Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Jak wszystkie książki Jane Austen - drewniana. Lepiej się ją ogląda, niż czyta :)

Jak wszystkie książki Jane Austen - drewniana. Lepiej się ją ogląda, niż czyta :)

Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie kupuję tego.

Główna bohaterka jest, jak dla mnie, niesamowicie antypatyczna i nieautentyczna. Histeryczka. Niby zwykła dziewczyna, pełna wad, ale - przewrotnie - wyidealizowana do granic. No bo w końcu zaczęła dorosłość w wieku jedenastu lat, więc jest superbohaterką o nadludzkich mocach. Skacze po drzewach jak wiewiórka, a celność jej strzału to 11 trafień na 10 prób. Aaaa... no i nigdy nie popełnia błędów! Nawet, jeśli coś robi źle, skutki są jak najlepsze. Dwa tygodnie walczy o przetrwanie w lesie, a mimo to cały czas myśli o tym, jak właśnie wypada przed kamerą.

Pozostali bohaterowie - równie nieautentyczni. Rue, choć ma dopiero dwanaście lat, posiada supermoce tak fizyczne, jak i intelektualne. Peeta? Jest mdły i niewyraźny - zero charakteru.

Postapokaliptyczny świat, może byłby i ciekawy, ale pełni tylko rolę tła i pretekstu do całej tej zabójczej szopki. Niewiele się można o nim z powieści dowiedzieć.

Literacko owo dzieło także nieco kuleje. Niby dobrze się czyta, narracja jest przejrzysta, momentami nawet naiwna - co może i w jakiś sposób oddaje sposób myślenia szesnastolatki z problemami. Ale odnoszę wrażenie, że więcej się dowiedziałam o futurystycznych projektach modnych strojów niż o psychice czy emocjach choćby Peeta (może taka wada narracji pierwszoosobowej). No i nie lubię narracji prowadzonej w czasie teraźniejszym.

Nie umiem się tu także doszukać żadnej głębi. Totalitaryzm jest zły, bo każe zabijać się niewinnym dzieciom ku uciesze gawiedzi? Patrzcie, co robią z nami media?
Cytat z tylnej okładki: "To jest powieść dla dojrzałych młodych ludzi, którzy rozumieją, że okrucieństwo jest częścią historii ludzkości (...) i którzy jak Katniss mają w sobie odwagę i determinację, by mu się przeciwstawić" - że niby gdzie? W walce o przetrwanie Katniss okazała się tak samo brutalna jak pozostali. Podporządkowała się roli, jaką jej narzucono i odegrała scenkę, by przeżyć - nawet wykazała się pewną dozą wyrachowania, wszak podejrzewała, że Peeta nie do końca udaje. Jak na mój gust jest tak samo pragmatyczna jak reszta towarzystwa, choć jej rysy są nieco złagodzone - tak, naraziła się, by uratować życie swego towarzysza (a może tylko spłaciła dawno zaciągnięty dług?). Wpadła na pomysł z jagodami - bo chciała przechytrzyć tych, którzy i ją oszukali. Może to i miejscami szlachetność, ale nie bezwarunkowa.

Jak dla mnie sam pomysł i epatowanie brutalnością to za mało, żeby książkę nazwać dobrą. Ale zapewne wystarczająco dużo, by uczynić ją popularną. Nie wiem, czemu w opinii wielu dziecko + przemoc = nowatorstwo. Przecież to historia stara jak świat, opowiadało już o niej wielu pisarzy.

Reasumując - jako książka dla nastolatków - czemu nie. Może parę lat temu dałabym wyższą ocenę, choć brak mi tu, zdecyodwanie, wielowymiarowości Harrego P. Czy choćby podobnych wzruszeń.
Jako sposób zabicia czasu podczas choroby - "Igrzyska śmierci" też ujdą. Nie trzeba męczyć mózgu głębokimi przemyśleniami. W innym wypadku - lepiej chwycić za książkę kucharską, pożytek będzie większy.

Daję niską ocenę, bo lektura ani mnie nie wciągnęła, ani nie zaszokowała, ani nie wzruszyła. Była dość przewidywalna... aż sie sobie dziwię, że poświeciłam chwilę na spisanie tych uwag. Mimo wszystko kolejne części pozostawię tym, którzy mają inne zdanie :)

No i, powiedzcie mi, u licha, skoro Katniss całe życie żyła w biedzie i cierpiała głód (pomarańcza była niesamowitym rarytasem!), skąd wiedziała, że danie na talerzu to akurat potrawka z jagnięciny?

Nie kupuję tego.

Główna bohaterka jest, jak dla mnie, niesamowicie antypatyczna i nieautentyczna. Histeryczka. Niby zwykła dziewczyna, pełna wad, ale - przewrotnie - wyidealizowana do granic. No bo w końcu zaczęła dorosłość w wieku jedenastu lat, więc jest superbohaterką o nadludzkich mocach. Skacze po drzewach jak wiewiórka, a celność jej strzału to 11 trafień na 10 prób....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Podobno w "Esther" można znaleźć wszystkie zalety "Hanemanna".

Zgodzę się z tym, ale z zastrzeżeniem, że w tym przypadku nie otrzymujemy esencji, ale raczej ciężkostrawną lurę. Jakaś ta powieść taka rozwodniona, rozwlekła, wydumana. Tytułowa bohaterka ginie gdzieś we własnej mitologii, jest przezroczysta. Nie tylko niemal nic o niej nie wiadomo, ale nie posiada też charakteru i wnętrza. Podczas czytania wydawało mi się, że nie potrafi sklecić zdania, które nie trąciłoby banałem lub nie urywało się w połowie...

Wszyscy bohaterowie (w tym obaj ubóstwiający ją - ostatecznie z niezrozumiałych dla mnie względów - bracia) zdają się nieustannie przybierać jedynie pozy, motywacja ich zachowań pozostaje wielką tajemnicą. Wszyscy bowiem skłonni są do przesady: w reakcjach, słowach, gestach. Kamienie rzucone w okno demolują niemal cały dom, a tajemnicza choroba jakoś nie potrafi być autentycznie dramatycznym wydarzeniem. Przeciągającej się niedyspozycji guwernantki, obcej przecież, dla Celińskich, kobiety, podporządkowane zostaje życie całej rodziny. Pan domu chodzi po korytarzu na paluszkach, byle nie zbudzić panny Esther...

W dodatku całej tej powieści czka się lekko "Hanemannem" - Chwin, trochę jednak do znudzenia, powtarza (nie przekształca) te same motywy: światek lekarski, kochana kobieta na stole (niemal) sekcyjnym, rekonstruowanie jej przeszłości, przed- i wojenny Gdańsk czy Las Gutenberga...

Przedmioty także, jak w "Hannemanie", próbują mówić, ale, choć mają do opowiedzenia ciekawą historię, robią to - tym razem - nadzwyczaj nieumiejętnie. Gwoździem do trumny okazał się jednak język, którego męcząca i pozbawiona uroku archaizacja przeszła z dialogów do wypowiedzi narratora, przyprawiając mnie jedynie o ból głowy.

Można by skupić się na zbudowanej tu mitologii polskiego mieszczaństwa albo na w pół demonicznej i na w pół anielskiej postaci samej Esther. Ale, szczerze mówiąc, po tej wyczerpującej i wymagającej wysiłku (by nie przerwać czytania) lekturze nie mam już siły ani ochoty na interpretowanie.

Reasumując - pan Chwin zupełnie mnie tym razem nie przekonał ;)

Podobno w "Esther" można znaleźć wszystkie zalety "Hanemanna".

Zgodzę się z tym, ale z zastrzeżeniem, że w tym przypadku nie otrzymujemy esencji, ale raczej ciężkostrawną lurę. Jakaś ta powieść taka rozwodniona, rozwlekła, wydumana. Tytułowa bohaterka ginie gdzieś we własnej mitologii, jest przezroczysta. Nie tylko niemal nic o niej nie wiadomo, ale nie posiada też...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To trochę więcej niż tylko opowieść o naprawdę ciekawym życiu kontrowersyjnego człowieka. To obraz Polski z drugiej połowy XX wieku oraz opis życia światka artystycznego. W dodatku świetnie napisana, godna polecenia.

To trochę więcej niż tylko opowieść o naprawdę ciekawym życiu kontrowersyjnego człowieka. To obraz Polski z drugiej połowy XX wieku oraz opis życia światka artystycznego. W dodatku świetnie napisana, godna polecenia.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Polecam wydanie z przypisami - oraz uważną lekturę nie tylko ich ale także noty od tłumacza. Bo ci, co szukają w tej powieści erotycznych sensacji, zawiodą się srodze.

Z posłowia tłumacza Roberta Stillera (wydanie PIW z 1991 roku):

"Łącznie tekst "Lolity" odwołuje się do blisko 70 pisarzy, w tym wielu bynajmniej nie sporadycznie. Czyni to z niej równiez par excellance grę literacką, w której głęboka i rozległa znajomość autorów i dzieł klasyki literackiej świata jest nieodzownym warunkiem jej kształtu artystycznego i jej właściwego rozumienia" (s. 427).

Tłumacz porównuje skomplikowane narracyjne aluzje i nasycenie grami słownymi z twórczością Joyce'a. Ta powieść to kąsek do intelektualnego delektowania się, a nie pornografia (ba, jakby i "Lolita" była choć ciut wulgarna...). Powieść Nabokova, póki co, erudycyjnie jest dla mnie nieosiągalna, więc może pójdę za radą tłumacza i kiedyś ponowię lekturę - samodzielnie śledząc wszystko to, co ukrył autor.

Ale nawet omijając te wszystkie gry (które też wcale nie rzucają się nachalnie na czytelnika) "Lolitę" czyta się rewelacyjnie - jak wciągającą powieść, którą w końcu jest.

Polecam wydanie z przypisami - oraz uważną lekturę nie tylko ich ale także noty od tłumacza. Bo ci, co szukają w tej powieści erotycznych sensacji, zawiodą się srodze.

Z posłowia tłumacza Roberta Stillera (wydanie PIW z 1991 roku):

"Łącznie tekst "Lolity" odwołuje się do blisko 70 pisarzy, w tym wielu bynajmniej nie sporadycznie. Czyni to z niej równiez par excellance ...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Choć moje spotkanie z Masłowską zaczęłam od "Pawia królowej" (i uważam, że i tak jest lepszy), to jednak "Wojna..." nie zawiodła. Pomimo tego, że sama autorka robi na mnie raczej kiepskie wrażenie, to jednak nie sposób zaprzeczyć temu, że jest mistrzynią stylizacji i samplowania ;)
Samą powieść trzeba czytać z dużą uwagą, ale jej język jest rewelacyjny. Silny to żaden dresiarz, szczerze mówiąc zaskoczyło mnie to, że jest chyba jedynym tak naprawdę wrażliwym bohaterem tej książki. No i w końcu przecież odkrywa, że rzeczywistość to tylko papier i włókno szklane...

Choć moje spotkanie z Masłowską zaczęłam od "Pawia królowej" (i uważam, że i tak jest lepszy), to jednak "Wojna..." nie zawiodła. Pomimo tego, że sama autorka robi na mnie raczej kiepskie wrażenie, to jednak nie sposób zaprzeczyć temu, że jest mistrzynią stylizacji i samplowania ;)
Samą powieść trzeba czytać z dużą uwagą, ale jej język jest rewelacyjny. Silny to żaden...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wydanie Grega jest bardzo niestaranne edytorsko, roi się w nim od żenujących błędów.

A sama powieść? - Klasyka! :)

Wydanie Grega jest bardzo niestaranne edytorsko, roi się w nim od żenujących błędów.

A sama powieść? - Klasyka! :)

Pokaż mimo to