropienia kryminalnych śladów, jeśli nie obdarzony znakomitym węchem kundelek!

Gucio: Bardzo chciałem odcisnął łapę na kartach powieści. Z czystej zemsty. Sprawa wygląda tak, że mojej pani skończyły się wolne regały i teraz kupowane kompulsywnie książki ustawia stosami na podłodze. Pewnej nocy spałem sobie jak to niewinne dziecię, aż tu nagle zwaliła się na mą skromną osobę hałda kryminalnych tomów. Uznałem więc, że skoro one – te kryminały – mnie przyskrzyniły, to teraz im oddam!

Familok przy ulicy 11 Listopada, gdzie mieszkała nieszczęsna Marianna Biel, zamieszkuje cała gromada barwnych postaci. Pewnie nie możemy zdradzić, czy powieściowi bohaterowie byli inspirowani prawdziwymi osobami, bo jeszcze ktoś mógłby się obrazić, ale można chyba zapytać, czy denerwujący pinczerek pani Buchtowej to jakiś prawdziwy psi znajomy Gucia?

Marta: Inspiracji prawdziwymi postaciami jest, jak to pewnie w każdej książce, także i u mnie całkiem sporo. Tyle że nigdy nie jest to stosunek jeden do jednego. Czerpię z różnych osób, a potem robię z tego swego rodzaju miks. Inna sprawa, że niektórzy znajomi, mimo że nawet przez sekundę o nich nie pomyślałam, tworząc bohaterów, odnajdują na kartach powieści siebie i się przy tym stanie rzeczy stanowczo upierają...

Gucio: Akurat takiego wyszczekanego pinczerka nie znam w realu, ale mam całą zgraję osiedlowych kumpli, z którymi tworzymy swego rodzaju gang. Wszystko na legalu, żeby nie było. Posiadam też w okolicy kilka narzeczonych. Mam nadzieję, że żadna z nich nie przeczyta tego wywiadu i nie dowie się jedna o drugiej…

Ważnym bohaterem „Tajemniczej śmierci…” jest Chorzów. Czy to spacerki z Guciem sprawiły, że miasto jest tak świetnie w powieści oddane?

Gucio: Spacerek? Idziemy na spacerek? Zawsze chętnie! Na Dolinę Górnika, do Parku Kultury, Parku Róż, na paradę kundelków do schroniska w Chorzowie! Idziemy? No chodźmy wreszcie!

Marta: A ja tu znów wracam do zasady mówiącej o tym, że najlepiej pisać o tym, co duszy jest najbliższe. Urodziłam się w Chorzowie, znam tu właściwie każdy kąt. Chorzów tkwi gdzieś głęboko we mnie, jego najpiękniejsze zakamarki na równi z mrocznymi podwórkami starych familoków. Nie musiałam robić wielkiego researchu, ponieważ wystarczy, że zamknę oczy, a mogę przenieść się w dowolny punkt mojego miasta, poczuć jego zapachy, usłyszeć w oddali przejeżdżający tramwaj czy zobaczyć graffiti na elewacji kamienicy.

Książka napisana jest z przymrużeniem oka, nieraz można się roześmiać przy lekturze, a jednocześnie w tle pojawiają się zupełnie poważne tematy, jak choćby trudna rodzinna historia Szymona Solańskiego. W zasadzie każdy z mieszkańców familoka boryka się z jakimś problemem, skrywa jakiś sekret. Jak pogodzić komedię z tragedią i znaleźć właściwe proporcje?

Marta: Chciałam, żeby moja książka opowiadała o czymś, żeby nie była to komedia, przy której czytelnik się pośmieje, ale potem szybko o niej zapomni (choć sama bardzo lubię się przy takich powieściach relaksować). Podzieliłam tekst w ten sposób, że partie widziane poprzez postać Szymona Solańskiego są tymi poważniejszymi, te zaś, których narratorem jest Gucio, należą do lżejszych. Każda dobra komedia tak naprawdę jest u podstawy tragedią, mówi o istotnych problemach z przymrużeniem oka.

Gucio: Prawdziwa tragedia to jest wtedy, gdy zabraknie mi kiełbasy śląskiej! I nie ma się tu z czego śmiać!

 

A jak wyglądała praca nad debiutancką książką? Co było najtrudniejsze?

Marta: Zanim ukończyłam „Tajemniczą śmierć Marianny Biel”, podejmowałam wiele pisarskich prób. Nieudanych. Dopiero zrozumienie tego, że zanim zasiądę nad klawiaturą, muszę mieć przygotowany plan powieści, ruszyło sprawę do przodu. Długo uczyłam się rzemiosła, jakim tak naprawdę jest pisanie. Jeździłam na warsztaty literackie (m. in. na Międzynarodowy Festiwal Kryminału we Wrocławiu), dużo pomogły mi też zajęcia scenariuszowe w Warszawskiej Szkole Filmowej. I wreszcie rozpisałam fabułę na karteczkach i dopiero włączyłam komputer. Gdy skończyłam pisać, prawdziwa robota dopiero się zaczęła. Hołduję scenariopisarskiej zasadzie, mówiącej o tym, że writing is rewriting. Drukuję tekst, poprawiam go, przepisuję. Drukuję ponownie i tak miesiącami w koło Macieju, aż jestem zadowolona z efektu.

Gucio: Najtrudniejsze było to, że ja chciałem iść na spacerek, a ona tylko gapiła się w komputer i mówiła: „zaraz, zaraz”. No to poszedłem na dywan i sami wiecie co...

W familoku przy ulicy 11 Listopada znajduje się księgarnia, w tekście często pojawiają się literackie odniesienia, sam Solański dużo czyta. Czy jego książkowe wybory odzwierciedlają twój literacki gust?

Marta: Jak najbardziej! Wciskam w ręce Solańskiego książki, które sama czytam i które przypadły mi do gustu. W jego detektywistycznej biblioteczce znajdą się więc z pewnością tomy autorstwa Kate Atkinson, na której punkcie po prostu oszalałam. Szymon będzie czytał mroczne, edynburskie kryminały Iana Rankina, sięgnie po cztery części osadzonej na Olandii serii Johana Theorina, a skoro zawędrował już tak daleko na północ, to może też zagłębić się w islandzkim cyklu Arnaldura Indriðasona. Najważniejszymi książkami z dzieciństwa dla Szymona Solańskiego są tomy przygód Tomka Wilmowskiego. To z kolei zaczerpnęłam z czytelniczych doświadczeń mojego męża.

Gucio: Ja tam uważam, że Lassie powinna wreszcie wrócić, a pies przestać jeździć koleją, bo dobrze się to dla niego nie skończy.

A czy wiadomo już, jak potoczą się dalsze losy Szymona Solańskiego, Gucia i Róży Kwiatkowskiej?

Marta: Jesienią ukaże się drugi tom ich przygód pod tytułem „Zbrodnia nad urwiskiem”. Serię „Kryminał pod psem” obmyśliłam w ten sposób, że w każdej kolejnej części na początku będzie pojawiał się Chorzów, bohaterowie będą też do niego wracać na końcu. Jednak by nie znudzić ani czytelnika, ani siebie samej, akcję poszczególnych powieści przenoszę do innych lokalizacji. To miejsca mi bliskie, w których mieszkałam czy też byłam z nimi związana w inny sposób. Myślę, że dzięki tym osobistym doświadczeniom moje historie zyskają większą wiarygodność.

Gucio: Dzięki mnie zostanie rozwiązana jeszcze niejedna zagadka kryminalna!

Czy Gucio przewiduje udział w spotkaniach autorskich? I czy oczekuje jakichś przysmaków w zamian za autografy?

Gucio: Zaszczyciłem swą obecnością nasze pierwsze spotkanie autorskie. I naprawdę nie wiem, cóż w tym złego, że je calusieńkie przespałem. Mam tylko nadzieję, że jest gdzieś nagranie audio ze spotkania, bo muszę sprawdzić, czy moja pani nie nakłamała na mój temat. Organizatorzy z księgarni Bookszpan w Katowicach byli tak mili, że przygotowali dla mnie michę z przysmakami, a jedna moja czytelniczka obdarowała mnie paczką kiełbasy śląskiej przyozdobioną czerwoną kokardką. Autografy rozdaję jednak za friko.


komentarze [1]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
LubimyCzytać 20.06.2017 12:12
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post