cytaty z książek autora "Michael Thomas Ford"
(...) jeśli zapomni się, jak coś bolało, można to zrobić drugi raz. Co nie zawsze jest najlepszym pomysłem.
Kiedy zrozumiesz, że po śmierci niczego się nie boisz, przestaniesz się martwić.
Czasami ludzie wyglądają normalnie, ale pewnego dnia robią coś kompletnie zaskakującego - i lądują w miejscu takim jak ten szpital.
Uświadomiłem sobie, że czasami chciałbym zostać tu [w zakładzie psychiatrycznym] na zawsze. Czuję się jak w twierdzy otoczonej fosą. Jasne, że to zamek zamieszkany przez szaleńców, ale przynajmniej nikt niepowołany nie wejdzie. Oczywiście my też nie możemy wyjść, ale czego mielibyśmy szukać na zewnątrz? Świat może nas ranić na zbyt wiele sposobów. Tutaj nie ma się czym martwić.
Czasami mam wrażenie, że w górze siedzi ktoś, kogo jedynym zadaniem jest zrobienie ze mnie kompletnego debila. Serio, na pewno przydzielili mi jakiegoś anioła - a raczej demona - który codziennie rano zadaje sobie pytanie, w jaki jeszcze sposób może mi zrujnować życie.
Nie wiem, czy chcę, żeby [blizny] zbladły. (...) nie chcę zapomnieć, jak się wtedy czułem, choć bolało. Jeśli zapomnę o bólu, mogę zapomnieć też, że samobójstwo to w ogóle debilny pomysł.
Po jej odejściu gapiłem się w telewizor. Nie włączyłem dźwięku. Dziewczyna i kobieta wsiadły do samochodu i gdzieś pojechały. Nadal się kłóciły. Patrzyłem, jak bezgłośnie poruszają ustami. A im dłużej patrzyłem, tym bardziej dochodziłem do wniosku, że dokładnie tak zachowuje się większość ludzi. Poruszają ustami, ale nie mówią nic ważnego. Tylko słowa, słowa, słowa...
A co to właściwie jest miłość? (...) To wymysł, który próbują nam wcisnąć producenci kartek walentynkowych. (...) wolę xboksa.
Ciągle jestem trochę nieogarnięty. Jak chyba wszyscy. Nikt nie panuje nad całym swoim życiem. To chyba niemożliwe. Gdyby się komuś to udało, pewnie by wybuchnął albo co. To takie prawo natury. Jeśli uda ci się osiągnąć doskonałość, musisz natychmiast umrzeć, zanim wszystko wszystkim zepsujesz.
Trafiliśmy do tego szpitala, bo ktoś - rodzice, lekarze, ludzie, którzy rzekomo nas kochają - boją się nas. Zamknęli nas w klatce, żeby ludzie mogli się gapić z bezpiecznej odległości na świry.
Powiem wam, co o tym myślę. Myślę, że ludzie świrują, kiedy usiłujesz się zabić, bo tracą nad tobą władzę. Nie podoba im się, że kończysz życie, kiedy chcesz, i nie czekasz na to, co ci pisane. A jeśli pisane ci jest samobójstwo? Przyszło im to do głowy?
- (...) Co cenisz w innych?
- Prawdziwą cnotę, która krytyki się nie boi.
- A co powiesz o szczerości? - (...).
- Szczerość jest przereklamowana.
- Jak to?
- Człowiek szczery musi mówić przyjaciołom wszystko. A czasem lepiej tego nie robić. (...) Na przykład przyjaciółka pyta, czy w jakiś dżinsach wygląda grubo. Jeśli potwierdzę, to mnie znienawidzi. (...) Prawdziwy przyjaciel skłamie, że dżinsy leżą świetnie.
- Ludzie na ogół nie uważają samobójstwa za dobre wyjście.
- Może nie. A ty? Żałujesz, że... zrobiłeś, co zrobiłeś ?
- Żałuję, że mi przeszkodzili.
Ludzie zawsze twierdzą, że chcą znać prawdę, ale przeważnie kłamią. Ilu rodziców chce wiedzieć, że ich dzieci uprawiają seks albo palą? Nawet jeśli pytają, oczekują odpowiedzi, że wszystko gra. I w nią uwierzą.
Związki nastolatków są bez sensu, bo nie mają przyszłości. Można by pomyśleć, że to jasne, ale nie. Ludzie nieustannie się zakochują i myślą, że ich uczucie przetrwa.
Raz siedmioro małych świrków drwa w drewutni porąbało,
jeden z taty zrobił grzankę i sześcioro ich zostało.
Raz sześcioro małych świrków wokół ula się bawiło,
jeden się zatatuował i pięcioro się zrobiło.
Raz pięcioro małych świrków do piwnicy szło z podwórka,
aż jednemu odwaliło i została tylko czwórka.
Potem czworo małych świrków na głębinie się kąpało,
jeden bardzo długo milczał i tak troje ich zostało.
Troje małych świrków poszło, żeby w zoo odwiedzić wujka,
jeden ciągle walił konia i została tylko dwójka.
Potem dwoje małych świrków opalało się na słońcu,
jeden objadł się tabletek i pozostał jeden w końcu.
Ten ostatni mały świrek poszedł sobie własną drogą.
Potem podciął sobie żyły i nie było już nikogo.
Oto, do czego doszedłem: jak to jest, że ktoś ratuje samobójcę, a potem ma do niego pretensje za zepsuty dzień? Ciągle czuję, że ludzie chcą, bym za coś przeprosił. Ale nie mam za co, to oni spaprali sprawę. Nie ja.
Nie prosiłem, żeby mnie ratować.
Czytałem, że kiedy astronauci wracają na Ziemię z przestrzeni kosmicznej, nie mogą powstrzymać wymiotów. Powietrze cuchnie im gnijącym mięsem. My nie zauważamy tego smrodu, bo do niego przywykliśmy, a przecież w tym, czym oddychamy, są najróżniejsze zanieczyszczenia, chemikalia i pozostałe syfy, którymi skaziliśmy środowisko. Wtedy rozpylamy wokół siebie jeszcze inne świństwa, żeby ładniej pachniało. Zupełnie jakby nasza planeta była starym samochodem, w którym na lusterku wiesz się choinkę o woni runa leśnego".
Dokładnie tego potrzeba mi najbardziej: ludzi, którzy niczego ode mnie nie chcą.
- Masz jakichś [przyjaciół]? - spytał.
- Co to są przyjaciele?
- Ludzie, z którymi lubisz spędzać czas. Ludzie, którym się zwierzasz.
- Niewidzialny się liczą? Jeśli tak, mam pana Zbysia Misia i elfa Chichota Czubka
(...) nie wiem, czy chcę mieć dzieci, choć to nie ja muszę je rodzić. To zbyt ryzykowne. Bo jeśli dziecko okaże się po prostu złe? Albo głupie? Nie można go oddać do sklepu ani odstąpić. Trzeba się z nim długo męczyć. (...) Badania nie wykrywają wszystkiego. Na przykład obłędu. Albo upodobania do obciachowych piosenek i ciuchów. Nie wiadomo, czy dziecko wyrośnie na osobę, z którą mam ochotę przebywać. To ryzykowne. Dla mnie zbyt ryzykowne.
Wszyscy mają jakąś obsesję na punkcie samobójstwa. No bez przesady. Utrzymujemy przy życiu ludzi w celach śmierci tylko po to, żeby ich potem zabić. Pilnujemy więźniów, żeby nie odebrali sobie życia przed procesem. To bez sensu. Dlaczego można kogoś skazać na śmierć, ale jemu samemu nie pozwala się o niej zadecydować?
Powiem wam, co o tym myślę. Myślę, że ludzie świrują, kiedy usiłujesz się zabić, bo tracą nad tobą władzę. Nie podoba im się, że kończysz życie, kiedy chcesz, i nie czekasz na to, co ci pisane. A jeśli pisane ci jest samobójstwo? Przyszło im to do głowy?
Tak to już jest, ludzie likwidują to co budzi w nich strach.
A poza tym czy muszę chodzić cały ucieszony, bo nie wiedzie mi się tak beznadziejnie jak pozostałym? Nie można się porównywać z innymi. To po prostu bez sensu. Życie, które mnie wydaje się idealne - albo przyzwoite - dla kogoś innego okaże się nie do zniesienia.
Mam wrażenie, że ten ktoś, kto siedzi w niebie, ma wielki wór jakiegoś paskudztwa - jak przeterminowany magiczny pył wróżek - i parę razy dziennie go wysypuje, doprowadzających wszystkich do obłędu.
- Słodki Jezu Chryste na biszkopcie.
Przysięgam na Boga, tak powiedział. "Słodki Jezu Chryste na biszkopcie".
Każdy może oszaleć. Po prostu coś ci się przestawia i już. Ale samobójstwo to coś zupełnie innego. Jak bardzo trzeba się znienawidzić, aby chcieć się zlikwidować?
Czasami nie wie się, że się kogoś nie lubi, dopóki nie spędzi się z nim więcej czasu.
Chciałem to po prostu przespać. Wiecie, jak to jest: wieczorami wszystko wydaje się fatalne, a rankiem umie się już znaleźć rozwiązanie. No, to nie zawsze prawda.