cytaty z książki "Sprzedałem się ludziom"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Kochany Panie Marku
[...] Gdy ma się osiemnaście lat, to jednak nie tak łatwo jest umierać, nawet jeśli jest się nieuleczalnie chorym. Przepraszam za nieskładność tego listu ale niech to będzie nieistotne. Ważniejsza jest dzisiaj moja potrzeba serca. Pewnie spełniłaby się moja destrukcyjna wola gdyby nie Pana poświęcenie. Nie zmuszał mnie Pan do powrotu do ośrodka, ale postąpił Pan zupełnie inaczej, obdarzył mnie zaufaniem, pokazując jak żyć nawet z piętnem AIDS. Wydobył Pan ze mnie wszystko dobro jakie się tliło w mojej chorej naturze, to ciepło przekonało mnie, że warto zostać czystą choćby jutro miała przyjść na mnie zagłada. Nie od razu byłam bezgrzeszna, diabeł nie dawał z wygraną. Później spotkałam Miłosza, on zaakceptował mnie taką jaka jestem. Pokochał mimo wiedzy o mnie i o moim życiu. Dokończyłam szkołę, zdałam na studia. Dzięki Panu potrafię dzisiaj być szczęśliwa. Jestem pewna, że lek na AIDS zostanie wynaleziony i będę mogła mieć z Miłoszem dziecko. Byłoby niepojętą niesprawiedliwością gdybym po nawróceniu na drogę dobra musiała odejść. Tyle bym jeszcze chciała w życiu zrobić. Niech mi Pan powie, że zdążę.
- Sonia
Szukacie Kochani radości i sensu, lecz nie tam, gdzie można go znaleźć. Za dużo chcecie od otaczającego świata, zapominając,że niewiele możecie dostać bez Waszego udziału i wysiłku. Siadacie więc często z ponurymi minami, oklapnięci i bierni, i zaczynacie 'nadawać" smutne teksty : że można by,ale nie ma tego czy owego, że znów ktoś o Was zapomniał, czegoś Wam nie urządził czy nie zrobił. Proszę bardzo, jeżeli macie ochotę to kontynuujcie, nie mam zamiaru Was pouczać".
Wychowawcy, czy kiedyś prowadziliście lekcję o waszym życiu? Ja robię to zawsze, gdy mam do czynienia z nowymi pacjentami. Oni wiedzą, że jestem normalnym człowiekiem z masą kłopotów osobistych, z kompleksami i niespełnionymi marzeniami. Łatwiej wtedy otwierać się przede mną".
Niby jest hasło, że nauczyciel wychowuje w każdym momencie,ale to raczej demagogia. Trzeba [...] stworzyć odmienny od obecnego klimat w szkole. Musi zginąć przymus ogromnego materiału dydaktycznego. Gdzie to ma się zmieścić w głowach naszych dzieci? Czas na dyskusję z młodzieżą, musi być ważniejszy od matematyki, polskiego,ale do takiej dyskusji trzeba zejść z katedry, wyjść między uczniów w sposób autentyczny i nie tylko na jednej lekcji. Tu zaczyna się trudność. Boimy się utracić nasz autorytet oparty z reguły na naszej wiedzy teoretycznej[...] Aby mówić komuś o życiu, trzeba samemu umieć żyć. I tu koło się zamyka. Ponieważ mamy na ogół niską samoocenę własnych dokonań prywatnych, nie lubimy o nich rozmawiać".
Wzorem jest wszystko co naturalne, wypływające z serca. Także nasze błędy, nieśmiałość, lęk, wahania przy wyborze lepszego i strach przed nieznanym- prawdziwe ludzka postawa, która daleka jest od nieomylności i bohaterstwa. Wzorem jest wszelka prawda, która tkwi w nas i którą musimy nauczyć się ujawniać".
Zaczynamy wychowanie od kłamstwa, bo nie potrafimy być szczerzy wobec siebie samych. Skrzętnie zacieramy wszelkie ślady, tak jak przestępca ukrywa swoje niegodne czyny".
Buntowałem się przeciw złu. Mojego przyjaciela jezuitę, z którym razem studiowałem psychologię, pytałem: dlaczego Bóg milczy? Odpowiadał: Bóg jest w nas. To mnie przekonywało [...] Odruchowo powtarzam "Bóg jest ze mną", ale nie mam głębokiego przeświadczenia, że to wiara mnie chroni, dodaje sił. Nie potrafię zatopić się w religii. Moją religią jest człowiek.
Narkomana się tworzy- w domu, szkole, na uczelni, podwórku i na koloni, słowem wszędzie. Lepi się go z cudownej materii dziecięcej naiwności, chęci poznania świata, wrażliwości uczuć, porywów serca, najskrytszych tajemnic i szczerych łez. To nie do uwierzenia, że my, tak niedawno jeszcze młodzi tacy sami jak nasze dzieci, nagle zapominamy, przekreślamy wszystko i zaczynamy grać dziwną rolę ojca, matki i nauczyciela. Gramy ją niejako w oderwaniu od naszych młodzieńczych i dziecięcych doświadczeń, jakby i w ogóle nie było. Czyżbyśmy się wstydzili naszej przeszłości?".
Rodzice boją się wychylić przed panią profesor ze swoimi kłopotami, bo cóż ona sobie pomyśli o nich, może to nawet zaszkodzi dziecku? Nauczyciel zaś myśli: "Po co mam im mówić o własnych problemach, pewnie będą uważali,że się skarżę,że nie daję sobie rady, że czegoś od nich chcę". Nie mamy do siebie zaufania o współdziałaniu nie można nawet marzyć. [...] Obie strony są nieufne i zakłamane. Dziecko doskonale wyczuwa tę wzajemną przepaść i umie wygrać dla siebie ten mecz, podpuszczając często rodziców na nauczycieli i odwrotnie. A my łatwo dajemy się nabrać".