cytaty z książki "Nie to miejsce"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Może i zwariowała, ale to było cudowne wariactwo. I napewno niee zamierzała się z tego wycofać. Bo po raz pierwszy w życiu było jej tak dobrze z własnym szaleństwem.
Czuła ogromne zmęczenie, lecz było to też niezwykle przyjemne uczucie. Wspomnienia, słowa, gesty i marzenia kotłowały się w jej głowie, ale o jednym wolała nie myśleć.
O przyszłości.
Pisała swą własną historię życia, nie mając pojęcia, jakie będzie zakończenie.
Przekroczyła granicę zdrowego rozsądku, wkraczając do świata, gdzie liczyły się tylko doznania fizyczne. Pożądanie, które czuła od dłuższego czasu, tym razem opanowało jej zmysły, pozbawiło racjonalnego myślenia. I nie tylko ją.
Uśmiechnęła się ze smutkiem, bo to właśnie w ramionach tego psychola było jej wyjątkowo dobrze. Cudownie, niepowtarzalnie. Jak nigdy wcześniej w objęciach jakiegokolwiek innego mężczyzny.
Zabawne, ale od tylu tygodni tkwiła w tym samym miejscu. Zagubiona, oszołomiona, niepewna i przerażona. Nie ruszyła do przodu ani na krok, a teraz nagle wykonała wręcz kangurzy skok. Jednego wieczoru, podczas jednego tańca.
Wyraz oczu i twarzy miał odpychający, głos zimny, prawie całkiem pozbawiony uczuć, ale ona nagle zyskała pewność, że skłamał. Nie po to, aby ją oszukać, ale aby samemu uwierzyć w te kłamstwa. Więc zamiast strachu, poczuła podniecenie.
Smakowała wypitym winem i pachniała pożądaniem, gdy tak cudownie jej ciało dopasowało się do jego ciała. Drgnął, a później odwzajemnił pocałunek. Leniwie, powoli, degustował się lepkością jej warg, wilgocią wyczuwalną na czubku języka. To była czysta namiętność, pulsująca w rytm bicia ich serc, wpisana w pełną erotyzmu melodię, otulającą zmysłowością. Tak inna od tego, co znał, od tego, czego chciał od niej na samym początku. Nie potrafił powiedzieć kiedy i dlaczego to się zmieniło, ale prócz czystego pożądania pojawiło się znacznie więcej.
Przedstawił się, jak gdyby nigdy nic, a przecież musiał podejrzewać, że go rozpoznała. Głos miał tak samo suchy, beznamiętny jak wtedy, ale spojrzenie jasnych oczu ostre, przeszywające. Dopiero teraz dostrzegła, jak bardzo jasnych. Prawie przejrzysty błękit, zimny jak lód, bez jakiejkolwiek skazy, w ciemnej oprawie rzęs.
Oczy mordercy.
Trudno uwierzyć, że o poranku świat wydawał się być taki sam. Słońce za oknem na bezchmurnym niebie, zapach wykrochmalonej pościeli, aromat kawy zbożowej. Wszystko prawie takie samo. Bo nie świat się zmienił, a ona.
Wspomnienia wróciły z siłą wodospadu, tak realne, że aż nierzeczywiste. Zazwyczaj, gdy miałakłopoty, o poranku wydawały się one bardziej banalne. Lecz nie dziś.
Nie potrzebował brutalności, innych podniet. Wystarczyło jedno lubieżne spojrzenie kobiecych oczu, mało znaczący gest czy dotyk smukłej dłoni, a jego ciało płonęło niczym wyschnięte polano, a silna wola pękała głośno i z hukiem. Czegoś takiego nigdy wcześniej nie przeżył. Nawet nie przypuszczał, iż uczucie to może być tak silne, tak intensywne.
Mimo wszystko wciąż pamiętała tamto popołudnie, jak zabił z zimną krwią, a później ją upokorzył. Tamto i wiele innych. I chociaż ostatnie dni były cudowne, to nadal dostrzegała w jasnych oczach chłód, obojętność. Coraz rzadziej, ale wciąż tam były. Nikt nie zmienia się ot tak sobie.
Naprawdę go chciała. Takiego, jakim był, z wszystkimi wadami i z tymi nielicznymi zaletami. Wcześniej była niechęć, zauroczenie i pożądanie. Teraz pojawiło się coś jeszcze. Wykiełkowało nieśmiało I nagle zmieniło się w pewność. A ona sama nie umiała powiedzieć, kiedy zaczęło jej zależeć.
Pierwszy raz w życiu zdobył się na tak absolutną szczerość. Bo pierwszy raz miał przy sobie kobietę, która była tego warta. Kobietę, która nie tylko go zauroczyła, ale było mu z nią najzwyczajniej w świecie dobrze. Kurewsko dobrze. A on miał przeczucie, że mogłoby być jeszcze lepiej.
Zakręcił wodę i powoli wytarł ją ręcznikiem, całując enigmatycznie, tym razem już tylko degustując się smakiem kobiecych ust. Później zaniósł do łóżka i otulił ramieniem, przyciągnął ku sobie. Nic nie mówił, bo słowa były zbędne. Zmęczenie znów dało o sobie znać, chociaż cisza stała się wytchnieniem, a nie ciężarem.
Tym razem była tylko cisza, bliskość i oni.
Bo nic więcej nie było w tej chwili potrzebne, a oszołomiona Mariel po raz pierwszy pomyślała, że pragnie, aby tak już zostało.
Na zawsze.
Miała go tak blisko, że dostrzegała każdy szczegół, każdy detal surowej twarzy. I ogień, który całkowicie stopił lód w jasnobłękitnych oczach.
- Ja pierdolę! - Robert nadal był w szoku. - Świat zwariował.
- Nie. - Tym razem Marcin spoważniał. - Jest taki, jak zawsze. Ani czarny, ani biały, ale w odcieniach szarości.
Przygryzła dolną wargę, czując dziwny przypływ strazeńczej odwagi. Nie może się wycofać, nie może wybrać innej drogi, więc podąży tą, na której się znajduje. Prosto w paszczę lwa, prosto w nieznane. Sprawdzi, co czeka ją za zakrętem, bo znajomość z nim mogła właśnie porównać do takiej pełnej zakrętów drogi.