Długi sen o wojnie. Werner Herzog i jego „Zmierzchanie świata”

Adam Horowski Adam Horowski
15.09.2023

Werner Herzog, nie bez kozery uznawany za jednego z najwybitniejszych niemieckich artystów – w pierwszej kolejności filmowiec, ale też aktor, pisarz i poeta – w swoich dziełach poszukiwał, i poszukuje nadal, przede wszystkim doświadczeń granicznych. Zwłaszcza w swojej wczesnej twórczości portretował ludzi żyjących na marginesie społeczeństwa – wyrzutków, outsiderów, odmieńców, a nawet szaleńców. Nie powinno więc dziwić, że podczas pobytu w Tokio w 1997 roku, gdzie reżyserował operę napisaną przez japońskiego kompozytora, zamiast z cesarzem Japonii wolał spotkać się z Hiroo Onodą – żołnierzem, który przez blisko trzydzieści lat prowadził działania wojenne w dżungli, żyjąc w przekonaniu, że II wojna światowa nigdy się nie skończyła.

Długi sen o wojnie. Werner Herzog i jego „Zmierzchanie świata”

Pod koniec 1944 roku Onoda otrzymał rozkaz, by po wycofaniu się wojsk japońskich z położonej na Filipinach wyspy Lubang pozostawać w gotowości bojowej i podejmować wszelkie działania partyzanckie konieczne do tego, by utrzymać teren pod kontrolą aż do momentu zwycięskiego powrotu armii cesarskiej. Treść owego rozkazu stała się na trzy następne dekady celem jego życia, obsesją, która kazała mu ignorować wszelkie oznaki zakończenia wojny – ulotki zrzucane nad wyspą zawierające informację o kapitulacji Japonii, skrawki gazet porzucanych przez filipińskich rolników, a nawet nawoływania jego byłego kompana, który opuścił dżunglę, kiedy znacznie podupadł na zdrowiu. Wszystko to uznawał za wrogą propagandę, zwłaszcza że w kolejnych latach wciąż był świadkiem taktycznych ruchów wykonywanych przez armię amerykańską. Nie mógł wiedzieć, że w latach pięćdziesiątych były one związane z wojną koreańską, a w kolejnej dekadzie z wojną w Wietnamie – w jego przekonaniu wciąż trwała II wojna światowa.

Kiedy w 1974 roku Onoda złożył broń, został uznany w Japonii za bohatera narodowego, wzór żołnierza, symbol patriotyzmu, wierności i oddania sprawie. On sam jednak po zderzeniu się z rzeczywistością nigdy nie zdołał odnaleźć się w społeczeństwie, mimo że dożył sędziwego wieku. Przez jakiś czas mieszkał w Brazylii, w Mato Grosso, gdzie prowadził gospodarstwo rolne – podobno właśnie tam, wśród niezainteresowanych wielkim światem krów, czuł się bezpiecznie. Potem wrócił do Japonii, gdzie pozostał do śmierci. Jego serce przestało bić w 2014 roku.

Werner Herzog, już wtedy uznawany za jedną z ważniejszych osobistości artystycznego świata, odrzucił zaproszenie japońskiego cesarza na prywatną audiencję, ponieważ spodziewał się, że spotkanie nie wyjdzie poza ramy protokołu dyplomatycznego, ograniczy się do wymiany grzecznościowych formułek. Za to z Onodą podobno od razu znalazł wspólny język – sam przemierzał niedostępne zakątki Ziemi, między innymi spędził wiele miesięcy w dżungli, realizując „Aguirre, gniew boży” czy „Fitzcarralda”, więc wiedział, jakie zadawać pytania, jakie tematy poruszać. Spotkanie wybitnego artysty i wybitnego żołnierza nie mogło zakończyć się standardową biografią.

Chociaż „Zmierzchanie świata”, wydane w Polsce nakładem Państwowego Instytutu Wydawniczego, ma oczywiście cechy biograficzne – wszak to wciąż jest opowieść o konkretnym człowieku, przewijają się w niej liczne fakty z życia. „Wiele szczegółów się zgadza, wiele nie”, zaznacza jednak autor. W umyśle Onody tworzy się odrębny, osobisty scenariusz historii świata, w którym konflikt między państwami Osi a aliantami nigdy się nie zakończył. Herzog uznaje go za tak samo realny, jak ten składający się z faktów dokonanych, a być może nawet za ten bardziej realny, bo przesycony poczuciem obowiązku, celu, sensu. A w prawdziwej opowieści fakty nie mają znaczenia – rzeczywistość współegzystuje w niej z fantazją, jawa ze snem, wyobraźnia z życiem.

To rozszczepienie na dwa scenariusze widać w samym tytule książki – podczas gdy Japonia nazywana jest „Krajem Wschodzącego Słońca”, tutaj pojawia się odesłanie do „zmierzchu”, czyli przeciwstawnej pory dnia, tej związanej z nadchodzącym snem, z fantazją. Ale zmierzch to też zbliżający się koniec, kres. Jak zauważa Paweł Mościcki w posłowiu, w fantastycznym scenariuszu Onody skrywa się konkretna, głęboka wizja dziejów – globalna wojna jeszcze się nie zakończyła, a konflikty w Korei czy Wietnamie były tylko kolejnymi jej przejawami. W tym znaczeniu trzeba było zignorować fakty, by móc odkryć prawdziwy sens historii. Współczesna wojna trwa nieprzerwanie i towarzyszy powolnemu zmierzchaniu świata.

Sam Onoda jest w tym wszystkim trochę niczym Piotruś Pan, który nie przyjmuje do wiadomości, że rzeczywistość dookoła się zmienia, że zmienia się on sam. Jednocześnie niczym prawzór preppersa nabywa wszelkie umiejętności konieczne do życia w dżungli w warunkach wojennych. Uczy się zdobywać pożywienie, budować schronienie, unikać intruzów. Przez 29 lat mundur – niszczony przez wilgoć, pleśń, zgniliznę – udaje mu się zachować w dobrym stanie. Kiedy przytroczony do pasa miecz samurajski, który był w posiadaniu jego rodziny od siedemnastego wieku, zaczyna niszczeć, uczy się wytwarzać olej kokosowy, by usuwać nalot z rdzy. W utrzymaniu życia i pozycji bojowej pomaga mu obsesyjne poczucie obowiązku.

Ten rodzaj obsesji, w pewnym sensie charakterystyczny także dla bohaterów filmów Herzoga takich jak „Aguiree, gniew boży”, „Stroszek” czy „Fitzcarraldo”, pozwala jednostce dokonywać rzeczy wyjątkowych, a to właśnie one – w przeciwieństwie do normy, schematu, tego, co przynależy do reguły – stanowią według Herzoga wyzwanie dla umysłu artysty i odbiorcy sztuki. Autor wyobraża sobie więc trzydziestoletni pobyt w dżungli jako długi sen, z którego Onoda nie mógł się wydostać. Paradoksalnie japoński żołnierz potrafił w tym szaleństwie zachować niezwykłą trzeźwość umysłu – po złożeniu broni okazało się, że pomylił się co do daty zaledwie o pięć dni. W pewnych momentach z niezwykłą precyzją potrafił określić naturę sytuacji, w której się znalazł.

„Czy to możliwe, że ta wojna tylko mi się śni? Czy możliwe, że leżę ranny w lazarecie i wreszcie po latach odzyskuję przytomność, a ktoś mi mówi, że to był tylko sen. Czy ta dżungla jest tylko snem, i deszcz, i wszystko? Czy wyspa Lubang jest tylko tworem fantazji i istnieje tylko na fikcyjnych mapach dawnych odkrywców, gdzie morze zamieszkują potwory, a ludzie mają psie i smocze głowy?”

Książka jest już dostępna w sprzedaży online.

---
Artykuł sponsorowany, który powstał przy współpracy z wydawnictwem.


komentarze [4]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Baphomet 18.09.2023 08:14
Bibliotekarz

Kompletnie pominięto jego dokumenty filmowe, a przecież te właśnie będą bliższe historii Onody - raz, że to prawdziwe życie, nie filmowa fikcja, dwa, że większość nich opowiada o konkretnych ludziach - facet miłośnik niedźwiedzi, skoczek narciarski itd., żyjących gdzieś tam na granicy rzeczonego szaleństwa, dziwactwa itd. 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Ann-chan 17.09.2023 11:43
Czytelniczka

Kiedyś lubiłam nawet jego filmy, ale po tym, co widziałam w "Fitzcarraldo" czuję jedynie wstręt do tego człowieka. Obsesja filmowego Fitzgeralda nie umywa się przed obsesją samego reżysera, który poszedł dosłownie po trupach, by nakręcić tę swoją wizjonerską scenę, którą inni się tak nieempatycznie zachwycają. Zresztą nie tylko w tym filmie narażał niepotrzebnie życie i...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Lis 16.09.2023 16:14
Bibliotekarz

Bardzo lubię filmy Wernera Herzoga, są po prostu genialne. Fabularne oraz te późniejsze jak "Szczęśliwi ludzie: rok w tajdze" albo "Inferno"... zatem książka może być naprawdę interesująca.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Adam Horowski 15.09.2023 12:00
Redaktor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post