cytaty z książki "Płonący most"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Muszę to sobie zapamiętać, na wypadek, gdyby kiedyś zaczęło mnie to obchodzić.
Brak wiary w siebie jest chorobą. Jeśli stracisz panowanie nad tym, wątpliwości staną się twoją rzeczywistością
- Ta sztuka z dwoma nożami to świetna rzecz, ale czy przypadkiem nie byłoby lepiej po prostu zastrzelić szermierza z łuku, nim zdoła podejść na tyle blisko, żeby użyć miecza?
- O tak, Willu. Z pewnością byłoby znacznie lepiej. Co jednak zrobisz, jeśli akurat pęknie ci cięciwa?
- Pewnie spróbuję uciec i ukryć się.
- A jeśli nie będzie dokąd uciec? Wyobraź sobie, że za plecami masz przepaść. Jeszcze krok i po tobie. Cięciwa twojego łuku właśnie pękła, a przed sobą masz groźnego przeciwnika uzbrojonego w miecz. Cóż wtedy?
- No tak, pewnie wtedy musiałbym walczyć.
- Otóż to. Unikamy walki wręcz, jeśli to tylko możliwe. Czasem jednak bywa, że nie ma innego wyboru, więc jednak lepiej być przygotowanym, prawda?
- Pewnie tak - przyznał Will. Do rozmowy znów wtrącił się Horace:
- A co, jeśli trafi się topornik?
- Topornik?
- No właśnie. Człowiek uzbrojony w topór. Czy wasze noże przydają się na coś w starciu z przeciwnikiem, który wyposażony jest w topór bojowy?
- Nie radziłbym nikomu stawać przeciw bojowemu toporowi, mając do dyspozycji tylko dwa noże.
- To co mam robić? - spytał Will.
- Masz go zastrzelić.
- Ale nie mogę. Pękła cięciwa.
- No to uciekaj, schowaj się gdzieś.
- A przepaść? - zaoponował Horace. - Za plecami ma urwisko, a przed sobą groźnego topornika.
- I co teraz ze mną? - nalegał Will.
- Skacz do przepaści. Tak będzie prościej i schludniej.
Sarkazm wcale nie jest pośledniejszą formą humoru. Sarkazm po prostu nie ma z poczuciem humoru nic wspólnego.
Jeden mąż może być zdrajcą. Dwóch może być w zmowie. Trzem mężom ufajcie szlachetni panowie.
Jeśli nie rozumiesz przyczyny, dla której coś się dzieje,zadaj sobie pytanie: co z tego czegoś może wyniknąć, a przede wszystkim- kto na tym skorzysta.
Jego usta poruszały się, wypowiadając bezgłośnie obietnicę, którą słyszał tylko on sam".
Bałeś się, ale nie uciekłeś. To nie jest tchórzostwo. To właśnie jest odwaga. Ba, najwyższa forma odwagi.
- Sądziłem, że te urwiska są przeszkodą nie do przebycia - zdziwił się Will.
Halt pozwolił sobie na ponury uśmiech.
- Nie ma przeszkód, których nie dałoby się pokonać...
Tymczasem Evanlyn spoglądała na niego dłuższą chwilę. Zdała sobie sprawę, że ten chłopak gotów jest dać się pojmać, jeśli dzięki temu zdoła utrzymać nieprzyjaciela choćby przez kilka chwil dłużej z dala od mostu.
Pojmać albo zabić- dotarło do niej w następnej chwili".
Panika, jakiej uległ w pierwszej chwili, ustąpiła miejsca spokojnej determinacji. W głębi serca jakaś cząstka jego jestestwa odczuwała zadowolenie- zadowolenie, że nie zawiódł Halta i okazał się godny pokładanego w nim zaufania, że starszy zwiadowca nie omylił się, wybierając go na swojego ucznia".
Nie daj im do zrozumienia, że wahasz się, że nie jesteś pewien siebie. Wierz we własne siły, a wówczas i oni w ciebie uwierzą.
Jeśli nie rozumiesz przyczyny, dla której coś się dzieje, zadaj sobie pytanie: co z tego czegoś może wyniknąć, a przede wszystkim - kto na tym skorzysta?
-Ty? Ponury? A któżby mógł opowiadać o tobie takie rzeczy?
Halt popatrzył uważnie na Gilana. Jego dawny uczeń najwyraźniej czynił wielki wysiłki, by zachować kamienną twarz.
-Wiesz co, Gilanie?- rzekł kwaśnym tonem.- Sarkazm wcale nie jest pośledniejszą formą humoru. Sarkazm po prostu nie ma z poczuciem humoru nic wspólnego.
Sarkazm wcale nie jest pośledniejszą formą humoru.Sarkazm po prostu nie ma z poczuciem humoru nic wspólnego.
-A teraz wybaczcie nam, proszę. Musimy zająć się pewnym drobiazgiem. Trzeba mianowicie zaplanować wojnę.
Brak wiary w siebie jest jak choroba. Jeśli stracisz panowanie nad nim, twoje wątpliwości staną się rzeczywistością.
(...)
-To wcale nie taki głupi pomysł. Może i ty mógłbyś mówić do mnie "panie"?- rzekł, odwracając głowę, niby po to, żeby przyjrzeć się drzewom rosnącym wzdłuż drogi, a w gruncie rzeczy po to, by Will nie dostrzegł uśmiechu, którego Gilan pomimo wszelkich wysiłków nie mógł powstrzymać.
Willa aż zatkało. Nie wierzył własnym uszom.
-Panie? -odezwał się wreszcie.- Gilanie, naprawdę chcesz, żebym mówił do ciebie "panie"?- Gdy ujrzał zmarszczone brwi starszego towarzysza, poprawił się czym prędzej:- To znaczy, panie Gilanie? Naprawdę chcesz, panie, żeby, mówił do ciebie, to znaczy do pana panie?- ciągnął, plącząc się coraz bardziej.
-Nie. "Pana panie" to nie jest właściwy sposób zwracania się do osoby starszej. Ani "panie Gilanie". Zwykłe "panie" w zupełności wystarczy, nie uważasz? W końcu to nie od rzeczy, bo dzięki temu cały czas będziecie pamiętać, kto tu dowodzi, nieprawdaż?
-Tak, zapewne, Gil... to znaczy, panie- Will potrząsnął głową z niedowierzaniem, nie mogąc pogodzić się z tym, że przyjaciel nagle zaczął domagać się tak formalnego tytułowania. Przez kilka minut jechali w milczeniu, aż wreszcie usłyszał obok siebie coś, co przypominało zarazem kichnięcie i prychnięcie: Horace bezskutecznie powstrzymywał śmiech. Will rzucił okiem w jego stronę, a potem popatrzył podejrzliwie na Gilana. Młody zwiadowca uśmiechał się od ucha do ucha i kręcił głową z udawanym politowaniem:
-To był żart, Willu. Tylko żart.
Will pojął, że dał się nabrać, a Horace od samego początku doskonale o tym wiedział.
-Wiedziałem- rzucił niedbale. Teraz Horace roześmiał się już w głos, a Gilan się do niego przyłączył.
Halt uznał więc, że pora odrobinę podbudować jego urażoną miłość własną - ale tylko odrobinę.
- Inną jest rzeczą strzelać do tarczy, a inną do szarżującego wargala. Tarcza zazwyczaj nie próbuje cie zabić.
- Ty? Ponury? A któż mógł opowiadać o tobie takie rzeczy?
- Wiesz co Gilanie? - rzekł kwaśnym tonem. - Sarkazm wcale nie jest pośledniejszą firmą humoru. Sarkazm po prostu nie ma z poczuciem humoru nic wspólnego.
Przez Rozpadlinę przerzucono most wielki jak wszyscy diabli. Na tyle duży, że Morgarath i wszyscy jego walgarowie, a także wozy, kuźnie polowe, woły, konie oraz ciotka z wujem mogą przejść po nim bez najmniejszego trudu.
- Halt powiada, że nie ma przeszkód, których tak naprawdę nie dałoby się przebyć - wtrącił Will. - Zwłaszcza, jeśli nie dba się o straty, jakie zostaną przy tym poniesione.
-Gilanie, kiedy jeszcze usiłowałem cię czegoś nauczyć, słyszałem twoje kroki na ganku tysiące razy. Uwierz, że nadal jestem w stanie je rozpoznać.
-Na co ja się mogę przydać w Celtii?
[...]
-Na co...? Pewnie na nic. Właściwe pytanie brzmi, czy tutaj jesteś na coś potrzebny. A odpowiedź brzmi: zdecydowanie na nic.
-Do zobaczenia rano, Gilanie.
-I to o świcie [...]
-Wiedziałem, że to powiesz.
Horace jednak wciąż odnosił się z niejakim dystansem do wysokiego, młodego zwiadowcy. Will po jakimś czasie zdał sobie sprawę, że żartując sobie jego kosztem Gilan starał się sprawić, by Horace poczuł się swobodniej, żeby nie czuł się wykluczony z ich towarzystwa.
Na tę myśl Will poczuł przypływ jeszcze większej sympatii do Gilana niż przedtem. Zrozumiał też, jak wiele jeszcze musi się nauczyć o postępowaniu z ludźmi.