cytaty z książek autora "Shari Lapena"
Na pewno jedna osoba nie może być w pełni odpowiedzialna za szczęście drugiej.
Henry ponuro wpatruje się w ogień. Już trzy osoby nie żyją. ... za to jego żona wciąż jest wśród żywych.
Ludzie się zakochują, a potem odkochują, kiedy zmienia się punkt widzenia.
Każdy coś udaje i każdy udaje kogoś, kim w ogóle nie jest".
-No i trzeba zawiadomić policję.
-Nie da się - odpowiada mu ochryple James.- Nie mamy prądu. Telefony też nie działają. W tej chwili nie jesteśmy w stanie w żaden sposób skontaktować się z policją.
- Czyli ktoś musi pojechać na najbliższy posterunek.
-Niby jak? - pyta go Bradley. - Niech pan popatrzy za okno. Na zewnątrz mamy jedno wielkie lodowisko.
James powoli potrząsa głową.
-Burza śnieżna zapewne przerwała linie wysokiego napięcia. Na zewnątrz jest niebezpiecznie. Na razie nikogo nie wypuszczę z tego hotelu - oznajmia głośno, jednak w jego głosie nie słychać pewności siebie. - Minie zapewne sporo czasu, zanim dotrze do nas policja.
Chociaż w sąsiednim pomieszczeniu, zaledwie kilka metrów dalej, leżą zwłoki kobiety, kanapki szybko znikają z półmiska.
Gwen z niesmakiem patrzy, jak goście opychają się pieczywem. Chce stąd wyjechać. Nie ma zamiaru spędzić kolejnej nocy w tym hotelu, w niemal nieprzeniknionej, klaustrofobicznej ciemności, pokoju pozbawionym ogrzewania.
Nikt nie chce tej nocy spać. Nikt nawet nie zamierza zamknąć oczu. Przebywają po prostu razem w jednym pomieszczeniu w pełnej napięcia ciszy. Nikt nie rozmawia o potencjalnym niebezpieczeństwie, prawdopodobnie przyczajonym w mroku, nikt nie chce zwiększać poczucia zagrożenia.
Gwen wierci się, usiłując przyjąć na sofie jak najlepszą pozycję. Nie wie, kim jest zabójca i gdzie teraz przebywa. Wie natomiast, że nie może wciąż o nim myśleć, bo zwariuje. Jej szyja zesztywniała od bezustannego napięcia. Po prostu pragnie przetrwać. Jutro z samego rana razem ze wszystkimi spróbuje się stąd wydostać. Trzyma się tej myśli jak ostatniej deski ratunku.
Droga wije się i zakręca w niespodziewanych miejscach, prowadząc coraz wyżej i głębiej w góry Catskill, sprawiając wrażenie, jakby musiała być coraz trudniejsza w miarę oddalania się od cywilizacji. Cienie się wydłużają, a pogoda wciąż się pogarsza. Z drogi można dostrzec rzekę Hudson, co jakiś czas pojawiającą się i znikającą z pola widzenia. Las, który rośnie po obu stronach drogi, zdaje się dręczyć kierowców, jakby groził, że gotów jest połknąć każdy samochód. A jednak wygląda jak las z baśni. Z kolei padający śnieg dodaje wszystkiemu wokół pocztówkowego uroku.
- Od przyjazdu prawie się do mnie nie odezwałeś - mówi spokojnie, za nic w świecie nie chcąc wywołać sprzeczki.
W gruncie rzeczy jest zdziwiona. W domu spędzają razem niewiele czasu, ale nie unikają się przecież celowo, po prostu są nieustannie zajęci. W jej mężu zaszła jakaś zmiana, a ona w tej chwili nie jest w stanie dociec, co jest jej źródłem.
Zastanawia się, jak to możliwe, że po dwudziestu latach małżeństwa nie ma z mężem o czym rozmawiać. Są tutaj sami, bez hałaśliwych dzieci, które bezustannie paplałyby przy jedzeniu, przez co wymiana zdań trwałaby w najlepsze, i oboje nie mają sobie nic do powiedzenia. Chyba odwykli od takich sytuacji. Całe lata jadania posiłków z dziećmi sprawiły, że nie potrafią ze sobą rozmawiać, kiedy siedzą przy stole tylko we dwoje.