-
ArtykułyKapuściński, Kryminalna Warszawa, Poznańska Nagroda Literacka. Za nami weekend pełen nagródKonrad Wrzesiński3
-
ArtykułyMagiczna strona Zielonej Górycorbeau0
-
ArtykułyPałac Rzeczypospolitej otwarty dla publiczności. Zobaczysz w nim skarby polskiej literaturyAnna Sierant2
-
Artykuły„Cztery żywioły magii” – weź udział w quizie i wygraj książkęLubimyCzytać55
Biblioteczka
2018-06-01
2018-03-29
2018-03-04
2018-02-23
Kiedyś nienawidziłam opowiadań. Wydawały mi się nudne, na jedno kopyto i przede wszystkim, zbyt krótkie, żeby cokolwiek w nie wrzucić. Potem jednak zauroczona okładką opowiadań Gaimana, sięgnęłam po "Drażliwe tematy" i wsiąknęłam. Potem przyszedł czas na antologie wakacyjne, świąteczne i kilka innych. Szybko zrozumiałam, że krótkie formy pokazują kunszt autora - lub jego brak. "Mój pierwszy bal" był na TBR liście od jakiegoś czasu, głównie ze względu na obecnego Davida Levithana, który fascynował mnie przez pewien czas. Okazało się jednak, że jego tekst jest jednym z mniej ciekawych, za to zostałam pozytywnie zaskoczona innymi opowiadaniami. Niestety, sporo z nich mnie rozczarowało.
Żeby oddać im sprawiedliwość, zrobię krótką recenzję każdego z dwudziestu opowiadań. Dobrze widzicie, dwudziestu. Tytuł oryginału to "21 proms" i jest w nim dwadzieścia jeden opowiadań. Niestety, z powodu praw autorskich w polskim wydaniu nie znajdziecie "Geechee Girls Dancin', 1955" Jacqueline Woodston. Całościowa ocena antologii jest niczym innym jak średnią całości, co być może jest trochę niesprawiedliwe, bo złe teksty ściągają w dół te dobre.
1. "Jesteś królową balu" Elizabeth Craft 5/10
Zaczęło się dobrze i to chyba najbardziej mnie boli. Zaczęło się od znienawidzenia sukienki i ogólnej niechęci do balu. Potem niestety przeszło w opętańcze myśli o biuście i byciu Tak Inną. Szkoda, bo styl nie jest zły.
2. "Tylko tego chce" Cecily von Ziegesar 1/10
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy - nie wiem czy to wina oryginału, czy tłumaczenia - to zakwalifikowanie Szesnastu świeczek i Klubu winowajców jako serialu. Ummm, nie. To filmy są. Ale mogła być to wina oryginału, bo bohaterka jest skończoną idiotką. Lubi Molly Ringwald i tyle o niej wiemy. Lubi flirtować, chce pocałunków i spełniania scenariusza, który sobie wymyśliła. Styl też nie jest najlepszy, fuszerka.
3. "In vodka veritas" Holly Black 10/10
Jeden z najlepszych tekstów tej antologii. Chłopak musi uratować swoją szkolę przed wpływem demonów chcących obchodzić hucznie Bachanalia. Styl Black jest zabawny, bardzo dobry plot twist i sceny ocierające się o konkretną erotykę. Jako smaczny dodatek, nietypowe przedstawienie grupy kujonów.
4. "Twój wielki wieczór" Sarah Mlynowski 10/10
Początkowe dowcipy z molestowania zdecydowanie nie przypadły mi do gustu, ale reszta tekstu została poprowadzona konsekwentnie, choć to moja pierwsza styczność z narracją drugoosobową. Bohaterka nie jest w stanie wyrwać się z ciągłej zabawy w zrywanie i schodzenie się z chłopakiem, ma też problem ze znalezieniem porządnej randki na bal. Mogło być głupie, ale było bardzo, bardzo mądre i życiowe. Dałabym każdej dorastającej dziewczynie do przeczytania. To z tego opowiadania pochodzi cytat, który najbardziej mnie zachwycił:
"Pragnie cię teraz, bo nie może cię mieć. Nagle coś przychodzi ci do głowy. Może go pragnęłaś, bo nigdy go nie miałaś."
5. "Gorączka przedbalowa" Billy Merrell 7/10
Wyjątkową zaletą tego opowiadania jest jego długość - niecałe dwie strony. Jest intrygująco, daje mnóstwo miejsca na interpretację (moja ulubiona to syreny), jest poetycko. Niestety warsztat bardzo taki sobie, więc dłuższy tekst byłby męczący.
6. "Dzwoniła mama i powiedziała, że musisz iść na bal" Adrienne Maria Vrettos 10/10
Jeśli miałabym wybrać tekst, który z całej antologii był moim ulubionym, to jest właśnie ten. Ciężki temat - siostra i jej starszy, upośledzony brat - został poprowadzony mądrze i dojrzale. Bohaterka, która tak bardzo nie wpisuje się w żadne ramy narzucane jej przez społeczeństwo. Jest naturalna i dzika. Ujmuje.
7. "Lepiej bądź dla mnie dobry" Daniel Ehrenhaft 9/10
Ojciec piszący list do córki o swoim własnym balu. Co prawda wiele z tych elementów mógł sobie darować, ale podoba mi się, że żadna z postaci nie została wybielona. Mocny klimat lat 80-tych, nagromadzenie problemów i konfliktów, a przy tym przyjaźń i zauroczenie. Jest też całkiem dobry gust muzyczny i słowniczek, który szczerze polecam, bo jest wisienką na torcie!
8. "Trzy dary losu" Aimee Friedman 3/10
Zaczęło się dobrze, dowcipnie. Stąd bardzo mnie boli jak szybko stało się oklepane, Mary Sue-iczne, lekko haremowe i po prostu UGH. Przyznam się szczerze, że ostatnie dwie strony przeskoczyłam.
9. "Pytanie. Dramat w jednym akcie" Brent Hartinger 2/10
Najbardziej oklepany motyw literacki jaki powstał. Dwie osoby uczą się tańczyć, bo jedna nie umie. A potem idzie w dalszym kierunku nauki. To, że bohaterami są chłopcy w niczym nie zmienia faktu, że całość jest bez polotu. Dwa punkty daję za pomysł z formą dramatu.
10. "Migawka" Will Leitch 0/10
Przyznam się szczerze, że przestałam czytać antologię na jakiś czas po tym opowiadaniu. Jest najzwyczajniej w świecie niepokojące. Opowiada o życiu ojca i córki po tym jak matka dziewczyny ich zostawia. Zainteresowanie ojca córką, jej ciałem, opisy ich relacji i spojrzeń - to wszystko tak bardzo trąci kazirodztwem, że aż mnie zatkało. Obrzydliwe.
11. "Jak napisałam do Toby'ego" E. Lockhart 4/10
Całość była bez sensu. Brat bohaterki jest na odwyku, miasteczko jest małe, a nikt się nie domyślił? Główny obiekt uczuć okazał się być dupkiem, ale to w sumie nikogo nie dziwi. Chyba najbardziej irytowała mnie martyrologia dziewczyny i jej stękanie i jojczenie przez całe opowiadanie.
12. "Sześciopak piwa, butelka whisky i ja" Melissa de la Cruz 5/10
Zapowiadało się dobrze, na pewno w pełni oddało głupotę nastolatków, ale nie jest specjalnie interesujące. Takie średnie.
13. "Naczelne na balu" Libba Bray 7/10
Chłopak chce zabrać na bal swojego partnera - jednego z Goryli, chociaż ten nie za bardzo ma ochotę. Czytając, cały czas zastanawiałam się czy to jakaś alegoria, czy autorka próbuje coś nam przekazać, czy po prostu miała ochotę na lekkie furry. Wciąż nie jestem pewna. Niemniej całość jest słodka, ale dziwna. O dziwo, całkiem nieźle napisana, chociaż moja dotychczasowa opinia na temat Libby Bray była dość niska.
14. "Przeprosiny #1" Ned Vizzini 3/10
Punkty dostaje jedynie za pomysł przeproszenia rzeczywistej lub fikcyjnej dziewczyny, którą wystawił autor/podmiot w dniu jej balu. Seksizm leje się strumieniami, podobnie jak alkohol, a bohater jest palantem. I tyle.
15. "Zobaczcie mnie" Lisa Ann Sandell 9/10
Bardzo ciekawa bohaterka, która widzi wszystkich, ale inni nie widzą jej. Mocno introwertyczna, niezbyt potrafiąca zwrócić na siebie uwagę. Dobry styl, niespodziewany zwrot akcji i zakończenie, które satysfakcjonuje i pozostawia wrażenie jak po gorącej, słodkiej herbacie.
16. "Bal dla grubasek" Rachel Cohn 0/10
Fat-shaming i mizoginia na całego. Nie wiem co sobie myślała autorka.
17. "Kurczak" Jodi Lynn Anderson 8/10
Styl jest bardzo dobry, czyta się łatwo i przyjemnie. Temat jednak jest trudny, autyzm najlepszego przyjaciela, który podkochuje się w głównej bohaterce. Całość trąci ableizmem, ale jest to ableizm zrozumiały, bo emocje są pogmatwane.
18. "Zastępcza partnerka" Lesie Margolis 10/10
Najzabawniejszy tekst antologii. Uśmiałam się nieziemsko, być może dlatego, że wspominałam swoje pierwsze przygody z alkoholem, które były bardzo podobne. Prawdopodobnie najbardziej sensowny i najsłodszy facet, jakiego spotkacie w tej książce. Zakochałam się.
19. "Zagubiony" David Levithan 6/10
Jak wspominałam we wstępie, chciałam przeczytać ze względu na nazwisko Levithana. Jednak poczułam się oszukana. Całość ocieka seksem, relacja bohaterów jest bardzo płytka i czytanie o niej najprościej w świecie boli. Niby jest szczęśliwe zakończenie, ale ja w nie nie wierzę.
20. "Wielki amerykański antybal" John Green 5/10
Po raz kolejny utwierdzam się w przekonaniu, że Green nie potrafi pisać o kobietach i powinien trzymać się od nich z daleka. Wszystko jest o cyckach, dramach i ogólnie UGH. Nie ma to jak skomplementować dziewczynę porównując ją do jej przyjaciółki, na niekorzyść rzeczonej przyjaciółki. Szarmanckie.
Tl;dr jest to w miarę dobra antologia, pełna sprzecznych tekstów i jak się odfiltruje te złe, to te dobre można czytać i czytać. Zdecydowany plus dla Małgorzaty Żbikowskiej za kawał dobrej roboty z tłumaczeniem, w którym wciąż wyczuwa się charakterystyczny styl każdego z autorów.
Ostateczna ocena to naciągane 6/10
Kiedyś nienawidziłam opowiadań. Wydawały mi się nudne, na jedno kopyto i przede wszystkim, zbyt krótkie, żeby cokolwiek w nie wrzucić. Potem jednak zauroczona okładką opowiadań Gaimana, sięgnęłam po "Drażliwe tematy" i wsiąknęłam. Potem przyszedł czas na antologie wakacyjne, świąteczne i kilka innych. Szybko zrozumiałam, że krótkie formy pokazują kunszt autora - lub jego...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-02-18
2018-02-17
2018-01-06
Przysięgam, że kiedy sięgałam po tę książkę miała o wiele lepszą okładkę... Niech ktoś zabierze tego faceta stąd.
Największym bólem jest to, że to jest naprawdę dobrze napisane. Język jest przejrzysty, przyjemny i po prostu ładny. Szkoda, że powypisywano nim takie idiotyzmy...
Zaczęło się bardzo ciekawie. Wiedźma spalona na stosie poprzysięga zemstę wszystkim, którzy przyłożyli rękę do jej spalenia i wiąże kontrakt z demonem. 500 lat do przodu, kontrakt prawie się kończy, więc będzie mogła porzucić pracę sekretarki demona i wiać z piekła, gdzie jest spore przeludnienie, brak dobrych wakatów i miejsc do zamieszkania. Tylko że duszyczki, którym poprzysięgła zemstę właśnie zwiały i dostała do pomocy tropiciela, który chyba nie jest zainteresowany niczym, jak znalezieniem ścieżki do jej gaci.
I tu zaczyna się problem. Facet na nią spogląda, a ona już się ślini i już jej sutki twardnieją (KTO WPADA NA TAKIE BZDURY). On oczywiście sypia na prawo i lewo, a ona przez 500 lat nic. Ale do niego jak najbardziej.
UGH. Pomimo dobrego stylu, NIE POLECAM.
Plusy są za styl i ciekawą wizję piekła. I nic więcej.
Przysięgam, że kiedy sięgałam po tę książkę miała o wiele lepszą okładkę... Niech ktoś zabierze tego faceta stąd.
Największym bólem jest to, że to jest naprawdę dobrze napisane. Język jest przejrzysty, przyjemny i po prostu ładny. Szkoda, że powypisywano nim takie idiotyzmy...
Zaczęło się bardzo ciekawie. Wiedźma spalona na stosie poprzysięga zemstę wszystkim, którzy...
2018-02-03
2018-01-02
2018-02-13
Zapraszam na tumblr! Z obrazkami: https://biegampoksiazkiiczekolade.tumblr.com/tagged/Narzeczona-księcia
Są takie książki, które czyta się dla formy. Są też takie, które czyta się dla fabuły. Takie, po które sięgamy ze względu na autora. Oraz takie, które koniec końców podbijają nasze serce postaciami.
"Narzeczona księcia" jest wszystkimi naraz, co jest rzadkie, cenne i absolutnie zachwycające.
Przyznam się szczerze, że spodziewałam się, że książka będzie gorsza od filmu. Większa część mojego poczucia humoru może być przypisana wymianie zdań między Inigo a Człowiekiem w Czerni. Nie jestem w stanie zliczyć ile razy używałam zwrotu "Nazywam się Inigo Montoya. Zabiłeś mego ojca. Szykuj się na śmierć!". Ba! Ile razy pisałam jakieś opowiadanie, a potem z przerażeniem stwierdzałam, że całkowicie nieświadomie zerżnęłam z "Narzeczonej księcia"? Dużo razy. Pewnie dlatego żadnego z nich nie ukończyłam. Pomijając dygresję - kocham film. Ubóstwiam. Wyszłabym za ten film, gdyby to było legalne. Ewentualnie wzięłabym z radością samego Cary'ego Elwesa. W każdym razie, spodziewałam się rozczarowania. Byłam pewna, że będę krzywić się i stękać, kwękać oraz jęczeć.
Tymczasem rżałam. Rżałam jak koń, który właśnie odkrył istnienie kostek cukru. Gdybym mogła, tarzałabym się po ziemi z radochy (nie wypadało, często czytałam w środkach komunikacji miejskiej). Jestem całkiem pewna, że kwestia z gulaszem wejdzie odtąd do mojego słownika wyrażeń na każdy dzień. Będę też idiotycznie rymować. I walić głową o ścianę, że nie wpadłam sama na takie obejście idiotycznych scen, które są potrzebne, ale nie chce mi się ich pisać, bo byłyby kiczowate.
"Narzeczoną księcia" warto przeczytać choćby dla samej formy. Autor daje nam długie wprowadzenie do fabuły, pełne autobiograficznych elementów* (*patrz na BONUS "autorskie ciekawostki", choć będzie to koszmarny spoiler), anegdotek z planu filmowego oraz mnóstwo odautorskich komentarzy w trakcie trwania historii. To, co ludzi zwykle nudzi w książkach fabularnych, staje się jednym z lepszych elementów tej historii. Bo tak naprawdę te autorskie komentarze dają mnóstwo radochy i same są elementem fabuły. Szczyt geniuszu, moim zdaniem.
Styl autora jest zabawny, momentami niepoprawny, bardzo często ociekający ironią, a już na pewno sarkastyczny. Mówiąc prosto - wyborny. Tam, gdzie trzeba wyolbrzymić, hiperbolizuje na całego. Tam, gdzie scena powinna być ponura, nie może powstrzymać się od humorystycznej wstawki. Momentami ma się wrażenie, że czyta się parodię - chociaż parodię czego jest bardzo trudno dookreślić, bo mamy do czynienia z hybrydą gatunkową.
W tym wszystkim jest jednak sporo ukrytej mądrości i życiowych lekcji - być może podawane ze śmiechem łatwiej się przyswajają, bo na pewno nad kilkoma z nich będę jeszcze siedzieć jakiś czas, rozmyślając.
Mamy śliczne, aczkolwiek lekko nierozgarnięte dziewczę, które ma być poślubione królowi. Mamy bohatera, który na początku historii umiera i utrzymuje ten trend. Giganta, który kocha rymy i brak obowiązku podejmowania decyzji. Oraz Hiszpana, który jest mistrzem szpady, a jego życiowym celem jest zabicie sześciopalczastego mordercy ojca. Nie wydawałoby się, że mogą ze sobą współgrać, a jednak taka mieszanka okazała się być idealną. Akcja zaczyna się nie od porwania księżniczki, ale do tego momentu ciężko mówić o fabule, jest to raczej oswojenie nas z realiami świata przedstawionego. Ale od momentu porwania mamy ciągłą akcję - bieganie, skakanie, krzyki, pojedynki! Wszystko! Niech mnie ktoś powachluje!
Teraz słów kilka o tłumaczeniu, bo nawet najlepszą książkę można skopać złym przekładem. Tutaj muszę pokłonić się w pas Paulinie Braiter w podzięce za mistrzowską robotę. Zdarzały się nieliczne literówki oraz jedno czy dwa dziwnie brzmiące zdania, ale jak na książkę liczącą prawie pół tysiąca stron to naprawdę, naprawdę dobry wynik.
Jeśli miałabym mieć jakiekolwiek zastrzeżenie, to jest nim bardzo niewielka rola Buttercup, jej nierozgarnięcie i dość kiepski sposób przedstawienia postaci żeńskich w całości książki. Wyjątkowo jednak jestem w stanie wybaczyć.
Tl;dr WARTO. A zachęcę cytatem:
"Gdybyś był Fezzikiem, wpadłbyś w panikę, bo jeśli Inigo zwariował, znaczyłoby to, że teraz ty jesteś szefem ekspedycji. A Fezzik doskonale zdawał sobie sprawę, że ostatnią rzeczą, do jakiej się nadaje, jest dowodzenie czymkolwiek."
BONUSY:
Super ekipa dziwaków - Buttercup, Człowiek w Czerni, Fezzik, Inigo, Vizzini, Cyryl i jego żona. Dziwni to mało powiedziane. Są super dziwni. I bardzo, bardzo super.
Wielka sztuka&Lekkie pióro - Jestem miłośniczką dziwnych form, eksperymentów oraz niespodziewanych zabiegów artystycznych, a przy tym kocham dobry humor oraz nie-do-końca-poważne prowadzenie. Tutaj mam to wszystko w jednym.
Autorskie ciekawostki - Pamiętacie ten element autobiograficzny, gdzie autor wspomina swoje dzieciństwo, jak ojciec-fryzjer czytał mu książkę Morgensterna itd. Itp.? Łgał wam w żywe oczy xD Trzeba bardzo, bardzo uważać, bo Goldman bardzo dobrze miesza prawdę z kłamstwem. Owszem, pisał Sundance i Kida. Owszem, znał się z Kingiem. Ba! Istnieje szansa, że wszystkie informacje na temat wojska oraz Andre są prawdziwe, jednak trzeba byłoby naprawdę przysiąść nad tym. Morgenstern nie istniał, podobnie jak cały Floren i wszystko z nim związane. Żona Goldmana nie ma na imię Helen, a on sam miał dwie córki, żadnego syna. Jego ojciec nie był fryzjerem. Tak naprawdę większa część autobiograficznych wstawek i informacji jest jedną wielką fikcją. Jestem pod głębokim wrażeniem.
Zapraszam na tumblr! Z obrazkami: https://biegampoksiazkiiczekolade.tumblr.com/tagged/Narzeczona-księcia
Są takie książki, które czyta się dla formy. Są też takie, które czyta się dla fabuły. Takie, po które sięgamy ze względu na autora. Oraz takie, które koniec końców podbijają nasze serce postaciami.
"Narzeczona księcia" jest wszystkimi naraz, co jest rzadkie, cenne i...
2018-02-06
2018-02-08
2018-01-15
zapraszam na bloga: https://biegampoksiazkiiczekolade.tumblr.com
Bardzo dobrze, bardzo smutno i bardzo brutalnie opisana pozycja kobiet w patriarchalnym świecie. Do tego suspens, tajemnica i wyzwolenie. Pod koniec płakałam. Piękna.
Nie będę streszczać, bo każde słowo jest tak naprawdę wielkim spoilerem, ale Głos można przeczytać jako osobną książkę - nie jest specjalnie powiązana ze światem Efemery, a na pewno jest o całą klasę wyżej jeśli chodzi o postacie, fabułę oraz styl.
Ujmująca, na dziwny sposób ciepła i przekazująca wiele prawd o świecie oraz tym, jak on działa.
Druga część książki to pierwszy rozdział Innych, ale ominęłam go, bo chcę przeczytać całość. Jeśli jest choć w połowie tak dobry, jak Głos, to będę zachwycona.
BONUSY:
Tajemnica tajemnicy w tajemnicy - Nigdy tak do końca nie dowiadujemy się pewnych rzeczy. Pozostajemy zawieszeni w niepewności, ale jest to zdecydowany plus.
Było sobie życie - Brutalna, patriarchalna rzeczywistość na wsi, w której kobiety istnieją dla radochy mężczyzn i do rodzenia dzieci. Późne średniowiecze, tak na pierwszy rzut oka. Jest boleśnie realne. Ze wszystkimi obrzydlistwami.
Girl power - Tak naprawdę o to właśnie chodzi w Głosie. Piękne przesłanie, cudowna przyjaźń. I wielka, potężna siła.
zapraszam na bloga: https://biegampoksiazkiiczekolade.tumblr.com
Bardzo dobrze, bardzo smutno i bardzo brutalnie opisana pozycja kobiet w patriarchalnym świecie. Do tego suspens, tajemnica i wyzwolenie. Pod koniec płakałam. Piękna.
Nie będę streszczać, bo każde słowo jest tak naprawdę wielkim spoilerem, ale Głos można przeczytać jako osobną książkę - nie jest specjalnie...
2018-01-15
2017
Ja... porzuciłam tę książkę, tak. I dałam jej jednocześnie dziesięć gwiazdek. Bo porzuciłam nie ze względu na to, że jest zła, tylko ze względu na mnie samą. Musiałam chronić swoje zdrowie psychiczne. Odłożyłam w momencie, gdy wciąż jeszcze było w miarę dobrze, gdzieś w okolicy 70%, gdy wiedziałam, co nadchodzi i, prawdę powiedziawszy, wystraszyłam się. Inaczej skończyłabym z traumą lub po prostu z depresją.
To piękna książka. Narracja wciąga, jest emocjonalna i tak bardzo LUDZKA. Jest jednak mocno dołująca i pełna niepokojących motywów. Serio, powinna mieć jakieś ostrzeżenie na okładce.
Pokochałam ich wszystkich - Willema, Jude'a, JB, Malcolma, Andy'ego, Harolda, Julię... Są głęboko w moim sercu i nigdy wcześniej nie czułam tak przejmującej bezsilności podczas czytania. Gdy patrzyłam na to, jak wszystko się wali, pali i znikąd pomocy.
SPOILER: jestem miłośniczką happy endów. Zawsze chcę wierzyć w to, że nadejdzie wytchnienie, że po deszczu wyjdzie słońce. Że po życiu pełnym przerażających i trudnych momentów, w końcu można znaleźć wytchnienie, szczęście. W życiu Jude'a były takie momenty, ale były przerażająco krótkie.
Czy książka jest warta czytania? O tak. Styl jest przepiękny, mądry, wciąga i na pewno pokochacie postacie, choćby za ich ułomności. Ale naprawdę - przygotujcie się na trudne tematy. Mnie ta książka pokonała, nie byłam w stanie jej skończyć. Tego wszystkiego było zbyt wiele jak na mnie.
MOCNY SPOILER:
Wszystko złe, co możecie sobie wyobrazić, zdarzyło się w życiu Jude'a. Jako dziecko wielokrotnie był maltretowany, gwałcony, prostytuowany. Od tego momentu zaczął się ciąć, bić, rzucać na ściany/ze schodów, używał też ognia. Jest w ciągłej depresji, niezdolny do wyjścia z niej, a wszystko wali się podwójnie i poczwórnie, gdy wchodzi w krótki związek pełen odrażającej przemocy. Jude jest ekstremalnie zniszczony przez życie - emocjonalnie oraz fizycznie. Nie jest to romantycyzowane, to nie jest byronowskie cierpienie uszlachetniające. Cierpienie Juda jest pokazane w całej palecie przerażających i odrażających kolorów.
Moja jedyna prośba - przed czytaniem NAPRAWDĘ przemyślcie jakie są wasze granice, na ile jesteście w stanie wytrzymać opisy przemocy i bezradności, bo narracja wciąga i wolałabym, żeby nie było za późno.
Ja... porzuciłam tę książkę, tak. I dałam jej jednocześnie dziesięć gwiazdek. Bo porzuciłam nie ze względu na to, że jest zła, tylko ze względu na mnie samą. Musiałam chronić swoje zdrowie psychiczne. Odłożyłam w momencie, gdy wciąż jeszcze było w miarę dobrze, gdzieś w okolicy 70%, gdy wiedziałam, co nadchodzi i, prawdę powiedziawszy, wystraszyłam się. Inaczej skończyłabym...
więcej mniej Pokaż mimo to2017
2017
2017
2017
O wyjątkowym stylu Stiefvater mogłabym pisać doktorat, zaraz po tym, jak zrobiłabym magistra z tworzenia postaci wg Maggie. Z wielu, wielu powodów jest moją ulubioną żyjącą autorką. "Opal" jest kwintesencją tego, co w niej kocham.
Opal jest snem Ronana. Jest też istotą myślącą, żyjącą, wrzuconą w rzeczywistość, do której nie do końca pasuje i nie do końca potrafi się odnaleźć. Boi się "zwierzęcości" ale też boi się "snów". Nie jest człowiekiem, nie jest też zwierzęciem. I to bardzo mocno wpływa na jej osobowość.
Tak naprawdę "Opal" może być czytana jako epilog "Przebudzenia króla" i wstęp do trylogii Ronana, który dopiero się pisze. Mamy pewien rodzaj zamknięcia historii - wiemy, co dzieje się z Adamem, co robi Ronan, jak biegnie ich życie i czy pewne elementy są poskładane. Ale mamy też nową zagadkę, nową postać, nowe problemy i pragnienia, które nie zostają rozwiązane w tym opowiadaniu. Dają ogromnego smaka na historię skupioną wokół Ronana.
Sama Opal jest niesamowicie ciekawym tworem i Stiefvater w pełni popisała się pisząc historię z jej perspektywy. Opal jest dzika i to daje się odczuć. Nie rozumie prostych rzeczy, a przywiązuje wagę do mało istotnych. W jednym fragmencie jest bardzo krótko i dosadnie stwierdzone, że Opal nie czuje pożądania, ponieważ taką stworzył ją Ronan i nie czuje też wstydu, bo taką też stworzył ją Ronan. Jednak jej świat kręci się nie tylko wokół Adama i Ronana, ale też wokół małych, niespodziewanych odkryć i tajemnic. Świat Opal różni się zupełnie od tego, który widzieliśmy oczami ludzi w tetralogii - już choćby dlatego, że ona zdaje sobie sprawę z własnej kruchości, tego, co ją czeka, jeśli Ronan umrze, a już samo to jest dużym obciążeniem.
Nie da się czytać "Opal" bez znajomości tetralogii. Jednak jest idealnym uzupełnieniem i - jak sądzę - mostem pomiędzy tetralogią, a nową serią.
Jeśli, tak jak ja, kochacie styl Stiefvater, a już zwłaszcza wtedy, gdy wchodzi w klimaty oniryczne, to będziecie zachwyceni. I tyle w temacie.
O wyjątkowym stylu Stiefvater mogłabym pisać doktorat, zaraz po tym, jak zrobiłabym magistra z tworzenia postaci wg Maggie. Z wielu, wielu powodów jest moją ulubioną żyjącą autorką. "Opal" jest kwintesencją tego, co w niej kocham.
więcej Pokaż mimo toOpal jest snem Ronana. Jest też istotą myślącą, żyjącą, wrzuconą w rzeczywistość, do której nie do końca pasuje i nie do końca potrafi się...