cytaty z książek autora "Mikołaj Podolski"
- Nawet jeśli cały świat jest przeciwko, ale znajdzie się choć jedna osoba, która pomoże, to człowiek od razu staje się silniejszy i chce walczyć - tak Zuza tłumaczyła, skąd wzięła moc, by iść dalej przez swoje piekło. - Moja siostra nigdy mnie nie oceniała. Nigdy nie dała mi odczuć, że to moja wina. Wiem, że wiele osób nie miało nigdy takiego anioła stróża, ale czasem nawet wsparcie zupełnie obcej osoby może dać siłę do walki.
Żyje bo wciąż kogoś kocha. Nie można żyć gdy nikogo się nie kocha.
Funkcjonariusze Sebastian Puzdrowski razem z Jackiem Orłem zapukali do drzwi jej mamy i poprosili o przekazanie córce, że chcą się z nią widzieć. Gdy doszło do spotkania, jeden z nich popatrzył Zuzie w oczy i powiedział, że jeśli człowiek wyrzuci z siebie największe zło, jakie go spotkało, to będzie mu się żyło lepiej.
Ojciec Hanny, którą "Krystek" zgwałcił w Pucku, długo powstrzymywał się przed rozpoczęciem polowania na gwałciciela. W końcu mężczyźni spotkali się na jednak w tym samym więzieniu i doszło do zgrzytów.
- Krystian zaczepiał mojego tatę, gdy stał przy telefonie. Wiedział, że to mój ojciec - opisywała mi Hanna. - Tata nie wytrzymał i się na niego rzucił, ale od razu ich od siebie zabrali. Później Krystian oskarżył jego i jego kolegów o to, że go tam nękają. Tata Anaid też tam był.
Ojciec Anaid to oddzielna historia. W jego przypadku sprawa była jasna. Gdy zachodziło jakiekolwiek ryzyko, że w zakładzie może natrafić na "Krystka", ustawiano szpaler. Służby więzienne obawiały się, że Armen Tutghushyan może w mgnieniu oka doskoczyć do "łowcy nastolatek" i poderżnąć mu gardło albo roztrzaskać czaszkę.
Wszystko bazowało na prostych prawach wiktymologii. Przeważnie na złych ludzi trafiają te dziewczyny, które najbardziej potrzebują tych dobrych. Chcą ich za bardzo, a to przesłania im resztę. Potrzeba miłości, bliskości, akceptacji i szacunku była dla nich znacznie silniejszym narkotykiem niż, te które w swoich kieszeniach nosił "Krystek". On umiał to wykorzystać.
- Ten "Krystek" to taki średniego wzrostu, łysy? - zapytał.
- Łysy - przytaknąłem. - Może ze 175 centymetrów.
- To ja go pamiętam. Kiedyś mu nawet spuściłem wpierdol. Przyjeżdżał tam z małolatami i nas wkurwiał. Ale już nie pamiętam, za co dostał.
- Skoro go mogliście tak bić, to znaczy, że on nie był nikim superważnym wtedy?
- A daj spokój, to taka pizda była. Nic nie znaczył. Przywoził i zawoził dziewczyny.
Facet, który na początku wydawał się szalonym internautą, okazał się kapitalnym źródłem informacji na temat trójmiejskiego półświatka i życia Sopotu, nie tylko w tej sprawie. Wiedziałem, że uwiera go, że nie pobił wcześniej "Krystka" mocniej ani że nie reagował na to, co słyszał na temat Marcina. Później uwierało go natomiast, że powiedział mi tak dużo. Nie wiedział, co zrobię z tą wiedzą. Ja też nie wiedziałem.
Prowadzący Polsatu dorwał adwokata jeszcze w fazie słowotoku i dopytywał go, czy "łowca" skrzywdził nastolatki. Ten odparł, że były "wykorzystane, ale nie zgwałcone".
- Panie mecenasie, małoletnie, piętnaście lat? - zapytał ktoś ze studia z niedowierzaniem.
Sam Krystian za kratami dużo ćwiczył. Na osadzonych nie robiło to jednak wrażenia. Często krzyczeli do niego: "Krystyna, zrobisz mi loda?" albo "Powieś się!". W więziennej hierarchii był uważany za podczłowieka.
(...) Zakończyłem ten tekst słowami: "Z zebranych przez śledczych dowodów wynika, że w większości przypadków ich [czyli ofiar] jedyną winą było to, że były dziećmi".
- On w ogóle mi mówił, że mnie wywiezie do burdelu. Że mnie załatwi tak jak Iwonę Wieczorek - kontynuowała chaotyczne zeznanie nastolatka. - Jak pracowałam w tym Dream Clubie, to proponowano mi drinki, ale ja nie chciałam. Po tym huśtaniu się zabrał mnie do siebie. I tam znowu z nim współżyłam, chociaż nie chciałam. On mnie rozebrał. Raz mi rozerwał getry czarne. Dawał mi bieliznę, stringi. Mówił, że ma zapas bielizny, bo nigdy nie wiadomo, kto go odwiedzi. Tylko dziwnie wszystkie były w moim rozmiarze. To były nowe rzeczy, metki zrywałam. Jak mnie zaczął rozbierać, to ja nie chciałam, ale on krzyczał na mnie, że jestem kurwa. Mówił, że zgłosi mnie na policję, pójdzie do moich rodziców, że trafię do ośrodka szkolno-wychowawczego.
Jej relacja z Krystianem wydawała się inna niż w przypadku większości dziewcząt. Jakby się w nią zaangażował. Z perspektywy czasu trudno stwierdzić, czy zwodził w ten sposób gimnazjalistkę, czy naprawdę coś do niej poczuł, czy może pamięć nastolatki płatała jej figle. Niemniej, znajomość z Krystianem zakończyła ledwie kilkanaście miesięcy przed złożeniem zeznań.
- Zabrał mnie do lasu. Tam był taki stawek - uczennica opisywała miejsce, które pojawiało się w historiach wielu innych pokrzywdzonych. - Zapytał, czy ma mnie powiesić, czy utopić. Powiedział, że będzie podjeżdżał do mnie cztery razy w tygodniu i będziemy uprawiać seks na jego warunkach. I że dopóki nie zgodzę się na to, to się stąd nie ruszymy.
(...) ta sprawa to horror co najmniej kilkudziesięciu nieletnich. I z dnia na dzień utwierdzałem się w przekonaniu, że jeszcze nie miałem nigdy do czynienia z tak nieczułym, hermetycznym i oderwanym od świata środowiskiem jak to, jakie uczyniło gwałciciela "Krystka" półbogiem sopockich imprez.
Po uzupełnieniu wiedzy na temat nocnego życia Sopotu dotarło do mnie, że nie prowadzę już śledztwa w sprawie jednego skromnego rencisty, który czasem podrywa sobie nieostrożnie dziewczyny. To było już śledztwo w sprawie współpracownika prawdziwego dyskotekowego imperium. Najmocniejszego w północnej Polsce.
- Bramka w klubach go nie lubiła - rzuciła w pewnym momencie Kinga.
- Czemu? Miał jakieś starcia z bramkarzami?
- Chodziło o to, że przychodził z dzieciakami. Już wtedy mówili, że to jest pedofilia.
- Dziewczyny twierdzą, że Krystian chwalił im się rodziną w policji. To jest możliwe?
- Raczej nie. Jego ojciec to stary recydywista. Uczył go zasad więziennych, a on potem postępował wbrew tym regułom. Ktoś mi mówił, że ojciec przy wódce strasznie na niego jęczał. Nie wykluczam jednak, że miał jakiś parasol ochronny w Wejherowie, ale tego nie udowodnimy. Uważam, że operacyjnie mieli na niego mnóstwo. Samo stanie pod szkołami i zaczepianie dziewczyn by wystarczyło, żeby zacząć działać.
Pewnego dnia zdenerwowała się i napisała na Facebooku, że szuka informacji o Krystianie. Wiadomości, które zaczęły do niej napływać, były gorsze niż jej najczarniejsze sny. Dziewczyny, a czasem nawet ich rodzice pisali o gwałtach, próbach samobójczych, szantażach, groźbach, zastraszaniu. Joanna przechodziła przez kolejne kręgi piekieł, nie wiedząc, gdzie może kryć się granica zła.
(...) Pojawiły się pierwsze opinie sugerujące, że dziewczynka mogła zostać wcześniej zgwałcona. Powoli zaczynało do nas docierać, że ta sprawa kryje w sobie coś więcej. Że to nie jest, jak mogłoby się wydawać, kolejny wypadek na torach na Oruni.
Błąkała się przy pobliskich torach. Płakała, przez co zwróciło na nią uwagę kilka osób czekających na stacji. W końcu stanęła na peronie, przy tablicy z rozkładem jazdy. Gdy przejeżdżał pośpieszny do Wiednia, skoczyła na tory. (...) Przy torach został jej tablet w czerwonym etui. Wciąż grała w nim smutna muzyka.
Po pogrzebie kościelnym odbył się drugi, tylko dla przyjaciół i najbliższej rodziny. Wieczorem udali się na plażę w gdańskim Brzeźnie i zebrali w okolicy molo. Włączyli świetlny napis "dla Anaid", po czym wypuścili w powietrze kilkaset lampionów. Wzleciały w kierunku czarnego nieba, które tego wieczoru nie chciało pokazać ani jednej gwiazdy.
- Armen kontaktował się z małolatami, którzy udawali wielkich detektywów - stwierdziła Joanna. - Wszystko popsuli, bo nakierowali go na zupełne niewinną osobę. Zniszczyli życie jemu i temu człowiekowi. Kolega prawie zginął, bo był podobny do Krystiana.
Raniony mężczyzna stracił nerkę. Kilka miesięcy po tym zdarzeniu mówił w sądzie, że wybacza swojemu niedoszłemu mordercy i zachowałby się tak samo, gdyby podejrzewał kogoś o zgwałcenie swojego dziecka. Armen w pierwszej instancji dostał pięć lat więzienia, w drugiej obniżono mu wyrok do trzech i pół roku.
- Znam go od dwunastu lat i już wtedy miał pociąg do bardzo młodych dziewczyn. On to robi od piętnastu, a może nawet dwudziestu lat. Sam widziałem jego filmiki. - Stefan zaczął naszą rozmowę od konkretów. - Dziwiło mnie to już na początku, a potem z każdym rokiem coraz bardziej. Ciągle nas pytał, czy mamy dla niego jakieś małolatki. Potem nagrywał je dla właściciela Dream Clubu w Sopocie, żeby one tam się bujały na huśtawkach, a chłopaki robili dalej swoje.
Z lektury akt sprawy można wywnioskować, że znajomość Danuty z Krystianem była toksyczna, emocjonalna i burzliwa. Kłócili się i godzili. Raz prawił jej komplementy, chwalił jej "idealne ciało", innym razem straszył wywiezieniem do burdelu. Żadne z nich nie potrafiło zakończyć na dobre tej relacji, jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że po większych kłótniach on przesuwał granicę tego, na co może sobie wobec niej pozwolić. Jak sprawny strateg, który stopniowo zajmuje kolejne przestrzenie jej emocji. Wielokrotnie doprowadzał ją na skraj wytrzymałości psychicznej, proponując rzeczy, które normalnym ludziom nie przyszłyby do głowy.
- Dlaczego powiedział pan kiedyś, że Marcin T. ze świtą to najgorsze, co spotkało Sopot od czasów nazizmu, a Zatokę Sztuki oficjalnie nazwał pan "kurwidołkiem"? - zacząłem rozmowę.
- Wykorzystywanie seksualne dzieci i wprowadzanie ich do zawodu prostytucji zawsze będzie spotykało się ze sprzeciwem normalnych ludzi. Pamiętam, jak zszokował mnie film reklamowy, w którym facet przyjeżdża do Sopotu, w Dream Clubie pije szampana i bawi się z dwiema bardzo młodymi dziewczynami, i na koniec budzi się z nimi w pokoju Zatoki Sztuki. Muzyka z tego promocyjnego klipu już zawsze będzie dla mnie koszmarem.
- W całej tej sprawie było jednak znacznie więcej szokujących faktów - zauważam.
- Zgadza się. Choćby sam fakt łowienia dziewcząt, które nierzadko pochodziły z ubogich domów. - Samorządowiec zastanowił się chwilę. - To było żerowanie na ich naiwności, bo przecież wiele z nich myślało, że mają szansę na dobrą pracę. Dziś wiemy już, że niektórym z nich czegoś dosypywano do drinków. A potem, jak wynika z ustaleń śledczych, były gwałty i zmuszanie do prostytucji. To dramat, że w tym wszystkim tak ważną rolę odgrywały sopockie kluby. Sopot podoba się wielu ludziom z całej Polski, więc dziewczynom też mogło zaszumieć w głowie: luksusowy jacht, drogi samochód, modny klub. Często przyjeżdżały z małych miejscowości, nagle widziały trochę inny świat, słyszały ciekawą muzykę i piły nietuzinkowe drinki. Przypuszczam, że to było takie samo wciąganie w ten świat, jak wciąga się w alkohol czy narkotyki.
- Co pan czuł, gdy się dowiedział, że Sopot jest mocno w to wszystko zamieszany?
- Na początku nie dowierzałem. Oczy otworzył mi dopiero wspomniany filmik, który znajdował się w internecie. Byłem też w szoku z powodu młodego wieku ofiar łowionych przez "Krystka". Dotąd żyłem w przekonaniu, że dorosły człowiek nie może uprawiać seksu z osobą poniżej osiemnastego roku życia. Okazało się, że prawna granica jest u nas ustanowiona na piętnasty rok życia. To moim zdaniem i tak za nisko. Jak widać, ktoś na tym żerował.
Snuła się przez środek miasta z rozmazanym makijażem i rozciągniętą bluzką bez ramiączek. Przechodnie rzucali w jej kierunku nieprzychylne spojrzenia. Jedni spoglądali ze zdziwieniem, inni z litością. Nikt jednak nie zapytał, co się stało. W tunelu pod torami mrok zakrył ją całą i wtedy po raz pierwszy przyszła do niej myśl, od której nie mogła się już odpędzić przez następne lata: "Ja już nie chcę więcej żyć".
Nikt jej nie zaproponował pomocy psychologicznej. Matka z siostrą zabrały ją do domu. To tam miała walczyć z własnym sumieniem, wstydem i upokorzeniem, codziennie spoglądając z okna na przystanek, z którego ją zabrał niedoszły "pracodawca".