cytaty z książek autora "Małgorzata Lisińska"
Cofnął się jeszcze bardziej, uderzając plecami o ścianę. Rozbawiona smoczyca
przeniosła wzrok na Pierwotnego Maga.
– Witaj, Yaso.
– Witaj, Deidghe. – Skinął głową.
– Zastanawiałam się, czy mnie poznałeś.
Uśmiechnął się łagodnie.
– Jakże mógłbym nie?
Podszedł do niej i przesunął palcami po złotej skórze. Pieszczota sprawiła, że
szmaragdowe ślepia przysłoniły powieki, a gad westchnął cicho.
Sodi zebrał się na odwagę – bo w sumie już i tak w ślepia wgapiał, więc do
stracenia prawie nic nie miał – i odsunął się od ściany… o jakieś pół kroku.
– Kurwa, chyba czegoś nie rozumiem. Znacie się?
– Znamy – odpowiedział mag, nie patrząc na przyjaciela.
– Jesteście, niech mnie osioł wychędoży, po imieniu ze smokiem? I zapomniało
się wam, kurwa, wspomnieć?
- Czasami lepiej raz wyciąć jątrzącą się ranę, nawet jeśli oznacza to stratę części siebie, niż latami pozwalać tej ranie gnić.
Bez wahania mogę stwierdzić, że niejedna skomplikowana operacja logistyczna była mniej wymagająca niż przygotowania do odwiedzin włoskiego Ciacha w moim domu.
Ojciec mu kiedyś powiedział, że życie bywa jak puzzle i jeśli nawet myślisz, że rozpieprzyło się na tysiące kawałków, zawsze możesz spróbować je poskładać. Bo trudno o większą satysfakcję niż w chwili, w której ostatni kawałek trafi na swoje miejsce.
Ot, darmowej pochędóżki przecie grzech odmawiać.
Dziadulo tak prawił, a jak dziadulo prawił, znaczy być musi.
...najwyraźniej noc seksu działa lepiej niż hamak i obietnica podwieczorku w przedszkolu".
(...) kiedy facet słyszy, że według gorącej łaski jest szczery, prawy i uczciwy, to tak, jakby usłyszał, że jest idealnym kandydatem na męża (..) czyli jest nudny, przewidywalny i nieatrakcyjny".
Rozkosz i chęć powstrzymania pieszczoty walczyły w moim pięknym kochanku, aż rozkosz wygrała. Poddał się jej, w końcu tracąc kontrolę. Pieściłam go, sama na granicy spełnienia. Nigdy wcześniej sprawianie przyjemności mężczyźnie nie doprowadziło mnie na skraj ekstazy. Teraz jednak byłam jej tak bliska, że prawie omdlewałam, na przemian, ssąc i liżąc Gianniego Morettiego.
- Moja mama mówiła, że gorąca czekolada jest najlepsza na ciężkie chwile. – Przeniósł wzrok na rondelek. Mieszał powoli i dokładnie. – Że robią ją anioły, żeby przeganiała smutki. Robiła ją dla nas, kiedy działo się coś naprawdę złego. Kiedy Anna Maria miała wypadek, a lekarz powiedział, że może nie przeżyć. Kiedy zmarła babcia. – Mieszał powoli, nie patrząc na mnie. – Kiedy Roberto dostał zapalenia opon mózgowych, a ja się bałem, że umrze. Miałem wtedy sześć lat, a z nim było naprawdę źle. – Pokiwał głową, wspominając. – Czekolada nie wyleczyła Anny Marii, nie ożywiła babci, ani nie poprawiła stanu Roba, ale za każdym razem pomogła. – Wyłączył kuchenkę, a potem powoli przelał gęsty płyn do kubka. – Czytałem na temat kakao i mama miała rację. – Popatrzył wreszcie na mnie. – Wiesz, te wszystkie składniki, magnez, fenylocośtam… – Uśmiechnął się łagodnie. – Ja jednak wolę wierzyć, że to dotyk anioła sprawia, że mniej boli.
Boże, jak on się uśmiechał! Taki uśmiech powinien był prawnie zakazany, bo człowiek przestaje myśleć. Nawet jeśli może się poszczycić całkiem niezłym IQ. Jak ja.
– Chcesz się kochać? – zapytał.
Tak właściwie to nie wiem, o co zapytał, bo ja właśnie to usłyszałam. To CHCIAŁAM usłyszeć. Coś w jego głosie, twarzy, sylwetce… cokolwiek to było, aż ociekało testosteronem. Był diabelnie seksowny. Jakby sam Lucyfer wymknął się z piekieł do tyskiej knajpy, żeby kusić biedne niewinne duszyczki.
Dlaczego w takim razie rozmawiał ze mną?
– Przepraszam, nie zrozumiałam?
– Pytałem, czy jesteś cała.