rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Książka jak szampan, kawior i mercedesy - tylko dla znawców i koneserów. Ktoś kto lubuje się w literackich hamburgerach i oranżadzie nie ma tu czego szukać. Mistrzowskie litero- i słowoznawstwo, poziom hard.
Nawiasem mówiąc nie wiedziałem, że została wydana oficjalnie. Książka krążyła wiele lat po internecie, były jakieś wydawnictwa co usiłowały znaleźć autora, z tego co widziałem to bez efektu. A tu proszę - znalazł się.

Książka jak szampan, kawior i mercedesy - tylko dla znawców i koneserów. Ktoś kto lubuje się w literackich hamburgerach i oranżadzie nie ma tu czego szukać. Mistrzowskie litero- i słowoznawstwo, poziom hard.
Nawiasem mówiąc nie wiedziałem, że została wydana oficjalnie. Książka krążyła wiele lat po internecie, były jakieś wydawnictwa co usiłowały znaleźć autora, z tego co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lekko zdziwiony jestem tymi dziewiątkami, bibliami, byciem w szoku i podobnymi. Po pierwsze dziwne, że autor nie dostał pozwu od Sithina albo jego spadkobierców, bo połowa książki to są skopiowane jego idee i badania. Czasami z odniesieniem do źródła a czasami bez. Autor stosuje sprytną acz bardzo denerwującą metodę socjologiczną - w przypadku problemu (czymkolwiek by on nie był) początkowa 1/3 to opisanie problemu i powtarzanie że za chwilę udowodnię wszystkie swoje tezy (czasami rzeczywiście trochę pokręcone), potem kolejna 1/3 to wyliczanie faktów oczyszczonych cokolwiek z bełkotu części pierwszej i zamarynowanie ich wnioskami ale NAPRADĘ o bardzo cienkim powiązaniu i wreszcie ostatnia 1/3 gdzie autor się zachwyca swoim rzetelnym i nie dającym się obalić dowodem. W dalszym tekście będzie mówił "jak udowodniłem w rozdziale..." gdzie ten dowód to była słabizna. I tak wiele razy. Trochę to frustruje. Ogólny przemiał faktów jest niezły, przy czym bardziej interesujące jest ich wyliczenie (zwykle nie kwestionowane przez klasyczną naukę) niż słuchanie wynurzawki autora co on o tym myśli. Da się to czytać ale do Sithina to się nie umywa.

Lekko zdziwiony jestem tymi dziewiątkami, bibliami, byciem w szoku i podobnymi. Po pierwsze dziwne, że autor nie dostał pozwu od Sithina albo jego spadkobierców, bo połowa książki to są skopiowane jego idee i badania. Czasami z odniesieniem do źródła a czasami bez. Autor stosuje sprytną acz bardzo denerwującą metodę socjologiczną - w przypadku problemu (czymkolwiek by on...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

No jak większość Webera nie jest to zła ksiażka, mimo że cokolwiek odbiega od pierwotnej linii z poprzednich dwóch tomów. W skrócie - dzieci głównych bohaterów znajdują się na planecie odciętej od cywilizacji i technologii przez zarazę. I żyją sobie na tej planecie w chwili obecnej we względnym spokoju. Od 40 000 lat. To główna wada całej serii. Weber przegiął z tymi tysiącami lat. Choćby nie wiem jak cywilizacja była leniwa i trzymana pod butem to przez 40 000 by zajęła całą planetę. Ale nie. Tu siedzą na jednym małym kontynencie. Są nawet komputery działające po 40 000 latach stania na stole (bez serwisu, chociażby hipotetycznego). Pardalanie (mieszkańcy planety Pardal) żyli sobie w zasadzie dobrze, do czasu jak 4 rozbitków postanowiło dotrzeć do głównego komputera żeby wysłać synał. W tym celu sprokurowali konflikt kosztujący życie, jak z grubsza policzyłem przynajmniej pół miliona ludzi. No ładnie.
Saną książkę czyta się ok, ale Weber słynął z realizmu i realistycznych detali. Tu dał jednak trochę d... (łoni).

No jak większość Webera nie jest to zła ksiażka, mimo że cokolwiek odbiega od pierwotnej linii z poprzednich dwóch tomów. W skrócie - dzieci głównych bohaterów znajdują się na planecie odciętej od cywilizacji i technologii przez zarazę. I żyją sobie na tej planecie w chwili obecnej we względnym spokoju. Od 40 000 lat. To główna wada całej serii. Weber przegiął z tymi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zaczynam coraz bardziej być przekonanym, że różne oficjalne opinie a w szczególności te zamieszczone na okładkach książki nijak się mają do rzeczywistości. Czwarte Skrzydło miał być w opinii opiniotwórców czymś wspaniałym a w praniu wyszło jednak coś innego. Jak miałbym to porównywać to powiedziałbym że autorka naczytała się kilku innych powieści i zrobiła koktajl, ale niestety wyszedł nieco kwaśny. W mieszance są według mnie sceny z Hogwartu, pomysły z Jeźdców Smoków niezrównanej Mistrzyni A.Mccaffrey oraz jakieś romanse z gatunku harlekin. Tylko że kiepsko to zmiksowane, przez co świat wydaje sie bardzo płaski.
Inną sprawą jest bezsensowne wciskanie śmierci wszędzie gdzie się tylko da. Mówiąc szczerze uważam, że autorka powinna dać się przebadać psychologowi a być może psychiatrze. Zabijanie młodych kandydatów przy każdej, przy najmniejszej okazji w sytuacji gdy kraj potrzebuje każdego żeby walczyć (nie każdy musi być przecież jeźdźcem, ci co się nie kwalifikują powinni iść gdzieś indziej a nie do piachu) jest skrajną nielogicznością. Uwielbienie takich scen sugeruje powazne zaburzenia.
Ogólny zarys fabuły jest takoż nierealny z jakiegokolwiek realistycznego punktu widzenia (to że książka jest fantazy nie powoduje, że można pierdzielić niestworzone i niespójne farmazony o wszystkim).
Czyta się toto bez skrajnego bólu ale już teraz widzę (w połowie drugiego tomu) że to jednorazówka, do przeniesienia do archiwum po przeczytaniu. Książka, którą wylnsował tiktok a tam wiadomo, że za odpowiednią sumę można wszystko wylansować.

Zaczynam coraz bardziej być przekonanym, że różne oficjalne opinie a w szczególności te zamieszczone na okładkach książki nijak się mają do rzeczywistości. Czwarte Skrzydło miał być w opinii opiniotwórców czymś wspaniałym a w praniu wyszło jednak coś innego. Jak miałbym to porównywać to powiedziałbym że autorka naczytała się kilku innych powieści i zrobiła koktajl, ale...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Klasyka z ponad stuletnią tradycją, dzieło zaliczane jednoczesnie do romantyzmu jak i często uznawane jako pierwszy egzemplarz literatury sf. Nie będę streszczał książki, każdy ją z grubsza zna. Przy czym większość zna ją z ekranizacji hollywodzkiej, która nie jest specjalnie dobra (zbyt zamerykanizowana). Lepsze są filmy przedwojenne, z lat 30-tych, jak ktoś ma ochotę.
Pierwsza warstwa jest dość prosta - powstaje stwór/potwór, który z powodu zwojego wyglądu budzi odrazę i strach. Te uczycia przekładają się na totalne odrzucenie.Odrzucenie rodzi gniew i frustrację monstrum, które z kolei przestaje chcieś się asymilować i zaczyna hurtowo zabijać. Właśnie: asymilować. W myśli monstrum zostaje wpisana mysl obowiązkoej asymilacji. Tzn, że ci, wśród których ma żyć MUSZĄ go zaakceptować. Monster robi biznes - "ja być miły a ty mnie lubieć". Ale jak to nie działa to powstaje agresja. Potworkowi nie prechodzi do głowy, że tak jak on rości sobie prawo do życia w społeczeństwie, tak samo społeczeństwo ma prawo rościć sobie prawo do życie bez niego (przynajmniej w pobliżu). Inne bajkowe postacie próbowały rozwiązać problem w jakiś sposób z grubsza polubownie (Bestia, ten od Pięknej lub niejaki dzwonnik). O prawie do odrzucenia, do zachowania homogenności grupy w książce nie ma ani słowa.
Można powiedzieć, że już 100 lat temu autorka stworzyła paralelę odnoszącą się do potwora emigracyjnego usiłującego się wcisnąć do Europy. Na razie jesteśmy na etapie odrzucania, czekamy na etap ostatni.

Klasyka z ponad stuletnią tradycją, dzieło zaliczane jednoczesnie do romantyzmu jak i często uznawane jako pierwszy egzemplarz literatury sf. Nie będę streszczał książki, każdy ją z grubsza zna. Przy czym większość zna ją z ekranizacji hollywodzkiej, która nie jest specjalnie dobra (zbyt zamerykanizowana). Lepsze są filmy przedwojenne, z lat 30-tych, jak ktoś ma...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Klasyczny skandynawski gniot (tu zaznaczę, że nie znam polskiego przekładu, czytałem oryginał) wyprodukowany przez psudointelektualistkę bez większego wykształcenia, coś w rodzaju greta thunberg, tylko 3x starsza. Z kartek powieści wieje depresją autorki (nie dziwota, biorąc pod uwagę skąd pochodzi), dwutorowa akcja na siłę chce powiązać oba wątki przy pomocy niewiele znaczących gadżetów (jacht, worek w wodą) a pokazana przyszłość przypomina reklamy telewizyjne odwołujące się do najniższych instynktów odbiorcy. Lipa i chała nie warta czasu. A skąd takie wysokie oceny światowe? Pierwsza część o pszczołach była znacząco lepsza, więc pojechała po tym. Po drugie wszelkiej maści ekofaszyści w skandynawii są lansowani do bólu, niezależnie od kaszy jaką spłodzą. Szkoda drzewa co poszło na tą książkę.

Klasyczny skandynawski gniot (tu zaznaczę, że nie znam polskiego przekładu, czytałem oryginał) wyprodukowany przez psudointelektualistkę bez większego wykształcenia, coś w rodzaju greta thunberg, tylko 3x starsza. Z kartek powieści wieje depresją autorki (nie dziwota, biorąc pod uwagę skąd pochodzi), dwutorowa akcja na siłę chce powiązać oba wątki przy pomocy niewiele...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Będzie długi wstęp ale czasami nie da się inaczej. Po prostu niektóre rzeczy nie zawsze są takie na jakie wyglądają - a tak jest właśnie z książką „Chłopiec w pasiastej piżamie”.
Druga wojna światowa różniła się od pierwszej między innymi tym, że Niemcy za jeden z celów swojej działalności postawiły fizyczne zniszczenie całych narodów. Mieli zacząć od Żydów ale w kolejce byli już Cyganie, Słowianie i pozostali. W tym celu powstały osławione fabryki śmierci czyli obozy koncentracyjne. Twory w całości wymyślone, zorganizowane i prowadzone przez Niemców. Po przegranej wojnie w kręgach niemieckich zaczęto rozmyślać w jaki sposób poprawić wizerunek Niemców na arenie międzynarodowej.
 I wymyślono sposób, jak się okazało po latach - doskonały. Otóż w kręgach niemieckiego wywiadu zorganizowano jednostkę o nazwie „Agencji 114” („Dienststelle 114”). I to właśnie szef Agencji 114, Alfred Benzinger, zaproponował w 1956 roku rozpropagowanie terminu „polskie obozy koncentracyjne”. Stosując tę manipulację chciano zdjąć z Niemców winy za zbrodnie wojenne, w tym holocaust, a w domyśle przenieść odpowiedzialność na Polaków. Już wtedy pojawiło się wytłumaczenie obecne w mediach do tej pory – że termin ma jedynie w sposób skrótowy odnosić się do hitlerowskich obozów na terenie Polski. „Odrobina fałszu w historii” - stwierdził Benzinger - „po latach może łatwo przyczynić się do wybielenia historycznej odpowiedzialności Niemiec za Zagładę”. „Agencja 114” stopniowo rozszerzała swoją działalność, uaktywniając stopniowo rozwijające się narzędzia medialne czyli książki, kino a następnie telewizję czy internet. Zaczęły powstawać filmy/książki pokazujące Niemców w pozytywnym świetle, jako honorowych żołnierzy (np „Das Boot”), prześladowanych po wojnie cywili czy wyławiane były pojedyncze przypadki kiedy Niemcy w swoim zezwierzęceniu zachowali człowieczeństwo i uratowali pojedyncze osoby („Pianista”, „Lista Schindlera”). W listę tych zabiegów wybielających wpisuje się książka „Chłopiec w pasiastej piżamie” opowiadająca historię dziejącą się przy murach obozu koncentracyjnego. Pokazana historia, jest jak się okazuje tragiczna ale bardzo enigmatycznie wspomina się o takich samych tragediach pomnożonych przez kilka tysięcy, która dzieje się kilkaset metrów dalej. A jeżeli się już o tym mówi, to tak jakby sprawcami zbrodni byli jacyś bezosobowi „oni”.
Książka na swoim sztandarze niesie przesłanie przyjaźni ponad podziałami a nawet wbrew podziałom, przy czym dodatkowa manipulacja polega na przeniesieniu zachowania i wnioskowania dziecka na odczytywanie tych reakcji przez dorosłego czytelnika - a to nie to samo. Chłopcy nie są świadomi podziału i bariery - innej niż wynikającej z nakazu rodziców. Ich spotkania są owocem zakazanym na poziomie palenia papierosa w łazience szkoły podstawowej. A dopiero dorosły umysł dorosłego czytelnika przekłada to na jakąś formę protestu przeciwko zakazom, uwydatnia przyjaźń do tego zaznaczając że koniecznie musi być ona ponad podziałami.
Kim byłby Bruno, gdyby Hitler wygrał? Co robiłby? Czy z dumą poszedłby w ślady ojca?

Na końcu książki morderca z fabryki śmierci, człowiek zawodowo zajmujący się zabijaniem niewinnych ludzi rozpaczą po stracie syna. Pokazany jest w sposób budzący współczucie. Nic się nie mówi o tym, że gdyby został u siebie w Niemczech, gdyby nie był tym kim był, to ta tragedia by go nie dotyczyła.
Mamy tu klasyczny zabieg „Agencji 114” - tysiąckrotny morderca przedstawiony zostaje jako kochający ojciec, wymusza się na czytającym współczucie i niemal można uronić łezkę nad strasznym losem oprawcy.
Szmul został zamordowany. Brunona zabił jego ojciec. Wyrokiem losu prawdopodobnie za swoje zbrodnie został skazany kilka lat później. Zasłużyli na swój los.

Będzie długi wstęp ale czasami nie da się inaczej. Po prostu niektóre rzeczy nie zawsze są takie na jakie wyglądają - a tak jest właśnie z książką „Chłopiec w pasiastej piżamie”.
Druga wojna światowa różniła się od pierwszej między innymi tym, że Niemcy za jeden z celów swojej działalności postawiły fizyczne zniszczenie całych narodów. Mieli zacząć od Żydów ale w kolejce...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po przeczytaniu wszystkich zachwytów w recenzjach sięgnąłem po książkę i doszedłem do wniosku, że ja się pewnie nie znam. No bo niemożliwe, że książka obsypana takimi zaszczytami że cud że nie została prezydentem mi się... nie podoba. Jest po prostu nudnawa i tyle. Mieszanka sf z fantazy tu wyszło kiepsko. Czytac to się da ale bez specjalnych uniesień. no ale co ja tam wiem...

Po przeczytaniu wszystkich zachwytów w recenzjach sięgnąłem po książkę i doszedłem do wniosku, że ja się pewnie nie znam. No bo niemożliwe, że książka obsypana takimi zaszczytami że cud że nie została prezydentem mi się... nie podoba. Jest po prostu nudnawa i tyle. Mieszanka sf z fantazy tu wyszło kiepsko. Czytac to się da ale bez specjalnych uniesień. no ale co ja tam wiem...

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Historia dowódcy floty kosmicznej któremu przychodzi walczyć z kosmicznymi wrogami, dywersantami we własnej flocie, politykami z administracji oraz na końcu z Obcymi. Książka z serii "taka sobie plus". Pomysł zalatywał mi trochę Star Trekiem czyli powrotem do domu przez pół znanego kosmosu. Nie przemawiają do mnie rozwiązania techniczne zaproponowane w książce ale i one nie odrzucają. Wątek polityczny jest jak dla mnie za mocno rozbudowany, sceny z politykami były dla mnie porządnie wkvrwiające - tak jakbym patrzył na naszych debili z Wiejskiej. No i ten powrót powiem szczerze jest trochę za rozwlekły, no bo kto widział wracać przez pięć tomów. Cóz, Weber to nie jest ale da się czytać (trochę przeskakując).

Historia dowódcy floty kosmicznej któremu przychodzi walczyć z kosmicznymi wrogami, dywersantami we własnej flocie, politykami z administracji oraz na końcu z Obcymi. Książka z serii "taka sobie plus". Pomysł zalatywał mi trochę Star Trekiem czyli powrotem do domu przez pół znanego kosmosu. Nie przemawiają do mnie rozwiązania techniczne zaproponowane w książce ale i one nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Tytuł i okładka zaciekawiające a sama książka suchar. No bo inna w zasadzie być nie mogła bo przecież hitlerowska bomba A to taki trochę na poły mityczny stwór. Książka jest spisem różnych teorii i hipotez (mało lub mnniej prawdopodobnych) z czego większość dotyczy "gdzie" tą bombę usiłowano wyprodukować. Czyta się toto bez emocji, nieomal jak spis posiadłości IG Farben. Takie sobie.

Tytuł i okładka zaciekawiające a sama książka suchar. No bo inna w zasadzie być nie mogła bo przecież hitlerowska bomba A to taki trochę na poły mityczny stwór. Książka jest spisem różnych teorii i hipotez (mało lub mnniej prawdopodobnych) z czego większość dotyczy "gdzie" tą bombę usiłowano wyprodukować. Czyta się toto bez emocji, nieomal jak spis posiadłości IG Farben....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pierwszy tom wielkiego tasiemca s-f z Honor Harrington w roli głównej. Cała seria jest napisana według jednego schemat: najpierw HH ma lekki krążownik a przeciwnik ciężki, potem ona ciężki a przeciwnik pancernik, potem ona cośtam a przeciwnik większe cośtam itd. Jak się już klasy okrętów skończyli to zaczęli się licytować armiami czyli HH zawsze miała mniej tych okrętów niż przeciwnik. A zawsze wygrywała. Co prawda świadków mało zostawało, bo z własnych strat to miała jakieś 75% w każdym tomie. Że dożyła do 10 tomu to statystyczny cud. A ona sama też była niezłym cudem: beztalencie matemetyczne ale genialna zdolność przewidywania kursu (to forma autyzmu??), mistrzyni szermierki, judo, karate, strzelania z pistoletu... zapomniałem o czymś...? Pewnie w którymś tomie okaże się, że potrafi oddech wstrzymać na pół godziny...
Samą książkę się czyta nieźle - ale nie ma tutaj nic naprawdę innowacyjnego (pod względem pomysłu). Tzn są wszystkie elementy znane w sf od lat: statki kosmiczne różnej maści, wormhole, wojna etc. Dobre rzemiosło spod znaku techno-military-science-political-fiction.
Wielki (wielkim!!!) plusem jest żelazna logika zdarzeń. Wszystko (użyte technologie, przebieg zdarzeń) ma oparcie m matematyce, fizyce i astronawigacji. Nie ma się z tej strony do czego przyczepić.
Książka (i cała chyba seria też) z gatunku must-read dla wielbicieli sf

Pierwszy tom wielkiego tasiemca s-f z Honor Harrington w roli głównej. Cała seria jest napisana według jednego schemat: najpierw HH ma lekki krążownik a przeciwnik ciężki, potem ona ciężki a przeciwnik pancernik, potem ona cośtam a przeciwnik większe cośtam itd. Jak się już klasy okrętów skończyli to zaczęli się licytować armiami czyli HH zawsze miała mniej tych okrętów niż...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

No takiego gniota to dawno nie czytałem, a czytałem z tj dziedziny sporo. Autor chyba gwałtownie kasy potrzebował i wypuścił coś takiego, co się w sumie nie kwalifikuje nawet do rozdawania za darmo. Już samo przebrnięcie wstepu jest osiągnięciem, gdzie autor testuje wytrzymałość czytelnika na dłużyzny, bzdury, pustosłowie i lanie wody. Przetrwałem wstęp mając nadzieję, że dalej jakoś się rozwinie jazda. Dałem sobie spokój około 150 strony. Jest to totalna kaszana, pisana dla niegramotnych ciemniaków z lat 20 ubiegłego wieku, niestrawna w żadne sposób.

No takiego gniota to dawno nie czytałem, a czytałem z tj dziedziny sporo. Autor chyba gwałtownie kasy potrzebował i wypuścił coś takiego, co się w sumie nie kwalifikuje nawet do rozdawania za darmo. Już samo przebrnięcie wstepu jest osiągnięciem, gdzie autor testuje wytrzymałość czytelnika na dłużyzny, bzdury, pustosłowie i lanie wody. Przetrwałem wstęp mając nadzieję, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Solidnie zrobiona książka, pczy czym bardzo szeroko i dość dokłądnie opisuje różne aspekty kontaku z UFo. Warte przeczytanie, głównie dlatego że autor nie traktuje czytelnika jak idiotę

Solidnie zrobiona książka, pczy czym bardzo szeroko i dość dokłądnie opisuje różne aspekty kontaku z UFo. Warte przeczytanie, głównie dlatego że autor nie traktuje czytelnika jak idiotę

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Superksiazka. Po prostu czyta sie lepiej niz wiele zmyslonych ksiazek niby-akcji. Absolutne MUST HAVE dla każdego, kto w minimalnym chociażby stopniu interesuje się historią ekonomii, polityką międzynarodową i lubi poczytać niec o różnych teoriach tzw spiskowych.

Superksiazka. Po prostu czyta sie lepiej niz wiele zmyslonych ksiazek niby-akcji. Absolutne MUST HAVE dla każdego, kto w minimalnym chociażby stopniu interesuje się historią ekonomii, polityką międzynarodową i lubi poczytać niec o różnych teoriach tzw spiskowych.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Patrze i oczom nie wierze... Ludzie daja po 7 i wiecej punktów? Za takiego gniota?! Jak do Arnolda w Commando strzelala bez skutku cala dywizja to mozna sie bylo posmiac ale jak do bohatera schowanego w traktorze ostrzeliwuje kilkudziesieciu komandosow a on ich zalatwia starym coltem to chyba juz przesada. Ksiazka niby strojaca sie na realistyczna ale mnóstwo hipernieralistycznych wstawek. Poza nieskutecznoscia strzelecka przeciwnikow (w celej ksiazce zreszta) dochodzi istnienie superkomputera znajdujacego odpowiedz na kazde pytanie i reszta ktorej nie chce mi sie wymieniac.
Warto toto kupic na wyprzedarzy za 4,99 ale ani grosza wiecej. Do czytania w pociagu, do niczego innego.

Patrze i oczom nie wierze... Ludzie daja po 7 i wiecej punktów? Za takiego gniota?! Jak do Arnolda w Commando strzelala bez skutku cala dywizja to mozna sie bylo posmiac ale jak do bohatera schowanego w traktorze ostrzeliwuje kilkudziesieciu komandosow a on ich zalatwia starym coltem to chyba juz przesada. Ksiazka niby strojaca sie na realistyczna ale mnóstwo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książeczka cienka jak barszcz dworcowy. Może być ewentualnie przydatna dla kogoś potrzebującego wprowadzenia w temat zagadek, teorii spiskowych etc ale jeżeli ktoś liznął już CZEGOKOLWIEK to z tej książeczki niczego nowego się nie dowie. Autor prześlizguje się po tematach powierzchownie, każdemu zagadnieniu poświęca tylko kilka akapitów. W związku z czym jest uch dużo (tzn poruszonych tematów) ale żaden nie jest zrobiony porządnie.
Nie odradzam przeczytania ale i nie zalecam.
"W oficjalnej historii są luki, półprawdy, kłamstwa i przekłamania. Hartwig Hausdorf odsłania nieznane fakty, które zaprzeczają oficjalnej wizji dziejów." Bzdura kompletna. Są to poskładane kawałki Daenikena, który przy HH jawi się rzetelny jak naukowiec. Autor nic nie odsłania a jedynie kopiuje kawałki tego co odsłonili inni.

Książeczka cienka jak barszcz dworcowy. Może być ewentualnie przydatna dla kogoś potrzebującego wprowadzenia w temat zagadek, teorii spiskowych etc ale jeżeli ktoś liznął już CZEGOKOLWIEK to z tej książeczki niczego nowego się nie dowie. Autor prześlizguje się po tematach powierzchownie, każdemu zagadnieniu poświęca tylko kilka akapitów. W związku z czym jest uch dużo (tzn...

więcej Pokaż mimo to