cytaty z książek autora "Renata Dziurdzikowska"
Nie można dać czegoś, czego się samemu nie dostało.
Relacje ludzi, którzy nagle stracili bliskich są źródłem bezcennej wiedzy o nas samych. Są wyzwaniem- każą ryzykować miłość w każdej chwili życia. Nie czekać, ponieważ nie ma chwili do stracenia, gdy każda może być ostania. Z perspektywy śmierci okazuje się, że niewiele poza naszymi relacjami z ludźmi wytrzymuje próbę czasu. To, co wydaje się banalne i nadużywane, że najważniejsza jest miłość, dociera do serca rozdzieranego rozpacza po stracie.
Nieustannie powraca pytanie, co jest istotne, czemu warto poświęcić te cenne sekundy, minuty, godziny, tygodnie, miesiące, lata, które mamy przed sobą. – Miłość i twórczość- mówi bez wahania Anna (Janko, jedna z rozmówczyń autorki). Bo otwierają duszę na metafizykę. Kluczem jest miłość, bo z nią przychodzi olśnienie, zrozumienie, po co żyjemy, o co chodzi.
Wyrażenie gniewu, wypłakanie się i wyżalenie prowadzi do cichej medytacji, do pogodzenia się z tym, co się stało. Pomału, krok po kroku, ponownie zanurzamy się we własne życie, planując przyszłość i ciesząc się z nadchodzących dni. Jest coś, co w nas nie umiera nigdy- twierdza mędrcy od początku świata. To miłość. Wszystkiemu, co nią nie jest, pozwólmy umrzeć.
Miłość trwa dłużej niż życie tego, kogo kochamy.
Porażka nie jest końcem i klęską. Najczęściej bywa drogowskazem. Impulsem ku nowemu.
Wyłącznie proces psychiczny realizuje się w życiu zewnętrznym".
(...) wszystkie wyznania mają wspólny rdzeń. To są różne wyznania miłości.
Pozwólmy sobie i innym w żałobie leżeć i po prostu być. Wbrew pozorom jesteśmy wtedy bardzo zajęci wewnętrznie. To etap smutku zwany błędnie depresją. Smutek chce się „wysmucić”, jest dobry: kontaktuje nas z rzeczywistością. Dopiero niewyrażony może się przyczynić do powstania depresji. Smutek jest jednym z najbardziej niechcianych i niedocenianych uczuć. Jest jak pochmurne niebo, ma piękne rozproszone światło, które kieruje nas do wewnątrz.
Jesteśmy w stanie miłości, gdy nasze indywidualne treści psychiczne mają kontakt z tymi najgłębszymi. Tracimy go wskutek bolesnych doświadczeń i traum. Żyjemy wówczas zamknięci na miłość, w stanie permanentnego napięcia, targani wewnętrznymi konfliktami.
Nie musimy umierać pokonani przez śmierć, rozczarowani oraz przytłoczeni wyrzutami sumienia i poczuciem klęski. Możemy odejść w pokoju, przepełnieni wdzięcznością. Umierający mówili mu: Niech pan nie traci ani sekundy, niech pan mówi ludziom, że ich kocha. (…)Dlaczego wcześniej nie wiedziałem, że jedyne, co naprawdę się liczy, to głębokie porozumienie serc, dzielenie się miłością i przebaczeniem? Co sprawia, że nie wiemy tego wszystkiego wcześniej? Jesteśmy przerażeni- pisze Stephen Levine (autor „Kto umiera?...”, „Gdybyś miał przed sobą rok życia”). Jesteśmy zamknięci, opanowani przez tak wiele niepożądanych stanów umysłu, że aż kulimy się pod ich naporem. Przychodzi lęk- zamykamy się. Przychodzi zwątpienie- zamykamy się. Przychodzi gniew- zamykamy się. Przychodzi śmierć- zamykamy się. Otworzyć się i przeżyć wszystko, co jest do przeżycia. Chociaż spróbujmy.
Polacy są w sytuacji szczególnej - mamy za sobą komunizm, wojny, zabory. Niewielkie prawdopodobieństwo, że rodzice byli szczęśliwymi ludźmi. Jako naród od setek lat jesteśmy nieszczęśliwi. Naturalnym sposobem życia jest dla nas walka o przetrwanie, a nie cieszeniem się tym, że świat nas kocha. Przez wieki masowo ginęli najdzielniejsi, najmądrzejsi, najbardziej wartościowi mężczyźni. Ich funkcje musiały przejąć kobiety, rezygnując z budujących je treści matriarchalnych, kobiecych. Nie mamy tradycji w kochaniu. Cieszenie się miłością i odpoczywanie na łonie natury nie było nam dane. Ale możemy to wytrenować, nauczyć się, wypracować w terapii. Mimo że z początku to tylko protezy, to warto, bo dla kolejnych pokoleń możemy być lepszym źródłem miłości.
Patrzenie w śmierć zwraca ku życiu. Nie tylko nie pozbawia energii, ale i rozwiewa smutek, pomaga tworzyć życie pełne harmonii i spokoju, zaangażowania, więzi z ludźmi, znaczenia i samorealizacji, wyzwala miłość do życia, jakiej wcześniej nie znaliśmy.
Pod strachem przed śmiercią kryje się niespełnienie. (…) Skupienie się na tym głębokim braku satysfakcji jest często punktem wyjścia do przezwyciężenia lęku przed śmiercią. Pragniemy zostawić po sobie coś, co przetrwa dłużej niż my. To momenty miłości, współczucia. Gdy robimy sobie porządne próby generalne, nierzadko dochodzimy do wniosku, że umierając nie możemy wziąć ze sobą nic z tego, co otrzymaliśmy. Możemy zabrać tylko to, co daliśmy sami.
Wszystko,co najlepsze, godne uwagi, jest w nas.
Życie jest najlepszym reżyserem. Układa przepiękne dramaty. Najważniejsze, żeby być ciekawym, co też nowego nam szykuje - co dobrego i co złego. Jedno jest pewne - jakiś finał zawsze nastąpi.
Najważniejsza jest wierność sobie.
Związki się kończą, w jakimś sensie umierają, lecz jeśli były głębokie, wówczas miłość się zmienia, ale nigdy się nie kończy.
Dzieci są pięknym obrazem życia – samoistnym, samorozwijają cym się, cudownym.
Dzięki żałobie przeżywamy głębokie uzdrowienie. Zmarła osoba przestaje być postrzegana jako oddzielna istota fizyczna, staje się zasadniczą więzią o pierwszorzędnym znaczeniu. Różnice zacierają się i obie osoby stają się jednym. Wtedy jasno widać, że kiedy wychodzimy poza formy, zostaje wyłącznie miłość.
Miłość nigdy nie umiera(...) Żyjemy, aby odkryć tę prawdę. Ci z nas, którzy mają za sobą żałobę, tak właśnie mówią: ,,Zostaje tylko miłość”.
Wszyscy boimy się śmierci, bo to lęk pierwotny. Tym bardziej potrzebujemy się z nim mierzyć i oswajać go. (...) Unikanie tematu -rozpaczliwą próbą nieangażowania się w życie. Zróbmy więc próbę generalną.
Śmierć może być najwspanialszym doświadczeniem, ciepłym uściskiem przyjaciela.
Minuta to, aż 60 sekund. Tak mówią Ci, którzy już wiedzą, że dni do końca naszego życia można policzyć.
Pod strachem przed śmiercią kryje się niespełnienie. Mówimy często: "Nie żyłam własnym życiem"; "czas przecieka mi przez palce". Skupienie się na tym głębokim braku satysfakcji jest często punktem wyjścia do przezwyciężenia lęku przed śmiercią.
Umierając nie możemy wziąć ze sobą nic z tego co otrzymaliśmy. Możemy zabrać tylko to co sami daliśmy.
Jeśli wydaje nam się, że świadomość jest lepsza niż nieswiadomość, to warto przemyśleć słowa Junga: nieswiadomość jest wiecznie twórczą matką świadomości.
Pierwszy etap to wycofanie wyparcia lub wycofanie projekcji. (...) Klient uświadamia sobie, że to on jest odpowiedzialny za własne napięcia i konflikty. Jeśli to złapie, to już bardzo dużo. Włącza się wtedy myślenie: "Skoro jestem odpowiedzialny za to, co się ze mną dzieje, to zmiana również zależy ode mnie".