cytaty z książek autora "Alan Watts"
W muzyce koniec kompozycji nie jest jej celem. Gdyby tak było, najlepszymi dyrygentami byliby ci najszybsi, a kompozytorzy pisaliby tylko zakończenia utworów. Ludzie chodziliby na koncerty tylko po to, żeby usłyszeć jedynie ostatnie akordy. Lecz nie postrzegamy tego jako czegoś, co system edukacyjny wniósł w nasze codzienne życie. Nasz system nauczania daje nam zupełnie odmienne wrażenie. Jest on wystopniowany, a my wpuszczamy nasze dzieci w ten system na zasadzie zagrania: „No chodź tu kotku, kici kici”. Idziemy do przedszkola, co jest świetne, bo po jego zakończeniu zaczynamy pierwszą klasę, a potem: „No dalej!” Pierwsza klasa prowadzi do drugiej, i tak dalej. Potem idziemy do gimnazjum, tutaj nabieramy rozpędu, idziemy do liceum a następnie na studia. I kiedy to wszystko zaliczymy, wtedy możemy ruszyć w świat. A później lądujemy w pracy sprzedając jakieś ubezpieczenia czy starając się wypracować miesięczną normę. I przez cały ten czas ta rzecz nadchodzi, nadchodzi i nadchodzi – ta wspaniała rzecz – sukces na który pracujemy. Aż pewnego dnia, gdy jesteśmy już w średnim wieku, budzimy się rano i stwierdzamy: „Mój Boże, przybyłem. Mam to co chciałem”. I nie poczujemy się inaczej niż zwykle, poczujemy się trochę zawiedzeni i zrodzi się podejrzenie, że zostaliśmy oszukani. I rzeczywiście jest to wielkie oszustwo: wszystko nas ominęło, ponieważ mieliśmy oczekiwania. Potraktowaliśmy życie jak podróż, pielgrzymkę, której końcowy cel jest poważny a cała rzecz polegała na dotarciu do mety, do sukcesu, a być może i po śmierci do Nieba. Jednak po drodze umknęło nam sedno sprawy. To było jak musical, w którym mieliśmy tańczyć i śpiewać kiedy muzyka grała.
My nie przychodzimy na ten świat, my wyłaniamy się z niego, tak jak liście z drzewa. Każda jednostka jest przejawem całości królestwa natury: unikalnym aktem całego wszechświata.
Pozwól mi uprzejmie ci pomóc albo utoniesz - powiedziała małpa i odłożyła rybę bezpiecznie na drzewo.
Wydaje się, że nie obchodzi nas, jak to się dzieje, że jesteśmy świadomi. W jaki sposób sprawiamy, że rosną nam włosy, kształtują się kości, bije nasze serce, a nasze gruczoły wydzielają wszystkie niezbędne substancje. Robimy to, lecz nie wiemy, jak to robimy.
Ponieważ w głębiach powierzchownego „ja”, które interesuje się tym i owym, istnieje inna JAŹŃ, będąca bardziej nami niż owo „ja”. I kiedy stajesz się świadomy tej nieznanej jaźni – im bardziej ją sobie uświadamiasz, tym bardziej zdajesz sobie sprawę z tego, że jest ona nierozerwalnie połączona ze wszystkim, co istnieje; że jesteś funkcją całej galaktyki zwanej Drogą Mleczną, a co więcej, galaktyka ta jest funkcją wszystkich innych galaktyk. Jesteś tym bezkresem, który widzisz daleko, daleko za pomocą wielkich teleskopów. Patrzysz i patrzysz, aż pewnego dnia obudzisz się i powiesz: „Wow! To przecież ja!”, i wiedząc to, pojmiesz, że nigdy nie umrzesz. Że jesteś tą nieskończonością, która przychodzi i odchodzi – raz ukazując się jako John Jones, raz jako Mary Smith, innym razem jako Betty Brown – i tak proces ten toczy się zawsze i zawsze.
Nie zrozumiecie podstawowych założeń swojej własnej kultury,jeśli wasza kultura pozostanie jedyną jaką znacie.
...ludzie coraz bardziej zaczynają się czuć hamowani przez swoją własną ostrożność...
Nikt nie jest bardziej szalony od człowieka, który przez cały czas pozostaje przy zdrowych zmysłach.
Może się to wydać paradoksalne, ale życie wypełnione osiąganiem celów jest pozbawione jakiejkolwiek treści i sensu. Upływa ono człowiekowi na wiecznym pośpiechu i wszystko mu umyka. Ten kto wiedzie nieśpieszne, bezcelowe życie, niczego nie traci, dopiero wtedy bowiem, gdy nie istnieje żaden cel i nie ma się dokąd śpieszyć, ludzkie zmysły są otwarte na otaczający świat. Brak pośpiechu oznacza również pozostawienie spraw ich naturalnemu biegowi, szczególnie wtedy, gdy ma się poczucie, że owa naturalna kolej rzeczy wynika z praw nieobcych ludzkiej inteligencji.
Z punktu widzenia mechaniki i logiki łatwo zauważyć,że dowolny system ewoluujący w kierunku pełnej samokontroli zmierza także w stronę zupełnego zablokowania samego siebie.
W naszym sposobie myślenia dominuje pogląd, że jesteśmy duszą, swego rodzaju duchową istotą uwięzioną wewnątrz ciała. Obserwujemy świat, który jest nam obcy, mówiąc słowami poety Hausmana: „Ja, obcy i zlękniony w świecie, którego nie stworzyłem przecież”.
Dlatego mówimy o konfrontowaniu się z rzeczywistością, o stawianiu czoła faktom. Mówimy o przychodzeniu na ten świat. I całe to uczucie, z którym nas wychowano – uczucie, że jesteśmy wyspą świadomości zamkniętą w ‘worku ze skóry’, że stojący przed nami świat jest nam zupełnie obcy, że to, co jest na zewnątrz ‘mnie’ nie jest mną – to wszystko razem tworzy fundamentalne wrażenie wrogości i oddzielenia pomiędzy nami i tak zwanym światem zewnętrznym.
Dlatego będziemy dalej mówić o podboju natury, podboju przestrzeni i zobaczymy samych siebie w swego rodzaju szyku bojowym skierowanym przeciwko całemu zewnętrznemu światu. Więcej na ten temat będę mówił w kolejnym wykładzie, lecz najpierw chciałbym się przyjrzeć temu dziwnemu odczuciu bycia ‘wyizolowanym ja’. Tak naprawdę mówienie, że przyszliśmy na ten świat, jest zupełnie absurdalne. Nie przyszliśmy: my wyszliśmy z tego świata.
Czym myślisz, że jesteś? Załóżmy, że ten świat jest drzewem. Czy jesteś liśćmi na jego gałęziach, czy raczej zgrają ptaków, które przyleciały z obcych stron i osiedliły się na starym, martwym drzewie?
Z pewnością wszystko, co wiemy na temat żywych organizmów – z punktu widzenia nauki – pokazuje nam, że ‘wywodzimy’ się z tego świata, że każdy z nas jest, można powiedzieć, przejawem wszechświata jako całości. Lecz jak widzisz, nie mieści się to w granicach naszego zdrowego rozsądku.
Rzeczywistość nie jest materialna – to wyobrażenie. Rzeczywistość nie jest duchowa – to wyobrażenie. Rzeczywistość jest.
Odkrywasz więc – jeśli znów musimy ubrać to w słowa – że żyjesz w wiecznym teraz. Posiadasz cały możliwy czas na tym świecie, ponieważ cały czas zawiera się właśnie w teraz. Jesteś całym wszechświatem. I kiedy wyobrażenia nie określają już różnic, doświadczasz tego dziwnego uczucia, że działania innych ludzi są twoimi działaniami. Bardzo trudne staje się wówczas obwinianie innych.
Słuchaj, jest coś, co muszę ci powiedzieć. Nigdy nie było to dla mnie tak jasne. Nie ma znaczenia, czy to zrozumiesz, ponieważ jesteś doskonały, nawet jeśli o tym nie wiesz. Życie jest aktem, lecz nie ma nikogo, żadnej rzeczy, która by go wykonywała. Wydarza się samoistnie, nie wymaga niczyjego uczestnictwa. Nikt nim nie kieruje; powstaje samo z siebie na sposób dowolny. Jest ruchem, dźwiękiem, kolorem; przez nikogo nie stwarzane, nikomu się nie przytrafia. Nie ma żadnej zagadki życia; jest to bezcelowa gra, a jej regułą jest entuzjazm. Podstawą jest sam akt. Czas, przestrzeń i różnorodność tylko go komplikują. Nie domaga się tłumaczeń, gdyż są one kolejnym stopniem złożoności, nowymi manifestacjami życia poczętego z życia, aktami powielającymi akt pierwotny. Ból i cierpienie są po prostu ekstremalnymi formami gry i w całym wszechświecie nie ma rzeczy, której można by się bać, ponieważ nie istnieje nikt, kto odczuwałby ten strach! Nie istnieje substancjonalne ego. Ego jest rodzajem powielacza, wiedzą o wiedzy, obawianiem się strachu. Jest ozdobnikiem, wariacją na temat doświadczenia, rodzajem podwójnego odbicia lub echa, tożsamym z niepokojem wahaniem świadomości.
Budda powiedział: „Jeśli cierpisz, to cierpisz dlatego, że pragniesz, a twoje pragnienia są albo nieosiągalne, albo zawsze rozczarowujące. Odrzuć je zatem.” Uczniowie odeszli więc i stłumili pragnienie, zaatakowali pragnienie, podcięli mu gardło i odrzucili je. A kiedy powrócili, Budda powiedział „Lecz nadal pragniecie nie pragnąć”. I zastanawiali się, jak się tego pozbyć.
Jak to możliwe, że będąc stworzeniem posiadającym tak delikatne klejnoty jak oczy, tak urocze instrumenty jak uszy i tak wspaniały układ nerwów jak mózg,
uważamy się za coś gorszego od Boga.
Gdy dostrzegasz, że nie możesz kontrolować własnego umysłu, uświadamiasz sobie, że nie istnieje żaden kontroler. To, co brałeś za myśliciela myśli, jest jedynie jedną z myśli. To, co brałeś za czującego uczucia – a co jest chronicznym napięciem mięśni – jest jedynie jednym z uczuć. To, co brałeś za doświadczającego doświadczenia jest po prostu częścią doświadczenia. Nie ma więc żadnego myśliciela myśli, żadnego czującego uczucia.
Różnica pomiędzy adeptem zen i zwykłym człowiekiem polega na tym,że ten drugi,w taki czy inny sposób ma problemy z zaakceptowaniem swojego człowieczeństwa i stara się być aniołem bądź demonem.
Każda religia powinna być samokrytyczna, w przeciwnym razie szybko obróci się w obłudną hipokryzję.
Moje założenie, czy też opinia, jest taka, że Jezus z Nazaretu był istotą ludzką – jak Budda, jak Sri Ramakriszna, jak Ramana Maharishi itd. – która we wczesnych latach życia doświadczyła wielkich przeżyć, które określamy świadomością kosmiczną. Nie musisz być wyznawcą żadnej konkretnej religii, aby móc przeżyć takie doświadczenie. Może ono dopaść każdego, w każdym czasie; to jak zakochanie się. Oczywiście wielu z was obecnych tu dzisiaj, doznało tego w mniejszym lub większym stopniu; słyszy się o tym na całym świecie, a kiedy to cię dopada, to wiesz o tym.
Let's suppose that you were able every night to dream any dream that you wanted to dream. And that you could, for example, have the power within one night to dream 75 years of time. Or any length of time you wanted to have. And you would, naturally as you began on this adventure of dreams, you would fulfill all your wishes. You would have every kind of pleasure you could conceive. And after several nights of 75 years of total pleasure each, you would say "Well, that was pretty great." But now let's have a surprise. Let's have a dream which isn't under control. Where something is gonna happen to me that I don't know what it's going to be. And you would dig that and come out of that and say "Wow, that was a close shave, wasn't it?" And then you would get more and more adventurous, and you would make further and further out gambles as to what you would dream. And finally, you would dream ... where you are now. You would dream the dream of living the life that you are actually living today.
Z pogonią za dobrem jest więc połączona pogoń za przyszłością - złudzenie,które nie pozwala nam być szczęśliwym bez perspektyw na "obiecującą przyszłość" dla naszych symbolicznych "ja".
Z tej przyczyny postęp na drodze ku dobru mierzy się przedłużaniem ludzkiego życia, zapominając,że nic nie jest bardziej względne od naszego poczucia długości
czasu.
Potrafię sobie wyobrazić naprawdę parszywą zgraję milionów świętych.
Zen,charakterystyczny przez swe podkreślanie rzeczy konkretnych,wskazuje,że nasze drogocenne "ja" jest zaledwie wyobrażeniem, pożytecznym i usprawiedliwionym,kiedy jest postrzegane jako wyobrażenie,lecz zgubnym, gdy jest utożsamiane z naszą prawdziwą naturą.
Rzeczywistość sama w sobie nie jest ani trwała,ani nietrwała - nie da się jej zaklasyfikować.
Równie prawdziwe jest stwierdzenie,że słońce jest światłem,ponieważ istnieją oczy,co stwierdzenie,że oczy widzą światło, ponieważ istnieje słońce.
Mówi się często,że kurczowe trzymanie się samego siebie przypomina uwieranie drzazgi i że buddyzm jest drugą drzazgą, używaną do wyłuskania pierwszej.Po operacji obie drzazgi się wyrzuca.
Zen - a do pewnego stopnia również taoizm - to jedyna tradycja duchowa, która jest na tyle mocna, by jej wyznawcy mogli sobie pozwolić na ironizowanie na jej temat,lub też na tyle bezpretensjonalna,by mogli się
śmiać nie tylko ze swojej religii, lecz również poprzez nią.
Rzeczownik nie jest częścią natury. Jest częścią mowy.
Może się to wydać paradoksalne, ale życie wypełnione osiąganiem celów jest pozbawione jakiejkolwiek treści i sensu. Upływa ono człowiekowi na wiecznym pośpiechu i wszystko mu umyka. Ten, kto wiedzie niespieszne, bezcelowe życie, niczego nie traci, dopiero wtedy bowiem, gdy nie istnieje żaden cel i nie ma się dokąd spieszyć, ludzkie zmysły są całkowicie otwarte na otaczający świat.