cytaty z książek autora "Irvine Welsh"
Życie to nuda i strata czasu. Zaczynamy z wielkimi nadziejami, a potem dajemy dupy. Zdajemy sobie sprawę, że wszyscy prędzej czy później umrzemy i nikt nas nie znajdzie odpowiedzi na ważne pytania. Tworzymy jakieś dalekosiężne idee, tłumaczące na różne sposoby naszą rzeczywistość, a tak naprawdę nie rozwijamy żadnej wartościowej wiedzy o rzeczach wielkich, o rzeczach prawdziwych. Najczęściej prowadzimy rozczarowujące życie, które kończy się, zanim się jeszcze zaczęło na dobre. Umieramy. Zapełniamy nasze życie gównem, takimi sprawami jak kariera albo małżeństwo, po to, żeby wmówić sobie, że to wszystko nie jest całkiem bezcelowe.
Dlaczego odrzucam świat i widzę siebie jako coś lepszego? No bo tak, to wszystko. Bo jestem kurwa lepszy i taka jest prawda.
(...) robisz to tylko dlatego, żeby wszyscy myśleli, jaki jesteś głęboki i skomplikowany. To żałosne i kurewsko nudne.
Jestem zbyt chory, by spać, i zbyt zmęczony, by trwać na jawie.
Z definicji żyje się tak długo, póki się nie umrze. Należy zatem uczynić z życia doświadczenie tak pełne i radosne, jak tylko się da, na wypadek gdyby śmierć okazała się gównem, w co nie wątpię.
Wojsko jest jak hera. Jedyna różnicą jest to, że kiedy ćpasz, to nie strzelaja do ciebie, sam se strzelasz...
Kumple to jebana strata czasu. Stać ich tylko na to, by sprowadzić człowieka do poziomu swej towarzyskiej, erotycznej i intelektualnej przeciętności.
A ta pizda zaczyna czytać jebanom ksionżke! Co za jebane maniery! A potem zaczyna gadać z tom kanadyjskom laskom - obie som chyba studentki - o wszystkich jebanych ksionżkach, jakie przeczytali! W chuju mie strzyka. Mieliśmy sie kurwa pośmiać, a nie pierdolić o kionżkach i jakimś gównie. Jakby to ode mnie zależało, to zebrałbym wszystkie skurwiałe knigi, zrzucił je na kupe, polał benzynom i podpalił. Ksionżki som dla pedałów, co przechwalajom sie tym, ile przeczytali. Wszystko, co człowiek musi wiedzieć, piszom w jebanych gazetach i pokazujom w telewizji. Jebany szpaner. Dam mu ksionżki, do chuja...
Niektórych łatwiej jest kochać, gdy nie trzeba się z nimi zadawać.
Zasadniczo, jedyne, czego wymaga od życia, to aby każda pizda zajmowała się sobą, tak jak ja.
To okropne, że zawsze umieramy sami, ale nie gorsze od życia w samotności...
(...) śmierć jest procesem, a nie wydarzeniem. Ludzie umierają zazwyczaj stopniowo, niezauważalnie. Gnijom powoli w domach i szpitalach i tym podobnych miejscach.
Liczba przyjaciół zmniejszy się wraz ze wzrostem jego potrzeb. Przewrotna, perwersyjna matematyka życia.
Mówiom, że należy pomieszkać w mieście, żeby je poznać, ale trzeba wyjechać z niego, gdy chce się je ujrzeć naprawdę.
W miejsce bólu pojawiła sie obrzydliwa, wszechogarniająca, czarna depresja. Nigdy jeszcze nie miałem takiego poczucia całkowitej i dosłownej beznadziejności, przerywanej jedynie napadami oślepiającego gniewu. Unieruchamia mnie to do tego stopnia, że gdy siedze na fotelu, gapionc sie w telewizje, czuje, że stanie się coś strasznego, jeśli zmienie program.
[...] Jak człowiek czuje sie tak jak on, nie chce mu sie gadać ani słuchać czyjegoś gadania. Nie ma sie ochoty na żadne pieprzenie. Tak jak ja. Czasami myśle, że ludzie ćpają, bo podświadomie marzą o ciszy.
Ja też uważałem, że każda pizda powyżej dwudziestki jest nic nie warta, póki sam nie skończyłem dwudziestu lat. Ale im wiency sie rozglondam, tym czenści przyznaje racje sobie z tamtych lat. Po dwudziestce nie zdarza się już nic, co nie jest obrzydliwym kompromisem albo cichom rozpaczom... i tak do końca, do śmierci.
I pojechałem, tyle że najpierw przeleciałem w sypialni Bunty.
Nie spieszyłem się jednak, z nowymi dupami tak trzeba. Z nowymi laskami robię z reguły tak, że zamykam się z nimi na weekend, rozpieszczam je długą grą wstępną, szampanem, jedzeniem i uwagą skupioną na niedorzecznych pierdołach, które nawijają. To zwykle wystarcza, żeby móc je od czasu do czasu przeruchać przez kolejne parę miesięcy. Z początku trzeba się jak najbardziej postarać, żeby wiedziała, że cię na to stać, i mogła potem wyrzucać sobie, że nie jest w stanie na nowo rozpalić w tobie tamtej pasji. Najlepsi kochankowie wiedzą, że z daną laską wystarczy być dobry raz. Jak uda się za pierwszym razem, to potem można właściwie robić, co się człowiekowi żywnie podoba. Koniec końców skapują, że jesteś w zasadzie samolubnym kutasem, zwykle po paru latach bezowocnej autoanalizy, ale ty tymczasem masz ich już dość i ruchasz kogoś innego.
Kocham Mamę, kocham ją za bardzo, w sposób, którego nie potrafię zdefiniować i który sprawia, że jest mi ciężko, że niemal nie mogę powiedzieć jej o tym. Ale kocham ją mimo wszystko. Tak bardzo, że nie chcę, żeby miała takiego syna jak ja. Szkoda, że nie mogę dać jej kogoś w zamian. Żałuję, bo nie sądzę, żebym się zmienił.
Tak jest, najpierw trza wywalić gówno z systemu, by potem zabrać się do srania na nowo.
Przygotowania zawsze zajmują mi dużo czasu, bo chcę wyglądać jak najlepiej dla niego, a i dla siebie samej też. Niektóre kobiety mówią, że nie należy ubierać się dla męskiej przyjemności, ale kiedy się kogoś kocha, jego przyjemność sprawia nam ogromną radość, i ja popełniam ten grzech, i zawsze będę go popełniała.
Jesteśmy tylko zaćpanymi kutasami w otoczeniu, którego nie widzimy w mieście, którym rzygamy udając, że znajdujemy się w centrum wszechświata, wyniszczając się gównianymi prochami, by zagłuszyć poczucie, że prawdziwe życie jest gdzie indziej, świadomi, że choć napędzamy naszą paranoję i rozczarowanie, to jesteśmy zbyt apatyczni, by przestać. Bo, co smutne, nie ma żadnego ciekawego powodu by przestać.
Umarł jak bohater, mówią. (...) W rzeczywistości umarł jak zbędny chuj w mundurze, idący sobie wiejską drogą z karabinem w dłoni. Umarł jak nic nie wiedząca ofiara imperializmu, nie rozumiejąca za grosz czegokolwiek z miliarda uwarunkowań, które doprowadziły do jej śmierci. To jest największa zbrodnia: to, że gówno rozumiał z tego wszystkiego. Wszystko, co prowadziło go przez tę wielką przygodę w Irlandii, która przywiodła do niego śmierć, da się sprowadzić do paru sekciarskich haseł. Pizda umarł tak, jak żył: w kompletnej dezorientacji.
Według mnie to sprawa doświadczenia: zawsze chce sie tego, czego nie można mieć, a rzeczy, o które sie nie dba, podają ci na talerzu.
Wybierz życie.
Wybierz spłacanie hipoteki; wybierz pralki; wybierz samochody; wybierz siedzenie w fotelu przed rozmienkczajoncymi umysł i ducha teleturniejami; wybierz wpychanie do ryja śmieci w barach. Wybierz gnicie, lanie i sranie po sobie w domu, jebany wstyd dla samolubnych popierdoleńców, którychś spłodził.
Wybierz życie.
A zresztom czym jest porażka i sukces? Kogo to jebie? Żyjemy se, umieramy, wszystko dzieje się tak szybko. I tyle; koniec jebany sprawy.
Z ćpaniem nie ma żadnych dylematów. Pojawiajom sie dopiero wtedy, jak zabraknie.
Próby rzucenia fajek w jego towarzystwie to jak odstawienie dragów na skłocie pełnym ćpunów.
- Bez dwóch zdań. Także zadzwoniłem do Monny'ego i w przyszłym tygodniu przeprowadzamy się na Buchanan Street. Mam tylko nadzieję, że umie gotować tak samo dobrze, jak daje dupy! Każę jej uczyć się od mamy, to znaczy gotowania, nie pieprzenia! No, także mam już własne mieszkanie i stałą dupę do ruchania. Jeszcze tylko muszę zamknąć jej mordę i wszystko będzie jak w bajce, do chuja pana.
Społeczeństwo wymyśla przewrotny ersatz logiki, żeby wchłonąć i zmienić ludzi, których zachowanie odbiega od normy.