cytaty z książki "Rysa na tafli"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Burżuazja to zasadniczo praca" - jak pisał Rene Johannet. Ale praca, działanie, unaocznia się w rezultacie, dlatego ostatecznie tworzy świat jak marzenie senne, zadziwiający świat miejskiej cywilizacji: "stworzyła olbrzymie miasta. [...] żegluga parowa, koleje żelazne, telegrafy elektryczne [...] - które z poprzednich stuleci przypuszczało, że takie siły twórcze drzemią w łonie pracy społecznej?". Praca nie jest jednak neutralna. Praca systematyczna, praca obsesyjna - a jest to przecież jedno z kluczowych rozpoznań wielkich mistrzów podejrzeń: i Freuda i Marksa - zamienia stłumioną agresję w dążenie do przekształcania rzeczy, do pomnażania ich, do panowania nad nimi. Dokonuje urzeczowienia. Nadaje formę, kształt nieokreślonym "węzłom" struktury symbolicznej, odbierając tym "pustym miejscom" ich symboliczny status. I właśnie w tym można odczytać jej agresywną istotę.
niesamowite, po raz pierwszy
Wojna rozbiła kostniejący świat dziewiętnastowiecznego mieszczaństwa. Gdy się zaczynała, wielu wydawało się, że ów destrukcyjny impuls będzie miał wręcz życiodajny skutek. "Wojna dostarczała skrajnych emocji i wysiłku [...], a także widoków, dźwięków i obrazów niepodobnych do statecznego świata". Eksteins zauważa, że wojna unaoczniała marzenia przedwojennych artystycznych awangard. Z niekłamaną niechęcią pisze o dadaistach [...] unikających zmagań, a jednocześnie odzwierciedlających nihilizmem swojego języka rozgrywające się na froncie zachodnim unicestwienie świata. Ze współczuciem konstatuje jednak podobną sytuację żołnierza, który w interpretacji tego, co się działo, "był zdany na karmienie się własną wyobraźnią". Wyobraźnią, która musiała organizować "obrazy niemożliwe"; fruwających w podmuchu eksplozji koni i ludzi albo tonącego w błocie nieba, albo niekończących się szeregów żołnierzy ustawiających się "jak do latryny" do frontowych burdeli w zorganizowanych kolejkach. A także dźwięki: niemożliwy do zniesienia huk, ogłuszenie odcinające od ludzkiej mowy, ale pozwalające słyszeć pisk szczurów, jęki i ryki ranionych...
Waga, jakiej nabiera kwestia zdań protokolarnych i programowy "atomizm logiczny", staje się zrozumiała właśnie w kontekście ciężaru obsadzenia, jaki musi dźwigać. Pewność bowiem nie może być czysto subiektywna, inaczej wpadlibyśmy w "hiperbolę kartezjańskiego solipsyzmu", to znaczy uzyskalibyśmy ten rodzaj pewności, o którym Derrida pisze w swojej dyskusji z Foucaultem: "pozostaje ważna, choćbym był szalony", to znaczy całkowicie wyosobniony z ludzkiego świata. Tak więc nie chcąc popaść w szaleństwo, czyli obsadzenie tylko siebie, neopozytywizm musi obronić "pewność" obiektu i procedurę narzucenia tej pewności innym. Ugruntowanie idzie więc dwoma ścieżkami: próba znalezienia "niepoddającego się krytyce empiryzmu", czyli absolutnie pewnej relacji podmiot-obiekt, i próba sprowadzenia języka poznania (języka protokolarnego) do języka fizykalnego. W swoim tekście o języku fizykalnym z 1932 roku Rudolf Carnap zmaga się z niebezpieczeństwem "szaleństwa", konstruując krytykę zdań protokolarnych: "ogólnie mówiąc, każde zdanie języka protokolarnego jakiegoś podmiotu ma sens tylko dla tego właśnie podmiotu, natomiast dla każdego innego jest zasadniczo niezrozumiałe, bez sensu". Wynika to z faktu - zauważonego tak przez Derridę, jak samego Carnapa - że doznanie ujęte wiernie nadaje własny sens każdemu słowu i zdaniu języka, a to znaczy, że "każdy podmiot ma swój własny język protokolarny". Zaś nieujęte w języku jest zasadniczo nieprzekazywalne; Derrida i Lacan dodaliby zapewne za Arystotelesem: nieprzekazywalne nawet w dialogu z samym sobą, czyli niemożliwe do uświadomienia.