-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński1
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel1
-
ArtykułyMagdalena Hajduk-Dębowska nową prezeską Polskiej Izby KsiążkiAnna Sierant2
Biblioteczka
2024-04
2024-04
"Pożoga" jest bez wątpienią dobrą kontynuacją serii Aurora... ale nie świetną? Tendencja spadkowa w ocenie mówi niestety sama za siebie, że choć była to nadal bardzo dobra książka, nie do końca dorosła do swojej poprzedniczki.
Oczywiście nie zabrakło moich ULUBIONYCH burzeń czwartej ściany (sarkazm dla tych, co nie załapali), ale to nie był przecież jedyny powód tego spadku...
Trochę za dużo mojej dobrej woli zostało tym razem zabrane na:
- momentami głupawe rozumowanie bohaterów;
- niezauważanie przez postaci sygnałów, które były tak wyraźne dla czytelnika, że się człowiek tylko zastanawiał, jakim cudem mamy wierzyć, że oni tego nie widzą;
- podejściem Tylera do Saedii, ponieważ gdyby się jej pozbył - byłoby im dużo łatwiej (ale nie bo przewidywalny wątek w przyszłości);
- "anime training arc" Aurory do mnie nie przemawiało, tak jak jej postępy w wykorzystywaniu jej mocy... za dobrze się to wszystko jakoś układało, za pomyślnie mimo wszystko (czyli typowo jak dla głównego bohatera).
Bez wątpienia w książce nie zabrakło jednak i wielu pozytywów:
- super podsumowanie na początku, pomagające przypomnieć sobie o tym, co najważniejsze (co prawda ja czytałam książkę po książce, więc nie było to dla mnie konieczne, ale bardzo fajny dodatek tak czy inaczej);
- jednym z nich była oczywiście postać Finiana, która sprawiała, że lubiłam go jedynie jeszcze bardziej;
- perspektywy postaci nadal były bardzo on point co bardzo pomagało we wczuciu się w ich ujęcie i uwierzenie, na co w danej chwili zwracali uwagę i o czym myśleli;
- podobało mi się również zagłębianie coraz bardziej w przedstawiany świat, z nowymi faktami, historiami nie tylko odnośnie danej rasy, ale też z życia przed Akademią Kala
- zakończenie to czytałam dosłownie z otwartą buzią i na głos powtarzałam co raz "nie!" i "co?!" podczas ostatnich stron książki (pozytywnie zaskoczona oczywiście i wciągnięta).
Zakończenie zostawia nas w momencie, w którym na spokojnie możemy naliczyć trochę ofiar... Ale szczerze nie wierzę, żeby którakolwiek z nich faktycznie już nie wstała, co też bez wątpienia wpływa na to, na ile jestem w stanie faktycznie się przejąć wielkim, nadchodzącym konfliktem... Choć tutaj historia też pokazuje, jak broni się sama, bo choć na to narzekam, i tak jestem mega przejęta nadchodzącym konfliktem i jego rozwiązaniem.
"Pożoga" jest bez wątpienią dobrą kontynuacją serii Aurora... ale nie świetną? Tendencja spadkowa w ocenie mówi niestety sama za siebie, że choć była to nadal bardzo dobra książka, nie do końca dorosła do swojej poprzedniczki.
Oczywiście nie zabrakło moich ULUBIONYCH burzeń czwartej ściany (sarkazm dla tych, co nie załapali), ale to nie był przecież jedyny powód tego...
2024-04
Nie będę kłamać - podeszłam do tej książki z wysokimi oczekiwaniami. Po tym, co Kristoff zafundował mi z "Wampirzym Cesarstwem" po prostu założyłam, że ta książka też będzie bardzo dobra - i jak pokazuje ocena, nie wyszłam zawiedziona.
Przyznam bez bicia, że początkowo byłam nieco zagubiona między perspektywami tak wielu postaci, ogarnianiem jak wyglądają obecne realia świata, stosunki międzyrasowe, przeszłość bohaterów ale i ich narodów... Ale trwało to dosłownie kilka stron, kiedy mój mózg dostrajał się do lektury. Potem wszystkie informacje były dawkowane w wręcz idealny sposób, dzięki któremu ciągle następował rozwój w jakimś departamencie, a jednocześnie nie czułam przytłoczenia i zagubienia informacyjnego - a to nie jest łatwe do opanowania.
Bohaterowie niesamowicie mi podeszli (no, może z wyjątkiem Tylera, z którym początkowo miałam nieco kosy, ale szybko się jednak do niego przekonałam). Tak różnorodni, barwni, a jednak potrafiący znaleźć wspólny język i komunikować się w sposób, który był naturalny i współgrał z moralami drużyny, z akcją, z wewnętrznymi relacjami... Naprawdę istną przyjemnością było poznawać świat serii Aurora w ich towarzystwie - a zwłaszcza Finian. Skradł moje serce od samego początku i nie ważne, czy była to jego perspektywa, czy też innej postaci, bo tak długo, jak był obecny, jego humor i ogólna aparycja dodawało jedynie historii.
Jak w ogóle chodzi o fabułę to wciągnęła mnie niesamowicie i, mimo przewidzenia kilku elementów, było też kilka zaskoczeń, które, patrząc całościowo, miały sens - i to nie w stylu NIE HINTOWALIŚMY NIGDZIE ABSOLUTNIE NIC WIĘC NIE MOGŁEŚ WIEDZIEĆ, a w takim, że zbierając i zbierając informacje... Wszystko zaczynało układać się w coraz bardziej logiczną całość.
Największym naprawdę zarzutem, jaki miałabym przeciw tej serii, to są wtrącenia łamiące twardą ścianę - gdzie bohaterowie zwracają się bezpośrednio do czytelnika. Osobiście bardzo mi to psuło immersję i nie podobało mi się za każdym jednym razem.
Nie będę kłamać - podeszłam do tej książki z wysokimi oczekiwaniami. Po tym, co Kristoff zafundował mi z "Wampirzym Cesarstwem" po prostu założyłam, że ta książka też będzie bardzo dobra - i jak pokazuje ocena, nie wyszłam zawiedziona.
Przyznam bez bicia, że początkowo byłam nieco zagubiona między perspektywami tak wielu postaci, ogarnianiem jak wyglądają obecne realia...
Ostatni rozdział w kosmicznej przygodzie, która na nowo zaprosiła mnie w tematy Sci-fi, która sprawiła, że zakochałam się w świecie (i pewnym Bertraskaninie), a także zmusiła mnie do skupienia, w którym nie było miejsca na słuchanie muzyki ani filmu w tle podczas czytania - dla niektórych to może standard, ale nie dla mnie... Ale szczerze musiałam przyznać, że czerpałam przyjemność z czytania w ten sposób. W każdym jednak razie - jak się czuję i co myślę, po zakończeniu tej historii?
Ocena uderzająca kolejny stopień w dół jest niestety przypadkiem potwierdzającym, że w moich oczach seria ma tendencję spadkową.
Nim jednak powiem, co było mi kamieniem w bucie, chcę opowiedzieć trochę o rzeczach, które były jak najbardziej na plus i więcej:
- przede wszystkim relacja PEWNEJ dwójki, na którą czekałam tak długo... i która wyszła tak absolutnie słodko! że dosłownie topiłam się za każdym razem, kiedy mieli między sobą interakcję... a zwłaszcza w PEWNYM momencie z koszulą (więcej nie powiem, nie będę spojlerować, ale dosłownie zakręciła mi się łezka w oku w tej scenie);
- CZAS (hehe, kto wie ten wie) jaki spędziliśmy z Finem, Scar i Zilą podczas ich przygody był w dużej mierze dla mnie interesujący i z zaciekawieniem śledziłam poszukiwanie przez nich drogi uczieczki;
- pokrywająca się wizja przyszłości z teraźniejszością (zwłaszcza oko było dla mnie takim "COOO?!");
- niepewność, czy nie przyjdzie nam utracić kogoś jeszcze (choć było wiadomo, że PEWNE postaci na pewno nie zostaną stracone) była permanentnie obecna podczas lektury i dosłownie chuchała mi na kark;
- moment, kiedy wszystko odnośnie PACZKI zaczęło składać się w całość, było satysfakcjonującą konkluzją;
- moment, w którym człowiek miał wrażenie, że już wszystko dobrze, a tam dosłownie książka robi "potrzymaj mi piwo" i zadaje kolejny cios;
- mimo wszelkich niezadowoloeń, o których zaraz powiem, duża część końca książki była okalana moimi łzami, ale jestem istotą bardzo emocjonalną, więc nie wiem na ile to może być wyznacznikiem dobrze napisanych emocjonalnych scen.
Niestety jednak trafiłam też na więcej przeszkód, niż bym chciała, które sprawiły, że były nawet momenty, kiedy (a nie miałam tego przy poprzednich tomach) ciężko mi się czytało i musiałam się zmuszać, żeby przejść przez segment. Co było nie tak?:
- zaloty Zili zdawały mi się strasznie z dupy, nie czułam tam chemii ani żadnych powodów ku temu, żeby to miało wyjść, zwłaszcza, że PEWNE decyzje zostały podjęte po około jednym dniu i to z czyhającym na ich życie zagrożeniem;
- nowy partner Saedii również mi się nie podobał, a ich związek był przepełniony przemocą (typiara dosłownie chciała typa kopnąć w jaja zaraz przed tym, jak na niego wskoczyła robić wiadomo co), a jednocześnie był przewidywalny już od poprzedniego tomu i tutaj też czułam pewnie wymuszenie (przez autorów w sensie), a nie chemię;
- części Kala i Aurory były dla mnie dosłowną torturą, bardzo szybko miałam ich dosyć - głównie przez ich reacje z Gwiazdobójcą (bo wszystko poza Bronią było intrygujące), jak również ich ostatnią interakcją i tym, jak beznadziejna była to próba redemption arc'a;
- w ogóle Aurora stała się dla mnie już na typ etapie tak wkurzającą postacią, że naprawdę liczyłam, że kojfnie i będę miała w końcu spokój;
- ta bladoblond "elfka" była tak bardzo przewidywalnym aspektem historii, że aż bolało w pewnym momencie, kiedy z perspektywy Aurory albo Kala było podkreślane, że ona tam jest, albo że coś robi... to dosłownie dawało jej czerwony wykrzyknik nad głową i sprawiało, że nagle teoria sama się nasuwała i potem niesamowicie długo trzeba było czekać, aż powiedzą to głośno...;
- owszem, bohaterowie mieli ciężkie starcia, ale część z nich (zwłaszcza te, gdzie podkreślali, że to jedyna szansa, albo ich ostatnia) śmierdziała takim właśnie TO TAKIE TRUDNE ALE ZOBACZ, UDAŁO NAM SIĘ BO JESTEŚMY GŁÓWNYMI BOHATERAMI!
Może wydawać się nie tak dużo, albo nie tak wielkiej wagi jak pozytywny które wymieniałam, ale niestety te minusy w dużym stopniu wpływały na to, jak czułam się czytając książkę, z jaką chęcią po nią sięgałam, w jakim stopniu byłam zainteresowana co dalej... A to niestety mocno ucierpiało.
Nie żałuję czasu spędzonego z tą serią. Na pewno jest mi przykro, że doszło do czasu, gdzie zaczęłam mieć wręcz dosyć pewnych rzeczy i bohaterów, a to nie jest nic dobrego - o ile autor nie miał tego na myśli - a tutaj wątpię, żeby miał... A w zasadzie to mieli. Przyznam też bez bicia, że trochę za szczęśliwe zakończenie moim zdaniem wyszło, ale może dzięki temu było łatwiej zostawić tę historię za sobą - wiedząc, że nasi bohaterowie są teraz szczęśliwi i mają przed sobą dobre życia i przeplatające się przyszłości.
Ostatni rozdział w kosmicznej przygodzie, która na nowo zaprosiła mnie w tematy Sci-fi, która sprawiła, że zakochałam się w świecie (i pewnym Bertraskaninie), a także zmusiła mnie do skupienia, w którym nie było miejsca na słuchanie muzyki ani filmu w tle podczas czytania - dla niektórych to może standard, ale nie dla mnie... Ale szczerze musiałam przyznać, że czerpałam...
więcej Pokaż mimo to