Są chwile, kiedy do okna się skrada
tysiąc miejsc różnych, są w nich wszystkie kraje.
Wir płatków śniegu między kraty wpada
i na parkiecie taje.
Okno, otwarte ledwie na momencik,
chłonie ogrody, podwórze, po którym
mknie biały zaprzęg, pędzi, pędzi, pędzi,
by wreszcie miękko wtopić się w kontury.
Dzwon z bliskiej wieży. Słyszysz, to on przecie?
Jest cicho, cicho. Cicho w całym świecie.
Przed szczelinami, które rybą trącą,
zamieć opuszcza pomierzwiony ogon.
Ten dom podobny jest domów tysiącom,
bo w każdym brak jest kogoś [„Wariacje”].
Są chwile, kiedy do okna się skrada
tysiąc miejsc różnych, są w nich wszystkie kraje.
Wir płatków śniegu między kraty wpada
i na parkiecie t...
Rozwiń
Zwiń