cytaty z książki "Czarnobyl. Spowiedź reportera"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Widziałem ludzi, którzy gołymi rękami przenosili bryły radioaktywnego grafitu. Coś takiego wydarzyło się po raz pierwszy w historii. Sądzę, że było to możliwe tylko w tym kraju. W kraju, gdzie życie jednego człowieka nie ma żadnej wartości. Dowodem jest to, że władze pozwoliły im ginąć.
Ci, którzy pracowali przy budowie sarkofagu w Czarnobylu, nie mieli nazwisk. Nie figurują w żadnym rejestrze. Notowano tylko poziom ich napromieniowania i poddawano co jakiś czas badaniom lekarskim. Statystyki milczą o ludziach, traktowanych niczym laboratoryjne króliki doświadczalne.
W kwietniu 1986 roku to Szwecja, zaniepokojona wyraźnym podwyższeniem radioaktywności na swoim terenie, ostatecznie wymogła na Związku Radzieckim publiczne przyznanie się do wypadku w Czarnobylu. Dzięki temu dowiedziała się też o tym ludność naszego kraju (ZSRR). Nikt jednak nie wyjaśnił dokładnie, co tak naprawdę się stało w elektrowni atomowej w momencie eksplozji. Mówiono o nieudanej próbie działania systemu bezpieczeństwa, co zresztą było prawdą, ale nie podano konkretnych przyczyn wypadku, nie próbowano uczciwie oszacować liczby ofiar.
Nie wiem czy ci wszyscy ludzie byli wolontariuszami. Ale tak czy owak dokonali rzeczy niewyobrażalnej. Wszyscy mieszkańcy naszego globu zawdzięczają im życie. Bez ich poświęcenia skutki katastrofy w elektrowni atomowej byłyby znacznie gorsze. Gorsze na Ukrainie i Białorusi, ale także gorsze w całej Europie, której połowa ludności musiałaby zostać przesiedlona, a połowa jej powierzchni przestałaby się nadawać pod uprawę. Likwidatorzy oddali do dyspozycji władz jedną z niewielu rzeczy, jakie można było jeszcze posiadać w Związku Radzieckim - swoje życie.
Poczucie humoru jest naszą najlepszą bronią.
Kiedy bohaterowie nie mają imion, traktuje się ich tak, jakby w ogóle nie istnieli.
Antynuklearna broń: łopata. Ostatecznie łopata była tym orężem, którym zbierano radioaktywne odpady, kładziono na nosiłki do wapna i zrzucano do dołu. Do dziś jeszcze odpady promieniują pod sarkofagiem.
Chodząc polnymi drogami, spotkałem wszystkie gatunki zwierząt, jakie mogły żyć pod tą szerokością geograficzną i było ich mnóstwo. Ewakuacja ludzi przekształciła strefę w niezwykły rezerwat przyrody, w którym dzikie zwierzęta wydały się bardziej chronione niż gdzie indziej, mimo, że otrzymały dawkę promieniowania dziesięć, a może i sto razy większą niż normalna. Niobecność człowieka zrównoważyła negatywne skutki radioaktywności. Okazuje się, że katastrofa nuklearna w mniejszym stopniu wyniszcza zwierzynę niż polowanie czy połowy.
Kolumny zatłoczonych po brzegi autobusów opuszczały miasto. Posuwały się kilometrami jeden po drugim, jak olbrzymie chrząszcze. Ruch był ogromny. Tylko ci, co przeżyli drugą wojnę światową, są w stanie wyobrazić sobie ten spektakl.
Naszym życiem kieruje jakaś logika, wszystko jest zdeterminowane przez niewidoczną siłę, która wskazuje nam drogę.
Nie uczestniczyłem w wojnie, ale miałem wrażenie czegoś znajomego. Trudno wyjaśnić, skąd się ono brało, ale było jakoś związane ze śmiercią...
Widziałem ludzi, którzy gołymi rękami przenosili bryły radioaktywnego grafitu. Coś takiego wydarzyło się pierwszy raz w historii. Sądzę, że było to możliwe tylko w tym kraju. W kraju, gdzie życie jednego człowieka nie ma żadnej wartości.
Byłem świadkiem załamania się reżimu. Czarnobyl jest dla mnie prawdziwym symbolem końca Związku Radzieckiego, bardziej niż zburzenie muru berlińskiego.
[...] mieszkańcy strefy zakazanej mówią o sobie. Żyjemy w grobowcu. Porzuceni, niepotrzebni, zapomniani, po drugiej stronie ogrodzenia z drutu kolczastego. Wszyscy jednak powtarzają, że wolą mieszkać tu niż gdzie indziej, w miastach, w których rozlokowano ich w pośpiechu między 1986 a 1987 rokiem. Mówią, że tutaj powietrze jest czyste, nie ma spalin, dymu.
Dla promieniowania radioaktywnego nie ma różnicy, czy chodzi o kaprala, czy generała.
...Nie wiem, czy Ci ludzie byli naprawdę wolontariuszami. Ale tak czy owak dokonali rzeczy niewyobrażalnej. Wszyscy mieszkańcy naszego globu zawdzięczają im życie. Bez ich poświęcenia skutki katastrofy w elektrowni atomowej byłyby znacznie gorsze. Gorsze na Ukrainie i Białorusi, ale także gorsze w całej Europie, której połowa ludności musiałaby zostać przesiedlona, a połowa jej powierzchni przestałaby się nadawać pod uprawę. Likwidatorzy oddali do dyspozycji władz jedną z niewielu rzeczy, jakie można było jeszcze posiadać w Związku Radzieckim - swoje życie.