cytaty z książek autora "Anna Kucharska"
Los jest nieprzewidywalny i nigdy nie wiadomo, jakie niespodzianki dla nas szykuje. To mogą być dobre lub złe dary, nie mamy na to wpływu. Jednak czasami bywa i tak, że sami decydujemy o tym, czy dana niespodzianka jest dla nas dobra, czy nie. A może jednak zawsze tak jest i tylko od naszego podejścia zależy to, jak odbierzemy ten niespodziewany podarek od losu. Oto odwieczne pytanie: czy los unosi nas niczym liść na wietrze, czy też sami sterujemy swoim przeznaczeniem.
- To okropne - wyszeptała kiedy umierają ci rodzice, jesteś sierotą. Kiedy umiera ci żona, jesteś wdowcem. Lecz kiedy umiera twoje dziecko, kim jesteś?
[…] wręcz zapadła się w sobie, gdy zauważyła, nawet w tej ciemności, że ciemne tęczówki jednego z nowo przybyłych wpatrują się w nią intensywnie. Drugie, jasne i błękitne, także wlepiają się w nią niczym laser, który chce przeszyć ją na wskroś.
Skończyła wycierać okno czystą szmatką i zapatrzyła się w górski pejzaż za szybą. Kochała to miejsce. To tu był jej dom, wszyscy, którzy byli dla niej ważni. Czasem miała ochotę stąd uciec. Wiedziała jednak, że nigdy tego nie uczyni. Ta ziemia przechowywała głęboko w sobie cenny depozyt. Ola nie potrafiła jej opuścić.
Przystanęła i jak dziecko zaczęła podziwiać krajobraz. Chociaż wychowała się wśród tych pagórków, czuła się tak, jakby widziała je po raz pierwszy w życiu.
Beata Polska równie mocno kochała, jak nienawidziła Bieszczady. Kiedy je opuszczała lub do nich powracała, nosiła w swoim sercu bolesną radość.
Dlaczego lękamy się ludzi podłych, mimo że to oni powinni obawiać się nas?
- To było nasze ulubione miejsce i pomyślałem, że... kiedy przyjedziesz do Wetliny i zobaczysz ten dom, wrócisz tutaj... no i do mnie - kontynuował.
Nawet jeśli czegoś się domyślił, nie dał tego po sobie poznać. Ceniła go za to, że nigdy na nią nie naciskał. Czekał cierpliwie, aż sama wyzna mu prawdę. Teraz zachował się tak samo.
Przez tyle lat bezskutecznie szukała swojego miejsca na ziemi, nie wiedząc, co w ogóle oznacza słowo "dom". Teraz zrozumiała, że "dom" jest wszędzie tam, gdzie jest z Michałem. Niezależnie od tego, gdzie się akurat znajduje. "Dom" to jego ramiona, ufność i miłość, jaką ja obdarza. "Dom" to on.
Gdy podszedł blisko wejścia, Aleksandra puściła go przodem, jakby była dżentelmenem, a on średniowieczną damą.
A więc właśnie tym, jest miłość. Niewypowiedzianym, bezinteresownym darem, który nie ocenia i nie chce niczego w zamian, oprócz bycia przy tobie.
Kiedy złączyli się w wytęsknionym pocałunku - delikatnym i nieco niepewnym, ale za chwilę zaborczym i namiętnym - zrozumiała, co miał na myśli. Wiedziała, co zostało do wysprzątania. I nagle - jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - z jej serca zniknęła warstewka niewidzialnego kurzu, który nie pozwalał swobodnie oddychać przez ostanie dwa miesiące. Zniknęły plamy brudu od bolesnych wspomnień, na które nie miała żadnego wpływu, gdyż pojawiały się systematycznie. Wszystkie poprzewracane meble w postaci niejasnych uczuć i emocji wróciły na właściwe miejsce.
Kiedy zaczynała myśleć o tym, jak wiele ich rozdziela, miała wrażenie, że głupieje i zapomina, jak się pływa. Utknęła na samym środku wielkiego oceanu bez szans na ratunek.
Nigdy już nie wsiadła do pociągu, a on, tak jak obiecał, nie przyjechał więcej do Polańczyka. To bolało, jednak musiało tak być. Jeśli nie można być razem, nie należy tego przeciagać i udawać, że jest w porządku.
Jednak dziewczyna nie umiała pozwolić samej sobie na ucieczkę z więzienia, gdzie zimne, niewzruszone ściany były zbudowane z jej poczucia winy.
Chwyciła dłoń Jowity i wspólnie ruszyły na parkiet. Wokół starsi panowie i starsze panie wywijali naprawdę niesamowite piruety i Ola pozazdrościła im wigoru i odwagi. Ona w życiu, nawet za sto lat, aż tak się nie rozluźni.
Było ciepło, jak to w lecie, ale jeszcze nie gorąco. O tej wczesnej godzinie Polańczyk dopiero budził się do życia, szumiąc delikatnym wiatrem w konarach drzew i osiadając łagodną mgiełką rześkiego powietrza na twarzach.
Gdyby to był mój wyczekany ślub z tym jedynym, powiedziałabym, że udało się idealnie.
Tak naprawdę jednak cała ta piękna otoczka stanowiła jedynie kolorowy papierek skrywający gorzki cukierek zwany mistyfikacją.
Jednak czasem wracały do niej wspomnienia i wypełniały jej serce smutkiem. Oblepiał ją wtedy palcami, nieskory do opuszczenia swojego nowego azylu. I tylko ona tak naprawdę wiedziała, co wówczas czuła. Nawet rodzice, choć przecież znali całą jej historię, nie mogli uśmierzyć tego bólu, który wówczas osiadał na niej niczym kurz na meblach.
Z czasem moja tajemnica rosła w siłę i stawała się tak potężna, że zaczęła mnie pochłaniać jak najgorszy potwór z sennych koszmarów.
W rezultacie zazwyczaj stała jak kołek na parkiecie, od niechcenia podrygując stopą. Taniec był dla niej czarną magią, podobnie jak gotowanie.