Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Jak często przechadzamy się po ulicach rodzinnego miasta nie znając ich historii? Nie zastanawiając się nawet, jak kształtowało się miasto i zmieniali jego mieszkańcy? Ostrów Wielkopolski zamieszkuje obecnie ponad siedemdziesiąt tysięcy ludzi. Nie sposób policzyć tych, którzy to miasto odwiedzili. A przecież każdy człowiek to odrębna opowieść. Witold Banach wyłuskuje te najciekawsze i oddaje czytelnikowi w Kronikach literackich prowincji.
Witold Banach rozpoczyna swą opowieść od 1797 roku, kiedy księżna Radziwiłłowa z Hohenzollernów zapisała w swoim pamiętniku: „Ostrów, było to miasteczko zamieszkałe wyłącznie przez żydów, którzy na nasze spotkanie wyjechali konno. W braku odpowiedniego ubrania, dla uczczenia przyszłych dziedziców przywdziali aksamitne suknie swoich żon. Można sobie wyobrazić, jak wspaniale przedstawiała się naszym oczom cała ta kawalkada!”. Już ta krótka anegdota świadczy o tym, że czytelnik nie ma do czynienia z rozprawą historyczną, lecz zajmującym zbiorem opowieści. Narracja utrzymana jest w duchu gawędziarskim, przez co można odnieść wrażenie, że autor zabiera nas na swego rodzaju spacer ulicami Ostrowa i jak przewodnik wskazuje co bardziej interesujące punkty. Skupia się przede wszystkim na ludziach, którzy w jakiś sposób zaznaczyli swą obecność w Ostrowie. Możemy zatem usłyszeć o dziadku Wisławy Szymborskiej, nobliście J.M. Coetzee czy Wojciechu Bąku (poecie obecnie nieco zapomnianym, lecz z bardzo kontrowersyjną biografią. Co ciekawe, wspomina o nim również Marcin Kącki w reportażu Poznań. Miasto grzechu). Usłyszymy jednak również o postaciach anonimowych, ale w pewien sposób symbolicznych, jak Jerome, który „zauważa z okna pociągu fragment swojego przeznaczenia”. Każda z tych historii, choć bez wątpienia prawdziwa i historycznie udokumentowana, jest nieco fabularyzowana. W ten sposób autor sprytnie przemyca opis miasta, np. : „Przed budynkiem ››Orbisu‹‹, pan Gustaw skręcił w prawo przez tzw. Zielony Rynek, który faktycznie nazywał się placem 23 Stycznia, dla upamiętnienia wjazdu do miasta sowieckich czołgów i wyrzucenia okupantów niemieckich, ale i tak wszyscy w mieście mówili – Zielony Rynek. Była to dawna dzielnica żydowska, niewielka w tym wielkopolskim miasteczku, którą teraz wypełniał plac-park zbudowany przez więźniów w czasie wojny”. W ten sposób czytelnik nawet nie zauważa kiedy rejestruje zmiany w architekturze zaszłe od XVIII wieku. Podobnie przedstawione są zmiany społeczne oraz zjawisko przenikania się kultur. Banach nie traktuje Ostrowa jak wyspę oderwaną od reszty świata, lecz ujmuje miasto i mentalność jego mieszkańców w szerszym kontekście. Stara się przy tym zachować obiektywizm, nie idealizować i nie fantazjować. Tam, gdzie brakuje sprawdzonej wiedzy o faktach, Witold Banach po prostu pokornie się wycofuje: „Ciśnie się wiele pytań dotyczących ich [Witolda Leitgebera oraz jego żony] historii, nie znam na nie odpowiedzi, a z szacunku dla losu nieszczęśliwego Witolda po prostu nie chcę zmyślać”.
Witold Banach kończy opowieść na roku 2014, jednak z pewnością, jako historyk z zawodu i zamiłowania, obserwuje rozwój miasta, a i sam ma nań wpływ. Kroniki literackie prowincji to dla mieszkańców i sympatyków Ostrowa pozycja obowiązkowa. Nawet ci, którzy uważają, że znają miasto jak własną kieszeń, spojrzą na nie z innej perspektywy. Pozostali czytelnicy z pewnością również odnajdą w tak bogatych w treści Kronikach cos dla siebie.

Jak często przechadzamy się po ulicach rodzinnego miasta nie znając ich historii? Nie zastanawiając się nawet, jak kształtowało się miasto i zmieniali jego mieszkańcy? Ostrów Wielkopolski zamieszkuje obecnie ponad siedemdziesiąt tysięcy ludzi. Nie sposób policzyć tych, którzy to miasto odwiedzili. A przecież każdy człowiek to odrębna opowieść. Witold Banach wyłuskuje te...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Marakesz– wieś, w której mężczyźni są wiecznie pijani, a kobiety zachodzą w głowę z czego ugotować obiad. Najważniejsze miejsce w wiosce stanowi karczma, a nędza jest tak powszechnym zjawiskiem, że nikogo już nie zaskakuje. Życie w Marakeszu toczy się powoli i leniwie, każdy dzień przynosi te same radości i rozczarowania. Oczywiście, są tacy, którzy, jak Sandokan, marzą o lepszym życiu w Wielkim Mieście, ale i oni, po pewnym czasie, wracają do Marakeszu. Są również tacy, którzy wcale nie pragną opuszczać domu, a mimo to, jakaś magiczna siła „nosi” ich po całym świecie- czary, bowiem, są w Marakeszu na porządku dziennym. Nikogo nie zdumiewa fakt, że Wasyl Gonduliak zaszedł w ciążę i urodził beczkę piwa, że Czubrikę co noc odwiedzają duchy. Nawet przyjaźń Piszty Pierdzeja z „ufonami” zamiast zdziwienia budzi zazdrość, ponieważ Piszta od swych zielonych przyjaciół codziennie dostaje palinkę i paczkę papierosów. Magią i urokami tłumaczy się również wszelkie choroby i nieszczęścia. Wiary w czarownice nie wyklucza nawet wiara w Boga. Paradoksalnie najbardziej pobożna jest w Marakeszu właśnie wiedźma Marimka, wychowująca swoją wnuczkę na świętą, przekonana o tym, że Martuszka spotyka się z aniołami. Nieoficjalną rolę sołtysa pełni w Marakeszu Chose, objaśniający aktualną sytuację polityczną kraju każdemu, kto tylko zechce go wysłuchać. Nie brakuje nawet miejscowego głupka, który „zbudował sobie dom zwrócony na północ i tak mu wiało do drzwi i okien, że musiał jeszcze przed frontem postawić trzymetrowy mur”.

Vaclav Pankovcin stworzył w swej powieści wspaniały obraz społeczeństwa oparty na obserwacjach Papina, małej karpackiej wioski w Bratysławie. Utrzymana w konwencji realizmu magicznego powieść zachwyca swą prostotą. Szczególną uwagę zwraca jednak niezwykle bogata galeria postaci stworzona przez Pankovcina. Rys charakterologiczny bohaterów dopracowany jest w każdym calu, a sam autor odnosi się do nich z widoczną sympatią i pobłażliwą wyrozumiałością. Książka obfituje w zabawne anegdoty, nie jest jednak pozbawiona zagadnień poważnych, zmuszających do refleksji.

Marakesz– wieś, w której mężczyźni są wiecznie pijani, a kobiety zachodzą w głowę z czego ugotować obiad. Najważniejsze miejsce w wiosce stanowi karczma, a nędza jest tak powszechnym zjawiskiem, że nikogo już nie zaskakuje. Życie w Marakeszu toczy się powoli i leniwie, każdy dzień przynosi te same radości i rozczarowania. Oczywiście, są tacy, którzy, jak Sandokan, marzą o...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to