Bambolina

Profil użytkownika: Bambolina

Nie podano miasta Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 8 lata temu
2
Przeczytanych
książek
2
Książek
w biblioteczce
2
Opinii
5
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Dodane| Nie dodano
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach:

Nie wiem, czy to przypadek, czy przemyślany chwyt marketingowy, ale Maciek już czwarty raz z rzędu wydaje na świat książkę w najbrzydszą porę roku po tej części globu. Zimno, ciemno, mokro, niczym w piwnicy pełnej martwych prostytutek, do której nasz ukochany komik z internetu z taką lubością nawiązuje w swojej twórczości. Taki Joseph Fritzl polskiego YouTube. Swoimi radosnymi wypocinami rozświetla mgliste, szare dni (pisząc to, wyobraziłam go sobie jako przerośnięte i wyjątkowo brzydkie słoneczko z Teletubisiów) paskudnej polskiej jesieni.

Choć pora publikacji poszczególnych książek pozostaje bez zmian, ogromne zmiany zachodzą w stylu pisania i dojrzałości Maćka Frączyka jako twórcy. Charakterologicznie Maciek jest jednak wiecznym Piotrusiem Panem, co, w połączeniu z jego rosnącą wiedzą i poszerzającym się warsztatem, owocuje takimi perełkami, jak wydany ostatnio “Osobisty (i osobliwy) niepamiętnik Niekrytego Krytyka”.

Tę wyjątkowo jak na trzydziestojednolatka dziecinną część widać przede wszystkim w oprawie graficznej “Niepamiętnika” oraz tym, w jaki sposób nawiązuje on do wątpliwej wartości merytoryczno-edukacyjnej głośnego bestsellera “Zniszcz ten dziennik”. Brawo dla autorki za umiejętne sprzedanie kilkudziesięciu prawie pustych kartek z grubo dorobioną ideologią za TAKĄ cenę, ale Maciek zrobił to lepiej (laleczka voodoo jest bezbłędna). No i coś tam jednak napisał.

“Niepamiętnik”, w przeciwieństwie do wszystkich trzech części "Zeznań", powstał z myślą raczej o starszych czytelnikach. O ile dwie poprzednie książki miały już mocne znamiona literackiego stand-upu, to wydawać by się mogło, że, w porównaniu z “Niepamiętnikiem”, jeszcze dotyczyła ich jakaś tam, drobna cenzura. W “Niepamiętniku” jej już w ogóle nie ma. Kiedyś Mickiewicz wpływał na suchego przestwór oceanu, teraz Niekryty wpływa do Rowu Mariańskiego swojej wyobraźni, głębokiego jak rów na jego brodzie, pełnego całkiem niezłego shitu.

Pełno tu ironii i cynizmu, ale takich przyjaznych - takich, że pomyślisz “ja tak przecież mam!” i w głębi ducha niby trochę zapłaczesz, ale w sumie cię to rozbawi i zaśmiejesz się głośno, bo przynajmniej nie jesteś jedynym, który nienawidzi swojej roboty, a poza tym ten Frączyk to całkiem nieźle napisał. Całkiem nieźle rozpracował też kilka aforyzmów, reklam, wynalazków ludzkości i ważnych dat w kalendarzu. Ogólnie łebski z niego gość. Gdyby George Carlin jeszcze żył, i gdyby w ogóle pofatygował się, żeby przyjechać do Łodzi, to na pewno zbiłby z Maćkiem pionę - nawiązań do twórczości Carlina tu nie brak, są jednak udanym hołdem dla jednego z lepszych komików naszych czasów. Za to należą się Maćkowi ogromne brawa, choć zdaję sobie sprawę, jak ciężko będzie klaskać z książką w jednej ręce.

Szkoda tylko, że znowu tak krótko. Następnym razem musisz się nieco bardziej postarać, Maciek, bo o ile porównanie Twojej dupy na brodzie do Rowu Mariańskiego jest jeszcze całkiem spoko, to chyba nie chcesz, bym zaczęła porównywać długość Twoich książek do innej części Twojego ciała.

PS Pozdrawiam Cię serdecznie.

Nie wiem, czy to przypadek, czy przemyślany chwyt marketingowy, ale Maciek już czwarty raz z rzędu wydaje na świat książkę w najbrzydszą porę roku po tej części globu. Zimno, ciemno, mokro, niczym w piwnicy pełnej martwych prostytutek, do której nasz ukochany komik z internetu z taką lubością nawiązuje w swojej twórczości. Taki Joseph Fritzl polskiego YouTube. Swoimi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Drogi Maćku,

jestem jedną z tych dziewczyn, z których naśmiewasz się w swojej książce (tak, tych, co wszędzie chodzą z butelką wody i trzeba im mówić, że mają supersylwetkę, bo skoro noszą wodę, to znaczy że są na diecie i zabijają wodą głód), więc moja recenzja będzie trochę jak Twój penis. Nie wiem, czy będzie aż tak śmieszna, ale na pewno będzie krótka.

Miałam przy sobie „Nie przejdziemy do historii” jadąc któregoś razu z koleżanką autobusem na uczelnię. „Słuchaj, Justyna, to jest dobre”, powiedziałam, po czym przeczytałam na głos fragment o pieśniach pochwalnych na cześć Jezusa. Justyna parsknęła śmiechem, natomiast pani, która siedziała przed nami, odwróciła się gwałtownie (gdyby akurat miała na głowie swój moherowy beret, to pewnie by jej spadł) i żachnęła się: „proszę NATYCHMIAST przestać, nie wszyscy życzą sobie tego słuchać”! I pewnie miała rację. Nie wszyscy są gotowi na szczerą prawdę o sobie. Pośrednią, bo dotyczącą tego, w co wierzą, czy bezpośrednią, uderzającą w to, co robią. (Ale ja na przykład jestem gotowa. Właśnie upijam łyk swojej wody i udaję, że to cheeseburger).

„Pierwsza na polskim rynku publikacja literacka oparta na formule show typu stand-up”, głosi informacja z tyłu okładki. I faktycznie – nie przypominam sobie, bym wcześniej czytała cokolwiek w takiej formie. Warto było zaryzykować ten pierwszy raz; „Nie przejdziemy do historii” jest napisane w sposób, który pozwala wyobrazić sobie Ciebie, stojącego przed widownią, popijającego shake’a z McDonald’sa i opowiadającego te swoje absurdalne żarty na temat polityki, religii, powstania Ziemi i celu istnienia człowieka. Na wspomnianej widowni widzę oczami wyobraźni osoby dojrzałe – nie mylić z „pełnoletnie”, to nie jest konieczne. Jedynym warunkiem, który należy spełniać, by przeczytać Twoją książkę, jest elastyczny światopogląd oraz zamiłowanie do humoru bez cenzury słownej i obyczajowej.

Duchowym przewodnikiem bym Cię nie nazwała, bo ciężko myśleć tak o kimś, kto zna więcej kawałów o martwych prostytutkach i pedofilach, niż ma subskrypcji na YouTube… Wierzę jednak, że są ludzie, którzy po przeczytaniu tej książki zobaczyliby Cię chętnie nie tylko na scenie kabaretowej, ale też politycznej. Aczkolwiek podejrzewam, że byłbyś politykiem tylko jedną kadencję, bo Twoi wyborcy, po wprowadzeniu Twojego programu w życie, chodziliby ciągle skuci, i pisaliby na kartach wyborczych „tak”.

Doskonałe połączenie czarnego jak rów Mariański, absurdalnego humoru z poważnymi tematami, widniejącymi na szczycie listy „O czym dyskutować, jeśli bardzo chcesz się z kimś pokłócić”, co pozwala spojrzeć na nie ze zdrowym dystansem. Książka nad tradycyjnym stand-upem góruje dobrą ceną, bowiem za stand-up trzeba płacić za każdym razem, gdy chce się wysłuchać ponownie, a tutaj płaci się raz i czyta się do woli – i dobrze, bo już wiem, że jeszcze wrócę do Twoich przemyśleń w wersji papierowej.

Pozdrawiam,
Czytelniczka

PS Bardzo proszę, byś w kolejnej książce nie pisał tak dużo o cheeseburgerach, bo nie wiem, skąd wezmę tyle wody.

Drogi Maćku,

jestem jedną z tych dziewczyn, z których naśmiewasz się w swojej książce (tak, tych, co wszędzie chodzą z butelką wody i trzeba im mówić, że mają supersylwetkę, bo skoro noszą wodę, to znaczy że są na diecie i zabijają wodą głód), więc moja recenzja będzie trochę jak Twój penis. Nie wiem, czy będzie aż tak śmieszna, ale na pewno będzie krótka.

Miałam przy...

więcej Pokaż mimo to

Aktywność użytkownika Bambolina

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
2
książki
Średnio w roku
przeczytane
0
książek
Opinie były
pomocne
5
razy
W sumie
wystawione
2
oceny ze średnią 10,0

Spędzone
na czytaniu
5
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
0
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]