rozwiń zwiń

Nie jestem Demonem. Wywiad z Krzysztofem Domaradzkim

Grzegorz Przepiórka Grzegorz Przepiórka
28.06.2023

Krzysztof Domaradzki w wywiadzie dla Lubimyczytać wyjaśnia, dlaczego straszy czytelników. Nowa książka autora – „Konfident” – właśnie ukazuje się nakładem Wydawnictwa Literackiego. Co było napędem tej powieści? Czy thriller to wyłącznie rozrywka? Jakich dylematów przysparza pisarzowi język? I dlaczego autor, z którym rozmawia Grzegorz Przepiórka, jest nie tylko pisarskim, ale i sportowym hardkorem? Rozpoczynamy spowiedź.

Nie jestem Demonem. Wywiad z Krzysztofem Domaradzkim Materiały prasowe – Wydawnictwo Literackie

[Opis – Wydawnictwo Literackie] Jedna decyzja, podjęta w złym miejscu i niewłaściwym czasie, może zrujnować całe życie.

Niczym się nie różnił od rówieśników. Nieźle się uczył, imprezował, podrywał dziewczyny. Miał marzenia – chciał zostać prawnikiem. Miał hobby – kochał sport. Miał słabość – lubił się bić. Miał także pecha…

Nastolatek z Łodzi, który nieopatrznie zbliżył się do środowiska kiboli, trafił w ręce policji. Zdradził funkcjonariuszom zbyt dużo, a ci wykorzystali to przeciwko niemu. Zrobili z niego swojego współpracownika. Informatora. Konfidenta. I postawili przed nim arcyniebezpieczne zadanie – aby uniknąć więzienia, musi zinfiltrować środowisko chuliganów i doprowadzić do skazania Demona, tajemniczego i przerażającego szefa nabojki. Rozpoczyna się podwójna gra, w której najgorsze może nadejść z najmniej spodziewanej strony.

Znam świat futbolu i wiem, że czasem jeden mały błąd może wiele kosztować. Powieść Domaradzkiego opowiada o chłopaku, który taki błąd popełnił. Przez kilkaset stron będziecie mu kibicować, aby zwyciężył. Mocna rzecz. Thriller, który można porównać tylko do meczu o wszystko

Sebastian Mila, były reprezentant Polski w piłce nożnej

Ryzykowne wybory, niesłabnące napięcie i ciągłe zwroty akcji. Polecam!

 Robert Małecki, pisarz

Wywiad z Krzysztofem Domaradzkim, autorem książki „Konfident”

Grzegorz Przepiórka: Niedawno odbył się pierwszy trening Widzewa. Wyczekujesz występów RTS-u w nowym sezonie? Innymi słowy, czy nadal jesteś zagorzałym kibicem łódzkiej drużyny, jak mogłoby to wynikać z twojej najnowszej książki?

Krzysztof Domaradzki:: Kiedyś jeździłem na mecze i śledziłem wszystkie widzewskie doniesienia. Dzisiaj wiem, które miejsce Widzew zajął w tabeli, jaki wynik osiągnął w ostatnim spotkaniu, zdarza mi się obejrzeć ważniejszy mecz, ale od 2013 roku, kiedy przeniosłem się do Warszawy, moja więź z klubem wyraźnie się rozluźniła. Choć oczywiście dalej identyfikuję się jako widzewiak. Nie zostałem legionistą.

Jesteś wielkim pasjonatem sportu, nie tylko piłki nożnej. Skąd sport w sercu i komu jeszcze ze świata sportowego kibicujesz?

Zaczęło się od Eurosportu i biegania za piłką po podwórku. W dzieciństwie chciałem zostać sportowcem. Imałem się różnych dyscyplin, tak wielu, że z tego rozmnożenia w końcu nic nie wynikło. Wtedy zacząłem się zastanawiać, co może wypełnić tę lukę. Stąd wzięło się dziennikarstwo sportowe, które z czasem wyewoluowało w dziennikarstwo ekonomiczne i pisanie książek.

Nadal jednak żyję sportem. Na pierwszym miejscu jest tenis, choć ma konkurencję. Jeżeli są mistrzostwa świata w łyżwiarstwie figurowym, to oglądam wyczyny Nathana Chena, a do niedawna zachwycałem się Yuzuru Hanyū. Kiedy odbywają się mistrzostwa w snookerze, podziwiam Ronniego O’Sullivana, a wcześniej kibicowałem Stephenowi Hendry’emu. I tak dalej. Łatwiej powiedzieć, których dyscyplin nie lubię, niż które mnie interesują.

Większość głupich decyzji podejmujemy dlatego, że wstydzimy się innych głupich decyzji

Cytat z książki „Konfident”

Ograniczasz się do kibicowania czy również uprawiasz sport?

Kiedyś regularnie grałem w piłkę i siatkówkę, potem przerzuciłem się na tenisa, a po drodze wkręciłem się w bieganie. Po piątkach, dziesiątkach, półmaratonie i ultramaratonie pojawił się pomysł, by złamać trzy godziny w maratonie. W zeszłym roku zaliczyłem dwie nieudane próby, ale w tym wreszcie mi się udało – na maratonie w Łodzi wykręciłem czas 2:51:51.

Gratuluję! Jednocześnie wyobrażam sobie, że pisanie książek też jest rodzajem maratonu. Jak wystartowałeś przy pracy nad najnowszą książką? Zaczęło się od emocji, od słowa, zdania, obrazu, albo jak u Prousta, namoczyłeś magdalenkę i przywiało wspomnienia?

Chyba wszystkie moje książki zaczynają się od emocji. W tym przypadku były one związane z mocnymi, wciąż we mnie żyjącymi wspomnieniami z czasów, w których byłem częścią szeroko rozumianej społeczności kibicowskiej.

Być częścią tej społeczności to chyba coś więcej, niż być po prostu kibicem?

Kiedy znajdujesz się w kilkutysięcznym tłumie, bardzo zaangażowanym, rozkrzyczanym, z jakiegoś powodu uwielbiającym jedną z dwóch drużyn, które właśnie wyszły na boisko, to jest w tym coś urzekającego. Atmosfera stadionowa i poczucie wspólnotowości potrafią wciągnąć, zauroczyć, a potem uzależnić. Jak narkotyk działa też element rywalizacji, choć nie sportowej, tylko kibicowskiej. W zdrowej formie polega ona na tym, że chcesz śpiewać lepiej, głośniej, mieć ciekawsze oprawy, po prostu być lepszym kibicem dla swojej drużyny. W złej niestety mamy do czynienia z chuligaństwem. I ono też działa na ludzi. Szczególnie młodzi są na nie podatni.

Głównym bohaterem „Konfidenta” jest właśnie młody chłopak – kibol. To on wyciągnął z ciebie tę emocję i wspomnienia? Kiedy już masz punkt zapalny, to co potem zazwyczaj staje się napędem twoich książek?

Czasem wychodzi się od bohatera, rodzi się postać, która wydaje się na tyle interesująca, że warto za nią pójść. Tak było w przypadku trylogii łódzkiej. Wiedziałem, że chcę napisać kryminał, który będzie osadzony w Łodzi, a potem pojawił się Tomek Kawęcki, który położył podwaliny pod historię rozgrywającą się w „Detoksie”, „Transie” i „Resecie”. Bywa, że zaczyna się od środowiska, czego przykładem jest „Sprzedawca”. Jako dziennikarz poznałem świat biznesu, także od jego gorszej strony, i postanowiłem pokazać jego wycinek w formie powieściowej. Niekiedy impulsem jest jedno zdarzenie. Kiedy dowiedziałem się o tragedii na Przełęczy Diatłowa, zatraciłem się w niej. Na wiele miesięcy stała się moją obsesją, z której finalnie wyrosła książka. W „Konfidencie” znów decydujące znaczenie miała kwestia środowiskowa i chęć sportretowania fragmentu społeczności, którą miałem okazję poznać – na szczęście z bezpiecznej odległości.

To właśnie wtedy, w tym pełnym sprzeczności pokoju, na kilka sekund przed katastrofą, dokonałem społecznej apostazji, pozbywając się resztek wiary w człowieczeństwo.

W jaki sposób wplątałem się w takie gówno? Jakim cudem chłopak z tak zwanego dobrego domu znalazł się w sytuacji bez wyjścia? Dlaczego musiałem przesądzić o czyimś istnieniu? I najważniejsze: jak mogłem wszystko tak sp********?

Cytat z książki „Konfident”

„Kiedy przychodził weekend, doktorowie Jekyllowie przeistaczali się w panów Hyde’ów. Często się zastanawiałem, skąd się to bierze. Dlaczego kibolstwo jest tak demokratyczne. Jakim cudem wciąga ludzi, którzy powinni się znajdować na jego przeciwległym biegunie”. W „Konfidencie” jest sporo podobnych fragmentów – momentów zastanowienia, a główny bohater wyrasta na postać wyraźnie refleksyjną. Jakie pytania stały się podbudową tej książki?

Gdy miałem już kibicowską planszę i zacząłem na niej ustawiać bohaterów, to rzeczywiście zaczęły pojawiać się pytania, które zdefiniowały tę powieść na nowo. Przestała ona być książką wyłącznie o kibolach, o piłce nożnej, o sporcie, a stała się opowieścią o młodości. Jak młodością zarządzać, kiedy nic się o życiu nie wie i istnieje wysokie ryzyko popełnienia błędu? Jak podejmować bardzo ważne życiowe decyzje, kiedy jest się zupełnie nieprzygotowanym na ten rodzaj odpowiedzialności? Jak przemodelować swoje życie, kiedy twoje plany i marzenia coś nagle wywraca do góry nogami? I jak wtedy ułożyć relacje z bliskimi i odnaleźć się w nowej rzeczywistości?

Wracając do przytoczonego fragmentu – jakim cudem kibolstwo wciąga?

Na stadion można trafić z prozaicznych pobudek – po prostu lubi się piłkę nożną albo jest się ciekawym, jak takie wydarzenie wygląda. Ale żeby stać się chuliganem i dołączyć do organizacji przestępczej, to już trzeba zahaczyć o wyjątkowo niebezpieczną chęć poczucia władzy i posiadania przewagi nad kimś.

Kiedy schodzimy w te kibolskie kręgi piekielne najniżej, to w „Konfidencie” znajdziemy Demona, który przewodzi widzewskiej nabojce, terroryzując klub i miasto. Zanim postawię pytanie, pozwól, że zacytuję jeszcze jedną refleksję głównego bohatera: „Sporo czasu zajęło mi zrozumienie, dlaczego ludzie tuż przed śmiercią zaczynają się modlić, nawet jeśli nie robili tego przez większość życia. My po prostu chcemy w coś wierzyć. Bo dobrze jest wierzyć. W Boga, w siebie, w swój plan, w szczęśliwe zakończenie. W cokolwiek”. Czy Demon jest na tym tle wyjątkiem, czy jednak w coś wierzy?

Demon wierzy w chaos. Kreując tę postać, próbowałem odpowiedzieć na pytanie, kto może być przywódcą grupy chuligańskiej. W pierwszym odruchu przyszło mi na myśl, że pewnie jakiś samiec alfa – najbrutalniejszy i najsilniejszy spośród kiboli. Ale to recepta na stereotypowego czarnego bohatera. Poszedłem więc o krok dalej i zacząłem się zastanawiać, kto mógłby być ponad kimś takim. Kogo mógłby się bać człowiek, który jest zły do szpiku kości.

Kogoś, kogo nie rozumie.

Szaleńca, którego ruchów nie da się przewidzieć. Nie musi być najsilniejszy, nie musi być wyciosany dokładnie w ten sam sposób jak ludzie, którymi dyryguje. Powinien za to mieć coś, co sprawia, że albo go szanują, albo się go boją. I Demon to ma. A tym czymś jest nieobliczalność. Ludzie z jego organizacji nie wiedzą, czego się po nim spodziewać ani jakie będą jego kolejne ruchy. Nie rozumieją w pełni zadań, jakie im wyznacza. Nie potrafią przewidzieć jego reakcji. Nie wiedzą, dlaczego nie korzysta z kasy, którą zarabiają, choć mógłby żyć bardzo wystawnie. Jest po prostu inny od wszystkich. I ta inność, podbudowana dobrą legendą, ich przeraża. Pozwala Demonowi stać na czele organizacji przestępczej.

Zastanawiałem się, która z postaci może być twoim alter ego. Początkowo sądziłem, że główny bohater, ale po przeczytaniu jednego ze zdań zaniepokoiłem się. „Demon ma w dupie twoje paragrafy. To mistrz zarządzania poprzez strach”. Przecież pisarz, zwłaszcza autor thrillerów, też jest menadżerem strachu. Jak się wytłumaczysz ze skłonności do panowania nad czytelnikami? Jakie masz alibi?

Chyba wszyscy lubimy się bać na niby – i autorzy, i czytelnicy. I chyba wszyscy lubimy szukać odpowiedzi na pytania: „kto zabił”, „dlaczego”, „co na tego człowieka wpłynęło”. Mnie też to kręci. Mam jednak szczerą nadzieję, że Demon jest ulepiony z innej gliny niż ja. Chyba więcej mnie łączy z głównym bohaterem. W jego wieku też fascynowałem się środowiskiem kibicowskim i uprawiałem różne dyscypliny sportu, w tym sztuki walki. On chce zostać prawnikiem, a ja wylądowałem w liceum w klasie prawniczej. I jemu, i mnie w domu niczego nie brakowało. Na szczęście nasze losy potoczyły się inaczej.

Thriller, kryminał, sensacja to rozrywka czy coś więcej?

Kiedyś to była czysta rozrywka, w której chodziło wyłącznie o rozwiązanie zagadki kryminalnej. Pojawiła się literatura skandynawska, która wywróciła stolik, pokazując, że w kryminałach czy thrillerach można rozgryzać problemy społeczne. Według mnie w takich książkach warto oferować czytelnikom coś więcej, jakąś wartość dodaną. Wiedza ubrana w kryminalną formę jest łatwiej przyswajana, mimochodem. Staram się ją przemycać w swoich książkach. W „Sprzedawcy” portretuję środowisko wielkiego biznesu, w „Przełęczy” odnoszę się do prawdziwej historii sprzed kilkudziesięciu lat, a w „Konfidencie” przybliżam świat kibolski. Ale oczywiście najważniejsza jest rozrywka.

Dodałbym jeszcze jeden wniosek. Thriller może przynieść małe katharsis. Czytając „Konfidenta”, przeżyłem je dość wcześnie, bo na 66 stronie (mam nadzieję, że zbieżność szóstek przypadkowa), doznając ulgi, że to nie ja tkwię w butach głównego bohatera. Ten gatunek chyba pomaga docenić normalność, pozbyć się niekiedy wygórowanych oczekiwań, dowartościowuje codzienność i zwyczajność. Przejdźmy teraz do języka. Nie będę przytaczał konkretnych fraz, bo raczej i tak redakcja mi ich nie przepuści, za to posłużę się omówieniem. Wkładając w usta bohaterów dialogi, momentami wciskasz gaz do dechy, nie przebierasz w słowach. Jak te nieparlamentarne erupcje zniosła twoja żona, która zdaje się była pierwszą recenzentką „Konfidenta”?

Nie najgorzej. W jej przypadku większym wyzwaniem było…

Niech zgadnę. Znalezienie odpowiedzi na pytanie: kim tak naprawdę jest mój mąż?

Mam nadzieję, że to wie. (śmiech) A zupełnie poważnie – Aneta nie interesuje się sportem. I dobrze, ponieważ dzięki temu mogłem zweryfikować, czy napisałem książkę dla konkretnej grupy ludzi, interesujących się piłką i kibicowaniem, czy bardziej uniwersalną, na czym mi zależało. Anecie książka się podobała, więc chyba mi się udało.

A wracając do języka – jego wybór często rodzi dylematy. Kiedy pisałem „Przełęcz”, której akcja w dużej mierze rozgrywa się w 1959 roku w Związku Radzieckim, zastanawiałem się, czy powinienem użyć dokładnie takiego języka, jakim mogli się posługiwać ludzie w połowie poprzedniego wieku, czy spróbować go uwspółcześnić. Wybrałem drugą opcję. Potraktowałem język instrumentalnie. Posłużył mi przede wszystkim do sprawnego i klarownego opowiedzenia dość zawiłej historii. Ale gdybym w „Konfidencie” próbował ugładzić język chuliganów, wyszłoby to sztucznie, wręcz karykaturalnie. Musiałem być wierny słownikowi tego środowiska. To była jedyna słuszna droga.

„Po piąte, trzymać się z dala od piłki nożnej”. „Piłka niechcący kreuje ten dysfunkcyjny świat”. Czy jest możliwa piłka bez patologii?

Mam wrażenie, że jest już lepiej niż jeszcze kilka lat temu. „Konfident” rozgrywa się między 2008 a 2014 rokiem, a więc w okresie kibolskiego eldorado. To wtedy śpiewano: „Donald, matole, twój rząd obalą kibole”. Co i rusz były zadymy na stadionach. Kibole robili, co chcieli.

Ale to da się zmienić. Można się pozbyć chuliganów ze stadionów. Wystarczy restrykcyjne prawo, co pokazuje przykład Wielkiej Brytanii, która uznawana jest za ojczyznę pseudokibiców – nie sądzę, by gwiazdy Premier League bały się o swoje zdrowie, o to, że ktoś wbiegnie na boisko i ich uderzy. Łatwiej jednak wygonić bandyterkę i przestępczość ze stadionów, niż zlikwidować mechanizmy przestępcze. Piłka nożna służy bandytom do sprawowania rządu dusz. Grupy przestępcze dostają dostęp do dzieciaków wchodzących do kibicowskiego świata. Łatwo z tego nie zrezygnują.

Dziennikarstwo a pisanie książek to chyba dwa różne rytmy tworzenia. Jak je łączysz albo jak przełączasz się między nimi?

Gdy ktoś zadaje mi pytanie, czym tak naprawdę się zajmuję, zawsze odpowiadam, że opowiadaniem historii – czasem zmyślonych, czasem prawdziwych. Jedne i drugie sprawiają mi ogromną frajdę, a razem wzięte pozwalają na płodozmian, dzięki któremu się nie wypalam. W obu przypadkach fundamentem jest planowanie. Mam taką zasadę, że nie siadam przed komputerem, jeżeli nie wiem, co chcę napisać. Unikam w ten sposób przykrego ślęczenia nad pustą kartką – czy raczej niezapisanym plikiem.

Na koniec każdego dnia wiem, jak rozpocznę następny, od czego zacznie się dany rozdział czy podrozdział, jaki element fabularny będę chciał przelać na papier. Podobnie przygotowuję się do tekstów dziennikarskich. To mi trochę systematyzuje i sposób pracy, i życie, powodując, że przełączniki między tymi dwoma sposobami opowiadania działają niemal automatycznie. Bycie zafiksowanym na punkcie planowania ma dużo dobrych konsekwencji i niewiele złych. Przede wszystkim pozwala mi prowadzić dwa bardzo ciekawe życia zawodowe.

Twoja książka ma półotwarte zakończenie, co osobiście doceniam, bo oddajesz w ten sposób pałeczkę czytelnikowi. Pozwolisz, że tego już nie będziemy komentować, puentować, nawet w enigmatyczny sposób. Niech ta rozmowa też ma otwarte zakończenie.

Książka „Konfident” jest dostępna w sprzedaży.

---
Artykuł sponsorowany, który powstał przy współpracy z wydawnictwem.


komentarze [5]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Urszula 02.07.2023 21:40
Czytelniczka

Ciekawy wywiad. Chętnie kiedyś sięgnę po książkę. 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Mary 01.07.2023 16:45
Czytelniczka

Przypadkiem zobaczyłąm reklamę,i muszę ją przeczytać i kupić mojemu ulubionemu chłopcu,bo on sie jakiś czas w tym świecie kibolskim znajdował.... 😈 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
sewio 30.06.2023 15:58
Czytelnik

Z chęcią przeczytam. Autor chyba jednak trochę stereotypowo podchodzi do tematu, sądząc po przedostatniej odpowiedzi. "Eldorado" kibiców to były lata 90-te, potem wraz z systemową inwigilacją na stadionach wszelkie burdy ustały. No chyba że odpalenie rac traktujemy jako "zadymę".

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Lis 01.07.2023 21:44
Bibliotekarz

Słuszna uwaga. Przez trzy sezony na stadionie w Szczecinie tylko raz widziałem jak kibice gości wyrywali krzesełka i interweniowała policja. To nie miało szans by rozwinąć się w walkę między kibicami. Stadiony stały się bezpieczne. Race? No cóż... sektorówka, kombinezony i są race. I kary dla klubu... za przeklinanie też :)

Czasy burd stadionowych i masowych walk kibiców...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Grzegorz 28.06.2023 11:00
Redaktor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post