cytaty z książek autora "Ivo Andrić"
A za każdym razem, gdy mamy wrażenie, że się nam na coś tam "otworzyły" oczy, to zazwyczaj znaczy,że zamknęliśmy je na tysiąc innych rzeczy.
Całe piękno świata skryło się w moich myślach. Nieosiągalne marzenie stało się treścią życia. Tak oto upływają dni i noce moje, ale w chwili śmierci owa tęsknota stanie się czymś jedynym, wielkim, prawdziwym i tęsknym.
W zapadłych mieścinach, gdzie ludzie są do siebie na ogół podobni jak owce z jednego stada, niczym przyniesione przez wiatr osobliwe nasionko pojawi się czasem istota, która odbija od otoczenia, nie mieści się w nim, ściąga na wszystkich rozmaite biedy i tak długo powoduje zamieszanie, aż jej ludzie przytrą rogów i przywrócą w ten sposób ustalony porządek.
Najgorszą i najtragiczniejszą ze wszystkich słabości ludzkich jest niewątpliwie kompletny brak umiejętności przewidywania, będący w rażącej sprzeczności z tyloma talentami, zdolnościami i wiadomościami człowieka.
Pragnienia nagłych zmian i myśl o przeprowadzeniu ich za pomocą gwałtu i przemocy często pojawiają się wśród ludzi jak choroba i nabierają rozmachu przeważnie w młodzieńczych głowach; tylko głowy te nie myślą jak należy i zwykle nie ostoją się długo na karku. Bo nie ludzkie pragnienia rządzą i kierują sprawami tego świata. Pragnienie jest jak wiatr, przenosi pył z miejsca na miejsce, przesłania nim niekiedy cały widok, ale ostatecznie uspokaja się, opada, zostawiając po sobie stare, odwieczne oblicze świata.
Nieważne, ile zaoszczędzi się czasu, lecz co się z nim zrobi; jeśli go się źle użyje, to lepiej wcale nie mieć. Dowodził, że nie jest najważniejszą rzeczą, czy idzie się szybko, lecz dokąd i jaki cel przyświeca, a więc szybkość nie zawsze jest przewagą.
Ludzie nie chcą być szczęśliwi. Narody nie chcą rozumnego rządu ani szlachetnych władców.
Zrozumiałem, że straty są bolesne dopóty, dopóki nie straci się wszystkiego, bo jeśli traci się mało, przynosi to smutek i łzy. Jest nam ciężko gdy wielkość straty mierzymy tym, co pozostało, ale gdy pewnego dnia stracimy wszystko, odczuwamy lekkość, która nie ma imienia, bo jest to lekkość nazbyt wielkiego bólu.
Kiedy urodził się, Los rzucił kości: Będziesz mocny i śmiały, a kiedy po raz pierwszy usłyszysz słowo: szczęście, zapragniesz dać je całemu światu. O jednym tylko człowieku zapomnisz i nie będziesz szczęśliwy nigdy.
Tego nauczyło go doświadczenie, tak podpowiadał mu instynkt: mieszać się do sporu, w który wplątana jest kobieta, to to samo, co wtykać palec między drzwi.
On jedyny (most) przetrwał powódź bez szwanku i wyłonił się niezmieniony. (…) Wszyscy wiedzieli, iż w ich życiu jest coś, co potrafi stawić czoło wszelkiemu żywiołowi i co dzięki niepojętej harmonii swych kształtów i niewidzialnej, mądrej sile swych podwalin, wychodzi obronną ręką z każdej próby niezniszczalne i niezmienne.
Rzecz bowiem w tym, że podejrzliwość i troska widzą to, czego szczęście i ufność nigdy nie są w stanie dostrzec.
Żył tu sobie, miły i pożyteczny dla wszystkich, obcy sam sobie, wobec nikogo szczery ani bliski. I tak to, czepiając się jak rozbitek strzępów cudzej egzystencji, zdołał utrzymać się na powierzchni, uniknąć swojego prawdziwego życia, takiego, jakie mogło być i byłoby, i dalej istnieć, żyć i pracować pod płaszczykiem owej niewinnej, trochę niezwykłej osobowości. A żyć zawsze jest dobrze. Grunt to żyć.
Im przeżycia były cięższe i przykrzejsze, tym przyjemniej snuć wspomnienia o nich. Oglądane poprzez dym tytoniu lub kieliszek niezbyt mocnej wódki, obrazy te fantazja i czas często zmieniały, wyolbrzymiały i upiększały, ale niepostrzeżenie, tak że każdy zaklinał się, iż tak właśnie było, jako że wszyscy podświadomie brali udział w owym bezwiednym upiększaniu przeszłości.
Dopiero wtedy zrozumiał, jakim dobrodziejstwem jest ten ogienek przed źrenicami i ten niebieskawy dym, który łaskocze człowieka po oczach i krtani, pozwala uronić łzę i nie zapłakać przy tym, zrobić wdech i wydech i nie zdradzić się, że to westchnienie.
Często się zdarza, że ludzie wpływowi wloką za sobą do końca tłum protegowanych, nie dla nich samych, bo ani ich znają, ani cenią, lecz dla samych siebie, gdyż poparcie i obrona, jakich udzielają tym ludziom, są widomym dowodem ich własnej mocy i potęgi.
Znów nastały owe ciepłe, bogate dni schyłku lata, najpiękniejsze i najlepsze dla tych, którym zawsze jest dobrze, a najmniej przykre dla tych, którym jest źle i ciężko tak w lecie, jak w zimie.
Nic tak ludzi nie łączy, jak wspólnie i szczęśliwie przeżyte nieszczęścia. Czuli się mocno zespoleni minioną katastrofą.
W ciągu wieków wasz naród tak bardzo upodobnił się do swoich ciemiężców, że niewiele zyska, gdy Turcy pewnego pięknego dnia opuszczą go, zostawiając prócz wad poddanych własne przywary: lenistwo, brak tolerancji, kult przemocy. Właściwie nie byłoby to żadne wyzwolenie, gdyż nie bylibyście godni wolności ani nie umielibyście korzystać z jej owoców, i podobnie jak Turcy, nie umielibyście nic innego robić, jak żyć w niewoli lub innych ciemiężyć.
Miesiące letnie w Trawniku należą do nieszczęśliwych i przynoszą zaskakujące niespodzianki. (…) Letnie dni są dłuższe, ludzie mają więcej czasu, a zatem więcej możliwości na wszelkie głupstwa i wybryki, które są ich stałą potrzebą wewnętrzną.
Oznacza to, że nie istnieje droga środkowa, owa prawdziwa prosta wiodąca naprzód, do stabilizacji, do spokoju i godności, lecz wszyscy obracamy się w kółko, zawsze w tym samym złudnym kierunku, a tylko zmieniają się ludzie i pokolenia, które zdążają naprzód, wiecznie tumanione.
Odtąd przez wiele lat życie nie przestawało go poić tym samym gorzkim napojem, do którego nie sposób się było przyzwyczaić. Wprawdzie po dawnemu chodził, żył, pisał artykuły i krzyczał z tłumem, ale już teraz trawiony wewnętrznym rozłamem, do którego nie chciał nawet sam przed sobą się przyznać i który chętnie ukrywał przed każdym.
Ludzie bowiem łatwo zmyślają historie i prędko je roznoszą, a rzeczywistość przedziwnie i nierozłącznie miesza się i splata z legendami.
Niejeden z owych urzędników, ognisty Węgier albo zarozumiały Polak, przeszedł przez most z obawą, wstępując z odrazą do kasaby (miasta), gdzie z początku odbijał od wszystkich jak kropla oliwy od wody, po której pływa. A już w kilka lat później godzinami przesiadywał na kapii (galerii pośrodku mostu), palił trzymając w ustach gruba bursztynowa bursztynową cygarniczkę i niby rodowity mieszkaniec kasaby śledził wzrokiem dym snujący się i znikający pod jasnym niebem w nieruchomym powietrzu o zmierzchu.
Panowanie tureckie wytworzyło (..) u wszystkich poddanych chrześcijańskich pewne cechy charakterystyczne, jak obłudę, upór, nieufność, lenistwo myślenia, obawę przed wszelkimi zmianami, pracą i ruchem (…) Powstałe z konieczności i w ucisku, są i dzisiaj przeszkodą dla postępu, złym dziedzictwem ponurej przyszłości i przywarami, które należałoby wykorzenić.
Bezgranicznie pokorny i do podłości uniżony wobec potęgi, władzy i bogactwa, był zuchwały, okrutny i bez serca wobec każdego, kto slaby, biedny i niedoskonały.
Teraz zaczyna kiełkować myśl, że i ta droga (Napoleon) mogłaby okazać się bezdrożem, jedną z wielu złud, że ta tak zwana prawdziwa droga wcale nie istnieje i że życie ludzkie zatraca się w wiecznej tęsknocie do prawdziwej drogi i w wiecznym prostowaniu ścieżek, którymi podąża.
Było to jedno z najsmutniejszych miejsc tej ubogiej i górzystej krainy, gdzie bieda jest jawna i oczywista, a człowiek ograniczony potęgą żywiołu i zawstydzony własną niemocą musi lepiej się przyjrzeć własnej i cudzej niedoli i zacofaniu.