cytaty z książki "Droga donikąd"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Nie można być konsekwentnym wtedy, gdy konsekwencja doprowadza do absurdu.
(...) skoncentrowane kłamstwo ludzkie posiada siłę, której granic na razie nie znamy...
Natura ludzka, wskutek swej niedoskonałości, nie jest w stanie posiąść prawdy absolutnej.
Droga jest czymś dla człowieka, bez czego życie jego byłoby wegetacją tylko. Rośliny wegetują, a nie żyją, bo nie mogą się ruszać, nie mogą wyjść na drogę, i pójść nią. Natomiast człowiek bez dróg, po których chodzi, jest nie do pomyślenia. Wszystkie tęsknoty, bodźce, impulsy życia pchają go na drogi, a one biegną przed nim do złego i dobrego, rozchodzą się, schodzą i prowadzą, prowadzą. (...) Gdyby wmyśleć się w psychiczną genezę drogi, należałoby dojść do przekonania, że jest składową częścią, nierozerwalnie skutą z pojęciem wolności ludzkiej. Ograniczenie mechaniczne wolności osobistej odbywa się przez ograniczenie dróg, po których obywatelowi wolno chodzić, zamykając go wciąż w ciaśniejszych rogatkach państwa, obszaru, gubernii, miasta, gminy, kołchozu aż do korytarza więziennego włącznie, aż do metrowej długości celi. (...) Kto walczy z drogą, ten walczy z wolnością.
W społeczeństwach normalnych wiadomo jest, za co człowiek wpada, a za co nie. Kto łamał prawo, ten wiedział, że może go spotkać kara. W Sowietach wpada się zarówno za przestępstwo, jak za nic. W jaki sposób zatem możesz wiedzieć, czego się wystrzegać, a czego nie? Ich normy prawne są zupełnie nowe.
Jakaż może być dyskusja, gdy wszystko postawione jest właśnie do góry nogami. Słowa mają tu znaczenie odwrotne albo nie mają żadnego. Odbierz ludziom pierwotny sens słów, a otrzymasz właśnie ten stopień paraliżu psychicznego. którego dziś jesteśmy świadkami.
Lato, lato! Czasem przychodzi taka myśl do głowy: gdybyż to człowiek był w
stanie zielenią liści i zielenią traw do tego stopnia napchać sobie pełne
oczy, urozmaicić kolorami kwiatów, zgarnąć do tego z powierzchni rzeki promienie słońca, a później zacisnąć ten obraz pod powiekami, zachowując w
wieczność, która go czeka pod ziemią!
...nie wolno doprowadzić do incydentów z tłumem. "Tłumem", mówił jej kiedyś Iwan
Mikołajewicz Jegorow, świetny wykładowca, "trzeba kierować i prowadzić, a
nigdy nie kłócić się z nim albo zwalczać. Zwalczać i likwidować trzeba tylko jednostki z tłumu, i też umiejętnie, indywidualnie." (...) "łyżka dziegciu psuje beczkę miodu. Trzeba ten
dziegieć usunąć sprawnie, żeby się nie rozmazał. Trzeba to umieć robić.
Niezgrabne ręce przy tej czynności pobrudzą cały miód i w rezultacie
wynika strata. Podobnie z tłumem, trzeba postępować ostrożnie..."...
Kobiety, gdy są tylko same, pozwalają sobie na niejedno, czego by mężczyźni krępowali się mówić lub czynić. Są w gruncie śmielsze od mężczyzn, między sobą. Może dlatego, że solidarniejsze i że mniej się obawiają odpowiedzialności za swe słowa.
To jest właśnie najstraszniejsze ze strasznych, że żaden człowiek nie wie właściwie, jak pod wpływem strachu może postąpić i jak postąpi.
Hitler, gdy napadał na Polskę, przebierał ponoć jakiś zbirów w polskie mundury na granicy, którym kazał następnie atakować niemieckie posterunki. Stare, mieszczańskie kawały! Bolszewicy wiedzą, że nie trzeba nic robić. Wystarczy tylko powiedzieć...
Po wkroczeniu armii czerwonej, sztuka rozpływania się w szarości dnia stała się od razu udziałem wszystkich; nie musiała być zatem trudna, skoro ulica od pierwszych dni przybrała wygląd, jakby szły nią wyłącznie tłumy konfidentów.
[...]
Wczoraj skończyłem czytać Drogę donikąd. Brawo. Doskonałe! Insza rzecz, że książka nie należy do rodzaju krzepiących. Gdyby akcja toczyła się, powiedzmy, w Poznańskiem, a nie na ziemi, która była moją (przybraną) ojczyzną, tobym prawdopodobnie oddawał się tylko chudożiestwiennym wpieczatlenijam najwyższej klasy. Ponieważ jednak chodziło o ojczyznę, więc czytając - stradał... [...] Natomiast czytając nie raz pomyślałem jak bym ja sam się zachował na miejscu tego lub owego. I wiesz, że z przerażeniem przyszło mi do głowy, że - kto wie - może pod wpływem strachu (a może nie tego pospolitego strachu a pod wpływem ciśnienia atmosferyczno-sowieckiego) i ja bym pokriwił duszoj... I to było dla mnie najstraszliwszą rewelacją tej książki!
Michał K. Pawlikowski - 7 czerwca 1955
Dotychczas, mogę powiedzieć, Ty pierwszy, że tak powiem, zrozumiałeś książkę. Chodziło mnie bowiem o przedstawienie nie ,,techniki" systemu sowieckiego, o którym napisano już tyle, a ,,techniki" rozkładu moralnego, czyli w ogóle reakcji społeczeństwa na ciśnienie atmosfery sowieckiej. Że zadałeś sobie pytanie ,,co bym sam zrobił"... to właśnie jest największy mój sukces i bolszoje Wam za eto spasibo!
Józef Mackiewicz - 14 czerwca 1955
(Józef Mackiewicz, Barbara Toporska i Michał K. Pawlikowski, Listy, Dzieła, t. 34, Kontra, Londyn 2022).
[...]
Drogę donikąd czytaliśmy tutaj głośno, wieczorami, w wielkiej anatolijskiej głuszy, jaka nas otacza. Czy trzeba dodać, że odbierała ona sen? [...] Pańska analiza charakterów: Karola, Rymaszewskiego, Bożków, Oli - wskazuje na etapy rozkładu osobowości, które istotnie można w tejże skali i w analogicznej sytuacji przewidywać w niejednym kraju Zachodu Europy, gdzie anti-bolszewizm redukuje się do swobody robienia interesów, względnie do podnoszenia . Okazuje się także, iż powłoka cywilizacji we współczesnych ,,zdemokratyzowanych" - co oznacza często schamiałych - społeczeństwach, jest warstwą bardzo cienką i że dość silniejszego powiewu, lub uderzenia, aby ją zetrzeć czy zdmuchnąć.
Michał Sokolnicki - Ankara, 28 listopada 1955
(Józef Mackiewicz i Barbara Toporska, Wielka Niewiadoma, Listy do i od różnych osób, Dzieła, t. 35, Kontra, Londyn 2022).
Po prostu może wszystko rozstrzyga czas, potrzebna ilość czasu, i czy rzeczy, tak zwane popularnie niepojętymi, nie wydają się takimi dlatego jedynie, że następują zbyt raptownie? Może za rok, dwa, trzy wydałyby się naturalnymi?
- Straszno. - Poprawił patykiem w ognisku. - To znaczy, jak by to powiedzieć... Przykładem siedzimy teraz w puszczy, a naokoło las czarny, noc, tylko sowy krzyczon. Strach z tego nieduży, ale choćby mały, a zawsze strach. Ale to nie ten strach... Nie tego gatunku. Bo jest taki, że człowiek nie umierać się boi, a żyć. Bywa tak w życiu. Zdaje się jednego dnia nic takiego i nie stało się, i jeść masz co, i spać gdzie, i tych pieniędzy kilka groszy, i żywioły w chlewie nakarmione, a wyjdziesz z chaty, spojrzysz w pole czyli w niebo, i jakby jakaś nudność człowieka za gardło chwyta. Bywa tak, nie?
nie ten do nieba trafi, kto jakiej wiary, a kto sprawiedliwy.
Wolność słowa? Wolność krytyki? Wolność wypowiadania własnego zdania? Pan wie, co to jest? To jest właśnie ta pycha jednostki, która za jednakowy grzech uważana jest i tu, i tam! Panu pozwolą wypowiadać się czy drugiemu, i już pan i drudzy będą to uważali za wolność. Ale niech pan najpierw zapyta, czy to jest ważne, czy to jest potrzebne komu, to co ma pan powiedzieć? Czy pan to mówi z intencją dla dobra, czy tylko, aby dać upust własnej pysze i pragnieniu władzy nad innymi, aby im narzucić swoje zdanie. Człowiek po prostu chce powiedzieć, tak samo jak chce zjeść. A powie czy zje i nic go nie obchodzi, czy inni są z tego syci. Tak jest naprawdę. I więcej panu powiem: tak zwana wolność słowa prowadzi często do własnej niewoli. Człowiek wciąga się, chce wciąż mówić dalej, a żeby go słuchali, zacznie iść na ustępstwa w stosunku do słuchaczy, na kompromisy, zacznie mówić tylko pół prawdy, później ćwierć prawdy, a z tego może wyjść, że łże nie tylko innym, ale nawet sobie. A wszystko przez pychę: "Ja, moje zdanie!" A na czorta ono komu, to jego zdanie! Prawdziwa wolność jest nie w słowach, proszę pana, a w milczeniu. W tym właśnie, żeby słowa nie zakłamały własnych, prawdziwych, wewnętrznych myśli. Na tym polega prawdziwa wolność jednostki w stosunku do przytłaczającej ją zbiorowości.
Zła myśl, zwyczajna myśl ludzka, zachowuje się czasem jak wesz. (...) wszy obłażą przede wszystkim ludzi o budowie wątłej, zmęczonych; organizmy osłabione. Podobnie, nadszarpnięte pracą nerwy i sterana głowa nie dają dostatecznego odporu złym myślom, które obłażą mózg.
Bolszewizm nie od radości "nieba" chce oderwać człowieka, a właśnie przeciwnie, od radości "ziemi". On nie jest wrogiem, jak to powiada pierwszy z brzegu klecha, życia pozagrobowego, a właśnie życia doczesnego. On niczego nie "rozpętał", jak to utrzymywali nasi ojcowie w okresie rewolucji 1917-18 r., a na wszystko, absolutnie na wszystko nałożył pęta! Ot, co!
To wielkie złudzenie myśleć, że jak wydarzy się coś złego, to zaraz, jutro, już musi być naprawione, ku lepszemu pójść. Niestety, często tak bywa, że od jutra zaczyna się dopiero jeszcze gorsze. Ludzie muszą wycierpieć swoje. Po młodości przychodzi starość, a nie odwrotnie - po starości młodość.