rozwiń zwiń

Alicja w Dolinie Muminków

krosciucha krosciucha
12.09.2019
Okładka książki Przygody Alicji w Krainie Czarów Lewis Carroll, Tove Jansson
Średnia ocen:
7,9 / 10
14 ocen
Czytelnicy: 38 Opinie: 3

„Alicję w Krainie Czarów” wszyscy znają. Jest stale obecna w kulturze i trudno wyobrazić sobie kogoś, kto nie kojarzy Szalonego Kapelusznika czy Kota z Cheshire… Z tego też powodu nie ma chyba sensu przybliżać fabuły tego arcydzieła. Po co w ogóle o niej pisać, skoro przerobiono ją na wszystkie możliwe sposoby i pozornie nic nowego nie da się z niej wycisnąć? Bo „Alicja…” to opowieść kultowa i wieloznaczna, no i prawdziwe wyzwanie w dwóch dziedzinach: tłumaczeniu i ilustracji. A to z kolei niekończąca się historia.

Podejrzewam, że ogromną rolę tłumaczy rozumieją w zasadzie tylko sami tłumacze. Dla reszty czytelników jest ona dostrzegalna, ale raczej ignorowana. Dopiero klasyki budzą żywe zainteresowanie wśród szeregowych książkowych moli – do takich bez wątpienia zalicza się „Alicja w Krainie Czarów”. Tłumaczeń w Polsce mieliśmy kilka, w tym ostatnie, chyba najdziwniejsze, Wasowskiego, na 150-lecie narodzin protagonistki. Poza uprzednio wymienionym posiadam też wersje Macieja Słomczyńskiego i Roberta Stillera. Która jest moją ulubioną? Przyznam się bez bicia, że nie jestem pewna. Każda ma plusy i minusy, no i swoje racje. Słomczyński w recenzowanym tutaj wydaniu podkreśla np., że „Alicja…” to jedyny przypadek, gdy jeden tekst zawiera dwie zupełnie inne opowieści – jedną dla dzieci a drugą dla dorosłych. To spostrzeżenie nie wydaje mi się zbyt trafne: po prostu większość dorosłych zatraca zdolność czytania czy też czerpania radości z obcowania z literaturą dziecięcą. „Alicja…”, jako mająca status dzieła kultowego, jakoś ich zmusza do ponownej lektury. Zresztą jest to dzieło wybitnie surrealistyczne i oniryczne, dziwne i niezapomniane, więc łatwo je docenić, pozwalając niejako dorosłym na jego równe traktowanie z „książkami dla dużych” (bo nie oszukujmy się, książki dla dzieci często są raczej zbywane wzruszeniem ramion przez dojrzałych czytelników). Wasowski w swojej wersji (mam wrażenie, że pomyślanej głównie dla dorosłych) idzie o krok dalej, nadając tłumaczeniu nawet inny tytuł: „Perypetie Alicji na Czarytorium”. Trochę megalomania. Nie rozumiem, pomimo jego obszernego wykładu, dlaczego nagle Alicja, która przecież wpada w króliczą norę w żywopłocie, ma przeżywać przygody NA jakimś miejscu…

O tłumaczeniu można pisać w nieskończoność. Tak też trochę jest, że albo nie zwraca się na nie uwagi, albo najbliżej zostaje z człowiekiem to poznane za dziecka – z sentymentu (no chyba że się jest badaczem literatury albo tłumaczem). Podobnie i niepodobnie ma się rzecz z drugim aspektem, ważnym zwłaszcza w książkach dla dzieci: z ilustracjami.

Są dzieła ikoniczne, które trudno sobie wyobrazić z innymi ilustracjami. I choć sama Tove Jansson, która jest gwiazdą tego wydania, uważała za takie „Alicję…”, to muszę się z nią nie zgodzić. Do opowieści jednego ilustratora należą choćby jej „Muminki” czy „Kubuś Puchatek” – nie oszukujmy się, nie istnieją inne ich wersje i raczej nigdy nie będą istnieć. „Alicja…” jednak jest tak znaną powieścią, tak wiele razy wałkowaną i przerabianą, że nie udało jej się zespolić z najbardziej znanymi ilustracjami, poniekąd oryginalnymi, to jest Johna Tenniela (zresztą sam autor też tworzył do niej obrazki). Według mnie należy ona – obok takich dzieł, jak chociażby „Piotruś Pan”, „Pinokio”, „Dziadek do orzechów” czy oczywiście baśnie braci Grimm i Andersena – do uniwersalnych pozycji, które każdy interpretuje na nowo. Bo tak jak tłumaczenie może podpowiadać takie czy inne odczytanie dzieła, tak samo ilustracje – a już zwłaszcza pomagają one w budowaniu nastroju.

Tove Jansson zaczęła od ilustrowania „Polowania na Żmirłacza” Carrolla w 1958 roku. Kilka lat później wydawca Åke Runnquist, zachwycony jej poprzednimi obrazami, zaproponował jej zilustrowanie „Alicji…”. I choć Jansson była dosyć zajęta w tamtym czasie (opracowywała „Tatusia Muminka i morze”), to zgodziła się bez wahania: książka Carrolla była jej ulubioną z dzieciństwa. Chciała zamienić „Alicję…” w czysty horror, choć wydawca wolał, aby była idylliczna. Fińska artystka postawiła jednak na swoim. Jej obrazy są cudownie niepokojące, dziwaczne i… muminkowate.

No nie da się ukryć: styl ma zbyt charakterystyczny. Nie jestem przekonana, aby wersja Tove miała być tą jedyną. Jansson ma tak specyficzną kreskę, jest tak niemożebnie charakterystyczna – to cieniowanie, te migdałowe oczy itp. – że narzuca swoją wizję „Alicji…” czytelnikowi. Ona nie podpowiada, nie insynuuje – ona porywa ze sobą. Zestawienie Carrolla i Jansson to mieszanka uderzająca: nie przestaje mnie zachwycać jej Alicja odchodząca z odwróconym Kotem przez pole maków – halucynogenność pasteli i rozmarzona czerwień kwiatów, ten nietoperz nad ich głowami! Niepokojąco piękne, jak statyczny obraz z epoki wiktoriańskiej, powiązany z jakąś straszną historią… Za to trzy siostry w studni melasy są niemal jak wyjęte z Doliny Muminków! I te migdałowe oczy Królowej czy Kota… Szkoda tylko, że większość ilustracji jest czarno-biała i pozbawiona magnetyzujących teł Tove. Niestety nie potrafię się przekonać całkowicie i wciąż wolę klasyczne ryciny Tenniela czy absolutnie oszałamiającą, znalezioną przeze mnie na śmietniku (serio!) wersję z 1986 roku w tłumaczeniu Stillera, z psychodelicznymi ilustracjami Dušana Kállaya. Przykro mi, Jansson. Uwielbiam cię, ale nie mogłabyś być moją jedyną „Alicją…”. Z drugiej strony moja biblioteczka bez niej była tak okropnie niekompletna!

Z ciekawostek dodam, że ilustracje Tove wyszły także spod szyldu wydawnictwa Bona w 2012 roku, z tłumaczeniem prof. Tabakowskiej. Wspomniane ekstrawaganckie wydanie Wasowskich zawiera miniatury różnych ilustracji – w tym genialnego Arthura Rackhama. Muszę przy tym nadmienić, że ich wydanie kompletnie zabija artyzm obrazów: są malutkie i poupychane jeden obok drugiego na stronie, jak w jakiejś galerii na ścianie – nie tak działa książka z obrazkami. Nasza Księgarnia się popisała: twarda okładka, wymiar A4, niemal kredowy papier. Trochę mnie tylko denerwowała większa szerokość kartek niż w standardowym wydaniu, bo skutkuje dziwnym wrażeniem rozstrzelenia druku.

Wiadomo, że dzieło Carrolla prędzej czy później pozna każdy. Niekoniecznie musi to być akurat ta wersja – każdy znajdzie coś dla siebie. Za „Alicję…” według Jansson powinni wziąć się przede wszystkim (psycho)fani Muminków, którzy zresztą pewnie kojarzą, że w Dolinie Muminków była inna Alicja – czarownica (ciekawy zbieg okoliczności). Dla reszty może stanowić wspaniałe cacuszko, bo zderzenie tekstu, który poddaje się każdemu, z tak charakterną kreską wprawia w oszołomienie. Jansson świetnie oddaje surrealizm i grozę szalonej Krainy Czarów i zagubionego w nim na wpół uśpionego umysłu. Czasem człowiek czuje się jakby zaraz z kart miały do nas wyskoczyć Muminki… Ale dla mnie to tylko dodatkowy plus! Szkoda, że druga część „Alicji…” pozostała tylko w sferze planów Tove.

Agata Majchrowicz

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Poczekaj, szukamy dla Ciebie najlepszych ofert

Pozostałe księgarnie

Informacja