cytaty z książki "Dobrze się myśli literaturą"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Oto właśnie jeden z cudów literatury: pisarz sprzed czterystu lat nie pisał dla mnie, nic o mnie nie wiedział i nie mógł wiedzieć. Ja czytam jego słowa po czterech wiekach i traktuję je tak, jakby były napisane wyłącznie dla mnie.
Prus pojął genialnie, że literatura nie jest od dostarczania dowodów na istnienie ładu świata. Od tego jest nauka. Literatura wydobywa z ludzkiego istnienia sprzeczność, komplikację, bycie "za, a nawet przeciw" równocześnie. Udowadnia, że można - jak autor - wierzyć w utopię i twardo stać na ziemi; być emocjonalnym prawicowcem i racjonalnym lewicującym progresistą. Jego pisarstwo żywi się tą niespójną złożonością, afirmuje ją i godzi z nią czytelnika, mówiąc mu: "Jesteś pokręcony i popaprany, czyli ludzki".
Literatura to jedyne sny, których nie śnimy samotnie.
Była pasywna, przyjmowała stopniową degradację warunków życia bez walki. Jej wrogiem stało się wszystko, co zmierza do zniszczenia duchowej i intelektualnej niepodległości człowieka - potrzeby biologiczne i praca systemowa. Idiotyzm powtarzalnych, mechanicznych czynności napawał ją przerażeniem i wstrętem; nie mogła zrozumieć, jak ludzie godzą się z podobnym ograniczeniem.
Dzięki książkom jeszcze jako nastolatek mogłem się zestarzeć, nic nie tracąc z młodości.
Jak straszliwa dokonała się kastracja tej prozy, skoro uznano, że opowieści o chłopcu zakatowanym kijem na śmierć albo o dziewczynce włożonej do pieca w celach leczniczych nadają się do czytania w szkole podstawowej. Literatura o dzieciach nie zawsze jest dla dzieci. Ta jest okrutna, perswazyjna, agresywna i zaangażowana.
W "Lalce" szczególnie okrutnie rozprawi się z rodziną – nie ma jej tam wcale, a jedynie wdowy, wdowcy, rozwodnicy, porzuceni, stare panny i kawalerowie, single. Dziesiątki bohaterów to galeria ludzi samotnych.
Dziś znów uważam, że nic nie zastąpiło literatury i nic nie jest w stanie jej zastąpić. Ludzie mogą nie czytać, tylko że są wtedy pozbawieni pewnej dyspozycji intelektualnej, której nie sposób nabyć inaczej. Nieczytającym zanika pewien organ. Nie chodzi o to, że jakieś treści są niemożliwe do opowiedzenia w innym medium. Mamy przecież znakomite seriale, kino, komiks. Ale ten rodzaj organizowania świata za pomocą narracji i metafory, sensownego przedstawienia sobie zdarzeń i przeżyć, którego dokonujemy, czytając, jest niemożliwy do powtórzenia inaczej niż w języku. Tylko że zdążyliśmy o tym zapomnieć.
(...) i nagle rodzi się czytelnik. Nie jest to istota odwrócona od rzeczywistości ku literom, ale ktoś, kto dzięki czytaniu nadaje życiu intensywność, przestaje traktować życie jako coś zwykłego, co się mu po prostu przydarza, jak każdej żyjącej istocie.
Gdyby niektórzy dzisiejsi, co bardziej gorliwi, politycy historyczni naprawdę interesowali się historią, szybko doszliby do wniosku, że wszyscy pisarze pozytywistyczni byli kolaborantami, a Prus spośród nich największym. Lojalni wobec prawa, protestujący w jego granicach, cenzurowali własną twórczość, unikali oficjalnych wystąpień politycznych. Bali się i nie chcieli emigrować. Resztki złudzeń stracili podczas „styczniowej nocy.
(...) gdy czytam, mojemu poczuciu adekwatności towarzyszy odkrywanie różnicy - tego, co we mnie inne od napisanego. Dopiero dzięki już przeczytanemu mogę zdać sobie sprawę z niewypowiedzianej resztki, którą jestem. Inaczej mówiąc, w przeciwieństwie do książki moje życie jest nie-do-przeczytania. Świadomość nieopisanej "reszty" czyni ze mnie czytelnika kolejnej i kolejnej książki. To nie głód konsumpcji, ale pragnienie powtórzenia odczucia sensowności, spełnionej opowieści, wypowiedzenia wypowiedzi niemal idealnej.
Wielkie dzieło jest zawsze skandalem, wyrwą w historii. Stoi za tym skandal talentu, a więc pewnej dyspozycji, którą nazywamy geniuszem, choć w istocie nie potrafimy powiedzieć, czym ona jest. Największym wyzwaniem dla historyka literatury jest arcydzieło, ponieważ nie wiadomo, jak wyjaśnić jego historyczną konieczność, której nic nie zapowiada. Skąd się wziął Kochanowski? Niewytłumaczalny eksces, bo przecież w polszczyźnie nie było wówczas nic podobnego do tego, co znajdujemy w "Trenach" czy w "Psałterzu"... To jest właśnie skandal arcydzieła - przychodzi gotowe i od razu funduje nowy język.
Jedna z wielkich lekcji literatury mówi, że w kryzysowym momencie zaczytania, w paroksyzmie pomieszania życia i literatury, ta ostatnia, jeśli jest prawdziwie wielka, musi odepchnąć czytelnika od siebie ku życiu, nawet za cenę bolesnej deziluzji. Wybitne książki mają w sobie taki ukryty mechanizm samozniszczenia, wewnętrzną krytykę własnej siły i atrakcyjności. Uczymy się tego z pierwszą i każdą kolejną lekturą dziejów Don Kichota czy Emmy Bovary.
Inaczej mówiąc: literatura uczy nas nie przegapiać świata, nie pozwalać mu uchodzić naszej uwadze i znikać w procesie niszczącego przemijania.
Emocje powstają w nas bez naszej woli. Dzięki literaturze możemy się im przyglądać bezpiecznie, doświadczać ich, studiować, jak pod wpływem języka rodzi się wzruszenie czy strach.
Nawet milczenie jest w istocie cichym czytaniem własnych myśli. Jeśli chcemy mówić lepiej, trzeba czytać lub poddać się nauczaniu tych, co czytają. Inaczej zostanie nam w ustach bezradny, mimowolnie komiczny słownik emigranta lub kikut mowy zdegradowanej do stu czterdziestu znaków plus n razy k...wa.
Nie jest to moja literatura, to znaczy, nie ja ją napisałem, a mimo to jej słowa wydają mi się bardziej adekwatne niż moje własne. Oto właśnie jeden z cudów literatury: pisarz sprzed czterystu lat nie pisał dla mnie, nic o mnie nie wiedział i nie mógł wiedzieć. Ja czytam jego słowa po czterech wiekach i traktuję je tak, jakby były napisane wyłącznie dla mnie.
Romantycy eksponowali tę funkcję literatury, definiując człowieka jako jedyną istotę, która chce być kimś innym, niż jest. Za tę niezgodę na własną kondycję gatunkową, społeczną, historyczną odpowiedzialna jest literatura jako nauczycielka pragnienia odmiany życia, nawet dobrego. Lektura zasiewa w nas coś, czego w nas nie ma, z czym się nie rodzimy, czego nawet nie przejmujemy przez zwyczaje życia rodzinnego (w domu może nie być książek), i nagle rodzi się czytelnik. Nie jest to istota odwrócona od rzeczywistości ku literom, ale ktoś, kto dzięki czytaniu nadaje życiu intensywność, przestaje traktować życie jako coś zwykłego, co się mu po prostu przydarza, jak każdej żyjącej istocie.
Za sprawą XIX wieku uzależniliśmy rozumienie człowieka i świata od poznania historycznego, ponieważ odniesieniem dla tego, co możemy zrobić i kim możemy być, jest wiedza o tym, co stało się wcześniej.
Historia mówi nam, że jesteśmy jej skutkiem. To paraliżująca świadomość, aplikowana nam boleśnie zwłaszcza przez romantyzm, a potem przez jego spadkobierców (Wyspiańskiego, Żeromskiego), niepozwalających zapomnieć, że mamy w sobie charakterologiczny depozyt nieodpowiedzialnych warchołów, którzy zmarnowali własne państwo i pozwolili się wtrącić w dwuwiekowy cywilizacyjno-polityczny zastój. Nie da się żyć, mając nieustannie takie brzemię historii na barkach.
Niezaspokojony głód obserwacji stwarza perwersyjny styl, którym Prus obmacuje rzeczywistość. Ten niezdecydowany i niespełniony naukowiec odkrył obsceniczne prawo literatury, pozwalającej czytelnikowi patrzeć na sprawy, na które gapić się nie wypada.
Jego pisarstwo żywi się tą niespójną złożonością, afirmuje ją i godzi z nią czytelnika, mówiąc mu: "Jesteś pokręcony i popaprany, czyli ludzki".
Kraszewski jest dowodem, że istnieje popęd, którego nie odkryli psychoanalitycy - popęd narracji.
Współczesnego badacza literatury na myśl o wykonaniu zadania wstępnego, czyli przeczytania wszystkiego, co pisarz napisał, ogarnia panika.
Literatura nauczyła nas pragnąć czegoś „innego”, wychodzić poza krąg codziennych przyzwyczajeń, poza rytuał wyznaczany bądź przez konwencje życia wspólnoty, bądź po prostu przez potrzeby ciała, które każe nam jeść, spać i tak dalej. […] literatura uczy nas nie przegapiać świata, nie pozwalać mu uchodzić naszej uwadze i znikać w procesie niszczącego przemijania.
Jeśli chcemy mówić lepiej, trzeba czytać lub poddać się nauczaniu tych, co czytają. Inaczej zostanie nam w ustach bezradny , mimowolnie komiczny słownik emigranta lub kikut mowy zdegradowanej do stu czterdziestu znaków plus n razy k..wa.
Życie to zostawianie śladów, które niczym śluz ślimaka potwierdzają, że żmudna wędrówka mogła się dokonać.
Nieszczęściem wielu biografii jest, że czynią życie nazbyt czytelnym.
A przecież życie to zostawianie śladów, które niczym śluz ślimaka potwierdzają, że żmudna wędrówka mogła się dokonać.