Lucy Maud Montgomery: z nienawiści do Ani
„Ania z Zielonego Wzgórza” przyniosła jej sławę, bezpieczeństwo finansowe i… rozgoryczenie, które z biegiem lat tylko przybierało na sile. Postać rudowłosej dziewczynki prześladowała pisarkę, której 79. rocznica śmierci przypada 24 kwietnia 2022, przez całe życie i nie pozwoliła o sobie zapomnieć ani na chwilę.
Gdyby tylko mogła, zapewne bez wahania uśmierciłaby Anię Shirley, raz na zawsze kładąc kres jej historii, jednak wizja stałego zarobku oraz naciski ze strony wydawnictwa odwiodły ją skutecznie od literackiego morderstwa. Robiła wszystko, by zerwać przyczepioną jej łatkę pisarki dziecięcej, lecz na próżno; kreowała kolejne bohaterki, dojrzalsze i ciekawsze od panny Shirley, jednak żadna z nich nie zapadła tak czytelnikom w pamięć. Ania stała się swego rodzaju symbolem, a cykl powieściowy opowiadający jej historię to lektura obowiązkowa i kultowa, uwielbiana niemal na całym świecie, w tym również i u nas – o czym świadczy burza medialna, jaką wywołał nowy przekład Anny Bańkowskiej ze zmienionym tytułem „Anne z Zielonych Szczytów”.
Lecz chociaż o Ani Shirley wiemy wiele, życiorys jej stwórczyni dla wielu pozostaje tajemnicą – a trzeba przyznać, że życie Lucy Maud Montgomery było może nie tak barwne jak rudowłosej wychowanki Cuthbertów, choć z pewnością równie interesujące. Miała niecałe dwa lata, gdy jej matka zmarła na gruźlicę. Ojciec, zupełnie nieprzygotowany do opieki nad córką, odesłał dziewczynkę pod opiekę rodziców zmarłej żony i chociaż na początku odwiedzał ją, gnany rodzicielskim instynktem, z czasem ten obowiązek mocno mu się sprzykrzył – wolał swoją energię poświęcić nowej rodzinie. Maud (nie znosiła, gdy mówiono na nią Lucy, i nalegała, by nazywano ją drugim imieniem) dorastała więc w wiosce na kanadyjskiej Wyspie Księcia Edwarda, pod opieką surowych i wymagających dziadków, z którymi uczuciowa i emocjonalna dziewczyna nie potrafiła nawiązać bliskiego kontaktu. Czuła się niezrozumiana i samotna; przyjemność odnajdowała w nauce, w szkole była prymuską. Ukończyła kurs nauczycielski, ale dość szybko zrozumiała, że uczenie cudzych dziatek nie daje jej ani satysfakcji, ani przyjemności.
Jej kariera nauczycielska była krótka i trwała zaledwie cztery lata; zakończyła się, gdy zmarł dziadek Montgomery – Maud wróciła wtedy do domu, by zająć się wymagającą opieki babką. Zanim to jednak nastąpiło, przeżyła dwie miłosne przygody. Oświadczyny swojego kuzyna Edwina Simpsona przyjęła bardziej z poczucia obowiązku; nigdy nie żywiła do niego żadnego głębszego uczucia. Ledwie jednak obiecała mu zamążpójście, poznała człowieka, który, jak się mogło zdawać, najdalszy był od jej wyśnionego ideału. A jednak to właśnie w Hermanie Leardzie, prostym, niezamożnym farmerze, zakochała się do szaleństwa. Chociaż serce podpowiadało jej, by porzuciła konwenanse, panna Maud ostatecznie wolała posłuchać rozsądku i odrzucić umizgi nieodpowiedniego w mniemaniu społeczeństwa kandydata (który, notabene, był wówczas zaręczony z inną). Nigdy jednak o nim nie zapomniała – i nie zdołała już tak pokochać żadnego innego mężczyzny. A związek z Simpsonem zakończyła wkrótce potem.
Pożegnawszy się z misją kształcenia młodych umysłów, Maud oddała się pisaniu; miała już za sobą debiut z czasów nastoletnich, a potem regularnie publikowała swoje opowiadania w gazetach. Pogodziła się już z myślą, że spędzi resztę życia na Wyspie Księcia Edwarda jako otoczona kotami stara panna, opiekowała się babką i prowadziła ożywione życie towarzyskie (choć tylko korespondencyjnie). Zainteresowanie, jakie okazywał jej nowy pastor, Ewan Macdonald, przyjęła ze zdziwieniem, lecz kiedy w 1906 roku poprosił ją o rękę, przyjęła tę propozycję, kierując się, ponownie, rozsądkiem – w końcu miała już swoje lata (właśnie przekroczyła trzydziestkę!), przystojny pastor wydawał się odpowiednią partią, a do tego musiała myśleć o jakimś zabezpieczeniu finansowym na przyszłość. Wybrankowi kazała jednak na ślub trochę poczekać, tłumacząc, że nie może opuścić babki.
W tym czasie wymyśliła też postać rudowłosej dziewczynki, a w 1908 roku „Ania z Zielonego Wzgórza” ujrzała światło dzienne na amerykańskim rynku wydawniczym i przyniosła Montgomery umowę na kolejne tomy. I chociaż książki zaczęły zdobywać niesamowitą popularność, a także uznanie krytyków, sama autorka szybko straciła sympatię do swojej bohaterki; zdawała sobie sprawę, że sukces cyklu będzie się rzucał cieniem na jej kolejne dokonania. Obawy okazały się słuszne, choć równocześnie Maud zyskała to, co nie było dane wielu innym kobietom w jej czasach – niezależność finansową, status społeczny i mniejszy lęk o niepewną przyszłość. Stała się samowystarczalna, lecz mimo to – głównie z poczucia obowiązku – nie zerwała zaręczyn i w 1911 roku, po śmierci babki, poślubiła Ewana. Już wówczas zmagała się z coraz gorszym samopoczuciem, narzekała na kondycję fizyczną i psychiczną, nieszczęśliwa, pozbawiona sił do stawiania czoła życiu.
Popularność i zainteresowanie, jakim nagle zaczęła się cieszyć, tylko ją stresowały i wpędzały w jeszcze większe lęki. Walczyła jednak dzielnie ze swoją depresją, próbując być wzorową żoną, serdeczną panią pastorową i dobrą matką dla swoich dwóch synów. I wspierała męża, którego stan psychiczny stale się pogarszał i który również wpadał w głębiny melancholii oraz, co gorsza, epizody niepoczytalności. Ulgę przynosiło jej pisanie i działalność charytatywna, w którą zaangażowała się po pierwszej wojnie światowej. Wtedy też, w 1923 roku, jako pierwsza kobieta w Kanadzie, została członkinią brytyjskiego Królewskiego Towarzystwa Sztuk Pięknych. Ale dobre chwile ginęły pod natłokiem problemów. Maud zamartwiała się losem starszego syna Chestera, wybuchowego, na bakier z prawem kobieciarza, i męża, u którego stany depresyjne nadal się nasilały. Wybuch drugiej wojny światowej przeraził ją całkowicie, a jej zdrowie psychiczne i fizyczne – już i tak znajdujące się w dość wątłej kondycji – stale się pogarszało.
Zmarła 24 kwietnia 1942 roku. Według oficjalnej wersji przyczyną jej śmierci była choroba wieńcowa. Według tej mniej oficjalnej (rozpowszechnionej przez wnuczkę pisarki) przedawkowała – celowo lub nie – środki antydepresyjne. Pochowana została, zgodnie ze swoją ostatnią wolą, na Wyspie Księcia Edwarda.
komentarze [23]
W biografii LMM wspomniane jest, że znacznie wyżej od Ani autorka ceniła postać Emilki. Dla mnie Emilka była okropnie egzaltowaną, ograniczoną idiotką. Może zbyt patrzę na nią przez pryzmat osoby ceniącej rozum i rozsądek, ale Ania była znacznie pełniejszą psychologicznie postacią.
Błękitny Zamek jest wg mnie i tak najlepszą powieścią autorki. To tam bohaterka zrywa z...
Dla mnie Emilka, tuż obok Ani, jest najukochańszą bohaterką literacką. W ogóle nie wydała mi się egzaltowana - jest za to głęboko uczuciowa i niezwykle wrażliwa na piękno (podobnie jak Ania) - to jednak nie to samo, co egzaltacja. To dziewczyna pełna uroku, inteligentna, wiedząca czego chce, potrafiąca iść pod prąd wbrew opiniom innych i otwarcie wyrażać swoje zdanie. Nie...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcejJakoś mi się trochę przykro zrobiło, bardzo lubię całą serię o Ani, a dopiero teraz zauważyłam jakie autorka miała ciężkie życie i nieprzyjemności związane z tą książką :(
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Skoro zmarła w 42., to jest okrągła 80. rocznica śmierci.
Jej życiorys może być trochę zaskakujący, ponieważ w jej książkach zawsze wyczuwalne jest dobre poczucie humoru i różne postacie dystansujące się od toksycznych relacji. Dawała swoim bohaterom to, co miała w sercu, nie zawsze jednak w życiu osobistym.
Rzeczywiście jej życie nie było zbyt wesołe, a "Ania" rzeczywiście stała sę przekleństwem. Tak miała J.K. Rowling - przypisana do Harregio - dlatego inne książki pisała pod pseudonimem. To tak jak z rola aktorską - Gajos długo nie mógł przestac być tylko Jankiem Kosem.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postCzy ja wiem, czy to jest takie przekleństwo... Nikt nie dyskutuje o zdolnościach pisarskich Rowling czy Montgomery, napisały po prostu dzieło swojego życia, to sukces, a nie powód do rozpaczy. Zapisały się w kanonie na wieki. Jestem za tym, żebyśmy się wszyscy cieszyli z tego, co udaje nam się w życiu osiągnąć, nawet jeśli jest to z pozoru nieistotne, jak np: przygotowanie...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Cóż, jakie czasy takie dylematy. To jak muzyk - jednego przeboju, aktor jednej roli. Ania - przyniosła rozgłos ale choć były inne bohaterki, to autorkę właśnie z nią.
Pewne rzeczy doceniają inni, czasem nie bardzo umie to twórca czy autor.
Hej może ktoś polecić książke w stylu serialu Banshee ?. żeby opowiadała ona o był skazańcu który podszywa się pod szeryfa. I zostaje szeryfem małego miasteczka w Stanach. Szuka on swojej byłej wspólniczki. Jak ktoś oglądał serial Banshee to będzie wiedział o co mi chodzi. Z góry dziękuję za odpowiedz
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Ciekawy artykuł. Co prawda nie interesuje mnie "Ania...", bo to nie moja bajka (jednym okiem widziałem jedynie niektóre filmy, bez zaangażowania), a więc i L. M. Montgomery nigdy mnie nie interesowała (a kojarzę ją tylko z Anią). Ale treść wciągnęła mnie zupełnie naturalnie, samoczynnie.
Wydaje się, że tuż po tym, kiedy uzyskała niezależność finansową i właściwie stała się...
Może to nie był aż taki obowiązek... A swoją drogą są dwie "dorosłe" książki Montgomery przy czytaniu których można naprawdę świetnie się bawić. Błękitny zamek i wymieniony w artykule Dzban ciotki Becky.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postWe wspomnianej wcześniej biografii ,,Maud z Wyspy Księcia Edwarda" autorka twierdziła, że Montgomery miała w pewnym momencie możliwość oddania męża do domu opieki/szpitala psychiatrycznego (?), ale odmówiła, bo stwierdziła, że nikt nie zrozumie go tak dobrze jak ona, więc może jednak miała do niego jakieś uczucie, nawet jeśli nie tak emocjonalne jak jej pierwszy związek :/...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcejMyślę, że było tam uczucie. Pewnie inne niż poprzednie, ale zawsze. Poza tym pewnie jakiś rodzaj obowiązku, który wcale tego uczucia nie wyklucza.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post@JustynaZaczytana @FannyBrawne Wszystko to prawda co Panie piszecie. Uczucia są po prostu skomplikowane i może było jak wspominacie.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post@JustynaZaczytana Dzban Ciotki Becky i Błękitny Zamek to absolutne must have każdego miłośnika twórczości Montgomery! Posiadam te dwie książki, już mocno nadszarpnięte zębem czasu, ale staram się je czytać raz do roku w wakacje, bo to zawsze dla mnie ogromny relaks i duża dawka dobrego humoru ;)
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postOsobiście Anię uwielbiam, zawsze będzie mi się kojarzyć z dzieciństwem, choć to teraz w dorosłym życiu przeczytałam całą serię od deski do deski. Nie czytałam natomiast nic innego tej autorki i korzystając z Waszych rekomendacji wypożyczyłam dziś Dzban ciotki Becky , ciekawa jestem tej książki. Pozdrawiam!
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post@madeline Dzban ciotki Becky (ja czytałam to pod tytułem W pajęczynie życia ;)) jest cudowny i bardzo porusza, Błękitny Zamek też :)
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post@FannyBrawne Nabrałam ochoty na "Dzban ciotki Becky", dziekuję :)
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
@Izabela moje też są już mocno nadszarpnięte :)
@madeline, @libreria_bianca miłego czytania, będę ciekawa opinii :)
@FannyBrawne pisząc nawet nie zwróciłam uwagi, że mój egzemplarz ma właśnie tytuł W pajęczynie życia :)
Dziękuję Wam za inspirację. Przyznam ze wstydem, że dotąd nie zetknęłam się z książkami "Błękitny zamek" i "Dzban ciotki Becky", chociaż przeczytałam kilka razy wszystkie części o Ani.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postMaud z Wyspy Księcia Edwarda: Biografia L. M. Montgomery przybliża zainteresowanym opisane a artykule problemy. Może kiedyś uda mi się przeczytać pamiętniki.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post