rozwiń zwiń
looptheloop

Profil użytkownika: looptheloop

Nie podano miasta Kobieta
Status Czytelniczka
Aktywność 6 lata temu
328
Przeczytanych
książek
637
Książek
w biblioteczce
2
Opinii
22
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Kobieta
Dodane| Nie dodano
Ta użytkowniczka nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach:

Portret człowieka, który od dziecka nie lubił się fotografować


Emil Cioran zapisał w jednym ze swoich notatników: „Wszystkich poetów oddałbym za Emily Dickinson”. Gdybym musiała zdobyć się na podobne wyznanie: oddałabym całą literaturę (no może z wyjątkiem Barona drzewołaza, Śmierci pięknych saren, Sklepów cynamonowych) za Bohumila Hrabala. I niestety z tego powodu recenzja opublikowanej przez Wydawnictwo Czarne Pięknej rupieciarni nie będzie miała w sobie nic ze sprawiedliwej oceny twórczości czeskiego pisarza. Bo jak obiektywnie ustalić wartość świata, o którym Pepin – legendarny stryj Hrabala, muza w przebraniu szewca i słodownika – mawiał, że jest piękny do obłędu i nie, żeby taki był, ale on go tak widzi?
Piękna rupieciarnia to zbiór dziesięciu niepublikowanych wcześniej w Polsce tekstów, które przetłumaczone przez Aleksandra Kaczorowskiego i Jana Stachowskiego, składać się mają na „Hrabala portret własny”. Charakter książki, a nawet idąc dalej – charakter całej twórczości Bohumila Hrabala najlepiej oddaje zamieszczony jako ostatni, esej Czym jest knajpa, w którym czytamy: „kołyszące się wahadło, na przemian piękno i brzydota, nudy na pudy i podniecenie, królestwo nie zbadanej banalności”. Autor Pociągów pod specjalnym nadzorem nie mówi o sobie, jak o pisarzu, lecz określa się mianem zapisywacza – człowieka dla którego punktem wyjścia jest rozmowa. Losy wszystkich opisywanych przez niego groteskowych postaci, to gromadzone przez całe życie historie opowiadane przez ludzi, których spotkał – oczywiście największą skarbnicą niebanalności były zastawione piwem stoły praskich knajp. Tak, jak Jacques Vaché i André Breton, gdy wchodzili do przypadkowych kin, by zobaczyć fragmenty kilku filmów jednej nocy, bez znajomości ich tytułów, po to by wypełnić swoją wyobraźnię grą swobodnych skojarzeń, tak Hrabal słuchał, słuchał i jeszcze raz słuchał. Opowieści złożone w całość, tworzą portret bohatera, którego można porównać z mitologicznym Syzyfem. Albert Camus pisał, że trzeba wyobrazić sobie Syzyfa szczęśliwym – tak też uczynił Bohumil Hrabal tworząc w swej prozie „piękny do obłędu” świat.
Zbiór otwiera Spotkanie autorskie w restauracji Leśna – doskonałe dla tych wszystkich, którzy dopiero zamierzają rozpocząć przygodę z czeskim pisarzem. Przeczytamy tam o wszystkim tym, co autor Zbyt głośnej samotności pielęgnował w sobie od czasów dzieciństwa, spotkamy się z jego nietuzinkowym poczuciem humoru („Bez przerwy też pić się nie da, więc się dokształcam”), z jego fascynacją Heglem i Schopenhauerem. Znawcy „doktora Hrabala” też na tym spotkaniu nudzić się nie będą (czy rzeczywiście kupował historyjki za stół piwa? ile kubeczków wódki potrzeba, by zrozumieć Schopenhauera? dlaczego Komitet Kinematografii zgodził się na to, by główną rolę w Święcie przebiśniegu grał odyniec?).
Dandys w drelichu to pogoń za rzeczywistością, którą Vladimír Boudník zwykł nieustannie uprawiać. Tekst poświęcony czeskiemu grafikowi – którego Hrabal kilkanaście lat wcześniej sportretował na kartach Czułego barbarzyńcy – jest afirmacją życia w jego najbardziej skrajnej formie. To codzienne sporządzanie bilansu własnej moralności, to obraz człowieka, który był jednocześnie dwiema kartami tarota – Kuglarzem i Wisielcem: „On, narzędziowiec, rytmicznie i z przejęciem kaleczył płytę matrycy tymi swoimi środkami wyrazu dopóty, dopóki nie wyrzucił z siebie resztek własnej podświadomości, nie zapominając jednocześnie o złotym podziale i o regułach estetyki. Dopiero w aktywnej grafice Vladimír poznał tajemnicę, jak zostać dzieckiem, dzieckiem bawiącym się przed progiem domu, już nie zamkniętego, tylko z rozwartymi drzwiami, przez które można dostrzec istotę rzeczy, ludzkich zdarzeń i losów (...) Kaleczone aktywnie matryce były piękną skórą na plecach kochanków, skórą kaleczoną pięcioma palcami zaciśniętymi na kobiecym ciele; na matrycach były odciśnięte wszystkie miłosne uniesienia Vladimíra, jednak te duralowe i miedziane płytki były też prześcieradłem, w które się wbijały i rozrywały palce umierającego, bliskiego śmierci człowieka”.
Na koniec należałoby zapytać, czy dzieło dostarcza niezapomnianych wzruszeń? Czy zmienia patrzenie na świat? Jaka jest najmocniejsza strona książki? Jak praca ma się do reszty twórczości pisarza? Pytania tego typu to delikatnie rzecz ujmując – tortura. Tortura zarówno dla tych, którzy o Hrabalu mówią (piszą), jak i dla tych, którzy o nim słuchają (czytają), bo jak Bruno Schulz (bardzo zresztą przez Bohumila Hrabala ceniony) pisał w Sanatorium pod Klepsydrą: „Jednej rzeczy trzeba się wystrzegać w tych sprawach: ciasnej małostkowości, pedanterii, tępej dosłowności. Wszystkie rzeczy są powiązane, wszystkie nici uchodzą do jednego kłębka. Czy zauważyliście, że między wierszami pewnych książek przelatują tłumnie jaskółki, całe wersety drgających, spiczastych jaskółek? Należy czytać z lotu tych ptaków ...”.
Piękna rupieciarnia ma być czymś na kształt „portretu własnego” pisarza (na szczęście Hrabal od dziecka nie lubił się fotografować – wydawało mu się, że soczewka aparatu go zastrzeli), więc jest to rzecz odpowiednia dla wszystkich tych, którzy pragną dopiero sprawdzić, czy jego wrażliwość do nich przemówi. A w zasadzie odwrotnie, bo tu karty rozdaje wrażliwość „doktora Hrabala”: czy potencjalny czytelnik też ma więcej snów „tych złych, kiedy człowiek zawija się w prześcieradło”?
Złe sny to tylko część portretu. Hrabal całymi dniami przesuwał się za słońcem wraz z maszyną do pisania, za pośrednictwem której wyznawał światu miłość.


E.S.

Portret człowieka, który od dziecka nie lubił się fotografować


Emil Cioran zapisał w jednym ze swoich notatników: „Wszystkich poetów oddałbym za Emily Dickinson”. Gdybym musiała zdobyć się na podobne wyznanie: oddałabym całą literaturę (no może z wyjątkiem Barona drzewołaza, Śmierci pięknych saren, Sklepów cynamonowych) za Bohumila Hrabala. I niestety z tego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

O miłosnym liście do człowieka, który potrafił komentować mecz trzecioligowej drużyny piłkarskiej cytatami z dzieł Immanuela Kanta


Pierwsza informacja, jaką 3 lutego 1997 roku podały telewizyjne Wiadomości, pochodziła z Czech, dotyczyła człowieka, który karmiąc gołębie, wychylił się za mocno i wypadł z piątego piętra szpitala ortopedycznego na praskiej Bulovce. Nie wiem, czy wtedy o tym usłyszałam i tak już pewnie zostanie. Nazwisko ewentualnego samobójcy i tak nic by mi nie powiedziało, miałam osiem lat – monopol na skojarzenia z Czechami należał do Krecika. Paweł Huelle miał wtedy lat czterdzieści i to wydanie Wiadomości pamięta doskonale, bo nie chodziło o jakiegoś tam prażaka. Z piątego piętra wyskoczył Bohumil Hrabal – człowiek, który przy pomocy maszyny do pisania zrobił z niewesołego świata coś na kształt hemingwayowskiego ruchomego święta w dzień powszedni. Ten sam Bohumil Hrabal, który – jak legenda głosi – potrafił komentować mecz trzecioligowej drużyny piłkarskiej cytatami z dzieł Immanuela Kanta. Nie tylko w sensie dosłownym.
3 lutego 1997 roku Paweł Huelle został sekretarzem listu do Akademii Noblowskiej, w którym uczestnicy stypy w gdańskim pubie „U Irlandczyka”, żądali przyznania pisarzowi pośmiertnej Nagrody Nobla – poetów na miarę Jaroslava Seiferta jest kilkudziesięciu, zaś prozaików, których umieścić można między biegunami literatury środkowoeuropejskiej, umownie – zdaniem Jerzego Pilcha – wyznaczonymi przez Czarodziejską górę Tomasza Manna i Moskwę-Pietuszki Wieniedikta Jerofiejewa, wcale tak wielu nie ma. W zasadzie jest tylko jeden – w sensie ścisłym, jak zwykł mawiać przywołany wyżej wiślanin. Co z listem się stało? Trafił na gdańską pocztę? Do Szwecji? Nie wiem. Zagadka ta nie rości sobie pretensji do fabularnej atrakcyjności, ponieważ wtedy, „U Irlandczyka”, sekretarz listu do nobliwej Akademii, w tych samych Wiadomościach usłyszał o losach postaci ze swej przeszłości, a losy te – praska ironia, jak na dłoni – ułożyły się w początek intymnego i czułego listu. Adresatem wyznań uczyniony został Bohumil Hrabal, nawet pierwsze zdanie, z myślą o „doktorze praw”, Huelle – pozbierawszy się po pomagających w „spłukiwaniu z siebie melancholii” kieliszkach beherovki, kuflach guinessa, żywca i johna bulla (jaki „Złoty Tygrys”, takie piwo) – przełożył sobie na czeski. Bo jak nie do Hrabala, to do kogo napisać o tym, że życie znów zatoczyło niesamowitą pętlę? Nikt tak dobrze nie zrozumie całej tej nauki jazdy małym fiatem, wiekowych i uwikłanych w losy świata mercedesów, wielkich tirów i niebezpiecznych skrzyżowań, jak człowiek, który ze strachu potrafił całymi dniami jeździć praskimi tramwajami i trzymać siebie samego za rękę.
Mercedes-benz. Z listów do Hrabala jest dziełem, w którym Huelle porzuca swój dotychczasowy styl pisania i wciela się w rolę Hrabalowego pábitela. Pábitel to człowiek, który czerpie z życia pełnymi garściami (w zasadzie: zmysłami), a przeżycia te i obserwacje musi natychmiast komuś opowiedzieć – „komunia słowna” zamienia codzienność w wielkie święto zachwytu nad życiem (bo jednak „piękny do obłędu ten świat”, jak mawiał stryj Pepin). Żałoba oczywiście też jest piękna. Katastrofy są malownicze. Huelle staje się pábitelem po to, by choć trochę przekierować uwagę swej instruktorki jazdy, panny Ciwle. A przekierowywać jest od czego, bo tego majowego wieczora o mały włos na skrzyżowaniu nie zmiażdżył ich rozpędzony tir. Kursant czerwieni się więc ze wstydu (w głowie pewnie słyszy, jak szef pakowacza Hanti grzmi: „niezguła z ciebie!”) i ratunku szuka w opowiadaniu Wieczorna lekcja jazdy (to tam wyłożona została „platońska idea związku instruktora z kursantem”) Bohumila Hrabala, bo skoro geniuszem kierownicy nie jest, stanie się wirtuozem słowa – „czempionem krytych kortów, znakomitością i mistrzem świata”. Tego świata minionego, trochę zapomnianego, zakurzonego. Tego z albumu rodzinnego, ze zdjęcia na okładce książki.
Gdańsk widziany zza szyby małego fiata panny Ciwle w niczym nie przypomina Pragi z Wieczornej lekcji jazdy. W Gdańsku secesja nie staje w szranki z klasycyzmem i barokiem. Gdańsk jest udręczony. Nad miastem unosi się, przysłaniając słońce, chmura spalin. Trzeba więc choć trochę wydostać się z tej „radykalnej melancholii” i poszukać odbicia wieczornej Pragi, budząc w sobie zdolność do czegoś, co Odo Marquard – może w sposób przesadnie górnolotny, ale przemawiający do wyobraźni – określił jako „dostrzeganie róży na krzyżowej drodze teraźniejszości”. W Mercedes-benz. Z listów do Hrabala róże są dwie. Pierwszą jest snucie opowieści o losach rodziny autora listów, „wykręcanie się historyjkami sprzed pół wieku” – to sadzenie kwiatów każdego roku w innym ogrodzie i w innym mieście; szukanie kontaktu wzrokowego przez lornetki; to dziennikarz londyńskiego „Timesa” i jego barwny opis miażdżenia francuskiego citroena przez polską lokomotywę; to piękny Lwów; to amator fotografii zapatrzony w niebo i wykrzykujący: „ta perspektywa chmur godna jest Rembrandta!”; to dziadek Karol i babka Maria, przeczuwający najgorsze: „Marysiu, szczęśliwsi to my już nigdy nie będziemy, trzeba te wszystkie chwile zatrzymać jak owada w bursztynie, przechować może nawet dla naszych wnuków – dlaczego od razu wnuków – dziwiła się ona – jeżeli nawet będzie wojna, świat przecież wróci na swoje miejsce, bo tak jest zawsze”. Drugim pocieszycielem jest oczywiście Bohumil Hrabal, bo to w jego książkach przed światem ukrywał się kursant Huelle i ukrywała się instruktorka Ciwle. Całe to pocieszanie się Hrabalem, przypomina ceremonie żałobne, to konstrukcja łącząca w sobie myśli cioranowskie z funkcjonującym w języku czeskim zdrobnieniem od słowa „spokój”. To trochę tak, jak ze zdziwieniem Leonarda Cohena – związanym z tym, że, tak posępna płyta (delikatnie sprawę ujmując), jak Ten New Songs, na dodatek z singlem In My Secret Life na czele, okryła się w Polsce platyną – i mistrzowską odpowiedzią Macieja Zembatego: „My we wschodniej Europie jesteśmy już tak przygnębieni, że Cohen nie może nas dobić”.
Mercedes-benz. Z listów do Hrabala jest pięknym potwierdzeniem tezy, którą Hrabal wyłożył na stronicach Vita nuova, tezy, zgodnie z którą cała literatura swój początek bierze z miłosnych listów, a pisarz różni się od zakochanego jedynie tym, że „nie ustaje w pisaniu miłosnych liścików do całego świata, przez całe swoje życie pisze miłosne proklamacje”.


E. S.

O miłosnym liście do człowieka, który potrafił komentować mecz trzecioligowej drużyny piłkarskiej cytatami z dzieł Immanuela Kanta


Pierwsza informacja, jaką 3 lutego 1997 roku podały telewizyjne Wiadomości, pochodziła z Czech, dotyczyła człowieka, który karmiąc gołębie, wychylił się za mocno i wypadł z piątego piętra szpitala ortopedycznego na praskiej Bulovce....

więcej Pokaż mimo to

Aktywność użytkownika looptheloop

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


ulubieni autorzy [13]

Emil Hakl
Ocena książek:
6,6 / 10
6 książek
0 cykli
Pisze książki z:
4 fanów
Ota Pavel
Ocena książek:
7,1 / 10
13 książek
2 cykle
Pisze książki z:
135 fanów
Italo Calvino
Ocena książek:
7,2 / 10
42 książki
5 cykli
Pisze książki z:
237 fanów

statystyki

W sumie
przeczytano
328
książek
Średnio w roku
przeczytane
27
książek
Opinie były
pomocne
22
razy
W sumie
wystawione
244
oceny ze średnią 8,3

Spędzone
na czytaniu
1 511
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
24
minuty
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]