cytaty z książek autora "Katarzyna Jabłońska"
Tak jest, że pewne relacje w naszym życiu pielęgnujemy, a inne się rozluźniają. Z pewnymi osobami nasze drogi się rozchodzą - każdy z nas musi iść swoją.
(...) warto mieć świadomość i zgodzić się na to, że niektóre osoby pojawiają się na danym etapie naszego życia po to, byśmy lepiej sami sobie w życiu radzili, byli bardziej samodzielni i niezależni. (...) ta obecność w pewnym momencie intensywna, może później osłabnąć. I to jest nie tylko naturalne, ale także zdrowe.
Mały człowiek nie jest niewolnikiem dużego człowieka. Nie jest też partnerem. Trzeba go jednak traktować po partnersku, czyli adekwatnie do jego wieku. Nieduża różnica, ale bardzo ważna. Duży człowiek powinien traktować małego człowieka po partnersku, czyli również wymagania dostosowywać do jego poziomu. I tutaj wróćmy do przytulania – jeżeli dziecko nie było przytulane, jeżeli się je lekceważyło, jeżeli na przykład do taty przychodził pięcioletni synek z połamaną zabawką – co dla niego w tym momencie było największą życiową tragedią – i był zlekceważony, wyśmiewany za to, że płakał, za to, że sobie z czymś nie poradził, to nie ma się co dziwić, że nastolatek nie przyjdzie powiedzieć, że ma problem z kolegami, z narkotykami, z czymkolwiek. Po prostu trzeba to wypracować – czuły dotyk, przytulanie, całowanie, wspólne przewalanie się po podłodze, rozmowy: żartobliwe, głupkowate i poważne.
Uważam, że człowiek ma prawo chronić siebie przed relacjami, które z jakichś powodów są dla niego szkodliwe.
(…) cierpienie psychiczne może doprowadzić niemalże do obłędu – wiem to po sobie.
Pogarda to najgorsza z postaw w stosunku do drugiego człowieka.
(…) trzeba przeżyć własną śmierć – to jest zwycięstwo duszy nad ciałem.
(…) nieprzeżycie żałoby po stracie bliskiej osoby potęguje cierpienie i ma destrukcyjny wpływ na dalsze życie.
Nigdy nie można w pełni przygotować się na śmierć tych, których kochamy.
Można się z drugim spierać, kłócić, nawet wkurzać na niego, ale nie wolno nim pogardzać.
Dewizą są dla mnie słowa z Ewangelii św. Jana: Nie utraciłem żadnego z tych, których mi dałeś. To jest zobowiązanie, żeby obok żadnego człowieka, który jest obok, nie przejść obojętnie.
To straszne, że dziś tak łatwo na gesty czystej czułości niemal automatycznie nakłada się seksualną otoczkę. Niepotrzebnie zaczynamy patrzeć z podejrzliwością i lękiem na coś, co ze swej natury - jako relacja przyjacielska czy rodzicielska - jest życiodajne i piękne. Przecież dotyk, przytulenie, pocałunek nie muszą być ani namiętne, ani tym bardziej perwersyjne. Mogą być po prostu tkliwe i czułe.
Dzieci powinny chorować i umierać w swoich domach – to dla nich najlepsze miejsce na przeżycie własnej śmierci. Widziałem kiedyś ojca, który nosił swojego małego synka przytulonego częściowo do piersi taty, a częściowo opartego na jego ramieniu – bo tylko w tej pozycji mniej go bolało – a ten ojciec gładził go po pleckach i spokojnym głosem mówił: „Już możesz, Błażejku. Już możesz”. Twarz miał zmartwiałą od cierpienia, ale głos spokojny – on pozwalał swojemu wyniszczonemu rakiem synkowi odejść. I ten umęczony bólem malec westchnął i odszedł w ramionach ojca – jak ptaszek. Dzieci umierają jak ptaki.
Pana Boga możemy prosić, a nie możemy zmuszać. Tym właśnie różni się wiara od czarów, że w czarach bóstwu rozkazujemy, a Boga chrześcijańskiego prosimy.
Cześć nie może być bałwochwalstwem, a posłuszeństwo - zgodą na irracjonalne polecenia.
Mówię absolutnie poważnie – przytulanie i tego rodzaju czułe gesty okazują się (…) bardzo pomocne. Kłopot w tym, że my nie tylko ich nie doceniamy, ale często nie potrafimy ich okazywać. Bliskości nie można się nauczyć, nie ćwicząc jej. A niestety, ten rodzaj ćwiczeń wciąż jest bardzo trudny dla dużej części facetów. Ciągle jeszcze się zdarza, że właśnie ojcowie w relacjach z dziećmi, zwłaszcza synami, stosują zasadę, że mężczyzna to nie mazgaj, czyli nie płacze, i nie baba, żeby go brać na kolana czy przytulać. Rzeczywiście, dwudziestolatka brać na kolana byłoby trudno, zwłaszcza jeśli przerósł nas o głowę, ale dlaczego go nie przytulić? Na Kaszubach wciąż pokutuje stara formuła wychowawcza: „Stille! (Siedź cicho!) Dopóki trzymasz nogi pod moim stołem, musisz mnie słuchać. Gówno prawda, dzieciak nic nie musi.
(...) Nie mówiłem Ci jeszcze - przytulanie jest słodkie i urocze.
(…) nie wolno podejmować życiowych decyzji w sytuacjach kryzysowych.
Podstawowa zasada prawa naturalnego brzmi: dobro czyń, a zła unikaj. Od tego masz, człowieku, sumienie, czyli po łacinie tę conscientia - wiedzę wewnętrzną - żeby podejmować odpowiedzialne decyzje. Dobro czyń, a zła unikaj - tę zasadę każdy z nas ma wszczepioną, bez względu na to, jaką religię wyznaje, jak jest uwarunkowany kulturowo.
Pewne rzeczy z wiekiem się zmieniają, ale fundamenty - Pan Bóg, Eucharystia, wiara w obecność Chrystusa w Ofierze - nie przechodzą.[...] To jest moje największe marzenie, żeby móc do samej śmierci sprawować Najświętszą Ofiarę.
Nie jesteś w stanie wszystkich potrzebujących nieść na swoich barkach. Te osoby muszą również nauczyć się ponosić konsekwencje swoich wyborów.
Ślub to przecież bardzo uroczysty moment w życiu dwojga ludzi, domaga się celebracji.
(…) czasem zdarzają się tak zwane skoki na zwłoki. Jeśli podczas umierania człowieka są awantury i krzyki, to zazwyczaj oznacza to, że między członkami rodziny są sprawy, które nie zostały uporządkowane. O wiele spokojniej odchodzą ci, którzy je wyprostowali, wtedy również rodzinie łatwiej zaakceptować odejście swojego chorego. Ci kochający się akceptują odejście swoich ukochanych, oczywiście bardzo cierpią, ale zazwyczaj w sposób dyskretny, żeby nie utrudniać odchodzenia umierającemu. To jest często takie wewnętrzne łkanie. Patrząc na te osoby, mam wrażenie, że to stan porównywalny z tym, jakby im ktoś zatapiał nóż w sercu. Moja mama czasem mówi, że już nie ma łez, już je wszystkie wypłakała. A ci, którzy nie potrafili kochać za życia, często potwornie cierpią w samej chwili śmierci, bo to jest ten moment, kiedy już nic się nie da cofnąć.
A weź się nie wygłupiaj!Absolutnie nie czuję się autorytetem. Ja jako złoty cielec? To śmieszne.
Nigdy się nie tłukłem - w tej kwestii byłem kompletna dupa. Ale od zawsze miałem strasznie cięty język. To była moja obrona. Nie tylko wobec kolegów, ale i nauczycieli. Tak już jest, że walę prawdą między oczy.
A być w takim związku, że się spotykasz tylko na seks, a potem każde wraca do siebie? To smutne. Albo dotykać się bez miłości czy z gasnącą miłością - to też nie ma sensu.
Czasem ktoś nie chce odpuścić nie tylko Panu Bogu, ale też bliskiemu, który zbliża się do śmierci.
Litość mnie męczy. Czasem słyszę: o Jezu, taki dobry ksiądz, tyle dobrego zrobił... Wkurza mnie to. Spójrz na więźniów sumienia na Białorusi albo przenieśmy się w lata najgłębszego komunizmu w Polsce. Czy ja bym wytrzymał tortury? Czy bym nie zdradził? To był heroizm. Mój to jest gówno heroizm- siedzenie na wygodnym krześle. Zaniosą mnie do łóżka, jest mi ciepło, wszyscy mi współczują. A wyobraź sobie, że siedzisz w celi śmierci, wyciągają cię na przesłuchanie, znęcają się nad tobą fizycznie i psychicznie. Molestują, wyrywają paznokcie, gniotą ci jaja w szufladzie. W końcu się łamiesz i wydajesz najbliższych przyjaciół. Oni przestają cię torturować, a ty masz świadomość, że nie dałeś rady i przez ciebie kogoś rozstrzeliwują. A przecież byli tacy, którzy nie wydali-to był heroizm. W moim wypadku to choroba, a nie heroizm.
...nie będę heroicznie udawał, że jest mi z chorobą i śmiercią dobrze, że bez krztyny lęku idę do "domu Ojca", bo to nieprawda. Jasne, że jeszcze bym sobie pożył. Postaram przygotować się na śmierć i ją samą przeżyć godnie i z klasą. Ale czy to się uda?
Kiedy na przykład słyszę, że miłość, która łączy ludzi tej samej płci, ze swej istoty nie jest miłością prawdziwą, zastanawiam się, kto dał nam prawo klasyfikować, która miłość jest prawdziwa, a która fałszywa".