cytaty z książki "Pociągi pod specjalnym nadzorem"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
(...) był to też człowiek taki jak ja albo dyżurny ruchu, nie miał żadnych odznaczeń, żadnego stopnia, a jednak postrzeliliśmy jeden drugiego, jeden drugiego doprowadziliśmy do śmierci, chociaż z pewnością, gdybyśmy się spotkali gdzieś kiedyś w cywilu, być może polubilibyśmy się, porozmawiali. (...) Do ostatniej chwili, dopóty, dopóki nie zacząłem tracić z oczu samego siebie, trzymałem tego zabitego Niemca za rękę i do jego niesłyszących już uszu powtarzałem słowa kierownika pociągu: - Trzeba było siedzieć w domu na dupie...
Kiedy ktoś zwracał się do mnie, stawałem w pąsach, wydawało mi się bowiem, że wszystkim ludziom coś się we mnie nie podoba. Przed trzema miesiącami podciąłem sobie żyły w przegubach rąk, a niby to nie miałem ku temu powodu. Ale ja powód miałem i znałem go, i bałem się bardzo, że każdy, kto na mnie popatrzy, od razu ten powód odgadnie. Cóż jednak może sobie człowiek myśleć, kiedy ma dwadzieścia dwa lata?
(...) był to też człowiek taki jak ja albo dyżurny ruchu, nie miał żadnych odznaczeń, żadnego stopnia, a jednak postrzeliliśmy jeden drugiego, jeden drugiego doprowadziliśmy do śmierci, chociaż z pewnością, gdybyśmy się spotkali gdzieś kiedyś w cywilu, być sobie polubilibyśmy się, porozmawiali. (...) Do ostatniej chwili, dopóty, dopóki nie zacząłem tracić z oczu samego siebie, trzymałem tego zabitego Niemca za rękę i do jego niesłyszących już uszu powtarzałem słowa kierownika pociągu: - Trzeba było siedzieć w domu na dupie...
Mówiłem sobie: "Niemcy to i tak wariaci. Niebezpieczni wariaci". Ja też byłem taki trochę wariat, ale na swój własny rachunek, podczas gdy Niemcy zawsze na rachunek innych.
Mój ojciec potrafił zrobić wszystko na świecie, bo skończywszy czterdzieści osiem lat przeszedł na emeryturę.
Tak sobie myślę, że Niemcy to jednak wariaci. Niebezpieczni wariaci. Ja też byłem tak trochę wariatem, tyle że ja próbowałem unicestwić siebie, natomiast Niemcy wciąż unicestwiali innych.".
I coraz bardziej przypominał mi coś, o czym nie chciałem myśleć, a mianowicie to, że nazajutrz moja matka będzie stała za firanką i czekała, a ja już nigdy nie przyjadę, nie skręcę z uliczki na plac, ona zaś nie poruszy firanką na znak, że oczekiwała mnie, że mnie widzi, że jest szczęśliwa, bo moja mama nigdy nie śpi spokojnie, kiedy mam nocną zmianę, tak samo zapewne żona tego żołnierza, od chwili kiedy pojechał na front, nie może usnąć, również stoi gdzieś za firanką i czeka, aż ktoś wejdzie w uliczkę albo skręci do niej, i będzie to ten, który tu maszeruje w miejscu i przyzywa ją, i idzie, wciąż idzie, ale zbliża się jedynie do śmierci.
I w tym pociągu sanitarnym, na który patrzyłem, najdziwniejsze były ludzkie oczy, oczy tych rannych żołnierzy, jakby to cierpienie tam, na froncie, jakie zadawali innym i jakie im z kolei zadano, jakby to cierpienie uczyniło z nich innych ludzi; ci Niemcy wydawali się sympatyczniejsi niż tamci, którzy jechali w przeciwnym kierunku, wszyscy patrzyli przez okna na monotonny krajobraz tak uważnie i tak dziecinnie, jakby przejeżdżali przez sam raj, jakby moja stacyjka była sklepem jubilerskim, patrzyli takim wzrokiem, jakim dyżurny ruchu, pan Całusek, wpatrywał się w niebo. Z takim samym zainteresowaniem ci żółci inwalidzi patrzyli na mnie, tylko niektórzy mieli odwrócone głowy, jedni musieli podciągać się na wiszącym trapezie, przymocowanym do sufitu wagonu, innych znowu podpierały siostrzyczki, a pociąg jechał w stronę ojczyzny, same białe łóżka ozdobione złożonymi żółtymi rękoma i żółtymi twarzami o dziecinnych oczach.
A więc wyjdę jeszcze po ciemku, moja matka będzie odprowadzać mnie wzrokiem, będzie stać bez ruchu za firanką, tak samo jak za wszystkimi oknami, obok których będę przejeżdżał, wszędzie stać będą ludzie, tak jak moja mama patrzeć będą na mnie z palcem na firance, ja zaś będę jechał w stronę rzeki, gdzie na ścieżce odetchnę sobie pełną piersią, tak jak zawsze, bo niechętnie jeżdżę do pracy pociągiem, tu, nad rzeką, lekko mi się oddycha, nie ma tu żadnych okien, żadnych pułapek, żadnych igieł wbijanych znienacka w tył głowy.