cytaty z książki "Beata Tyszkiewicz. Portret damy"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Największe wzięcie mają kobiety z charakterem i wdziękiem. Wcale nie najbardziej ładne, a te, w których pali się iskierka. Wtedy każdy mówi: „Świetna, nie?”. Ale żeby się ta iskierka zapaliła, trzeba lubić siebie. Cała tajemnica.
Arystokratka, awanturnica, aktorka.
Dobre wychowanie to jest to, czego pozornie nie widać. Tak jak nie widać zmytych naczyń lub pościelonego łóżka, to widać tylko, kiedy nie jest zrobione. Kobieta z klasą nie zachowuje się wyzywająco w zachowaniu i ubiorze. Jest stonowana...
Dama nie okazuje złego humoru. Nie sprawia sobą kłopotu. Umie się taktownie zachować w najróżniejszych sytuacjach życiowych. Jest ciekawa człowieka, z którym rozmawia, a przynajmniej sprawia takie wrażenie. Daje mu szansę wypowiedzenia się. Nigdy nie jest oczko za wysoko – gdy idzie na przyjęcie, nie może być lepiej ubrana od pani domu. Zna swoje miejsce. Pomaga, ale uważnie...
Dama jest zawsze przygotowana na różne okoliczności.
Ma pieniądze na bilet powrotny. Wiele razy byłam w sytuacji, że nie miałam pieniędzy, ale na powrót odłożone było zawsze. Żeby nigdy nie być zdaną na kogoś. Bo ktoś, kto odwozi, to chce potem na kawę, a potem pocałować...to się robi kontrakt. A trzeba być NIEZALEŻNĄ.
To, co jest najważniejsze dla klimatu – pisała. – Spacery do Natolina, pikniki, przejażdżki landem, słońce, zieleń... Maliny zbierane w bielutkich rękawiczkach, ścinane nożyczkami i układane w okrągłych koszyczkach...
Starsza pani Żeromska rozmawiała z panem Rechowiczem w kuchni, gdzie ten, jak pisała Monika, trzymał niezwykłej urody porcelanę rodzinną. Jako że domowe naczynia zabrane zostały na potrzeby szpitala, pani Żeromska zapytała, czy może napić się wody z jednej z jego ozdobnych filiżanek. Niestety, gdy nagle gdzieś w okolicy huknęło, filiżanka wypadła jej z dłoni i krucha porcelana rozprysła się na kawałki. Przejęta pani Żeromska bardzo przepraszała gospodarza, na co ten odparł pocieszająco: „Niech się pani nie martwi”. Zdjął drugą filiżankę z półki i rozbił ją o podłogę.
Jest taki mechanizm w sztuce: jeśli ktoś gra osobę bardzo zakochaną, a przedmiot jego admiracji to jest jakiś kołek w płocie, to nam, widzom, trochę wstyd za tę miłość. Publiczność czuje się zażenowana: co ten głupek w niej widzi, my nic nie widzimy! A tutaj ta niebywała pasja, którą grał Woszczerowicz, była całkowicie zrozumiała. Becia istniała jako osoba – nie zrobiła tego techniką. Byłem na tej sztuce i patrzyłem przejęty: jej osobowość wystarczyła. Nie musiała mieć głosu ustawionego czy gestu. Rozumiało się, dlaczego Woszczerowicz stracił dla niej głowę.
Poza tym ona już sporo grała. Była Klarą.
W sztuce miała grać damę. Pewnego razu Wasiliewna przychodzi i mówi do mnie: „Nie mogę grać tego, co ty chcesz. Ja o szóstej rano stoję w kolejce po mleko, zmarznięta przychodzę je podgrzać, potem wiszę za rączkę w trolejbusie, żeby na 9 rano dojechać do teatru. A ty mi każesz grać damę, niemiecką gwiazdę z kaprysami. Co ja mam z nią wspólnego?”. Jako że miałem ten cudowny przywilej, że mogłem latać do Rzymu między próbami, to przywiozłem jej z Włoch zupełnie nieznane w Rosji tipsy. Nauczyłem ją, jak je się klei, bo pokazano mi, jak to się robi. Przyszła następnego dnia: „Krzysztof, ja już wiem, jak ją grać. W tych tipsach nie mogłam wejść do domu, bo nie mogłam uchwycić klucza palcami i musiałam dzwonić do sąsiada, nie mogłam zrobić sobie herbaty, bo od razu stłukłam filiżankę. Mogę grać damę.
Rada mojej mamy: Otaczaj się pozytywnymi ludźmi. Nie przebywaj z takimi, którzy wyzwalają w tobie agresję. Takie znajomości nic nie dają, a psują charakter.
Tak hartowała się stal.
Pamiętam też epizod, który po dziś dzień usprawiedliwia moje własne przyzwyczajenia. Znalazłam się u Beaty, zapewne z powodu kolejnego wywiadu, w jej klimatycznym mieszkaniu przy alei Przyjaciół. Tam jest wszystko, setki bibelotów. Ptaszek w klatce, kryształowe kieliszki, koronkowa chusteczka z monogramem, gdybyś chciała pomachać komuś, kto właśnie wyjeżdża do Paryża. Zgodnie z zasadą epoki, że nie wyrzuca się potrzebnych rzeczy, bo zawsze się przydadzą. Wszystko ma. Jak wracała któraś z jej córek i pytała: „Mamo, czy masz?…”, to Beata nigdy nawet nie czekała na dokończenie pytania, tylko spokojnie odpowiadała: „Mam”. Czasy jakie były, takie były, a w domu nie powinno niczego brakować.
Jak nie wiesz, jak się zachować, to na wszelki wypadek zachowaj się przyzwoicie. To po pierwsze. Po drugie: staraj się o wszystko z umiarem.
Nigdy w życiu niczego nie forsowałam i nie chciałam spędzić pięciu minut w miejscu, gdzie mnie nie chcieli – pisała.
Na zdanie Kreczmara: „Powinniśmy się rozstać” przytaknęła: „Oczywiście”. Wyszła, zamykając za sobą drzwi.