cytaty z książek autora "Michael Cunningham"
Ale i tak pozostają godziny, prawda? Jedna, po niej druga, przechodzisz przez tę pierwszą, a zaraz, o Boże, jest następna.
Takie proste. Pomyśl, jak cudownie byłoby już nic nie znaczyć. Pomyśl, jak cudownie byłoby już się nie martwić, nie walczyć, nie ponosić porażek.
Tak, myśli Clarissa, czas, żeby ten dzień się skończył. Urządzamy przyjęcia, opuszczamy rodziny, żeby wieśc samotne życie w Kanadzie; nie szczędzimy trudu, by pisac książki, które i tak nie zmienią świata, niezależnie od tego, ile włożono w nie talentu i wysiłku, najbardziej szalonych nadziei.
Żyjemy, robimy to, co robimy, potem kładziemy się spac - to takie proste i takie zwyczajne.
Niektórzy wyskakują z okna, inni się topią czy zażywają zbyt dużo pigułek; znacznie więcej spośród nas ginie w wypadkach; a większośc, zdecydowna, jest powolnie trawiona przez choroby lub, jeśli ma trochę szczęścia, tylko przez czas.
Na pocieszenie pozostaje jedno: godzina w tym czy w tamtym miejscu, kiedy nasze życie, na przekór wszelkim przeciwnościom i oczekiwaniom, otwiera się nagle przed nami, dając to, co zawsze istniało w naszej wyobraźni, chociaż wszyscy z wyjątkiem dzieci (a może nawet i one) zdajemy sobie sprawę z tego, że po tych godzinach nieuchronnie nadejdą następne, znacznie bardziej ponure i trudne. A jednak lubimy to miasto, cieszymy się porankiem, ponad wszystko żywimy nadzieję na więcej.
Bóg jeden wie, dlaczego tak je kochamy.
Ilekroć myślała o innej kobiecie (takiej jak ona) popadającej w obłęd, wyobrażała sobie, że towarzyszą temu przeraźliwe krzyki i zawodzenie, halucynacje; lecz w tej chwili stało się jasne, że istnieje inny sposób, bezgłośny, gdy otępienie, poczucie beznadziejności i apatia są na tyle głębokie, że uczucie tak silne, jakim jest smutek, przyniosłoby jedynie ulgę.
Z upływem lat nauczyła się, że do zachowania zdrowia psychicznego niezbędna jest umiejętność wcielania się w rolę innej osoby i to nie tylko na użytek męża czy służby, lecz przede wszystkim na swój własny.
Okazuje się, że mamy w głowach hałas, ale jesteśmy do niego tak przyzwyczajeni, że go nie słyszymy.
Na pocieszenie pozostaje jedno: godzina w tym czy w tamtym miejscu, kiedy nasze życie, na przekór wszelkim przeciwnościom i oczekiwaniom, otwiera się nagle przed nami, dając to, co zawsze istniało w naszej wyobraźni, chociaż wszyscy z wyjątkiem dzieci (a może nawet i one) zdajemy sobie sprawę z tego, że po tych godzinach nieuchronnie nadejdą następne, znacznie bardziej ponure i trudne.
Na każdy dzień składały się identyczne czynności, a doskonałość kolejnych dni polegała na ich idealnym podobieństwie każdego do pozostałych. Powtarzalność, jak narkotyk, nadaje wszystkiemu nowy wymiar.
Zaczynam pojmować prawdziwą różnicę między młodością i starością. Młodzi ludzie mają czas na snucie planów i wymyślanie nowych koncepcji, starsi muszą angażować całą swoją energię, żeby nadążyć za tym, co już zostało wprawione w ruch.
Jednak jest zadowolona, zdając sobie sprawę z tego (w jakiś sposób nagle to zrozumiała), że można przestać żyć. Ten szeroki wachlarz ewentualnych rozwiązań, możliwość rozważania wszystkich wariantów, spośród których można wybierać, bez strachu i przebiegłości, daje w pewnym sensie poczucie komfortu
Wydaje się możliwe (nie wydaje się niemożliwe), że prześlizgnęła się przez niewidzialną granicę, która zawsze oddzielała ją od tego, co wolałaby odczuwać, kim wolałaby być. (...) Dogoniła samą siebie. Tak długo pracowała, w dobrej wierze, a teraz właśnie posiadła umiejętność szczęśliwego życia, będąc sobą.
Miłość, jak się wydaje, przychodzi niezapowiedziana, ale też w sposób tak przygodny, losowy, że aż się zastanawiasz, jak możesz, jak ktokolwiek może choćby przez chwilę wierzyć w związki przyczynowo-skutkowe.(str 230).
Virginia, musi dokładać starań, by nie wypaść z roli. Sama udziela sobie upomnienia: jedzenie to nic zło. Nie myśl o gniciu i odchodach; nie myśl o twarzy w lustrze.
Niektóre marzenia są lepsze, gdy się nie spełniają, nie sądzisz?
Czasem wystarczy tylko wiedzieć, gdzie są ukryte drzwi i jak je otworzyć. Całe czary-mary.
Baśnie to zazwyczaj opowiastki z morałem. W bardziej ponurej wersji powyższej historii matka i syn umierają z głodu. Morał byłby wówczas następujący: Matki, postarajcie się realistycznie oceniać swoich zidiociałych synów bez względu na to, jak czarujące są ich chytre uśmieszki, jak bardzo raduje was widok ich złocistych kędziorów. Jeśli będziecie ich idealizować, jeśli będziecie upierać się przy zaletach, których ewidentnie nie mają, jeśli będziecie trwały w swym ślepym pragnieniu posiadania mądrego dziecka, takiego, w którym znajdziecie oparcie na stare lata, nie zdziwcie się, gdy po upadku na podłogę w łazience spędzicie tam całą noc, bo wasz synalek pije do świtu z kolegami.
Jaś i magiczna fasola kończy się jednak inaczej.
Wniosek, który płynie z tej konkretnej baśni, jest następujący: Ufaj nieznajomym. Nie trać wiary w magię.
Nie patrzy w owalne lustro wiszące nad umywalką. Zdaje sobie sprawę z tego, że każdy jej ruch odbija się w lustrzanej tafli , lecz stara się na nią nie spojrzeć. Lustro jest zdradliwe, czasami odbija się w nim ciemny kontur doskonale dopasowany do kształtu jej sylwetki, przybiera jej formę, lecz pozostaje z tyłu, za nią, wpatrując się świdrującym wzrokiem, oddychając wilgotnym, przytłumionym oddechem.
Czuje się tak, jakby towarzyszyła jej niewidzialna siostra, przewrotna kobieta rozgniewana i oskarżająca, upokorzona przez samą siebie. To właśnie ta kobieta, nie Laura, potrzebuje pocieszenia i ciszy. Laura mogłaby byc pielęgniarką, która stara się ulżyc w cierpieniu innej osobie.
Jest drażliwa, gdy chodzi o udzielaną jej pomoc. Potraktować ja zbyt opiekuńczo, od razu się jeży(...); potraktować ją zbyt lekceważąco, oburza się(...).
Twoim zabójcą jest samotność. Może dlatego, że spodziewałaś się, iż upadek przyjdzie w bardziej majestatycznej i romantycznej formie.
Kto by wytrzymał, gdyby kochano go tak rozpaczliwie?
Ostatnio chce się ubierać tylko na biało. Biel w niektórych kulturach budzi skojarzenia z dziewictwem, w innych z żałobą. Beth biel kojarzy się z pewnym rodzajem półwidzialności, właściwością przebywania pomiędzy światami, poczuciem pauzy, nie-kolorem, w którym wyraźnie czuje się najlepiej, jak gdyby to, co sugerują inne kolory lub czerń, było czymś niewłaściwym, może nawet nieuprzejmym.(str 95).
Ale jeśli Niebo do kogoś mruga, prawdopodobnie wybiera tych mniej znaczących poszukiwaczy; tych, którzy szperają w wyrzuconych resztkach; tych, którzy wybierają ścieżkę zamiast alei, szparę w żywopłocie zamiast bram z trąbami. Zapewne dlatego brak wiarygodnych dowodów, prawda? Kosmos mruga tylko do tych, którym nikt nie wierzy.(str 266).
[...] jak każdy uzależniony, nie ma żadnego związku z prawdą w jakiejkolwiek postaci [...]
Nie sądzę by znalazło się dwoje ludzi tak szczęśliwych jak my.
Gubimy się w odgrywanych rolach, nasze wady i nawyki są groteskowe, a kiedy stawimy się u bram niebios, trzymająca tam straż potężna Murzynka wyśmieje nas, nie tylko bowiem jesteśmy niewinni, ale też nie mamy pojęcia o niczym, co ma jakiekolwiek znaczenie.
Czyż w żadnej opowieści o człowieku, który prosi czarownicę albo bestię, albo rybę o spełnienie zbyt wielu życzeń, nie ma córki, która ma za zadanie umrzeć?
Ból ją kolonizuje, szybko zagarnia te obszary, które jeszcze przed chwilą były Virginią, zajmuje coraz większe terytorium, wkracza w głąb z całą bezwzględnością, jego postrzępione granice są tak wyraźnie zaznaczone, że nie może się pozbyć wrażenia, że ten ból żyje własnym życiem. Mogłaby go zobaczyć, spacerując z Leonardem po skwerze, roziskrzoną srebrzystobiałą masę unoszącą się nad kostką brukową, miejscami kolczastą, o płynnej konsystencji, lecz o wyraźnym kształcie jak meduza. "Co to?", zapytałby Leonard. "To mój ból głowy", odpowiedziałaby. "Nie zwracaj na niego uwagi".