cytaty z książek autora "Emir Suljagić"
Ludzie nie rozumieli, że to, czy przeżyją, zależeć będzie od tego, jak szybko zaakceptują fakt, iż do nowego świata nie wolno wnieść nic ze starego. Stary świat utracili bezpowrotnie, nowym rządziły typy spod ciemnej gwiazdy, przestępcy, kryminaliści, skorumpowani policjanci...
(...)
Szybko się uczyliśmy: nasze wychowanie i inteligencja, nasze ideały nie były warte złamanego grosza. Musieliśmy zadowalać się resztkami, bo na nic innego nie mogliśmy liczyć, nie sprzeniewierzając się sobie, nie zatracając własnego ja.
W sensie ściśle wojskowym enklawa wciąż była słaba, miała nieporównywanie mniej broni niż Serbowie. Ale w te zimowe miesiące otrzymaliśmy całkiem nową broń, coś, o czym nikt prócz nas nie wiedział - gniew. Wreszcie rozgorzał, po tym wszystkim, obalając granice poszanowania bliźniego i moralności, dwóch pojęć, które pierwsze giną na wojnie, bo ofiara od razu traci te cechy lub sama się od nich uwalnia, gdy stają się przeszkodą między nią a życiem.
Enklawa. To zimne, precyzyjne słowo oddaje wszystkie różnice między nami tu, w środku i nimi na zewnątrz. My nigdy nie nazywaliśmy tak Srebrenicy, bo nie miało to żadnego, absolutnie żadnego związku z naszą rzeczywistością. Nazywaliśmy ją kotłem, końcem świata, ślepą kiszką, bo te właśnie słowa pasowały do stanu naszego ducha. To, przez co przechodziliśmy każdego dnia, było niedostępne dla reszty świata.
Tak naprawdę przychodzę z innego miejsca, ale postanowiłem, że będę ze Srebrenicy. Tylko stamtąd mam odwagę być i tylko tam odważyłem się udać wtedy, gdy nie potrafiłem gdzie indziej. Dlatego jestem przekonany, że miejsce urodzenia jest nieistotne w porównaniu z miejscem śmierci. Pierwsze nic o nas nie mówi, to tylko suche dane geograficzne; drugie mówi wszystko o naszych poglądach, przekonaniach, wyborach, którym pozostaliśmy wierni do końca, póki nie dosięgła nas śmierć.
A jeśli się mylę, jeśli człowiek nie może sobie wybrać miejsca śmierci, tak jak nie może wybrać miejsca urodzenia?
Jak zawsze w takich sytuacjach, ich wersja przebiegu wydarzeń całkowicie różniła się od naszej.
Nastał dziwny spokój. Front zamarł, (...) artyleria umilkła, ucichły nawoływania między okopami. Obie strony czekały. Jedni ze strachem, drudzy pełni wiary. Jednych cisza przerażała, drugich uspokajała. Jedni myśleli o popełnionych grzechach, drudzy o niesprawiedliwości.
Wracając, zrozumiałem, że droga do Srebrenicy nie jest drogą prowadzącą w przestrzeni, lecz w czasie, to skok wstecz, podróż do ostatniej enklawy bałkańskiego nazizmu. Pomyślałem, że Srebrenica to taka nasza "mała" Treblinka, oddalona o cztery godziny jazdy z Sarajewa i trochę mniej z Tuzli.
Byliśmy rozgoryczeni, widząc, że kiedy ludzie, którzy przez całe lata odmawiali nam pomocy, mimo iż byliśmy na krawędzi zagłady, wreszcie zdecydowali się na całkowicie pozbawiony ryzyka ruch, to nawet tego nie umieli przeprowadzić jak trzeba.
Poszczególne śmierci, a dokładniej te chwile, gdy nagle przestaje się istnieć, niczym się nie różnią - komora gazowa, masowa egzekucja czy zdradziecki błysk stalowego ostrza w ciemności, jęk bólu lub charkot i bezwzględny cios noża. Dziesięć tysięcy ludzi, dziesięć tysięcy trumien, dziesięć tysięcy grobów, heeej, dziesięć tysięcy!