rozwiń zwiń

Chodzi o to, by dostrzegać złożoność świata. Wywiad z Mają Lunde, autorką książki „Ostatni”

Ewa Cieślik Ewa Cieślik
14.01.2021

Gdy rozmawiałam z Mają Lunde, zarówno za oknami jej gabinetu w Oslo, jak i mojego biura w Poznaniu, padał śnieg. Temat pogody nie był przypadkowy, bo nasza rozmowa w dużej mierze dotyczyła zmian klimatycznych. Ten wątek łączy trzy książki Lunde, w tym tę najnowszą, zatytułowaną „Ostatni”. Autorka opowiada w niej nie tylko o ginących gatunkach, lecz także o relacjach łączących nas z innymi ludźmi i sile wspólnoty, która może uratować naszą przyszłość.

Chodzi o to, by dostrzegać złożoność świata. Wywiad z Mają Lunde, autorką książki „Ostatni” fot. Albert Zawada

[Opis wydawcy] Trzecia część klimatycznej tetralogii Mai Lunde – autorki bestsellerowej „Historii pszczół” i „Błękitu” – nareszcie w Polsce!

Sankt Petersburg, 1881 rok. Odnalezione w Mongolii kości nowego gatunku konia trafiają do zoologa Michaiła. Ten ze zdumieniem odkrywa, że szczątki do złudzenia przypominają szkielet prehistorycznego dzikiego zwierzęcia i marzy o wyprawie badawczej na stepy mongolskie. Czy awanturnik i poszukiwacz przygód Wolff pomoże mu ziścić to pragnienie?

Mongolia, 1992 rok. Karin wraz z synem Mathiasem zmierzają do Parku Narodowego Chustajn. Kobieta dorastała w rezydencji Hermana Göringa – Carinhall, gdzie konie Przewalskiego były trzymane w niewoli. Od tamtej pory nie ustaje w staraniach, żeby sprowadzić je z Europy do Mongolii, gdzie przed laty żyły na wolności. W końcu jest tego bliska. Jaką cenę przyjdzie jej zapłacić?

Norwegia, 2064 rok. Eva wraz z córką prowadzą podupadającą rodzinną farmę. Dokoła ruiny i zgliszcza, Europa powoli się rozpada, brakuje prądu i żywności, sąsiedzi wyjechali na północ. Nastoletnia Isa błaga matkę, żeby i one uciekły. Ale Eva nie chce opuścić zwierząt, zwłaszcza dzikiej klaczy, która spodziewa się źrebaka. Na dodatek pewnego dnia do ich drzwi puka tajemnicza kobieta, która szuka noclegu. Czy Louis ściągnie na nie zgubę?

Maja Lunde – mistrzyni apokaliptycznych wizji, wnikliwa badaczka ludzkiej psychiki i obserwatorka życia rodzinnego – powraca z najlepszą dotychczas powieścią „Ostatni”. Trzy plany czasowe, trzy miejsca, trzy przeplatające się i uzupełniające wzajemnie historie o ludziach i zwierzętach. I próba odpowiedzi na powracające w książkach norweskiej pisarki pytanie – czy zdążymy naprawić błędy ludzkości?

Ewa Cieślik: W Polsce jesteś głównie znana jako autorka literatury pięknej, ale napisałaś też książki dla dzieci – w tym świetną „Śnieżną siostrę”. Co sprawiło, że zaczęłaś pisać dla dorosłych?

Maja Lunde: Jestem też scenarzystką, pisałam dla kina i telewizji. Ale gdy tylko zaczęłam pisać dla dzieci, wiedziałam, że stworzę też jakąś powieść dla dorosłych, choć wtedy jeszcze nie miałam pomysłu na konkretną historię. Później traf chciał, że obejrzałam film dokumentalny o masowym ginięciu pszczół i znaczeniu zapylania roślin. Idea ginących owadów popchnęła mnie do napisania książki – wtedy wymyśliłam zarys fabuły „Historii pszczół”.

Wówczas wiedziałaś już, że napiszesz cały cykl książkowy?

Na początku byłam przekonana, że „Historia pszczół” będzie zamkniętą całością, ale w trakcie pisania zaczęły pojawiać się wokół mnie kolejne historie warte opowiedzenia. Do głowy przychodziły mi konkretne sceny i bohaterowie – na przykład David, który jest jednym z głównych postaci w „Błękicie” [drugiej części cyklu – przyp. E.C]. Wiedziałam, że jeszcze nie skończyłam, że chcę napisać więcej. Dość wcześniej zaczęłam przewidywać, jak te różne historie mogłyby się skończyć i połączyć. Finalnie powstaje więc tetralogia, a „Ostatni” to jej trzecia część.

W powieściach twojego autorstwa przeplatają się trzy wątki – z przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. To dość rzadki, ale też niełatwy sposób budowania fabuły, która przypomina układankę – bo w końcu wątki te łączą się ze sobą.

Tak, szczególnie najnowsza książka kosztowała mnie naprawdę dużo pracy – ale to też dlatego, że po prostu jest… długa! (śmiech) Musiałam dokonać dobrego, pogłębionego researchu wielu tematów. Nie wiedziałam na przykład za wiele o życiu w XIX-wiecznej Rosji czy Mongolii lat 90. Co więcej, brakowało mi także wiedzy o koniach oraz prowadzeniu farmy. Podczas pracy miałam wiele momentów, gdy sama siebie przeklinałam, pytałam, po co się za to zabrałam… A jednak te trzy wątki, umiejscowione w różnym czasie, były niezbędne, by dobrze opowiedzieć tę historię. A właśnie o to przecież chodzi, by tę historię opowiedzieć jak najlepiej. W przypadku „Ostatniego” sięgnęłam po prawdziwą historię konia Przewalskiego, opartą na faktach i inspirowaną ludźmi, którzy naprawdę istnieli.

Skąd taka decyzja?

Widziałam konie tego gatunku w 2015 roku, zanim jeszcze „Historia pszczół” została opublikowana. Obserwowałam je w jednym z francuskich rezerwatów w Alpach. Fascynowały mnie nie tylko same zwierzęta, lecz także ich historia. Dowiedziałam się, jak je odkryto w 2. połowie XIX wieku w Mongolii, a następnie schwytano i przewieziono do Europy oraz jak blisko wyginięcia był ten gatunek. Kilka osób sprawiło, że koń Przewalskiego przetrwał reintrodukowany w 1992 roku w Mongolii. Od początku wiedziałam, że właśnie koniom poświęcę tę część cyklu – i teraz wydaje mi się, że w dwóch poprzednich częściach najważniejsi byli bohaterowie, a w tej bardziej chodzi o konie… (śmiech).

Można powiedzieć, że konie również są twoimi bohaterami?

Tak, jak najbardziej. Tematem powieści jest to, co ludzie robią zwierzętom, jak wpływają na losy innych gatunków. Gdy dzikie były z Mongolii przewożone do innych krajów, wiele z nich nie przeżyło podróży. Łapano najmłodsze osobniki, a matki i ojców zabijano. Ludzie zaczęli te konie posiadać, zamykać w klatkach i wykorzystywać. W mojej powieści wątek eksploatacji zwierząt ewoluuje jednak w motyw opieki nad nimi. To piękna cecha ludzi – fakt, że mamy sumienie, które nakazuje nam dbać o innych, w tym o zwierzęta, nawet jeśli nie przynosi nam to namacalnych korzyści. Wiemy po prostu, że tak należy. Moim zdaniem w „Ostatnim” jest dużo mroku, ale jednocześnie jest tam też światło i nadzieja. Sposób, w który uratowaliśmy konie Przewalskiego pokazuje, jak powinniśmy wpływać na inne gatunki i, patrząc szerzej, na całą naturę. Naszym obowiązkiem jest się nią opiekować i o nią dbać. Mamy taką możliwość – wraz z nią spada na nas także wielka odpowiedzialność.

Maja Lunde

Czy uważasz, że ocalenie planety i innych gatunków jest wciąż możliwe?

Tak, absolutnie. Bardzo się trzymam takiego przekonania szczególnie gdy mam gorsze dni – a bywa, że jestem prawdziwą pesymistką! Ale wiedza jest naszą największą bronią. Właśnie dzięki niej jesteśmy gatunkiem, który zajmuje najwyższe miejsce w piramidzie zwierząt. Możemy użyć wiedzy, ale także empatii – i właśnie gdzieś pomiędzy nimi należy szukać odpowiedzi na pytanie, co powinniśmy teraz uczynić. Moim zdaniem konieczne jest zrobienie kroku w tył, jeśli chodzi o zaspokajanie naszych potrzeb i zastanowienie się nad potrzebami zwierząt, roślin, natury. Niektórzy ludzie poświęcili na to całe swoje życie – uważam, że to piękne. Takie osoby staram się opisać na kartach moich powieści.

Na przestrzeni ostatnich kilku lat podjęto wiele dyskusji o zmianach klimatycznych, zresztą możemy je zaobserwować sami, wystarczy spojrzeć za okno. Widzimy więc konsekwencje – anomalie pogodowe, gwałtowne burze, wyniszczające okresy suszy, które dotykają nas, ludzi. Ale to, o czym zapominamy, to kwestia innych gatunków, dużych i małych, jak na przykład owady niezbędne dla równowagi świata. Wszystkie te gatunki stanowią o bogactwie naszej planety, jednak ona niestety staje się coraz uboższa. Drobny kwiat rosnący przy ulicy, ptak na tle nieba, drzewo… Często myślę o tych gatunkach, z którymi dzielimy świat – one potrzebują naszej uwagi. Zasługują, by żyć tak samo, jak my – zresztą wiele gatunków zamieszkiwało Ziemię na długo przed nami.

A czy myślisz, że powinniśmy sami o sobie myśleć jako o gatunku zagrożonym?

Co więcej, sami sprawiamy, że jesteśmy gatunkiem, który już teraz cierpi i będzie cierpiał w przyszłości. I choć jesteśmy sprytni, to powinniśmy być mądrzejsi i planować w dłuższej perspektywie. Brakuje nam wdzięczności, by docenić piękno natury. Często czytelnicy po lekturze „Historii pszczół” piszą do mnie, że nagle zaczęli dostrzegać te niepozorne owady. Bardzo mnie to cieszy – myślę, że gdy zaczniemy świadomie patrzeć na złożony świat, który nas otacza, będziemy go doceniać. Wtedy dokonywanie ewentualnych poświeceń na jego rzecz nie będzie takie trudne.

Czy poprzez swoje książki chcesz wpłynąć na czytelników, czy też twoim zadaniem jest po prostu opowiedzenie historii?

Gdy piszę, najważniejsza jest dla mnie opowiadana historia. Chcę wejść w opisywane zdarzenia, odczuwać emocje moich bohaterów. Gdy oni są smutni, ja czuję niepokój, gdy jest im zimno, sama odczuwam chłód. Nie myślę o wiadomości, jaką chcę przekazać – po prostu piszę. Nie wiedziałam nawet, dlaczego ciągnie mnie do historii gatunku konia Przewalskiego, dopóki nie skończyłam pisać „Ostatniego”. Dopiero teraz, gdy rozmawiam o tym, poddając ten proces analizie, dochodzę do pewnych świadomych wniosków. Spoglądając wstecz, jasno widzę, dlaczego musiałam to napisać. Jest tam zawarte pozytywne przesłanie, którego sama potrzebowałam, bo w trakcie pracy znajdowałam się w dość mrocznym momencie życia. Gdy pracuję, nigdy nie myślę o czytelniku, tym bardziej że jest tyle sposobów na odczytanie moich powieści. Niektórzy widzą je jako historie o relacjach międzyludzkich, inni odczytują ich feministyczne przesłanie, dla jeszcze innych przede wszystkim są to historie o miłości. Można je interpretować jako dystopie i określać terminem „cli-fi”[„climate fiction”, termin ukuty na wzór „science fiction”– przyp. EC], ale ja nigdy tego nie robię, unikam etykietek. Natomiast możliwość opowiadania o moich książkach to dla mnie wielki zaszczyt. Mogę wtedy mówić o tym, co myślę o kryzysie klimatycznym. Ten problem mogę też zestawić z uczuciami, jakie w nas wywołuje, z naszym życiem. To właśnie zasługa literatury – fikcja literacka sprawia, że możemy zrozumieć pewne sprawy, korzystając z naszej wyobraźni i empatii. Jestem za to bardzo wdzięczna.

Maja Lunde

Wspomniałaś o tym, że twoje książki mogą być poddawane różnym interpretacjom – dla niektórych może to być historia miłosna, dla innych – rzecz związana z nauką. Myślę, że wielu czytelników cieszy uniwersalność historii twojego autorstwa.

W czasach przed pandemią, gdy brałam udział w spotkaniach autorskich, zwracałam uwagę na to, że wśród ich uczestników było wielu mężczyzn, a niestety nie zdarza się to często, gdy autorką książki jest kobieta. Myślę, że po części zawdzięczam to temu, że w moich książkach zawarty jest wątek naukowy i sporo faktów, co interesuje mężczyzn.

A czy mogłabyś zdradzić polskim czytelnikom coś więcej o książce, która zamknie cykl klimatyczny?

Mam już napisane mniej więcej dwie trzecie tej historii. Jednym z bohaterów jest wnuk Louisa – postaci z „Błękitu” i „Ostatniego”. Pojawi się też wątek Chin i bohater z tego kraju, znany z wcześniejszych powieści. Cykl można traktować jako oddzielne książki i czytać je osobno, ale są one częścią całości, która przypomina układankę – i czwarta część to ostatni puzzel.

A co do tematu książki – będzie to książka o wirusie. To zresztą dość niesamowita sprawa, bo research nad wirusami i epidemiami robiłam już od lat, a gdy w 2020 roku pojawił się koronawirus i pandemia COVID-19 poczułam się, jakbym wkraczała do jednej ze swoich książek. Akcja najnowszej powieści jest osadzona w archipelagu Svalbard, na Spitsbergenie, i w większości toczy się w przyszłości, w roku 2110, czyli już po „Historii pszczół”. Wtedy Spitsbergen zamieszkuje nieduża społeczność, która zostaje zaatakowana przez chorobę. Starsi mieszkańcy umierają, przy życiu pozostają tylko najmłodsi, którzy decydują, że muszą poprosić o pomoc resztę świata, od którego byli odcięci przez 50 lat. Podczas gdy moja pierwsza książka opowiadała o owadach, druga o wodzie, trzecia o ginących gatunkach, ta będzie dotyczyć roślin i nasion. Na archipelagu Svalbard znajduje się Globalny Bank Nasion. Są tam przechowywane nasiona z całego świata na wypadek katastrofy, zagłady, która mogłaby unicestwić życie na naszej planecie. W mojej książce bohaterowie strzegą tego skarbu, gdy uderza w nich wirus.

A jeśli jesteśmy już przy pandemii, to uważam, że tę obecną możemy potraktować jako możliwość zmiany naszych przyzwyczajeń – takich, jak chociażby latanie samolotami. W bogatych krajach, jak Norwegia, pandemia przypomniała nam też, co jest najważniejsze w życiu – inni ludzie, przyjaciele, bliscy, możliwość bycia z nimi, przytulenia ich. To także możliwość ponownego docenienia tego, co tu i teraz – wyjścia do pobliskiego lasu, spędzenie wakacji w regionie czy kraju, w którym mieszkamy, zamiast udawania się w daleką podróż samolotem. Co więcej, pandemia pokazuje, jak ludzie niemal z dnia na dzień potrafią dostosować się do zmieniających się warunków. Myślę, że politycy o tym zapominają, wymyślając coraz to nowsze powody, dla których nie możemy w nasze życie wprowadzać zmian na rzecz planety. Mam nadzieję, że teraz, z doświadczeniem, jakie zdobyliśmy, takie opinie będą miały mniejszą siłę przebicia. Jesteśmy gatunkiem z umiejętnością błyskawicznej adaptacji i to nasza wielka siła.

Książka "Ostatni" Mai Lunde

Maja Lunde (ur. 1975) – popularna norweska autorka książek dla dzieci oraz scenariuszy filmowych i telewizyjnych. „Historia pszczół”, która zapoczątkowała tzw. klimatyczną tetralogię to jej debiut dla dorosłych czytelników. O powieści zrobiło się głośno jeszcze przed oficjalną premierą. Dotychczas sprzedała się w nakładzie przeszło 2 mln egzemplarzy. Olbrzymią popularnością cieszył się także drugi tom cyklu – „Błękit”. Polskim czytelnikom Maja Lunde znana jest również z poruszającej opowieści adwentowej dla młodszych czytelników pt. „Śnieżna siostra”, zilustrowanej przez Lisę Aisato.

Przeczytaj fragment książki „Ostatni”

Ostatni

Issuu is a digital publishing platform that makes it simple to publish magazines, catalogs, newspapers, books, and more online. Easily share your publications and get them in front of Issuu's millions of monthly readers.


komentarze [3]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
natanna 15.01.2021 14:02
Czytelniczka

NIe czytuję powieści , które dzieją się gdzieś odległej przyszłosci, ale musze przyznac, że ta rozmowa zaintrygowała mnie bardzo i ciekawa jestem książek pani Lunde.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
madeline 14.01.2021 13:49
Czytelniczka

Coraz bardziej mnie intryguje pani Lunde i jej książki. Ciekawa jestem jak zmiany klimatyczne zostały wplecione w fabułę książek. Myślę, że stanowczo muszę je mieć!!

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Ewa Cieślik 14.01.2021 11:10
Bibliotekarz | Redaktor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post