cytaty z książek autora "Javier Marías"
Ty jesteś moim życiem i moją miłością, i moim życiem na jawie, a skoro jesteś moim życiem, to nie chcę mieć przy sobie nikogo innego niż ty, kiedy będę umierał.
I tak mija nam życie, mija na udawaniu, że jesteśmy wyjątkowi i wybrani, podczas gdy naprawdę okazujemy się wymienni, okazujemy się rezultatem smętnej, żałosnej, odpustowej loterii.
Ludzie z początku widzą coś tak, a po jakimś czasie to samo widzą zupełnie inaczej. Wpierw kochają, potem nienawidzą albo czuja obojętność, potem uwielbiają. Nigdy nie jesteśmy pewni, co dla nas będzie najważniejsze ani kogo uznamy za ważnego dla nas. Nasze przekonania są częściowe i chwiejne, nawet te, które uważamy za najgłębsze. Nie inaczej jest z naszymi uczuciami. Nie powinniśmy być zbyt ufni.
Nie tylko niepewność i czekanie, również irracjonalna nadzieja, fantazja mogą stać się kluczowe dla serca człowieka, tak że nie będzie już umiał bez nich żyć.
Nikt z nas nie powinien czuć się urażony tym, że ktoś zadowala się nami tylko z braku tej osoby, która była najlepsza.
Człowiek szuka spokoju z osobą, która żyje, dzieląc z nią codzienność.
Kiedyś powiedziała mi tymi ustami, dlaczego mnie kocha:
"Bo lubię patrzeć na ciebie, jak czytasz gazetę, kiedy ja jem śniadanie, przede wszystkim dlatego. Na twojej twarzy widzę, w jakim nastroju obudził się świat i w jakim każdego ranka budzisz się ty, który w moim życiu jesteś głównym przedstawicielem świata.
Czasami odnoszę wrażenie — wyznaje przy końcu swej opowieści narrator — że to, co się zdarza, jest identyczne z tym, co się nie zdarza; to, co odrzucamy lub puszczamy mimo siebie, jest identyczne z tym, co bierzemy i chwytamy; to, czego doświadczamy, identyczne z tym, czego nie próbujemy, a mimo to schodzi nam życie i przychodzi nam życie na wybieraniu i odrzucaniu, i dobieraniu, na wykreślaniu linii, która rozdzieliłaby to wszystko co identyczne i uczyniła z naszej historii jedna jedyną historię, która moglibyśmy pamiętać i opowiadać, od razu albo po jakimś czasie, i tym samym która mogła zostać wymazana lub rozmazana […]
Błąd wynikający z przeświadczenia, że teraźniejszość będzie trwała wiecznie, że to, co przynosi każda chwila, jest już ostateczne, podczas gdy wszyscy powinniśmy wiedzieć, że tak nie jest, póki pozostaje nam jeszcze odrobina czasu. Niejednej zaznaliśmy zmiany, niejednego gwałtownego zwrotu doświadczyliśmy, i to nie tylko zmiennych kolei losu, ale zmiennych nastrojów i animuszy. Uczymy się z czasem, że to, co teraz wydaje nam się skrajnie poważne, pewnego dnia będziemy odbierać jako rzecz skrajnie neutralną, wyłącznie zdarzenie, wyłącznie fakt. Że osoba, bez której żyć nie mogliśmy i spać przez nią nie mogliśmy, bez której nie wyobrażaliśmy sobie naszego życia, od której słów i obecności byliśmy uzależnieni dzień po dniu, po jakimś czasie przestanie pojawiać się w naszych myślach, nawet zniknie z nich całkiem, a jeśli się nawet pojawi, sporadycznie, to tylko po to, byśmy skwitowali to wzruszeniem ramion lub, co najwyżej, przez sekundę zastanowili się: Ciekawe, co się teraz z nią dzieje? bez krzty zatroskania, bez zaciekawienia nawet.
Dziesięć lat to dużo i zarazem nic, dużo w życiu jednostki i nic w kontekście znanych i nieznanych nam czasów. Nie jesteśmy jednak w stanie kierować się tymi drugimi, nie umiemy spojrzeć na siebie jak na drobną cząsteczkę wszystkiego, co mieści się w świecie; gdybyśmy to potrafili, nikt nigdy nie wstawałby z łóżka ani nie podejmował żadnej czynności, w takim kontekście wszystko staje się błahe, głupie i przelotne, a wszelkie starania jawią się jako próżne, nawet te, co z perspektywy naszej nieistotnej codzienności wydają się kluczowe: uratowanie czyjegoś życia, zapobieganie nieszczęściom, powstrzymanie rzezi, ostatecznie wszystko okazuje się nieważne w tym ciągłym marszu wszechświata, który miażdży, zgniata i wyrównuje wszystko.
Tylko jedno jest bardziej przygnębiające niż umieranie, gdy nikt tego nie zauważa: umieranie, gdy samemu się tego nie zauważa, gdy umierający nie zauważa własnego rozpadu i końca.
(...) ja nie wierzę w te historie opowiadane przez telewizję; ludzie, którzy się spotykają i kochają bez najmniejszych kłopotów, oboje są wolni i otwarci, żadne z nich nie ma wątpliwości ani przedwczesnych skrupułów (...) jakikolwiek związek pomiędzy ludźmi to zawsze splot problemów, nacisków, zniewag, również poniżeń.
Ludzie w dużym stopniu kochają, bo ich się zmusza do kochania. To samo dotyczy stosunków osobistych, nieprawdaż? Ile to związków nie jest związkami, bo jedno z dwojga i tylko jedno, uparło się, że muszą być związkiem i zmusiło drugie by też tego chciało?
Kto wie, może po części z tego powodu umieramy, bo zostaje anulowane wszystko, cosmy przezyli, a wówczas tracą ważność nawet nasze wspomnienia. Najpierw tracą wazność nasze doświadczenia. Potem również wspomnienia.
to szokujące jak łatwo zastępujemy ludzi, którzy znikli z naszego życia, jak podejmujemy starania, by zapełnić puste miejsce, jak nigdy nie godzimy się na to, by zmniejszyła się obsada, bez której kiepsko sobie radzimy i ledwie umiemy przeżyć, i jak równocześnie wszyscy jesteśmy gotowi zająć w zastępstwie puste miejsca, które nam się przydziela, ponieważ rozumiemy ten mechanizm stałej powszechnej substytucji i uczestniczymy w nim, on dotyczy wszystkich, nas zatem także, toteż zgadzamy się na rolę nieudolnych naśladowców i sami znajdujemy się w otoczeniu coraz większej ich liczby
Oszukiwać się lub być oszukiwanym to naprawdę nic trudnego - pomyślałem - powiem więcej, to nasz stan naturalny: nikt nie może uwolnić się od tego, ale też nie może z tego powodu uważać się za głupca, nie powinniśmy przesadnie się buntować i nie powinniśmy się tym zadręczać.
Nie da się uniknąć popełniania błędów, to niemożliwe. Rzeczą przedziwną jest to, że słowa nie mają konsekwencji znacznie bardziej fatalnych od tych, jakie mają zazwyczaj. A może nie wszystkie skutki są nam wystarczająco znane i tylko nam się wydaje, że nie mają ich aż tylu, podczas gdy w rzeczywistości wszystko jest nieustającą katastrofą, spowodowaną tym, co mówimy.
[...]
Wszyscy bez przerwy mówią, świat cały huczy od milionów płynących przez cały czas rozmów, opowieści, deklaracji, komentarzy, plotek, wyznań, cały czas padają słowa i cały czas są słuchane, i nikt nie jest w stanie ich kontrolować. Nikt nie jest w stanie przewidzieć eksplozji, do jakiej doprowadzają, a nawet jej śledzić.
[...} szkoda, że studenci, biedne, nierozgarnięte dzieci, zapominają dziewięćdziesiąt pięć procent cudów, których słuchają, i nasze wspaniałe odkrycia zachwycają ich tylko przez kilka minut, mniej więcej do końca zajęć.
Nie da się opowiedzieć życia, to niezwykłe, że przez wszystkie znane nam stulecia ludzie z uporem starają się opowiedzieć coś, czego opowiedzieć nie można, czy to w formie mitu, poematu epickiego, kronik, annałów, protokołów, legend, poematów rycerskich, ballad i piosenek ludowych, ewangelii, żywotów świętych, historii, biografii, powieści lub mów pogrzebowych, filmu, spowiedzi, pamiętników, reportażu, wszystko jedno.
Nie możemy ubiegać się o to, aby być pierwszymi albo tymi szczególnie wyróżnianymi, jesteśmy tylko tym, czym akurat można dysponować, resztkami, odpadkami, ocalałymi, pozostałościami, ostatkami, ale z takiej niezbyt szlachetnej odrobiny rodzą się największe miłości i powstają najlepsze rodziny, stąd my wszyscy , efekt przypadku i konformizmu, z odtrąceń i wstydliwości, i cudzych porażek, a mimo to dalibyśmy czasami Bóg wie co, żeby być przy osobie która udaje nam się wyszperać z rupieciarni albo z lumpeksu czy też szczęśliwie wygrywamy w karty albo która nas wydłubała z odpadków; niewiarygodne ale nawet udaje nam się samych siebie przekonać do tych naszych przypadkowych zakochań i wielu dopatruje się ręki losu w czymś, co jest tylko odpustową loterią , kiedy lato dobiega już końca.
Kiedy opowiadasz, to jakbyś dawał prezent, nawet jeżeli opowieść zawiera truciznę, też jest więzią i wyrazem zaufania, a ten kto zaufał, rzadko nie doświadcza wcześniej czy później zawodu, rzadko więź nie gmatwa się i nie zapętla tak bardzo, że trzeba użyć noża lub brzytwy, żeby ją przeciąć.
Śmierć nie odbiera nam tylko naszego własnego życia, ale też życie innych ludzi.
Jaki jest sens w tym, że wszyscy musimy doświadczać tych samych przykrości i dokonać tych samych mniej więcej odkryć, i tak odwiecznie...
Człowiek szuka spokoju z osobą, z którą żyje, dzieląc z nią codzienność.
Sprawdzić, czy z jej twarzy zniknął wyraz zadowolenia( odległości w Oksfordzie są bardzo niewielkie i nie ma czasu nawet na zmianę wyrazu twarzy).
Żyje Will, stary portier, o czystym spojrzeniu( nie ma takich w Madrycie), który ciągle pozdrawia wszystkich i podnosi w górę dłoń, myląc czas, i mój czas, i może nazywa kogoś moim imieniem ( bo dla niego nie wyjechałem i dla niego wszystkie dusze są żywe).