-
Artykuły„Kobiety rodzą i wychowują cywilizację” – rozmowa z Moniką RaspenBarbaraDorosz1
-
ArtykułyMagiczne sekrety babć (tych żywych i tych nie do końca…)corbeau0
-
ArtykułyNapisz recenzję powieści „Kroczący wśród cieni” i wygraj pakiet książek!LubimyCzytać2
-
ArtykułyLiam Hemsworth po raz pierwszy jako Wiedźmin, a współlokatorka Wednesday debiutuje jako detektywkaAnna Sierant1
Biblioteczka
2012-01-18
2012-01-13
Czy zastanawialiście się kiedyś jak czuje się osoba rzucona przez ukochanego bądź ukochaną? Może sami byliście w takiej sytuacji? Każdy przeżywa to trochę inaczej. Jedni próbują zamaskować swój ból, inni złoszczą się, płaczą, może nawet prześladują swoją byłą sympatię… Jednak bohaterka „koktajlu mlecznego” próbuje rozegrać to trochę inaczej.
Fern Jacquelyn Norris pracuje, jako redaktorka w wydawnictwie romansów. To właśnie tam po raz pierwszy spotykamy bohaterkę, w momencie, gdy otrzymała maila z Tajlandii od swojego chłopaka. Jerremy oznajmia jej, że poznał kogoś w czasie swojej wycieczki, więc automatycznie zrywa z Jackie. Dziewczyna jest zrozpaczona, nie wie, co ma ze sobą zrobić. Postanawia o nim zapomnieć, dlatego też chce popracować nad sobą i znaleźć nowego mężczyznę, dzięki czemu Jer będzie żałował swojej decyzji. I tak rozpoczyna się długa opowieść o młodej kobiecie poszukującej szczęścia i miłości.
Po tym opisie mogłoby się wydawać, że lektura ta jest lekką, sympatyczną powieścią dla kobiet, a to nie jest prawda! Zdaję sobie sprawę, że niektórym osobom książka ta może się podobać, ja jednak należę do tej grupy osób, które są zdecydowanie na „nie”. Gdyby nie to, że chciałam rzetelnie podejść do roli recenzentki, książkę odłożyłabym już po kilku pierwszych stronach. Pozostałam przy niej jednak, żeby móc ocenić całość, a nie tylko początek. No może też dlatego, że wykłady z filozofii i logiki były niesamowicie długie i nudne…
Życie głównej bohaterki kręci się wokół mężczyzn, barów i od czasu do czasu pracy… Dlaczego „od czasu do czasu”? To proste… Ponieważ Jackie nie jest zbytnio zainteresowana pracą. Chodzi do wydawnictwa, bo musi. Podczas czytania odniosłam wrażenie, że zamiast pracować, czyli poprawiać teksty, które nadsyłają jej autorzy erotycznych romansów, Jackie przegląda Internet, zastanawia się, co ma robić dalej i rozmawia przez telefon z przyjaciółkami… W domu jest niechlujna. Nie wiem, czy to słowo nie ma zbyt słabego wydźwięku do opisania Jackie. Dziewczyna nie gotuje, nie sprząta (co jest tragiczne, ponieważ wyobraźcie sobie kąpiel w wannie, która jest już zielonkawa) i jeszcze narzeka na swoją współlokatorkę, która zajmuje się mieszkaniem, karmi ją i pożycza swoje ubrania…
Fabuła książki jest trywialna, nie wnosi nic nowego, odkrywczego. Bywała nudna i nieciekawa. Do tego występowała tu narracja pierwszoosobowa, więc czytelnik mógł zapoznać się z wszystkimi myślami Jackie, która jest niesamowicie irytującą osobą. Ponadto jeden cały rozdział zawierał same e-maile, w których to główna bohaterka opisywała swoje randki z Timem, bratem koleżanki z pracy. Szczerze powiedziawszy, nie spodobał mi się ten zabieg.
Główna bohaterka ma niewiele ponad dwadzieścia lat, a ja odniosłam wrażenie, jakoby miała dużo mniej. Nie potrafię sobie wyobrazić takiej osoby w realnym świecie. Papier ma to do siebie, że wszystko przyjmie, ale moja wyobraźnia chyba nie jest tak nieograniczona, jak myślałam… Jak można być tak płytką osobą? Jak można zakochać się na zabój, trzy dni po zakończeniu wcześniejszego związku (w to wliczają się plany na ślub i późniejsze życie) i do tego, rzucić nowego chłopaka, bo nie potrafi się całować? Również bardzo irytującą cechą była fałszywość Jackie. Jej zachowanie bardzo się różniło od tego, co myśli, po prostu kreowała się na o wiele lepszą dziewczynę, niż jest w rzeczywistości. A wszystko to po to, aby omotać mężczyznę. Muszę jeszcze wyznać, że kiedy Jerremi wrócił z wycieczki, wystarczyło jedno słowo, a Jackie jak pies poleciała za nim… Moja antypatia do niej pogłębiała się w miarę czytania książki i nie poczułam nawet odrobiny sympatii, cokolwiek by się nie działo w życiu Jackie. Według mnie, była ona karykaturą kobiety, która myśli tylko o tym, żeby znaleźć dobrego kandydata na męża i przy okazji dać odczuć byłemu, że rzucenie jej było błędem. Moim zdaniem Jerremi okazał odrobinę zdrowego rozsądku nie chcąc wiązać się z tą niedojrzałą dziewczyną na całe swoje życie… Chociaż z drugiej strony był z niego kawał… złego faceta.
Z wszystkich bohaterów, a było ich wielu, polubiłam jedynie dwie osoby. Pierwszą jest Samantha, która przez prawie połowę książki była przedstawiona jako fanatyczna pedantka, a po rozstaniu ze swoim chłopakiem, z którym była od pięciu lat, stwierdziła, że musi się zmienić, więc przestała przesadnie dbać o porządek, zaczęła wychodzić z domu i umawiać się na randki. Drugą osobą jest Tim, mężczyzna, z którym umawiała się Jackie. Według opisu był bardzo przystojny, inteligentny, miły, uprzejmy… Zaimponował mi tym, że ile razy się pojawiał, zachowywał się uroczo. Był całkowicie nieprzewidywalny i bardzo romantyczny.
Zdaję sobie sprawę z tego, że moja recenzja jest nieco chaotyczna, ale tak zraziłam się do tej książki, że nie wiem, czy potrafiłabym ją opisać inaczej. Książki nie polecam, nawet jeśli ktoś takie rzeczy lubi… Czytajcie na własną odpowiedzialność.
Czy zastanawialiście się kiedyś jak czuje się osoba rzucona przez ukochanego bądź ukochaną? Może sami byliście w takiej sytuacji? Każdy przeżywa to trochę inaczej. Jedni próbują zamaskować swój ból, inni złoszczą się, płaczą, może nawet prześladują swoją byłą sympatię… Jednak bohaterka „koktajlu mlecznego” próbuje rozegrać to trochę inaczej.
Fern Jacquelyn Norris pracuje,...
„To, czego szukasz, spoczywa w białej wodzie. Kamień zamieni się w kamień, bezpiecznie ukryty przed zakusami Nieprzyjaciela, który chce go zniszczyć. Szukaj go na północy i wschodzie, piętnaście i dwadzieścia kroków, za zwisającymi cierniami, w wygięciu łuku, w odgłosach spadającej wody.”
Chyba każdy słyszał o przepowiedni majów, mówiącej o tym, że 21 grudnia 2012 roku będzie koniec świata… Data została precyzyjnie określona i jest tylko jeden sposób uniknięcia zagłady. Został on przedstawiona właśnie w „Kryształowej czaszce” Mandy Scott.
„Wejdź z odwagą. Idź przed siebie tak daleko, jak pozwolą ciemności. Przekrocz łuk nocy i wejdź do katedry ukrytej we wnętrzu ziemi. Spójrz na wschodzące i zachodzące słońce, przeniknij przez zasłonę do studni wody żywej, aby znaleźć ukrytą perłę.”
Stella Cody jest zapalonym grotołazem, dlatego też jej świeżo poślubiony mąż, Kit O’Connor, zabiera ją do Gaping Ghyll, miejsca, którego poszukiwał właśnie po to, by podarować żonie, jako ich wspólny prezent ślubny. Nie jest to byle jaka pieczara. To najgłębsza jaskinia w całej Anglii, a jej korytarze ciągną się kilometrami. Warto wspomnieć, że wiele z nich nie zostało jeszcze zbadanych. Właśnie w tej nieprzebytej jeszcze części jaskini może znajdować się podziemna krypta, do której nie wszedł nikt od czterystu dziewiętnastu lat, a ostatni, który się tam zapuścił, zostawił w niej ukryty skarb. Skarb bardzo niezwykły i tajemniczy. To właśnie ten skarb intryguje Kita najbardziej. Mężczyzna jest naukowcem i większą część życia poświęcił na badanie ksiąg Cedrica Owena, szukając wskazówek o miejscu ukrycia jego „błękitnego kamiennego serca”.
„Odkryj mnie i żyj, jestem bowiem twoją nadzieją u kresu czasu. Trzymaj mnie tak, jakbyś trzymał niemowlę. Słuchaj niczym głosu kochanka. Zaufaj tak, jak zaufałbyś swojemu bogu, kimkolwiek jest.”
Kiedy Stella znajduje kamienne serce, okazuje się ono być kryształową czaszką, która w jakiś sposób wybiera sobie ją na opiekunkę. Kamień od pierwszej chwili, gdy Stella go dotknęła, pokochał ją i stał się jej częścią. W zamian za opiekę obdarowywał ją dobrymi radami i ostrzeżeniami przed zbliżającym się niebezpieczeństwem. I chociaż wiadomo było, że ktoś podąża jej śladami i stara się pozyskać kamienne serce za wszelką cenę, Stella odwzajemniła uczucie czaszki i nie odrzuciła jej.
„Podążaj ścieżką, którą ci wskażę. Staw się wraz ze mną w wyznaczonym miejscu i czasie. Uczyń, jak przepowiedzieli strażnicy nocy. Idź za głosem swojego i mojego serca, stanowią bowiem jedno. Nie zawiedź mnie, ponieważ gdybyś to uczynił, zawiódłbyś samego siebie i wszystkie czekające światy.”*
Manda Scott zabiera nas w magiczną podróż, gdzie niemożliwe staje się możliwe, a niewiarygodne staje się wiarygodne. Opisuje wydarzenia z dwóch perspektyw, współczesnej, gdzie mówi o tym, co z czaszką dzieje się w 2007 roku, gdy jej opiekunką jest Stella Cody, oraz przeszłej, w XVI wieku, pokazując historię wcześniejszego właściciela kamienia – Cedrica Owena. To właśnie rozdziały mówiące o przeszłości najbardziej urzekły mnie w tej książce. Pojawia się w nich Katarzyna Medycejska, chociaż to bardzo krótki epizod, Nostradamus, jako nauczyciel Owena, czy też Fernandez de Aguilar, wieloletni, oddany przyjaciel Cedrica.
Jedynym minusem książki okazało się zakończenie. Niby był happy end, ale czegoś mi tutaj zabrakło… Uważam, że to, jak Manda Scott zakończyła swoją powieść może wskazywać na jej kontynuacje, wręcz aż się o nią prosi, ale chyba się tego nie doczekam…
Zdecydowanie mogę polecić „Kryształową czaszkę” wszystkim miłośnikom thrillerów, a także tym, którzy lubią czytać o astrofizyce jak i o wybrańcach, mających w jakiś określony sposób uratować świat.
* Fragment CO78.1.7 z archiwum Cedrica Owena – pierwszy z dwóch zaszyfrowanych tekstów odnalezionych w księgach Owena przez doktorów O’Connora i Cody, wiosną oraz latem 2007 roku.
*Cytaty, jak i powyższe wyjaśnienie pochodzą z książki "Kryształowa Czaszka" Mandy Scott.
„To, czego szukasz, spoczywa w białej wodzie. Kamień zamieni się w kamień, bezpiecznie ukryty przed zakusami Nieprzyjaciela, który chce go zniszczyć. Szukaj go na północy i wschodzie, piętnaście i dwadzieścia kroków, za zwisającymi cierniami, w wygięciu łuku, w odgłosach spadającej wody.”
Chyba każdy słyszał o przepowiedni majów, mówiącej o tym, że 21 grudnia 2012...
Pozycja odpowiednia nie tylko na jesienne czy zimowe wieczory. Sama często czytam ją na poprawę humoru. Książka jest na tyle interesująca, że chociaż prawie na pamięć już ją znam, to nadal po nią sięgam i za każdym razem historia mnie wciąga, jakbym czytała to pierwszy raz.
Historia kręci się wokół Alicji i jej znajomych, w tym również Joanny, pisarki kryminałów. Mieszkająca w Allerod Alicja urządza przyjecie, na które zaprasza najbliższych przyjaciół. W trakcie imprezy tajemniczy morderca wykonuje swój pierwszy ruch i zabija biednego Edka. Od tej pory przez dom Alicji przewijają się niesamowite ilości osób: przyjaciele, świadkowie zbrodni, policjanci, rodzina. Roztargnienie Alicji, która albo gubi listy, albo zapomina o kolejnych odwiedzinach, przysparza policjantom nie lada problemów. Nieudolny morderca stara się zabić Alicję, ale w wyniku kilku nieprzewidzianych wypadków, ciągle trafia na złą osobę. W taki sposób szerzy się lista poszkodowanych. W całej historii najciekawsze jest to, że to właśnie przyjaciele Alicji praktycznie rozwiązują tę sprawę, a nie policja. Pan Muldgaard i jego ludzie działają powoli i nie przynosi to zbyt wiele pożytku.
Bohaterowie są jak najbardziej żywi (z wyjątkiem tych osób, które padły ofiarą mordercy oczywiście), naturalni, intrygujący i przezabawni, dzięki czemu czytając tę książkę mam zawsze wrażenie, że to ktoś znajomy opowiada mi historyjkę ze swojego życia, a ja wszystkich tych ludzi znam…
Książka jest istną kopalnią cytatów. Zdecydowanie prym wiedzie tutaj duński policjant pan Muldgaard, który zajmuje się serią zbrodni w Allerod, władający językiem polskim w sposób wręcz biblijny. Jego niegramatyczne wypowiedzi, zabarwione przestarzałymi zwrotami są bardzo zabawne, chociaż czasem trzeba przeczytać je kilka razy, żeby zrozumieć, co on właściwie miał na myśli. I tak przykładowo wypowiadał się pan Muldgaard:
- „Azali były osoby mrowie a mrowie?”
- „Światłość była na pani osoba. On wykonywa zła zamiara poprzez okno. Pani winna nie siadywać na światłość.”
- „Zadziwienie odczuwać należy – rzekł. – Nader nieordynarny spożyły jad osoby nieżywe.”
Jak to w kryminałach bywa, czytelnik za wszelką cenę chce dowiedzieć się, kto jest mordercą i stara się rozwiązać zagadkę szybciej niż bohaterowie. Zawiłość relacji między postaciami i ich ilość utrudnia to zadanie, dzięki czemu czytelnik może świetnie się bawić aż do ostatniej strony powieści.
Zdecydowanie polecam „Wszystko czerwone”. Chociaż książka jest kryminałem, uważam, że lepiej pasowałoby przypisać do niej etykietę komedii. Gwarantuję, że czytelnik znajdzie w niej zagadkę, morderstwo, zabawne wypowiedzi i całą gamę ciekawostek.
Pozycja odpowiednia nie tylko na jesienne czy zimowe wieczory. Sama często czytam ją na poprawę humoru. Książka jest na tyle interesująca, że chociaż prawie na pamięć już ją znam, to nadal po nią sięgam i za każdym razem historia mnie wciąga, jakbym czytała to pierwszy raz.
Historia kręci się wokół Alicji i jej znajomych, w tym również Joanny, pisarki kryminałów....
Na początku chcę Was zapytać o wampiry. Czy wierzycie w nie? Czy uważacie, że żyją gdzieś na tym świecie, kryjąc się w mroku nocy i śpiąc za dnia? Czy Vlad Palownik był prawdziwym wampirem, czy też tylko człowiekiem, którego uważano za krwiożerczego potwora? I, co najważniejsze, czy ludzie mogą stać się wampirami poprzez picie krwi młodych dziewcząt? Czytałam kiedyś artykuł o grupie ludzi z USA, którzy nazywają się wampirami, śpią w trumnach i żywią się ludzką krwią. Ciekawa jestem, czy próbują znaleźć eliksir życia, czy kiedyś wynajdą coś, co pozwoli im żyć wiecznie…
Anne Frasier, autorka książki „Zew nieśmiertelności”, poruszyła ten temat w swojej powieści. Nie pisała o prawdziwych wampirach, które przegryzają skórę swoimi ostrymi kłami i wysysają krew z ludzi, lecz o ludziach ogarniętych żądzą nieśmiertelności.
Tuonela jest bardzo dziwnym miasteczkiem. Jej mieszkańcy są bardzo przesądni, a wszystko to za sprawą mężczyzny, żyjącego wiek temu, którego ludzie zwali Nieśmiertelnym. Owy mężczyzna wzbudzał strach już w czasie swojego życia, jak również sto lat później. Miał dosyć nieprzyjemne hobby, które polegało na mordowaniu kobiet i dzieci. Niektórzy wierzyli, że kąpał się w ich krwi, która „płynęła ulicami, aż ziemia przesiąkła nią do cna”*. Po jego śmierci mieszkańcy miasteczka postanowili opuścić wioskę i przenieść się w inne miejsce, osiem kilometrów dalej. Nazwali je Nową Tuonelą, natomiast to, które opuścili zostało mianowane Starą Tuonelą, miastem umarłych, które omijano szerokim łukiem.
Pewnego dnia w Nowej Tuoneli znaleziono ciało nastolatki. Morderstwo to znacznie różniło się od innych, otóż ciało Chelsea było całkowicie pozbawione krwi. Takiemu czytelnikowi jak ja, oczarowanemu „dziećmi nocy”, od razu nasuwa się myśl o wampirach. Byłam nieco rozdarta pomiędzy opiniami ludzi mieszkających w Tuoneli, z których część wierzyła, że wampiry nie istnieją, a reszta była święcie przekonana, że nieumarli są wśród nich. Jednak z każdą kolejną stroną wyrabiałam sobie własną opinię. Ale wracając do morderstwa… Po serii badań ciała zmarłej i próbek jakie pobrano z miejsca zbrodni, podejrzewano Evana Strouda, który z powodu swojej choroby musiał rozpocząć nocne życie, chowając się przed światłem dnia. Ludzie w wiosce często nazywali go z tego powodu wampirem. Jednak mężczyzna był niewinny i za wszelką cenę musiał to udowodnić.
Bohaterowie byli ludźmi z krwi i kości, pomijając oczywiście zwłoki, bo te raczej nie miały w sobie krwi… W czasie pisania uświadomiłam sobie, że te wszystkie martwe osoby były ciekawiej opisane niż niektórzy żyjący ludzie, co niesamowicie mnie rozśmieszyło, cóż… zdarza się, prawda? Ale wracając do tematu, w książce pojawiło się wiele postaci, jedne były tylko epizodyczne, inne zostały na dłużej. Przede wszystkim poznajemy tu maltretowanego, niekochanego nastolatka Grahama, jego nieodpowiedzialną, złą matkę Lydię, znakomitego pisarza Evana, badacza historii Starej Tuoneli, który borykał się z problemem ciężkiej fotodermatozy, panią patolog i koronera sądowego Rachel oraz jej ojca komendanta Burtona, komendanta policji. Reszta postaci również jest ciekawa i ważna, jednak nie chcę zdradzać zbyt wiele, ponieważ jest to ważną częścią fabuły. Z wszystkich tych osób najbardziej zapałałam sympatią do Evana, pomimo jego złej strony, którą dopiero zaczynał poznawać. Bardzo przejęłam się jego historią, próbowałam wyobrazić sobie jak to jest żyć z taką okropną chorobą, tym bardziej, kiedy wspomniane zostały podróżnicze płyty DVD czy też temat sprowadzania herbaty specjalnie z Anglii. To niewiarygodne, jak ten człowiek był umęczony takim życiem. W takich przypadkach dziękuję Bogu za to, że jestem zdrowa…
W trakcie czytania mogłam zanurzyć się w odmętach ludzkich umysłów, szczególnie w tych ciemnych zakamarkach, oraz odczuć realny strach przed starszą częścią miasta, tą, w której niegdyś żył mrożący krew w żyłach wampir. Plastyczne opisy doskonale oddawały grozę tego miejsca. Dodatkowo niepokój wzmagała tajemnica, zagadkowe morderstwo i późniejsze wydarzenia. Swoistego smaczku dodawały tutaj wątki nadprzyrodzone, które przeplatały się z realnym światem.
To było moje pierwsze spotkanie z Anne Frasier i myślę, że nie ostatnie. Książka trzymała w napięciu i żal było mi się z nią rozstawać, tym bardziej, że zakończyła się dość nieoczekiwanie, na szczęście jest kolejna część, którą muszę wytropić i się z nią zapoznać. Książkę polecam przede wszystkim wielbicielom thrillerów, kryminałów i wampirów.
* A.Frasier "Zew nieśmiertelności"
Na początku chcę Was zapytać o wampiry. Czy wierzycie w nie? Czy uważacie, że żyją gdzieś na tym świecie, kryjąc się w mroku nocy i śpiąc za dnia? Czy Vlad Palownik był prawdziwym wampirem, czy też tylko człowiekiem, którego uważano za krwiożerczego potwora? I, co najważniejsze, czy ludzie mogą stać się wampirami poprzez picie krwi młodych dziewcząt? Czytałam kiedyś artykuł...
więcej Pokaż mimo to